Reklama

Gdy zobaczyłam Karola po raz pierwszy, od razu wiedziałam, że to facet stworzony dla mnie. Nie miałam nic przeciwko temu, że jest wdowcem i samotnie wychowuje dwie córeczki. Darzyłam go szczerym uczuciem i byłam w stanie obdarzyć taką samą miłością jego córki, tak jakby były moimi własnymi, chociaż miałam świadomość, że nikt nie jest w stanie w pełni zastąpić im mamy.

Reklama

Dziewczynki były już na tyle duże, że dobrze pamiętały chorobę Marty, poprzedniej żony Karola, która przegrała walkę z białaczką. Liczyłam jednak na to, że uda mi się zdobyć sympatię Wioli i Kingi i będę dla nich jak dobra ciocia.

Pierwsze spotkanie nie było przyjemne

Czułam się nieswojo, a maluchy były nieco wystraszone. Siedmioletnia Wiola i jej młodsza, pięcioletnia siostra Kinga wciąż przeżywały stratę ukochanej mamy, a tu znienacka pojawiła się obca baba, która na dodatek miała z nimi mieszkać.

Zanim żonę Karola dotknęła ciężka choroba, rozpoczęli budowę domu. Teraz to ja musiałam doprowadzić to przedsięwzięcie do końca. Chciałam jak najbardziej zaangażować w to dziewczynki, licząc, że urządzanie pokoików pozwoli im choć na chwilę oderwać myśli od bolesnych wydarzeń sprzed półtora roku.

Kiedy tylko nadarzała się okazja, próbowałam spędzać czas z dziewczynkami. Zdawałam sobie sprawę, że potrzebują kobiecej troski i czułości, ale wiedziałam też, że zaakceptowanie mnie wymaga czasu. Chciałam postępować taktownie, być uważną i nie przytłaczać ich moją serdecznością, mimo że szybko zaczęłam darzyć je ogromną sympatią.

Chciałam, by mnie polubiły

Pewnego dnia poczułam ogromne szczęście, gdy Kingusia przytuliła się do mnie, objęła rączkami za szyję i wyznała:

– Wiesz co, ciociu? Bardzo cię lubię!

Moja relacja z Wiolą była nieco bardziej skomplikowana. Będąc starszą, miała lepsze rozeznanie w sytuacji i potrzebowała więcej czasu, by pogodzić się z myślą, że w życiu jej taty pojawiła się nowa partnerka, która miałaby zastąpić jej mamę.

Stopniowo jednak i ona zaczęła się przede mną otwierać, dzieląc się ze mną opowieściami o swojej szkole, przyjaciółkach i tym, co lubi robić w wolnym czasie. Bardzo mnie to cieszyło. Czułam, że zmierzamy we właściwym kierunku i wierzyłam, że z biegiem czasu uda nam się stworzyć szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Nie spodziewałam się jednak, że los wkrótce wystawi mnie na bolesną próbę.

Byłam zaskoczona

Jakiś czas temu, dokładnie tydzień przed naszym ślubem, siedziałam z Wiolą i pilnowałam, żeby odrobiła zadania domowe. W pewnym momencie ni stąd, ni zowąd zadała mi pytanie:

– A czy to prawda, że niedługo staniesz się naszą macochą? I czy będziesz dla nas okropna?

Zbagatelizowałam jej pytanie, żartując o bajkach, którymi pewnie nakarmiła swój umysł, ale słowa małej dały mi do myślenia. Zdawałam sobie sprawę, że ludzie plotkują o różnych sprawach, że współczują biednym sierotom, których ojciec znalazł zastępstwo dla ich zmarłej mamy, jednak nie chciałam przejmować się złośliwymi plotkami.

Miałam również świadomość, że teściowa Karola, matka Marty, nie popiera jego decyzji o ponownym małżeństwie, ale rozumiałam, że może żywić do mnie urazę jako do osoby, która usiłuje zająć miejsce jej nieżyjącej już córki.

Docierały do mnie pogłoski, rozpowszechniane przez „życzliwych", jakoby moim jedynym celem było zdobycie majątku przyszłego małżonka. Było mi z tego powodu bardzo przykro, ponieważ darzyłam Karola szczerym uczuciem i pragnęłam stworzyć jemu oraz jego córeczkom prawdziwe, pełne ciepła rodzinne gniazdko.

Obawiałam się co prawda życia w cieniu nieżyjącej już Marty, jednak za namową jednej z moich ciotek zamówiłam mszę w jej intencji. Wtedy poczułam, jak mój niepokój rozpływa się, jakby duch Marty był mi wdzięczny za tę modlitwę. Jak się później okazało, o wiele poważniejszym wyzwaniem były uprzedzenia i niechęć tych, którzy wciąż stąpają po ziemi.

Ta kobieta szybko pokazała diable rogi

Kiedy opowiedziałam Karolowi o tych paskudnych plotkach, tylko nieznacznie się przejął.

– Słyszałaś kiedyś takie powiedzenie: "Psy szczekają, a karawana jedzie dalej"? Zobaczysz, że po naszym ślubie ludzie przestaną plotkować, bo zrozumieją, że masz to gdzieś. Tym plotkarzom chodzi jedynie o to, żeby wyprowadzić cię z równowagi. Jesteśmy w sobie zakochani i będziemy szczęśliwi, bez względu na to, czy ktoś to akceptuje, czy nie. Poza tym dziewczynki bardzo cię kochają, same mi to powiedziały. – uspokajał mnie.

Po ślubie przeprowadziliśmy się do naszego nowego lokum. Dziewczynki były zachwycone, gdy urządzały swoje nowo umeblowane pokoje. Ja również byłam zadowolona z zamieszkania tutaj, mimo że gdzieś z tyłu głowy pojawiała się natrętna, odpychana przeze mnie myśl, że to Marta powinna tu żyć z Karolem.

Tę refleksję głośno wyraziła matka Marty, która wpadła do nas z wizytą w nowej siedzibie... Gdy Karol na moment wyszedł, westchnęła z żalem:

– Moja biedna Martunia tak bardzo nie mogła doczekać się tego domu… Miała tyle pomysłów na jego urządzenie… Zupełnie inaczej to sobie wyobrażała…

Byłam kompletnie zaskoczona i przejęta tą sytuacją. Miałam poczucie, że zawiniłam, choć od kiedy Marta odeszła, minęło już sporo czasu. Ale to nie był koniec moich kłopotów. Nie wspominając już o ludzkich plotkach, że dorwałam się do nie swojego majątku i szastam kasą w domu, który nie jest mój…

Dziewczynki były aroganckie

Można było jeszcze jakoś to znieść i zignorować. Jednak wydarzyło się coś o wiele gorszego... Zobaczyłam, że Wiola i Kinga są wobec mnie coraz bardziej zdystansowane.

Niemal pewne było, że jakaś osoba nastawia je negatywnie w stosunku do mnie i burzy mój autorytet. Gdy tylko zwracałam się do nich z jakąś prośbą czy wydawałam polecenia, bardzo często wykonywały to bez entuzjazmu, a czasem wręcz odmawiały posłuszeństwa. W szczególności dotyczyło to Wioli, która odzywała się do mnie w nieprzyjemny sposób:

– Wcale nie muszę cię słuchać. Nie jesteś moją mamą. Jesteś tylko macochą.

Dziewczynki zaczęły coraz częściej powtarzać, że ich mama była lepsza ode mnie, a babcia pozwala im dosłownie na wszystko. Miałam wrażenie, że to teściowa Karola knuje za moimi plecami, ale nie mogłam przecież zabronić kontaktów wnuczek z babcią. Nie wspominałam o tym Karolowi, ponieważ obawiałam się, że zrobi teściowej awanturę, a wtedy sytuacja może się tylko pogorszyć.

Udawałam, że wszystko jest w porządku, ale kiedy byłam sama, wylewałam łzy w poduszkę.

Poczułam, że to mnie przerasta

Zdecydowałam się więc poszukać wsparcia u psychologa. Każdego dnia dziewczynki doprowadzały mnie do skraju wytrzymałości psychicznej. Nie odpuszczały i ciągle się martwiłam, jak to będzie w przyszłości, gdy podrosną. Zastanawiałam się, czy zdołam sobie z nimi poradzić, gdy będą starsze. Jakby tego było mało, okazało się, że spodziewam się dziecka. Okropnie się bałam o jego zdrowie i prawidłowy rozwój, wiedząc, że ciągły stres mi nie służy.

Nie sądziłam, że moje małżeństwo z Karolem przyniesie tyle cierpienia... W pewnym momencie przyłapałam się na myśli, że chyba popełniłam błąd, zostając jego żoną... To było dziwne uczucie, bo przecież wciąż go kochałam.

Karol był wspaniałym mężem, pełnym miłości i dbałości o rodzinę. Ta sytuacja również dla niego nie była prosta. Przyszło mu stawić czoła licznym trudnościom. Pewnego razu niechcący podsłuchałam, jak Kinga zwróciła się do ojca:

– Tato, czy to, co mówiła babcia, jest prawdą? Że kiedy ciocia urodzi ci dziecko, już nie będziesz nas kochał?

No to wszystko jasne

Manipulacje tej fałszywej baby niszczyły naszą rodzinną sielankę. Zastanawiałam się pełna złości: "Czy ta baba w ogóle wie, ile złego robi dzieciakom?! Zamienia ich dzieciństwo w istny horror. A jeszcze gada, że niby tak kocha wnuki, że oddałaby za nie życie. Tak się nie da, coś z tym trzeba zrobić".

Cóż mogłam zrobić w takiej sytuacji? Byłam kompletnie bezradna w starciu z nienawiścią tej baby… Przecież zależało mi, żeby pokochać córki Karola. Czemu matka ich mamy nie chciała do tego dopuścić? Czyżby była zazdrosna o mnie?

Nigdy nie broniłam dzieciakom kontaktów z nią, ani nie negowałam, jak ważną rolę odgrywa w ich życiu. Zupełnie nie rozumiałam, o co jej chodzi. Po słowach Kingi mąż próbował pogadać z matką Marty, ale nic to nie dało.

Babcia zaczęła jeszcze nastawiać wnuczki przeciwko niemu, wmawiając im, że tata woli mnie od własnych córek. Poprosiłam Karola, żeby sobie odpuścił, bo nie chciałam, żeby ta wariatka zepsuła jego relacje z dziewczynkami.

Sytuacja wydawała się patowa, ale nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Teściowa Karola złamała nogę. Wówczas wyszło na jaw, że jej druga córka nie jest w stanie zająć się matką – akurat zaplanowała zagraniczny wyjazd i nie wchodziło w grę, żeby z niego zrezygnować, bo nie chciała stracić kasy.

To był odruch

Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś może tak po prostu odmówić własnej matce pomocy, używając takiego argumentu. Co miałam zrobić? Nie pałałam do niej sympatią przez te wszystkie intrygi, które prowadziła przeciwko mnie, ale w końcu to chora osoba. Nie byłabym w zgodzie ze swoim sumieniem, gdybym postąpiła inaczej, musiałam zaoferować jej swoją pomoc.

Powiedziałam dziewczynkom, że jedziemy do domu babci, ponieważ złamała nogę i potrzebuje naszej pomocy. Nikogo nie uprzedziłam o naszej wizycie. Pani Teresa z wysiłkiem dokuśtykała do wejścia, a gdy ujrzała mnie w progu, zrobiła minę, jakby zobaczyła ducha.

Mimo to wpuściła nas do środka i tylko obserwowała, jak kręcę się wokół niej. Podgrzałam i podałam jej przywieziony obiad, wymieniłam pościel i trochę posprzątałam w mieszkaniu. W tym czasie Kinga i Wiola rozmawiały z babcią. Przed wyjściem spytałam ją, czy czegoś jeszcze potrzebuje i co mam jej przywieźć. Odpowiedziała przyciszonym głosem, unikając mojego wzroku.

Codziennie, przez kolejne tygodnie, wraz z dziewczynkami albo mężem chodziłam do niej w odwiedziny i starałam się jakoś pomagać, na tyle, na ile pozwalał mi mój zaawansowany stan błogosławiony. Żadna z naszych wizyt nie zaowocowała jednak prawdziwą rozmową, oprócz sytuacji, gdy pytałam o to, czego potrzebuje – wtedy padały zdawkowe odpowiedzi, a ona unikała mojego spojrzenia.

W końcu pani Teresa powolutku zaczęła sama stawiać pierwsze kroki po domu. Ja z kolei czułam się coraz słabiej, aż w końcu Karol kategorycznie zabronił mi ją odwiedzać, gdyż obawiał się o zdrowie moje i naszego nienarodzonego maleństwa.

Coś się zmieniło

Stopniowo gromadziłam wszystkie niezbędne rzeczy dla małej księżniczki, bo już wiedziałam, że urodzi się córeczka. Bardzo zaskoczyło mnie, że Wiola i Kinga nagle zaczęły zachowywać się znacznie milej. Zaczęły mi nawet opowiadać o tym, co się dzieje w szkole i o swoich przyjaciółkach. Jednak to, co usłyszałam zupełnie przypadkiem, wprawiło mnie w nieopisane zdumienie - była to rozmowa dziewczynek.

Po niegrzecznej odpowiedzi Kingi Wiola zareagowała:

– Ciocia jest miła, więc powinnaś być dla niej grzeczna.

– Przecież niedawno sama powiedziałaś, że to nie mama i nie muszę jej słuchać.

– Ale przed chwilą babcia powiedziała, że mamy być grzeczne i posłuszne cioci, bo nie można jej denerwować, żeby nie zaszkodzić dziecku.

Trudno było mi uwierzyć w to, co usłyszałam. Teściowa Karola poleciła swoim wnuczkom, żeby były grzeczne?! To było wprost nie do pomyślenia. Wieczorem, tuż przed snem, powiedziałam o całej sytuacji mojemu mężowi. Niezmiernie się ucieszył tą wiadomością.

– Super. Może nareszcie mama cię polubi i da nam spokój, abyśmy mogli wieść normalne życie.

Gdy pojawiła się na świecie nasza mała Maja, jeszcze sporo czasu upłynęło zanim córki mojego męża przywykły do nowej sytuacji i mnie zaakceptowały. Po wielu tygodniach w końcu udało mi się zdobyć ich zaufanie i odbudować nasze relacje.

Aktualnie dziewczynki wprost nie mogą się nacieszyć swoją małą siostrzyczką. Opiekują się nią troskliwie, tak jak na prawdziwe starsze siostry przystało. Znów zagościły u nas uśmiech i pozytywna energia.

A Teresa? Ostatnio w końcu zebrała się, żeby do nas wpaść. Przyniosła ze sobą prezent dla maleńkiej Mai i bukiet kwiatów dla mnie.

Kasia, 33 lata

Czytaj także: „Córka jest jak magnes na nieudaczników. Sprowadza do domu kochasiów w potrzebie, bo podoba jej się zabawa w samarytankę”
„Teściowa odebrała mi męża, lecz nie pozwolę, by mieszała wnukom w głowach. Mogą raz na zawsze pożegnać się z babcią”
„Moja synowa to zakała rodziny i wstyd we wsi. Myśli, że pochodzenie ukryje za ładną buzią i niewyparzonym językiem”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama