Reklama

Kiedy poznałam Michała, miałam dwadzieścia pięć lat i naiwnie wierzyłam, że trafiłam na mężczyznę, który wniesie spokój w moje życie. Nie był typem showmana. Wręcz przeciwnie — inni opisywali go jako opanowanego, zorganizowanego, nawet nieco zamkniętego w sobie. To mnie chyba w nim urzekło. Po wcześniejszych związkach, pełnych wzlotów i upadków, potrzebowałam kogoś konkretnego, a zarazem odpowiedzialnego. Kogoś, kto nie zniknie nagle bez słowa. Michał nie znikał — on wciąż trwał przy mnie.

Pobraliśmy się po roku znajomości. Ślub był kameralny, cichy, ale piękny. Miałam wrażenie, że zaczynam nowy etap życia. Taki spokojny, przewidywalny, pełen wzajemnego szacunku. Przez pierwsze lata było dobrze. Nie idealnie, ale właśnie dobrze, tak po ludzku. Z czasem zaczęłam jednak zauważać zmiany. Michał coraz częściej odpływał myślami, coraz rzadziej z kolei brał mnie za rękę. Patrzył, nie na mnie, ale jakby przeze mnie. Niby był, ale jakby go już dawno nie było. Gdy pytałam, co się dzieje, zbywał mnie, rzucając rozmaite hasła: a to „zmęczenie”, a to „praca”, a to „szalony okres”.

Od pewnego czasu dość często przyjeżdżała do nas Sandra, moja kuzynka. Traktowałam ją zawsze jak młodszą siostrę — była zawsze taka urocza, przebojowa, wygadana. Michał też ją lubił. Może nawet za bardzo – choć wtedy nie chciałam tego widzieć. Ten październikowy grill miał być taki jak zawsze: w rodzinnym gronie, z dobrym jedzeniem, pośród swobodnych rozmów. Może gdybym wtedy nie podeszła do okna, rzeczywiście by tak było. Niestety to, co zobaczyłam, w momencie złamało mi serce.

Zrobiłam krok w tył

W kuchni akurat kończyłam nalewać barszcz do kubków, kiedy przez okno zauważyłam, że Michał i Sandra wracają z auta z siatkami pełnymi zakupów. Zatrzymali się przy bagażniku. On coś do niej mówił, a ona się śmiała. To było takie zwyczajne, naprawdę zwyczajne… aż do momentu, kiedy Michał nachylił się i pocałował ją w usta. Nie, to nie był przyjacielski gest. Nie cmoknął jej w policzek czy w czoło. Złożył pocałunek akurat na jej ustach — bardzo delikatnie, ale jednak byłą w tym jakaś namiętność. Sandra przez chwilę trwała nieruchomo, a potem odwzajemniła pocałunek. Tak po prostu.

Zamrugałam. Raz, drugi. Potem zrobiłam krok w tył.

— Czy ja właśnie…? Nie, to chyba nie… — pomyślałam, próbując sobie to jakoś wytłumaczyć. Może źle widziałam? Może to jakiś głupi żart? A może...

— Anetko, co się stało? — usłyszałam za sobą głos mamy. — Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.

— Nie, wszystko w porządku — odpowiedziałam automatycznie, choć miałam dziwny, obco brzmiący, jakby w ogóle nie należał do mnie.

Mama przyjrzała mi się badawczo, ale nic nie powiedziała. Wróciła do mieszania w garnku. A ja… ja dalej stałam przy zlewie, trzymając kubek, z którego barszcz wylewał się już na blat.

„Nie widziałaś tego. Wydawało ci się” — powtarzałam sobie jak mantrę. Gdzieś pod skórą czułam jednak, że to nie była pomyłka. A kiedy Sandra weszła do kuchni chwilę później, zachowywała się jak zwykle. Tylko że teraz zupełnie inaczej odczytywałam jej uśmiech.

Zacisnęłam dłonie w pięści

Wieczorem, gdy ostatni goście zniknęli za furtką, zebrałam puste kubki ze stołu, zaciągnęłam zasłony i powiedziałam cicho:

— Michał, musimy porozmawiać.

— Teraz? — Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. — Może jutro, Aneta? Jestem padnięty…

– Teraz – powtórzyłam, przecierając ręcznikiem wilgotny blat. — Widziałam was.

Zamarł. Przez sekundę jego twarz wyglądała, jakby została wykuta z kamienia. Wtedy zrozumiałam, że wie, o czym mówię. Nie sądziłam, by chciał się z tego tłumaczyć.

— O czym ty…? — zaczął, ale nie dałam mu skończyć.

Nie udawaj — warknęłam. — Stałam wtedy przy oknie. Widziałam, jak wyjmujecie zakupy z bagażnika… i ten pocałunek.

Z jego ust wydobył się cichy nerwowy śmiech.

— Zwariowałaś? — rzucił. — To Sandra, twoja kuzynka. Przecież wiesz, że zawsze byliśmy blisko.

— Najwyraźniej za blisko — stwierdziłam z przekąsem. — Michał, to nie był przyjacielski pocałunek.

— Aneta… — Popatrzył na mnie zirytowany. — Ty chyba naprawdę zaczynasz sobie coś wmawiać. Może się nudzisz? Może brakuje ci emocji w małżeństwie i próbujesz coś wymyślić?

Zacisnęłam dłonie w pięści.

— Nie odwracaj kota ogonem — cedziłam. — Nie rób ze mnie wariatki. Widziałam was, do cholery!

Michał westchnął i spojrzał na mnie z politowaniem. Ten wzrok… Patrzył, jakbym była niedojrzałą histeryczką, która nie odróżnia już rzeczywistości od wytworów własnej wyobraźni.

— Kochanie, naprawdę — powiedział nienaturalnie miękko. — Zaczynasz przesadzać.

Mógł sobie mówić, co chciał, ale ja już wiedziałam. Nie miałam jeszcze dowodu, bo nie udało mi się go zmusić do wyznania, ale wiedziałam, że go znajdę. Najgorszy był jednak ten ból w sercu, podpowiadający mi, że już tego nie poskładam.

Pękło mi serce

Dwa dni później wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Klucz przekręciłam ostrożnie, prawie bezgłośnie. Chciałam tylko zdjąć buty i chwilę poleżeć, ale gdy minęłam korytarz, usłyszałam głosy dobiegające z pokoju gościnnego.

— Gdyby nie ta noc… nic by się nie zaczęło… – powiedział męski głos. Od razu rozpoznałam Michała.

— Ale się zaczęło —szepnęła... Sandra. — I trwało, a nikt nie miał o tym pojęcia.

Zastygłam. Drzwi były lekko uchylone — gdybym chciała, mogłabym się przez nie przecisnąć, ale ja wciąż stałam jak wryta. Ich głosy odbijały się echem w mojej głowie.

— Od ślubu. Od tej jednej cholernej nocy… — mruknął Michał.

— Cicho — syknęła. — Ona może być w domu…

Wtedy pchnęłam drzwi i wpadłam do pokoju jak burza.

— Od kiedy?! — krzyknęłam. Stanęłam przed nimi, drżąc na całym ciele.

Zamarli. Michał otworzył usta, ale nie zdążył wydać z siebie żadnego dźwięku.

— Od kiedy ze sobą sypiacie?! — wrzasnęłam, choć głos mi się załamywał.

— Aneta, nie teraz… — zaczął Michał.

— Nie teraz?! Serio? — warknęłam. — To kiedy będzie dobry moment?! Kiedy znów znikniesz z Sandrą w kuchni, żeby pomóc jej przy sałatce? Kiedy znów ją pocałujesz przy bagażniku?

Sandra spuściła głowę. Michał patrzył gdzieś za mnie, jakby mnie tam w ogóle nie było. W końcu wyszeptał:

— Od naszej nocy poślubnej. Zaraz po weselu. Ty już spałaś…

Jakby to wszystko cokolwiek tłumaczyło. W tamtej chwili pękło mi serce. I tym razem nawet nie próbowałam go poskładać.

Musiałam po prostu... zniknąć

— To nie miało się wydarzyć — powiedziała Sandra, kiedy zostałyśmy same.

Michał zamknął się w łazience, a ja zostałam z nią w kuchni, z resztkami ciasta na stole i winem, którego już nie miałam ochoty pić.

Ale się wydarzyło — odparłam cicho. — Więc może wreszcie mi powiesz całą prawdę. Daruj sobie te wszystkie wymijające bzdety i tłumaczenia. Chcę wiedzieć wszystko.

Sandra siedziała na krześle, przygarbiona, z czerwonymi oczami.

— Pamiętasz noc po weselu? — zaczęła drżącym głosem. — Ty poszłaś wcześniej spać, bo byłaś zmęczona. Michał został jeszcze na dole… Ja też. Piliśmy. Rozmawialiśmy. I… jakoś tak wyszło.

— Jakoś tak?! — Podniosłam głos. — Sandra, spałam na górze. W sukni ślubnej. A wy wtedy...

— Nikt tego nie planował, Aneta — mówiła cicho. — Myślałam, że to tylko raz. Że on wróci do ciebie, że się opamięta. Ale potem... potem już nie mogliśmy przestać.

Pokręciłam głową jak w transie.

— Przez te wszystkie lata… całowaliście się w moim domu, jedliście moje obiady, uśmiechaliście się przy świątecznym stole — niemal wypluwałam z siebie kolejne słowa. – A ja byłam kim? Wygodnym dodatkiem? Żoną na papierze?

Wtedy wszedł Michał. W jednej chwili wydał mi się taki zmęczony i słaby.

— Kochałem cię — przyznał. — Ale… coś ciągnęło mnie do niej i... to było silniejsze ode mnie.

— Nie, Michał — stwierdziłam szorstko. — To nie było silniejsze. To było słabe. Bardzo słabe. Tak samo zresztą, jak ty.

Zabrałam kurtkę i wybiegłam. Nie miałam żadnego planu, nie wiedziałam nawet, gdzie pójdę. Musiałam po prostu… zniknąć. Uciec z tego teatru, w którym przez tyle lat byłam jedyną aktorką, która nie znała scenariusza.

Zaparło mi dech

Spotkałyśmy się w kawiarni dwa dni później. To ona nalegała. Napisała mi jednego, krótkiego SMS-a: „Chcę ci powiedzieć coś jeszcze. Bez Michała”. Nie wiedziałam, po co się na to zgodziłam. Chyba chciałam pojąć, jak w ogóle można tak bardzo zranić kogoś, kto bezgranicznie ci ufał.

— Dziękuję, że przyszłaś — zaczęła cicho, obracając filiżankę w dłoniach.

— Nie wiem, na co liczysz — odparłam zimno. — Ale nie zamierzam cię klepać po główce, jeśli przyszłaś się tu tłumaczyć.

— Nie, zupełnie nie. — Spojrzała mi w oczy. — Ja... przyszłam się przyznać. Bo... byłaś dla mnie jak siostra.

— Wiem — syknęłam. — I nienawidzę się za to, że kiedykolwiek ci zaufałam.

— Ja nienawidzę siebie za to, że cię zdradziłam. Że całowałam się z nim, siedząc potem obok ciebie przy stole — wymamrotała, wpatrując się w blat. — Przez chwilę… przez dłuższą chwilę… miałam nadzieję, że on od ciebie odejdzie. — Przełknęła z trudem ślinę. — Bo mi to obiecał.

Zaparło mi dech.

— Obiecał ci? — wykrztusiłam.

— Powiedział, że nie wie, co robi, że wszystko mu się pomieszało — ciągnęła dalej. — Że jesteś zimna, że między wami nic nie ma… Że jesteście razem tylko na pokaz.

Zacisnęłam dłoń na serwetce.

— A ty w to uwierzyłaś — rzuciłam głucho.

— Tak. Chciałam w to wierzyć — przyznała. — Bo to dawało mi iluzję, że nie jestem tylko tą drugą. A byłam. Zawsze nią byłam. Bo przecież on wcale od ciebie nie odszedł, mimo że przez te wszystkie lata miał okazję.

Wstałam. Nie miałam już więcej pytań. Smutek, pogarda i złość przepełniały każdą cząsteczkę mojego ciała. W tamtym momencie nie rozumiałam, dlaczego przez tyle lat nie chciałam widzieć tego, co miałam przed oczami — podane jak na tacy.

Moje małżeństwo było kłamstwem

Nie wróciłam do domu — ani tamtego wieczoru, ani kolejnego. Zatrzymałam się u przyjaciółki, w maleńkim pokoju z widokiem na bloki. Spałam w jej łóżku, owinięta kocem, jakby to miało mnie ochronić przed tym, co właśnie wstrząsnęło moim życiem.

Michał wciąż pisał. W jego SMS-ach czytałam: „Musimy porozmawiać”, „Tęsknię”, „Zwariowałem”. Nie padło tam jednak ani jedno „przepraszam”. Sandra z kolei zniknęła. Przestała pisać, nie próbowała też dzwonić. I dobrze. Nie chciałam już więcej wyjaśnień. Wszystko zostało już powiedziane.

Siedziałam wieczorem przy oknie, w tej obcej kuchni, i patrzyłam, jak deszcz spływa po szybie. Pamiętałam dokładnie noc naszego ślubu. Jak Michał przytulił mnie, kiedy zasypiałam. Jak mówił: „Zawsze będę przy tobie”. A potem zszedł na dół, wypił wino i zdradził mnie z moją kuzynką.

Nie wiem, co będzie dalej. Nie mam pojęcia, czy do niego wrócę. Czy zdecyduję się złożyć papiery rozwodowe. Czy w ogóle znajdę w sobie siłę, by jeszcze kiedyś komuś zaufać. Moje małżeństwo było kłamstwem, bo zaczęło się od zdrady — już w noc mojego ślubu.

Aneta, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Zobacz także:


Reklama
Reklama
Reklama