„Wakacje z kochanką w Hiszpanii miały być tajemnicą. Przez jedno błędne kliknięcie, straciłem wszystko”
„– To nie tak... – podszedłem do niej. – To był błąd. Jeden głupi błąd... – Jeden?! – zaśmiała się gorzko. – To był wyjazd, kłamstwa, całe tygodnie bycia gdzie indziej. Emocjonalnie, fizycznie. A teraz zdjęcia, które widzi pół miasta! To nie błąd, Tomasz. To świadomy wybór”.

- Redakcja
Przez większość życia uważałem, że wszystko mam pod kontrolą. Mam żonę, Martę – jesteśmy małżeństwem od piętnastu lat – dwójkę dzieci, dom z ogrodem i własną firmę, która jeszcze do niedawna radziła sobie nieźle. Na papierze wyglądało to jak życiowy sukces. Ale w środku czułem się jakby wszystko, co mnie kiedyś cieszyło, teraz mnie przygniatało.
Marta to dobra kobieta. Naprawdę. Ale zgasła. Albo to ja zgasłem przy niej. Nasze rozmowy sprowadzały się do tego, czy dzieci mają czyste ubrania i czy opłaciłem rachunki. Dotykałem ją jakby przez szybę, pocałunki były rytuałem, a nie bliskością. I któregoś dnia przestałem się starać. Potem przestałem czuć.
Intrygowała mnie
Poznałem Kingę na konferencji – młodsza ode mnie o kilkanaście lat, śmiała się głośno, mówiła szybko, pachniała jak coś zakazanego i ekscytującego. Influencerka, chociaż wtedy nie do końca wiedziałem, co to znaczy. Miała ogromne oczy i telefon przyklejony do dłoni. Gdy zapytała mnie, co robię, odpowiedziałem coś banalnego. Ale ona i tak się uśmiechnęła. To wystarczyło, żebym zapomniał o wszystkich zasadach.
Nie wiem, czy to była ucieczka od rutyny, czy próba odnalezienia siebie na nowo. Wiem tylko, że wciągnąłem się jak dzieciak w pierwszą miłość. I że Kinga – tak beztroska i nieprzewidywalna – była początkiem końca, którego wtedy jeszcze nie przeczuwałem.
Miałem dość rodziny
– Tomasz, możemy porozmawiać? – zapytała Marta, gdy tylko wróciłem wieczorem do domu. Jeszcze nie zdjąłem butów, a ona już czekała w przedpokoju, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Teraz? Jestem zmęczony – mruknąłem, zdejmując kurtkę.
– Właśnie teraz. Bo "później" to u ciebie znaczy nigdy.
Westchnąłem i przeszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie. Marta podążyła za mną i stanęła naprzeciwko.
– Od tygodni cię nie ma. Fizycznie jesteś, ale mentalnie... – zawahała się. – Nie rozmawiasz z dziećmi, nie pytasz, co u nich, nie słuchasz mnie. Pachniesz perfumami, których nigdy nie używałeś. Obcymi perfumami.
– Zaczyna się... – wywróciłem oczami.
– Nie wykręcaj się. Chcę wiedzieć, co się dzieje – głos jej zadrżał.
– Może po prostu mam dość. Może jestem zmęczony byciem tylko bankomatem i kierowcą dla dzieci. Może chciałbym czasem poczuć, że... żyję.
– Że żyjesz? – powtórzyła z niedowierzaniem. – A my co? Nie żyjemy razem od piętnastu lat? Nie budowaliśmy tego wszystkiego razem?
– Budowaliśmy, ale teraz... ty jesteś jak cień. Ja też. Wszystko jest takie... przewidywalne. Bez emocji.
– A więc to o to chodzi – powiedziała cicho. – O emocje. O ekscytację. To znajdziesz sobie jakąś panienkę z TikToka i myślisz, że ci się życie odmieni?
– Nie wiesz, o czym mówisz – warknąłem, czując, jak podnosi mi się ciśnienie.
Patrzyła na mnie przez chwilę, a potem odwróciła się i wyszła z salonu. Usłyszałem trzask drzwi od sypialni. Zostałem sam. W końcu. Tyle że nie poczułem ulgi.
Poleciałem do Hiszpanii
– Wiesz, że wyglądasz na jakieś dziesięć lat młodszego, kiedy się śmiejesz? – powiedziała Kinga, leżąc obok mnie na hotelowym leżaku. Miała na sobie kostium w tropikalne wzory, okulary przeciwsłoneczne i uśmiech jak z reklamy pasty do zębów.
– Przestań – zaśmiałem się. – Ty wyglądasz, jakbyś nigdy nie miała żadnych zmartwień.
– Bo nie mam – odpowiedziała i łyknęła drinka z plastrem limonki. – Jestem z tobą tutaj, nie muszę myśleć o współpracach, zasięgach, niczym.
Leżeliśmy na plaży gdzieś w Hiszpanii. Oficjalnie byłem na konferencji, choć od dwóch dni nie sprawdziłem nawet służbowej skrzynki. Kinga wszystko zorganizowała – loty, hotel, restauracje. Mówiła, że lubi mieć kontrolę. Mi to pasowało. W końcu mogłem być kimś innym niż mąż, ojciec i szef.
– A twoja Marta? – zapytała nagle, bez cienia skrępowania. – Wie, że jesteś na wakacjach?
– Marta wie, że jestem na wyjeździe firmowym. I to wystarczy – mruknąłem, przymykając oczy.
– Aha... czyli robimy to w konspiracji – zaśmiała się.
Zrobiła selfie, przekręciła telefon w moją stronę.
– Ładne, co? – zapytała. Na zdjęciu byliśmy wtuleni w siebie, morze w tle, jej dłoń na moim karku.
– Nie wrzucaj tego nigdzie, dobra? – powiedziałem szybko. – To służbowy wyjazd, pamiętasz?
– Spokojnie, wiem. Tylko robię archiwum wspomnień – odpowiedziała i pocałowała mnie w szyję.
Pomyślałem wtedy, że może to się jakoś uda. Że mam jeszcze kontrolę. Ale to był ostatni moment, zanim wszystko zaczęło się sypać.
Byłem wściekły na Kingę
Siedzieliśmy z Kingą w modnej kawiarni przy deptaku. Popijałem kawę, ona bawiła się telefonem, przewijając coś z uśmiechem.
– Zobacz, ile lajków zebrał mój ostatni reels – rzuciła. – A jeszcze nie wrzuciłam tego, co zrobiliśmy wczoraj.
– Tylko nie wrzucaj nic ze mną – przypomniałem, nawet nie patrząc na nią.
– No przecież wiem, przecież jestem dyskretna – odpowiedziała z udawanym oburzeniem.
W tej samej chwili telefon zawibrował. Spojrzałem: wiadomość od Pawła, mojego wspólnika.
„Tomek, wszystko ok? Widziałem Insta. Wiesz, że ludzie to komentują?”
Zbladłem. Przerzuciłem się na Instagram. I wtedy serce mi stanęło.
„Z moim mężczyzną” – podpisane zdjęcie z wczoraj. Nasze selfie. I co najgorsze – oznaczyła mnie. Oficjalny profil. Imię, nazwisko. Wszystko.
– Kinga?! – syknąłem przez zaciśnięte zęby.
– Co? – podniosła wzrok.
– To zdjęcie. Usuniesz to natychmiast.
– Ale dlaczego? – zapytała zaskoczona. – Przecież jest ładne. I co, wstydzisz się mnie?
– Nie o to chodzi! Mam żonę. Dzieci. Klientów. Ludzi, którzy to widzą!
– To ukryj mnie. Usuń tag. Ale nie rób takiej afery – rzuciła z irytacją.
– Nie rozumiesz... – urwałem, bo właśnie dzwoniła Marta.
Potem drugi raz. I trzeci. Kolejne wiadomości na WhatsAppie, SMS-y, maile. Ludzie pytający, czy wszystko u mnie dobrze. Tego się nie dało cofnąć. Zasłoniłem twarz dłońmi. To był moment, w którym zrozumiałem, że wszystko wymknęło mi się spod kontroli. I to przez jedno selfie.
Skrzywdziłem żonę
Wróciłem z Hiszpanii. Dom był cichy. Zbyt cichy. Kiedy przekroczyłem próg, poczułem, jak ściska mi się żołądek. W salonie siedziała Marta. Na kolanach trzymała telefon, w oczach miała łzy. Spojrzała na mnie bez słowa, jakby mnie nie poznawała.
– Marta... – zacząłem.
– Ciii – przerwała. – Nie mów jeszcze nic. Chcę ci coś pokazać.
Włączyła filmik. Kinga trzymała telefon, nagrywała siebie i mnie. Oboje uśmiechnięci, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na świecie. Na końcu zdjęcie – to, które wrzuciła. „Z moim mężczyzną”.
– Myślałeś, że nikt tego nie zobaczy? – jej głos był spokojny, ale w tym spokoju było coś przerażającego.
– Marta, ja...
– Jak mogłeś?! – krzyknęła nagle. – Jak mogłeś nas tak upokorzyć? Mnie. Nasze dzieci. Wszystkich.
– To nie tak... – podszedłem do niej. – To był błąd. Jeden głupi błąd...
– Jeden?! – zaśmiała się gorzko. – To był wyjazd, kłamstwa, całe tygodnie bycia gdzie indziej. Emocjonalnie, fizycznie. A teraz zdjęcia, które widzi pół miasta! To nie błąd, Tomasz. To świadomy wybór.
Zza schodów dobiegł szmer. Dzieci. Słyszały wszystko. Marta spojrzała na górę i odwróciła wzrok, jakby bała się własnych łez.
– Nie jesteś tym, za kogo cię miałam – szepnęła. – Zniszczyłeś wszystko.
Chciałem coś powiedzieć, cokolwiek, ale nie miałem słów. Stałem tam jak idiota, który zgubił kompas i nie potrafi wyjaśnić, jak doszedł tak daleko od brzegu.
Straciłem więcej, niż myślałem
– I co, myślałeś, że to się nie wyda? – zapytał Bartek, mój wspólnik, siedząc naprzeciwko mnie w pustej sali konferencyjnej.
– Nie tak to planowałem – westchnąłem, wpatrując się w szklankę z zimną kawą.
– Planowałeś?! Tomek, ty w ogóle przestałeś planować. Klient z banku wycofał umowę, bo żona mu pokazała zdjęcie z twoją kochanką. Mówi, że nie chce robić interesów z facetem bez zasad.
Kiwałem głową, bo nie miałem siły się bronić. Firma się sypała. Ludzie szeptali, patrzyli ukradkiem. Marta nie odpisywała na wiadomości, nie odbierała. Raz tylko – krótko.
„Spotkajmy się. Musimy ustalić kwestie rozwodowe.”
Przyszła zimna, rzeczowa, z notatnikiem. Ustaliliśmy wszystko – opiekę nad dziećmi, podział majątku. Ani razu nie spojrzała mi w oczy. Kiedy wychodziła, zapytałem:
– Czy kiedyś... będzie między nami jakaś rozmowa? Prawdziwa?
– Była. Tamtego dnia w salonie. Tylko ty jej nie słuchałeś.
Zostałem sam. W pustym mieszkaniu, z walizką wspomnień i żalem, który dławił mnie od środka. Pisałem do Kingi. Raz. Drugi. Trzeci. W końcu dostałem komunikat: „Użytkownik cię zablokował”.
Zadzwoniłem do starego przyjaciela. Spotkaliśmy się przy piwie.
– Musisz coś z tym zrobić, stary. Nie możesz się rozpaść. Masz dzieci, firmę, życie... Choć teraz wygląda to jak ruiny.
– Tylko że ja sam to wszystko zburzyłem – odpowiedziałem cicho. – Zostawiłem zgliszcza i teraz nie wiem, co dalej.
Nie odpowiedział. Poklepał mnie tylko po ramieniu.
Pomyliłem ekscytację z miłością
Siedzę sam w salonie, którego echo boli bardziej niż puste łóżko. Na stole leży pudełko ze starymi zdjęciami. Marta śmiejąca się na wakacjach. Ja, trzymający dzieci na barana. Przeglądam je jak kronikarz własnej klęski.
Pomyliłem ekscytację z miłością. Ucieczkę z wybawieniem. Kinga była jak petarda – krótka, głośna, efektowna. Marta była jak ogień w kominku – stały, cichy, ciepły. I ja ten ogień zgasiłem sam.
Telefon milczy. Komputer milczy. Ściany milczą. Wszyscy już wszystko powiedzieli. Teraz pozostało tylko milczenie i to jedno pytanie, które nie daje mi spokoju: dlaczego? Dlaczego nie potrafiłem docenić tego, co miałem? Myślałem, że to ja trzymam stery. Że mogę się zatracić, ale zawsze wrócę. Nie wróciłem. Zgubiłem drogę, dom, rodzinę, szacunek do samego siebie. Nie wiem, co dalej. Wiem tylko, że jestem sam. Nie oczekuję przebaczenia. Nie zasługuję na nie.
Tomasz, 39 lat
Czytaj także:
- „Zabrałem rodziców na wakacje nad Bałtyk. Miało być miło, a oni liczyli każdy grosz, jakby byli na skraju bankructwa”
- „Chcieliśmy spędzić z mężem wakacje marzeń na Helu. Było jak w raju, dopóki teściowa nie wpadła na pewien pomysł”
- „Spełniliśmy sen o domku na Warmii. Zamiast liczyć zyski z agroturystyki, ciułaliśmy grosz do grosza na spłatę kredytu”

