„Teściowa udawała świętą, aż urodziłam dziecko. Pomiędzy awanturą o kocyk, a pretensjami o wózek, wyszła z niej hetera”
„Nie spałam całą noc. Słowa teściowej odbijały się echem w mojej głowie. To już nie była nadopiekuńcza matka męża – to była kobieta, która otwarcie próbowała mnie podważyć jako matkę. Robiła to cały czas”.

- Redakcja
Przez pierwsze lata małżeństwa żyłam w przekonaniu, że trafiłam na ideał teściowej. Maria była dokładnie taka, jaką każda synowa chciałaby mieć – miła, nienachalna, wręcz opiekuńcza. Nie wtrącała się w nasze sprawy, nie krytykowała mnie na każdym kroku, a nawet zdarzało jej się chwalić moje decyzje.
– Michał, ale masz dobrą żonę – mówiła czasem do mojego męża, a ja wtedy czułam, że naprawdę mnie zaakceptowała.
Widywaliśmy się rzadko, może raz w miesiącu na niedzielnym obiedzie, który zawsze kończył się kawą i słodkim podsumowaniem: „Jak dobrze, że mamy taką zgodną rodzinę”. Byłam pewna, że nic nie zburzy tej harmonii.
A potem urodziło się nasze dziecko. I nagle Maria, która dotąd była łagodna i ciepła, zaczęła się zmieniać. Na początku to były drobne rzeczy – poprawianie kocyka w wózku, komentarze o tym, jak „za moich czasów robiło się inaczej”. Ale z każdym dniem było coraz gorzej. Nie wiedziałam jeszcze, że oto właśnie rozpoczyna się wojna.
Zaczęła wszystko komentować
Pierwszy raz coś mnie zaniepokoiło, gdy wróciliśmy ze szpitala. Maria czekała na nas w mieszkaniu, choć jej nie zapraszałam. Stała w progu z uśmiechem, ale kiedy wzięła wnuka na ręce, powiedziała:
– Ojej, jaki drobniutki… Na pewno dobrze się odżywiałaś w ciąży?
Zignorowałam to, ale z każdym dniem czułam, że coś jest nie tak. Teściowa przychodziła coraz częściej – niby „pomóc”, ale w rzeczywistości przejmowała stery. Kiedy karmiłam, kręciła nosem:
– Może lepiej daj mu butelkę? Wtedy wiesz, ile zjadł.
Gdy kładłam synka na drzemkę, słyszałam:
– Taki malutki, a już go odkładasz? U mnie Michaś spał tylko na rękach i zobacz, jaki wyrósł!
Zaczęłam czuć, że każda moja decyzja jest podważana. Kiedyś poszłam na krótką drzemkę, zostawiając teściową z wnukiem. Obudził mnie jej szept do Michała:
– Twoja żona zupełnie nie wie, co robi. Ty byłeś inaczej wychowywany i zobacz, jak świetnie teraz sobie radzisz.
Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. Tego wieczoru pokłóciłam się z Michałem po raz pierwszy.
– Ona tylko chce pomóc – rzucił, wzruszając ramionami.
Czy pomoc polega na sprawianiu, że ktoś czuje się jak najgorsza matka na świecie? Mąż nie wiedział jeszcze, że to dopiero początek.
Robiło się coraz gorzej
Z każdym dniem teściowa czuła się w naszym domu coraz swobodniej. Przychodziła bez zapowiedzi, zawsze z uśmiechem, zawsze „tylko na chwilkę”. Tyle że ta „chwilka” potrafiła przeciągnąć się na pół dnia.
Pewnego popołudnia weszłam do salonu i zobaczyłam, jak teściowa przewija mojego syna. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że używała zupełnie innych pieluch, niż te, które kupiliśmy.
– Co ty robisz? – zapytałam ostro.
– Kochana, te twoje pieluszki są do niczego! Kupiłam lepsze, przewiewne, jak kiedyś. Może nie są takie modne, ale przynajmniej nie uczulają! – powiedziała z dumą.
Tego było za wiele.
– Ale ja nie chcę innych! To moje dziecko i to ja decyduję! – podniosłam głos.
Maria spojrzała na mnie z politowaniem.
– Oj, nie unoś się tak. Młode matki zawsze wszystko chcą robić „po swojemu”, a potem i tak się okazuje, że to ktoś z doświadczeniem ma rację.
Wieczorem powiedziałam o tym Michałowi, ale on wzruszył ramionami.
– Przesadzasz. Przecież ona chce dobrze.
Zaczynałam czuć, że w tej rodzinie moje zdanie się nie liczy. I że teściowa nie cofnie się przed niczym, by zrobić po swojemu.
Po prostu przesadziła
Zaczęłam zauważać, że teściowa robi wiele rzeczy za moimi plecami. Niby niewinne drobiazgi, ale coraz bardziej czułam, że podkopuje moje decyzje jako matki.
Pewnego dnia obudziłam się z drzemki i zobaczyłam, że Maria karmi mojego syna… kaszką.
– Co ty robisz?! – rzuciłam, wbiegając do kuchni.
– No co ty, Matyldo, taka panika o łyżeczkę kaszki? Mleko to za mało, dziecko potrzebuje czegoś konkretnego – powiedziała z irytacją.
– Przecież jeszcze nie pora na rozszerzanie diety! Lekarz powiedział, że zaczynamy dopiero za kilka tygodni! – trzęsły mi się ręce ze złości.
– Lekarze to sobie mogą mówić. Ja wychowałam dwoje dzieci i wiem lepiej!
To był moment, w którym coś we mnie pękło. Zabrałam synka do sypialni.
Wieczorem próbowałam porozmawiać o tym z Michałem, ale on tylko westchnął.
– Nie przesadzaj, to tylko kaszka. Mama ma doświadczenie, może warto jej posłuchać?
A kolejnego dnia usłyszałam rozmowę, której nie powinnam słyszeć.
– Matylda się znowu czepia, mamo – to był Michał. – Ciągle mówi, że robisz coś źle.
– Bo ona nie ma pojęcia o macierzyństwie – syknęła Maria. – Gdyby nie ja, to biedne dziecko ciągle byłoby głodne.
Serce podeszło mi do gardła. Teściowa nie tylko mnie podważała – ona przekonywała mojego męża, że jestem złą matką. To już nie była walka o metody wychowawcze. To była walka o moją rodzinę.
Postawiłam sprawę jasno
Nie spałam całą noc. Słowa teściowej odbijały się echem w mojej głowie: „Gdyby nie ja, to biedne dziecko ciągle byłoby głodne”. To już nie była nadopiekuńcza teściowa – to była kobieta, która otwarcie próbowała mnie podważyć jako matkę.
Następnego dnia, gdy tylko Maria pojawiła się w drzwiach, stanęłam przed nią i zablokowałam wejście.
– Coś się stało, kochanie? – zapytała słodkim głosem, jakby nie wiedziała, o co chodzi.
– Tak. Stało się. Nie możesz już przychodzić do nas, kiedy tylko masz na to ochotę – powiedziałam stanowczo. – A już na pewno nie będziesz podejmować decyzji za mnie.
Teściowa spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Przecież ja ci tylko pomagam… – zaczęła, ale przerwałam jej.
– Nie, mamo. Ty kontrolujesz. Robisz wszystko za moimi plecami, podważasz moje decyzje i nastawiasz Michała przeciwko mnie. To koniec. Od dzisiaj obowiązują jasne zasady. Jeśli chcesz zobaczyć wnuka, dzwonisz i pytasz, czy to dobry moment. I nie dotykasz go bez mojej zgody.
Teściowa pobladła.
– Michał, coś ty jej naopowiadał?! – rzuciła do syna, który właśnie wyszedł z łazienki.
– Michał niczego mi nie opowiadał – odpowiedziałam, patrząc mężowi w oczy. – Po prostu usłyszałam waszą rozmowę.
Mój mąż spuścił wzrok. Nie miałam już wątpliwości – jeśli nie stanie po mojej stronie, nasze małżeństwo długo nie przetrwa.
Nie wiem, czy to małżeństwo przetrwa
Michał stał w milczeniu, nie patrząc ani na mnie, ani na swoją matkę. W pokoju narastała napięta cisza. Maria patrzyła na niego wyczekująco, jakby była pewna, że zaraz weźmie jej stronę. Ja czekałam na znak, że jest po mojej.
– Michał? – odezwałam się w końcu, bo nie zamierzałam dłużej czekać.
Wziął głęboki oddech i podniósł wzrok.
– Matylda… Nie przesadzasz trochę? Mama tylko chce nam pomóc…
Poczułam, jakby coś ścisnęło mnie w środku. Tego było stanowczo zbyt wiele.
– Pomóc? – prychnęłam. – To nie jest pomoc. To jest kontrola. I wiesz co? Może dla ciebie to normalne, ale ja nie pozwolę, żeby ktoś mówił mi, jak mam wychowywać moje dziecko.
Teściowa przewróciła oczami.
– Boże, dziewczyno, przestań dramatyzować. Zawsze musisz robić problem z niczego?
Wtedy zrozumiałam. Nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobra.
– Michał, to ostatni raz, kiedy wybierasz między mną a swoją matką – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Albo zaczynasz mnie wspierać, albo nie wiem, jak mamy dalej żyć razem.
Spojrzał na mnie zszokowany, jakby nie wierzył, że naprawdę to powiedziałam. Teściowa aż otworzyła usta, ale zanim zdążyła się odezwać, podniosłam rękę.
– A ty nie będziesz już wchodzić do mojego domu bez zapowiedzi – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. – Nie będziesz podejmować żadnych decyzji dotyczących mojego dziecka. I koniec rozmowy.
Odwróciłam się, wzięłam dziecko i poszłam do sypialni. Jeśli Michał chciał być mężem, musiał w końcu dorosnąć. Czy to zrobi? Nie miałam pojęcia.
Zobaczymy, co będzie dalej
Zamknęłam drzwi sypialni i oparłam się o nie ciężko, czując, jak drżą mi ręce. Nie wiedziałam, co zrobi Michał. Czy wreszcie zrozumie, że jego matka niszczy nasze małżeństwo, czy może pobiegnie za nią, przepraszając za moje „wybuchy”?
W salonie panowała cisza. Po kilku minutach usłyszałam cichy trzask – Maria wyszła.
Michał nie wszedł do sypialni tego wieczoru. Usłyszałam, jak wchodzi do pokoju obok i zamyka za sobą drzwi. A więc tak miało wyglądać nasze małżeństwo? Każde w osobnym pokoju, oddzieleni murem nieporozumień?
Następnego dnia rano zastałam go w kuchni. Siedział przy stole, wpatrując się w kubek z zimną kawą.
– Matylda… – zaczął, ale uciszyłam go ruchem ręki.
– Nie mów mi, że mama nie miała złych intencji. Nie mów mi, że przesadzam. Nie mów mi, że muszę to zaakceptować. Bo nie muszę – powiedziałam twardo.
Spojrzał na mnie długo. Widziałam, że walczy ze sobą. W końcu spuścił wzrok i pokręcił głową.
– Ja… po prostu nie wiem, jak to wszystko ułożyć – przyznał w końcu. – Nigdy nie musiałem wybierać między tobą a nią.
– Nie musisz wybierać – powiedziałam cicho. – Po prostu bądź po stronie swojej żony.
Nie odpowiedział. I tak kiedyś będzie musiał wybrać.
Matylda, 31 lat
Czytaj także:
„Mąż zrobił ze mnie darmową opiekunkę teściowej. Nigdy nie lubiłam tej baby, a jestem na nią skazana”
„Dla teściowej jestem tylko nieudanym wyborem jej syna. We wszystkim muszę dorównywać poprzedniej żonie mojego męża”
„Założyłam się z teściową, kto upiecze lepsze pączki na tłusty czwartek. Już ja jej pokażę, kto jest królową w kuchni”