Reklama

Gdyby jeszcze parę lat temu ktoś mi powiedział, że moje życie się rozsypie, za nic w świecie bym mu nie uwierzył. Miałem dom i żonę, jak wtedy mi się wydawało, kochającą mnie nad życie. To wszystko było jednak iluzją, która rozleciała się niczym domek z kart. Nauczyłem się, że planowanie czegokolwiek na dłuższą metę kompletnie mija się z celem.

Adrian był sąsiadem z naprzeciwka. Miły, uczynny, taka złota rączka. Czasami do nas wpadał. Bardzo go lubiłem, bo dogadywaliśmy bardzo dobrze. Zapraszaliśmy go też na działkę, gdzie w pogodne dni chętnie spędzaliśmy czas ze znajomymi. Do głowy by mi nie przyszło, że jego i Kasię, moją żonę, mogłoby połączyć uczucie.

Początkowo nie przejmowałem się tym, że sporo rozmawiają. Ufałem jej jak mało komu i żywiłem głębokie przekonanie, że na pewno by mnie nie zdradziła. Wychodziłem z założenia, że skoro ja bym jej czegoś takiego nie zrobił, to ona także byłaby w porządku. Tymczasem okazało się, że nie wolno mierzyć innych swoją miarą. Kobieta, dla której byłem gotów nawet w ogień skoczyć, wbiła mi nóż prosto w serce.

Patrzyłem w żonę jak w obrazek

– Co byś powiedziała, gdyby Adrian przyszedł do nas w piątek na kolację? – zapytałem żonę podczas zakupów.

– Dobrze, nie mam nic przeciwko – odparła, oglądając pomidory.

– Wstępnie już mu wspomniałem. Ugotujesz coś smacznego?

– Jeśli mi pomożesz – uśmiechnęła się promiennie.

– Jasne.

Cieszyłem się na to spotkanie. Sąsiad sprawiał wrażenie normalnego faceta. Zgodnie z przewidywaniami piątkowy wieczór upłynął w całkiem przyjemnej atmosferze. Adrian przyniósł wino, my też mieliśmy butelkę. Przy jedzeniu i trunkach z odcieniami czas mijał szybko. Niemniej to właśnie wtedy w mej głowie zapaliła się lampka ostrzegawcza, ale ją zignorowałem. Nie do końca podobało mi się to, w jaki sposób Adrian i Kasia patrzą na siebie i żartują. Natychmiast zganiłem siebie za te myśli i zrzuciłem całą odpowiedzialność na alkohol.

„Wydaje ci się, chyba wypiłeś o dwa kieliszki za dużo” – powtarzałem sobie w myślach. Poza tym nie wątpiłem w lojalność żony. Byliśmy małżeństwem od pięciu lat. Uważałem, że jesteśmy zgraną i znakomicie dobraną parą. Jednakże po tej kolacji coś zakiełkowało w moim umyśle.

Adrian jest w porządku, co nie? – podpytywałem, chociaż sam nie wiedziałem, na co właściwie liczyłem.

– Tak, fajnie mieć miłego sąsiada – Kasia, jak gdyby nic, wzruszała ramionami.

W pewnym momencie uznałem, że popadam w paranoję, ale nie potrafiłem przeczyć temu, co widzą moje oczy. Żona rumieniła się w obecności sąsiada, a on zaglądał do nas coraz częściej. Zawsze się znalazł jakiś pretekst. Co więcej, zdarzało mu się przychodzić, kiedy byłem w biurze. Kasia pracowała zdalnie i nagle zaczęła mieć kłopoty z laptopem. A to się nie chciał włączyć, a to z oprogramowaniem było coś nie tak – oczywiście Adrian również i na tym się znał, więc z przyjemnością ratował damę w opałach. We mnie natomiast wszystko się dosłownie gotowało, aczkolwiek trzymałem buzię na kłódkę.

Mój świat legł w gruzach

Któregoś dnia, kiedy wróciłem z pracy, zastałem w mieszkaniu Adriana. Jakiś niespecjalnie byłem tym zaskoczony, lecz zdziwiła mnie jego reakcja na mój widok. Sąsiad był wyraźnie zmieszany i błyskawicznie się ulotnił. Z kolei twarz Kasi płonęła żywcem. Nic nie powiedziałem. Kilka dni później żona oznajmiła nagle, że ode mnie odchodzi.

Zakochałam się w Adrianie, chcemy być razem.

To było niczym koszmarny sen. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. To ja musiałem się wynieść, ponieważ mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy po ślubie, należało do Kasi. Znalazłem niedaleko skromną kawalerkę, a żona niemalże od ręki sprzedała nieruchomość. Złożyła też pozew o rozwód. Szybko wyprowadziła się wraz z Adrianem, ale nie miałem pojęcia, dokąd się przenieśli. Nie odbierała moich telefonów i nie odpisywała na wiadomości.

Spotkaliśmy się dopiero w sądzie na rozprawie. Cała promieniała, czego niestety nie mogłem powiedzieć o sobie. Czułem się jak śmieć. Nie miałem ochoty żyć. Zalegałem z opłatami za wynajem, ponieważ sporą część wypłaty przeznaczałem na alkohol. Po rozwodzie rozpiłem się na amen. Najpierw były to dwa czy trzy piwa wieczorem, a potem chlałem już od rana do nocy, dzień w dzień.

Prędko wylądowałem na bruku, bez dachu nad głową i pracy. Sypiałem na ławkach albo na klatkach schodowych, jeśli udało się znaleźć takowe schronienie i nikt mnie nie przegonił. Modliłem się do Boga o śmierć. Pragnąłem zamknąć oczy i nigdy już ich nie otworzyć. Sądziłem, że nie ma dla mnie nadziei. Nie widziałem żadnego sensu w życiu.

Dobrzy ludzie podali mi pomocną dłoń

– Na litość boską, panie Piotrze, co pan tu robi? – usłyszałem znajomy głos.

Leżałem skulony na ławce i czekałem na rychły koniec. Podniosłem głowę i ujrzałem sąsiadkę z bloku, w którym mieszkałem z Kasią. Pani Krysia była osobą w podeszłym wieku. Usiadła obok mnie, a ja się do niej przytuliłem i rozpłakałem jak małe dziecko. Zabrała mnie do siebie. Dostałem jedzenie, świeże ubrania i pokój do swojej dyspozycji.

Może pan tu zostać tak długo, jak będzie trzeba – usłyszałem. – Jestem sama, przyda mi się towarzystwo.

Wieść o tym, jaki los mnie spotkał, rozeszła się lotem błyskawicy wśród pozostałych sąsiadów. To dzięki ludziom dobrej woli i o wielkich sercach wygrzebałem się z bagna, w którym tkwiłem, i stanąłem na nogi. Pomogli mi znaleźć pracę i mieszkanie, doradzili też, abym wybrał się na terapię.

Nie było łatwo wyjść na prostą, ale byłem mocno zdeterminowany i zmotywowany do tego, aby zmienić swoje życie. Uczęszczając na terapię dla osób uzależnionych od alkoholu, poczułem ogromną potrzebę pomagania takim jak ja, pogubionym duszom. Od tamtych chwil minęło już kilka ładnych lat. Spełniłem swoje marzenie i obecnie jestem terapeutą uzależnień. To coś więcej niż praca, to misja i powołanie. Jestem szczęśliwy, mogąc zapewniać wsparcie ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji.

Wybaczyłem Kasi, pomimo że zostałem przez nią zdradzony i potraktowany tak niegodnie. Niemniej nie ma we mnie urazy, złości i gniewu – sądzę, że w dużej mierze dzięki przebaczeniu byłem w stanie ruszyć naprzód.

Piotr, 48 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama