Reklama

Byłam zaledwie sześcioletnią dziewczynką, kiedy ojciec zniknął z mojego życia. Stało się to tak po prostu, bez żadnych kłótni. Najzwyczajniej w świecie wyszedł z domu i już nie wrócił. Mama najpierw mówiła, że wyjechał w delegację, a potem przestała mówić cokolwiek. To, że temat ten nie był poruszany, wcale nie oznaczało, iż ja zapomniałam.

Zazdrościłam innym dzieciom

Dzieci dostrzegają znacznie więcej, niż się dorosłym wydaje. Zdawałam sobie sprawę z tego, że między rodzicami wydarzyło się coś złego. Dopiero po wielu latach zebrałam się na odwagę, żeby o to mamę zapytać. Odpowiedziała zdawkowo, że ojciec ją zdradzał. W każdym razie nauczyłam się żyć bez niego, nie miałam zresztą innego wyjścia.

Kiedy w szkole ktoś mnie pytał, czy mam tatę, mówiłam, że tak, ale nie wiem, gdzie on jest. Za wszelką cenę usiłowałam wyrzucić z głowy związane z nim wspomnienia, bo przecież go pamiętałam. Jednakże w miarę upływu czasu obrazy te się zacierały. Za wszelką cenę pragnęłam, aby przestały być częścią mnie. Bardzo zazdrościłam rówieśnikom ojców – mnie mojego brakowało, pomimo że mama dwoiła się i troiła, aby go zastąpić.

Lata mijały

Odkąd ojciec nas opuścił, mama przez cały czas trzymała w komodzie jego koszulę. Chyba sądziła, że umknęło to mojej uwadze, ale wielokrotnie widziałam, jak wyjmuje ją z szuflady i gładzi z czułością. Wcale nie przestała ojca kochać, ale się do tego nie przyznawała. Po jego odejściu z nikim się nie związała, chociaż było paru takich, co chcieli zaskarbić sobie jej sympatię.

Bardzo doceniam wysiłek, jaki włożyła w wychowanie mnie – zwłaszcza że nie miała nikogo do pomocy. Na własnych rodziców nie mogła liczyć, ponieważ się jej wyrzekli, kiedy zaszła ze mną w ciążę. Nie akceptowali jej związku z moim ojcem – dlaczego dokładnie, nie miałam pojęcia. Nie znałam ich nawet, a mama nie była skora do opowieści. Podziwiam ją, gdyż wszelkim przeciwnościom musiała stawiać czoła w pojedynkę. Zapewniła mi jednak porządny start w dorosłe życie i jestem jej bezgranicznie za wszystko wdzięczna. Mamy zresztą świetną relację.

Pomimo iż mama jest dla mnie najważniejszą i najukochańszą osobą pod słońcem, zawsze czułam, że brakuje mi jednego elementu w mojej osobistej układance. Był nim oczywiście ojciec. Narastająca przez lata ciekawość dotycząca jego osoby w końcu wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem.

Chciałam znaleźć ojca

Po dwóch dekadach od jego zniknięcia postanowiłam go odszukać. Teraz jest to ułatwione dzięki mediom społecznościowym. Znalazłam go szybciej, niż przypuszczałam – za pośrednictwem mediów społecznościowych. Chociaż dotyczące go wspomnienia wydawany się odległe, od razu rozpoznałam jego twarz. Na zdjęciu profilowym był w towarzystwie swojej żony i córki. Poczułam delikatne ukłucie w okolicach serca, bo ja nie miałam z nim żadnych zdjęć. Pewnie były robione, ale mama je wyrzuciła.

Oglądając fotografie zamieszczone na jego profilu, cała drżałam z przejęcia. Na wielu zdjęciach obecny był pies. „Poznajcie nowego członka naszej gromadki. Oto słodka Lenka” – informował podpis pod jedną z fotek. Ja mam na imię Lena. To przypadek czy nazwał po mnie psa? Co niby miałam o tym myśleć? Zamknęłam Facebooka, lecz to, co tam zobaczyłam, nie dawało mi spokoju.

Dość długo nosiłam się z zamiarem napisania do ojca. Nie byłam w stu procentach pewna, czy rzeczywiście tego pragnę. Nadszedł w końcu dzień, w którym wysłałam mu wiadomość o następującej treści: „Cześć, tu Lena, Twoja córka. Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz, ale ja Ciebie tak. Trudno uwierzyć, że masz psa noszącego moje imię”. Kilka godzin później dostałam odpowiedź.

Zaproponował spotkanie. "Jeśli tylko się zgodzisz, chętnie się z tobą zobaczę" - napisał. Doszłam do wniosku, że skoro powiedziałam „a”, to trzeba powiedzieć również „b”.

Spotkałam się z nim

Umówiliśmy się więc na spotkanie, na które jechałam z walącym sercem. Niczego nie oczekiwałam, lecz i tak byłam strasznie przejęta. Przywitał mnie bardzo serdecznie i zamówił kawę.

– Dlaczego? – to pytanie od dawna cisnęło mu się na usta, a teraz mogłam je zadać, patrząc mu prosto w oczy.

Nie wytrzymał ciężaru mojego spojrzenia. Wbił wzrok w filiżankę z kawą.

– To nie jest tak, że nie chciałem cię odnaleźć – jego głos był cichy, jakby przygaszony.

– To czemu tego nie zrobiłeś?

– Było mi potwornie głupio i wstyd po tym, do czego doszło między mną a twoją matką – przyznał.

– Do tego stopnia, że wymazałeś z pamięci rodzinę i dziecko? – nie kryłam zdumienia wymieszanego z żalem.

– To nie tak – usiłował zaprotestować. – Wcale o tobie nie zapomniałem.

– Wiesz, jakoś tego nie było widać.

– Wiem i cię przepraszam, może mi kiedyś wybaczysz.

Dlatego nazwałeś psa moim imieniem?

– Proszę, nie odbieraj tego źle.

Nie omieszkał zapytać, co u mamy. Odparłam, że znakomicie sobie radzi i jest szczęśliwa. I tak pewnie go nie obchodzi, że złamał jej serce i sprawił, że straciła zaufanie nie tylko do mężczyzn, ale w ogóle do ludzi. Nie zamierzałam przeciągać tego spotkania w nieskończoność. Trwało prawie godzinę.

– Czy jeszcze cię zobaczę? – zapytał na odchodne.

– Nie sądzę. To kiepski pomysł.

– Rozumiem.

Jest obcym człowiekiem

Miał rodzinę i życie, którego częścią nie byłam. Uznałam, że relacja z nim nie jest mi do niczego potrzebna. Brakowało go, kiedy był najbardziej potrzebny. Są rzeczy, których po prostu nie da się naprawić i nie opłaca się tego robić. Przeszłość powinna zostać tam, gdzie jej miejsce, czyli za zamkniętymi drzwiami, nawet jeżeli jest to bolesne. Nie zmienia to przy tym faktu, że nie żałuję, iż odnalazłam ojca. Musiałam zaspokoić swoją ciekawość.

Czy gra była warta świeczki? I tak, i nie. To, że ten człowiek jest moim biologicznym ojcem, absolutnie niczego nie zmienia. Postąpił podle i zachował się niczym tchórz. Dla mnie spotkanie z nim było niezmiernie cenną lekcją, z której wyciągnęłam stosowne wnioski. Mamie nie pisnę o tym słowem, bo nie widzę powodu, aby ją denerwować – i bez tego sporo wycierpiała.

Lena, 26 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama