„Zabrałem dziewczynę do rodziców na wakacje na wsi. Po dwóch dniach mama kazała jej się wynosić”
„– To idź! – wrzasnęła w końcu. – Skoro ta dziewczyna jest ważniejsza niż własna matka, to droga wolna! Stałem jeszcze chwilę. Może liczyłem, że mnie zatrzyma. Ale nie. Mama stała z zaciśniętą szczęką, a w oczach miała coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem: rozczarowanie zmieszane z zawziętością”.

- Redakcja
Nie wiem, dlaczego tak bardzo mi zależało, żeby mama ją polubiła. Przecież znałem ją jak własną kieszeń – wiedziałem, że nie znosi kobiet z miasta, co mówią, co myślą i noszą się jakby miały być modelkami. Ale z jakiegoś powodu miałem nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Że może zobaczy w Kindze coś więcej. Nie tylko paznokcie z hybrydą i krótkie spodenki. Że usiądzie z nami przy kawie, zapyta o plany, pośmieje się z jej żartów… Naiwniak.
Właśnie skończyłem studia w Warszawie. Zrobiłem inżyniera z automatyki i robotyki, choć to właściwie nie ma znaczenia. Ważniejsze jest to, że po pięciu latach życia w akademikach i wynajętych klitkach na Pradze, wróciłem na wakacje do domu rodzinnego. Do naszego starego domu pod lasem, gdzie na podwórku latem pachnie sianem, a zimą palonym drewnem.
Liczyłem, że się polubią
I przywiozłem Kingę. Moją dziewczynę. Może nawet przyszłą narzeczoną, jeśli wszystko pójdzie dobrze. Kinga to dziewczyna z charakterem – potrafi się śmiać z siebie, potrafi pyskować, nie boi się mówić, co myśli. Zrobiła licencjat z psychologii i właśnie zaczynała magisterkę. Poznaliśmy się na imprezie znajomych i od razu mnie kupiła. Tylko że Kinga nie jest „typem dziewczyny, jaką się przyprowadza do mamy Teresy”. Tak przynajmniej stwierdził mój młodszy brat, jak tylko zobaczył ją wysiadającą z samochodu. Krótkie spodenki, okulary przeciwsłoneczne i torba w panterkę. Mama pewnie już wtedy miała na nią alergię.
Mama – Teresa – to kobieta z zasadami. Zawsze mówiła, że porządna dziewczyna nie klika paznokciami po telefonie, tylko po łyżce w kuchni. Ojciec, Waldemar, jak zwykle nie powiedział nic. Wyszedł do warsztatu, coś tam grzebał przy starym rowerze, pewnie żeby nie słyszeć, jak mama „przygląda się” Kindze.
Mimo wszystko wierzyłem, że może… może tym razem się uda. Że Kinga ją rozbroi. Że mama zobaczy, że to dobra dziewczyna. Że ja jestem szczęśliwy. Ale już pierwszego wieczora poczułem, że coś jest nie tak. Że te spojrzenia mamy to nie ciekawość, tylko coś między pogardą a wrogością. Że jej komentarze – niby uprzejme – to strzały z tłumikiem. Że nie będzie łatwo. Ale nie spodziewałem się, że po dwóch dniach padnie to jedno zdanie, które zmieni wszystko.
Mama była surowa
– A twoja dziewczyna to chyba nie wie, co to porządna kobieta – usłyszałem w kuchni, zanim jeszcze zdążyłem nalać sobie herbaty.
– Mamo, proszę cię… – odparłem cicho, próbując nie wybuchnąć. – To są inne czasy. Ona po prostu jest sobą.
– Sobą? – Teresa skrzywiła się, jakby wypiła ocet. – Sobą, czyli kim? Taką, co przychodzi do stołu ostatnia, bo musi najpierw poprawić rzęsy? Taką, co zamiast pomóc w kuchni, siedzi na telefonie? Mhm, świetny materiał na żonę…
Nie miałem siły odpowiadać. Wbiłem wzrok w stół. Na kuchennym blacie leżała miska z sałatką, którą mama przygotowywała od rana. Kinga rzeczywiście nie zaproponowała pomocy, ale przecież nie wiedziała, że tu każda kobieta z automatu zostaje wrobiona w rolę kucharki. A nawet jakby wiedziała, to… czy to naprawdę zbrodnia?
– Mamo, Kinga nic ci nie zrobiła – powiedziałem, unosząc głos.
– Jeszcze. Ale zrobi. Taka to zaraz ci zacznie rządzić w domu. Najpierw paznokcie, potem równość, a za chwilę powiesz, że ona ci kazała nie jechać na święta, bo „rodzina cię ogranicza”.
– Przesadzasz.
– Ty jesteś ślepy, Mateusz. Ale ja nie jestem. I mówię ci, patrz, gdzie stawiasz nogi. Bo jak się poślizgniesz, to będziesz potem płakał.
Wyszedłem z kuchni, zanim powiedziałem coś, czego bym żałował. Kinga siedziała na tarasie, popijając kawę z kubka w cytryny.
– Wszystko ok? – zapytała.
– Jasne – skłamałem.
Ale już wtedy wiedziałem, że sytuacja wymyka się spod kontroli. A ja… byłem dokładnie pośrodku. I nie wiedziałem, jak z tego wybrnąć.
Pokłóciły się
– U nas w domu kobieta wie, gdzie jej miejsce – usłyszałem głos mamy, gdy wracałem z drewutni. Zamarłem. Stałem w cieniu werandy i przez uchylone drzwi do kuchni słyszałem wszystko.
– A u nas w mieście kobieta nie siedzi cicho, gdy ktoś ją obraża – odpowiedziała spokojnie, ale twardo Kinga.
– Nie trzeba się od razu unosić. To tylko moja opinia.
– A ja tylko mówię, że to nie moja bajka – dodała Kinga. – Nie muszę nikomu udowadniać, że umiem kroić sałatkę czy zamiatać podłogę, żeby być wartościowa.
– Czyli co? Ja jestem mniej warta? Bo gotuję? Bo sprzątam?
– Nie, pani Tereso. Tylko nie jestem panią. Nie będę taka sama i nie zamierzam udawać, że jestem.
Zamarłem. Poczułem, jak serce zaczyna mi łomotać. Nie wiedziałem, czy wejść, czy uciekać. Te dwie kobiety... jakby pochodziły z różnych światów. A ja wcisnąłem je do jednego domu, jakby to był eksperyment społeczny.
– Mateusz, wejdziesz na obiad, czy będziesz tak stał? – rzuciła mama, nie odwracając się nawet w moją stronę.
Wszedłem. W kuchni pachniało rosołem, a w powietrzu wisiała cisza gęsta jak śmietana. Kinga siedziała sztywno przy stole, z rękami splecionymi na kolanach. Mama nalewała zupę z taką dokładnością, jakby liczyła każdą kroplę. Usiadłem między nimi. I przez cały obiad miałem wrażenie, że siedzę na granacie.
„Może to był błąd?” – przemknęło mi przez myśl. – „Może nie powinienem jej tu przywozić…” Ale przecież ją kochałem. Tylko czemu wszystko musi być takie trudne?
Atmofsera była nerwowa
Wieczorem wyszedłem na podwórko, żeby się przewietrzyć. Usiadłem na ławce przy starym wiśniowym drzewie, wpatrzony w nikłe światła w oddali. Cisza na wsi bywała piękna, ale tej nocy była przytłaczająca. W domu panowała napięta atmosfera – Kinga zamknęła się w pokoju z książką, a mama krzątała się po kuchni z miną, jakby szykowała się do bitwy.
Chciałem tylko zaczerpnąć powietrza, ale wtedy usłyszałem ich rozmowę. Nie chciałem podsłuchiwać, naprawdę. Ale nie mogłem nie słyszeć.
– Nie będę tolerować tej dziewuchy pod moim dachem – mówiła Teresa. Jej głos był twardy jak mosiądz.
– Może przesadzasz, Tereska… – odpowiedział cicho ojciec. Jego słowa były jak szept w burzy.
– Ja wiem, co robię. Dla dobra Mateusza. On tego teraz nie widzi, ale kiedyś mi podziękuje.
– Ale… może warto dać jej szansę?
– Szansę?! Ona tu przyjechała, jakby była królową. Nic nie robi, tylko się mądrzy. Nie taka dziewczyna ma być przy moim synu.
– A powiedziałaś jej to?
– Powiedziałam. Powiedziałam, żeby się wynosiła, póki jeszcze jest kultura.
Zamarłem.
– Co?! – wszedłem do kuchni jak burza. – Naprawdę to powiedziałaś?
Mama odwróciła się wolno. Nie wyglądała na zaskoczoną.
– Tak. Bo ktoś musi tu myśleć rozsądnie.
– Mamo, oszalałaś?! – serce mi waliło. – Jak możesz tak traktować osobę, którą kocham?
– Bo ja też cię kocham, Mateusz. I nie pozwolę, żeby byle jaka panna zniszczyła ci życie.
Ojciec odwrócił wzrok. Jak zawsze. A ja czułem, że grunt usuwa mi się spod nóg. Ta rozmowa zmieniła wszystko.
Mama przesadziła
Znalazłem Kingę za domem, siedziała na trawie z kolanami podciągniętymi do brody. Jej telefon leżał obok, ekran przygaszony, a ona sama gapiła się gdzieś w ciemność, jakby próbowała z niej coś wyczytać.
– Kinga… – powiedziałem cicho.
Odwróciła się powoli. Oczy miała wilgotne.
– Twoja mama powiedziała mi, żebym się wyniosła. – Jej głos był spokojny, zaskakująco spokojny. – I wiesz co? Myślę, że powinnam to zrobić. Nie jestem tu mile widziana.
– Ale ja chcę, żebyś tu była – powiedziałem od razu, siadając obok niej. – To jest mój dom. I ty jesteś moją dziewczyną. To powinno wystarczyć.
– Powinno – przyznała. – Ale nie wystarcza. Nie tu. Nie w tym układzie.
Westchnęła i schowała twarz w dłoniach. Czułem się, jakby świat mi się rozsypywał na kawałki.
– Nie będę się prosić o miejsce przy twoim stole, Mateusz. Nie po tym, jak mnie potraktowano. Jestem dorosła, mam swoje zasady i swoją godność.
– Ale ja naprawdę… nie wiem, jak to wszystko pogodzić. Was dwie. Ciebie i ją. Kocham cię. Ale ona… Ona była tu zawsze. To moja matka.
– No właśnie – mruknęła. – A ja tu jestem gościem. Gościem, którego gospodyni wyrzuciła za drzwi.
Siedzieliśmy w ciszy. Długo. A ja tylko myślałem o jednym: jak to możliwe, że ktoś, kto cię wychował, może tak bardzo cię rozczarować? Nigdy wcześniej nie patrzyłem na matkę jak na obcą. Ale tamtego wieczoru… coś we mnie pękło.
Broniłem Kingi
Wszedłem do kuchni z zaciśniętymi pięściami. Mama stała przy zlewie i myła naczynia, jakby nic się nie stało. Ojciec, jak zwykle, zniknął gdzieś w garażu.
– Musimy porozmawiać – powiedziałem stanowczo.
Nie odwróciła się.
– Jeżeli chcesz znów mi tłumaczyć, że ta twoja dziewczyna to anioł nie z tej ziemi, to oszczędź mi tego, Mateusz.
– Nie. Chcę ci powiedzieć, że przegięłaś. I że nie zamierzam żyć według twoich zasad. Mam dosyć.
Odwróciła się powoli. Ręce jej drżały, ale głos była jak stal:
– Dosyć czego? Tego, że ktoś w końcu powiedział tej twojej pannie prawdę? Że nie pasuje do tej rodziny?
– To MOJE życie, mamo! Nie twoje! I jeśli nie potrafisz tego zaakceptować, to może ja się też wyniosę!
Zapadła cisza. W tej ciszy słychać było tylko tykanie zegara i moje ciężkie oddychanie.
– To idź! – wrzasnęła w końcu. – Skoro ta dziewczyna jest ważniejsza niż własna matka, to droga wolna!
Stałem jeszcze chwilę. Może liczyłem, że mnie zatrzyma. Ale nie. Mama stała z zaciśniętą szczęką, a w oczach miała coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem: rozczarowanie zmieszane z zawziętością. Wyszedłem bez słowa. Po raz pierwszy naprawdę nie chciałem wracać.
W aucie Kinga milczała. Widziałem po niej, że nie wiedziała, jak się zachować.
– Zrobiłem to – powiedziałem w końcu. – Wybieram ciebie.
Nie odpowiedziała. Tylko położyła mi dłoń na udzie. Gdy mijaliśmy znajome pola, nie czułem ulgi. Czułem ból. I gniew. Ale też… coś nowego. Coś jak początek czegoś innego. Czegoś, co już nie miało nic wspólnego z domem, który zostawiłem za sobą.
Mateusz, 24 lata
Czytaj także:
- „Zabrałem rodziców na wakacje nad Bałtyk. Miało być miło, a oni liczyli każdy grosz, jakby byli na skraju bankructwa”
- „Chcieliśmy spędzić z mężem wakacje marzeń na Helu. Było jak w raju, dopóki teściowa nie wpadła na pewien pomysł”
- „Spełniliśmy sen o domku na Warmii. Zamiast liczyć zyski z agroturystyki, ciułaliśmy grosz do grosza na spłatę kredytu”

