„Wspierałem siostrę, bo uważam, że rodzina to priorytet. Za swoje dobre serce zostałem przez nią potraktowany jak śmieć”
„Cieszyłem się na myśl, że zjemy razem obiad i może obejrzymy z dziećmi film. Kiedy wszedłem do przedpokoju, uderzył mnie widok kartonów ustawionych pod ścianą. Były wypełnione moimi rzeczami”.

- Redakcja
Po rozwodzie wróciłem do rodzinnego miasta jak pies z podkulonym ogonem. Nie było fanfar ani powitań – tylko ciche przeniesienie walizki z bagażnika do mieszkania siostry. Czułem się jak człowiek, który przegrał wszystko, co w życiu najważniejsze. Małżeństwo, dom, poczucie stabilizacji. Gdyby nie Agnieszka, pewnie mieszkałbym teraz w jakiejś klitce z odpadającym tynkiem i oknem na ścianę sąsiada.
Wyciągnęła dłoń
Moja starsza siostra, właścicielka małej firmy reklamowej i matka dwójki dzieci, przyjęła mnie bez pytań. Od razu znalazła mi zajęcie: trochę pomagałem jej w papierach, czasem woziłem towar, a przede wszystkim odbierałem Kubę i Maję ze szkoły. Dzieciaki szybko się do mnie przywiązały. Po kilku tygodniach miałem już swój rytuał: obiad w cztery osoby, potem odrabianie lekcji z Kubą, a wieczorem herbata w kuchni i rozmowy z Agnieszką.
– Jesteś jak tata dla moich dzieci – powiedziała któregoś wieczoru, nalewając mi herbaty. – Wiesz, że nie dałabym sobie rady bez ciebie?
– Tylko pensji ojca nie dostaję – odparłem z przekąsem, ale w środku poczułem, że jestem komuś potrzebny.
W tym cichym, codziennym rytmie zacząłem powoli odzyskiwać równowagę. Myślałem, że tak będzie już zawsze – wspólne obiady, śmiech dzieci, wieczorne rozmowy.
Pomagałem jej
Zauważyłem, że od pewnego czasu Agnieszka coraz częściej wspominała o jakimś Robercie. Na początku brzmiało to zupełnie zwyczajnie – ot, znajomy, który pomógł jej coś załatwić w urzędzie, doradził w sprawach firmy. Później jednak jego imię pojawiało się w rozmowach coraz częściej, jakby między innymi tematami nagle stało się obowiązkowym punktem programu.
Pewnego popołudnia, kiedy wróciłem z Mają z zajęć plastycznych, zastałem Agnieszkę w kuchni. Rozmawiała przez telefon, uśmiechając się w sposób, którego dawno u niej nie widziałem. Kiedy mnie zobaczyła, odwróciła się i szybko zakończyła rozmowę. Z początku nie przywiązałem do tego wagi, ale kilka dni później podobna scena powtórzyła się w salonie. Podczas kolacji postanowiłem zażartować:
– To ja mam się już szykować na szwagra? – spytałem, udając lekki dystans.
Agnieszka tylko machnęła ręką i odpowiedziała wymijająco:
– Oj, Piotrek, nie wymyślaj.
Zaniepokoiłem się
Dzieci zareagowały zupełnie inaczej. Kuba aż się rozpromienił i wypalił:
– Ten Robert jest fajny, zabrał nas ostatnio na lody po szkole!
Słuchałem, kiwając głową, choć w środku poczułem lekkie ukłucie niepokoju. Wieczorem, kiedy dzieci spały, siedziałem w pokoju i myślałem o tym. Nie potrafiłem nazwać tego uczucia. Może to była obawa, że nasza codzienność zacznie się zmieniać, a może zwykła zazdrość o czas, który do tej pory spędzali ze mną? Przypomniałem sobie słowa Agnieszki sprzed kilku tygodni, że jestem jak tata dla jej dzieci, i nagle wydały mi się mniej pewne niż wtedy, gdy je wypowiadała.
Robert zaczął pojawiać się coraz częściej. Najpierw wpadał na chwilę, żeby pomóc przy komputerze. Potem zostawał na kolację, a ja czułem, że atmosfera przy stole jest inna. Było mniej wspólnego śmiechu, mniej rozmów, które jeszcze niedawno przychodziły nam naturalnie. Dzieci skupiały się na nim, dopytywały o kolejne spotkania, a ja coraz częściej milczałem, czując się jak obserwator.
Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w kuchni, Agnieszka zaczęła temat, który od razu wydał mi się niewygodny.
– Piotrek, mam prośbę… – zaczęła ostrożnie. – Może mógłbyś parę razy przenocować u kolegi? Robert chciałby spędzić wieczór tylko ze mną i dziećmi, żeby się lepiej poznali.
Chciała się mnie pozbyć
Uśmiechnąłem się krzywo.
– Naprawdę to konieczne?
– Tak będzie lepiej – odpowiedziała spokojnie.
Zgodziłem się bez dyskusji, bo wiedziałem, że gdybym zaczął protestować, wyszedłbym na tego, który robi problem bez powodu. Kiedy wychodziłem następnego dnia wieczorem, Maja zapytała, czy przyjdę jutro po szkole. Odpowiedziałem wymijająco, a w drodze do kolegi łapałem się na tym, że myślę o wynajęciu czegoś swojego.
Potem jednak przypominałem sobie, że Agnieszka ufa mi jak nikomu innemu i że to tylko chwilowa zmiana. Chciałem w to wierzyć, choć w głębi serca czułem, że powoli przestaję być częścią tego, co jeszcze niedawno nazywałem domem.
Kolejnego dnia wracałem z pracy wcześniej niż zwykle, bo klient odwołał spotkanie. Cieszyłem się na myśl, że zjemy razem obiad i może obejrzymy z dziećmi film. Kiedy wszedłem do przedpokoju, uderzył mnie widok kartonów ustawionych pod ścianą. Były wypełnione moimi rzeczami – książkami, ubraniami, drobiazgami, które przez ostatnie miesiące zdążyłem tu rozłożyć.
Zostałem wyrzucony
W salonie siedziała Agnieszka. Obok niej, z łokciem opartym o oparcie kanapy, Robert. Wyglądali, jakby czekali na mnie od dłuższego czasu.
– Piotrek… – zaczęła cicho Agnieszka, ale od razu poczułem, że to nie będzie zwykła rozmowa. – Robert uważa, że to nie jest normalne, żeby dorosły brat mieszkał z siostrą. My potrzebujemy prywatności. Musisz się wyprowadzić.
Patrzyłem na nią, próbując zrozumieć, czy dobrze usłyszałem.
– Po wszystkim, co zrobiłem? Po tym, jak zastępowałem im ojca? – głos mi zadrżał, ale nie potrafiłem go opanować. Robert wtrącił się spokojnym, ale stanowczym tonem:
– To najlepsze dla wszystkich.
Stałem chwilę w milczeniu, czując, jak serce bije mi coraz szybciej. Chciałem coś powiedzieć, zapytać, dlaczego pozwala, by ktoś obcy decydował o moim miejscu w jej domu, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Wziąłem kurtkę z wieszaka i wyszedłem, zostawiając ich w tej dziwnie cichej przestrzeni, która jeszcze wczoraj była moim schronieniem.
Nie wiedziałem, co dalej
Nie wróciłem tego wieczoru do mieszkania kolegi. Zamiast tego chodziłem po mieście bez celu, mijając znajome ulice, które nagle wydawały się obce. Przechodziłem obok parku, w którym kilka razy bawiliśmy się z Mają i Kubą w berka, i przypominałem sobie ich śmiech, ten nieskrępowany, dziecięcy. Miałem wrażenie, że te chwile były z innego życia.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Na ekranie zobaczyłem imię Mai. Odebrałem, starając się, by mój głos brzmiał zwyczajnie.
– Wujku, a dlaczego musisz się wyprowadzić? – zapytała cicho, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy. Przełknąłem ślinę.
– Tak czasem bywa, Maju. Ale będziemy się widywać. Obiecuję.
– Przyjedziesz po nas po szkole w przyszłym tygodniu? – dopytała.
– Zobaczymy, jak to się ułoży – odpowiedziałem wymijająco, bo wiedziałem, że nie mogę jej obiecać czegoś, czego mogę nie dotrzymać.
Rozmowa trwała jeszcze chwilę, ale każde kolejne słowo ciążyło mi coraz bardziej. Kiedy się rozłączyliśmy, poczułem w sobie pustkę, jakiej nie pamiętałem od dawna.
Piotr, 44 lata
Czytaj także:
- „Po ślubie miałam się ubierać tak, jak chciał mąż. Ale zamiast spełniać jego kaprysy, pokazałam mu, kto tu rządzi”
- „Mój mąż wyjechał do Irlandii zarobić na dziecko i nowe życie. Została mi po nim tylko trumna i kwatera na cmentarzu”
- „Wysłałam mojego męża w Bieszczady, żeby oderwać go od pracy. Zostałam sama, bo on woli paść kozy i nie chce wracać”

