„Randka w ciemno miała być jak ze snu, a okazała się koszmarem. Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze dotknę faceta”
„«Dziękuję za cudowny wieczór. Naprawdę dawno nie spotkałem kogoś tak wyjątkowego». Uśmiechnęłam się. To było miłe. Odpisałam krótkie «Ja też się świetnie bawiłam, dzięki!». Nie zdążyłam odłożyć telefonu, a już pojawiła się kolejna wiadomość”.

Dwa lata. Tyle minęło, odkąd ostatni raz byłam w związku. Dwa lata samotnych wieczorów, oglądania seriali na kanapie, wysłuchiwania rad od przyjaciółek, że „najlepsze rzeczy przychodzą, gdy się ich nie szuka”. Dwa lata przypatrywania się zakochanym parom w kawiarniach i zastanawiania się, czy kiedyś też znowu poczuję to, co oni.
Byłam samotna
Nie byłam desperatką, daleko mi było do rzucania się w ramiona pierwszego lepszego faceta. Ale czasem, kiedy wracałam do pustego mieszkania, czułam, że już wystarczy. Byłam gotowa, by kogoś poznać.
Dlatego, kiedy znajomi zaproponowali, że przedstawią mi Jarka, zgodziłam się bez większego zastanowienia.
– Fajny gość, naprawdę! – zapewniał mnie Michał, mój kumpel z pracy. – Może trochę intensywny, ale lepiej trafić na kogoś, kto wie, czego chce, niż na wiecznych chłopców, którzy mają problem z wysłaniem SMS-a.
„Intensywny” – to słowo powinno mnie zaniepokoić. Ale wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, jak bardzo Michał nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi.
Jarka poznałam w piątkowy wieczór. Umówiliśmy się w restauracji. Siedział już przy stoliku, kiedy weszłam. Był wysoki, dobrze ubrany, ciemne włosy miał zaczesane do tyłu, a uśmiech jak z reklamy pasty do zębów.
Wstał na mój widok, przytrzymał mi krzesło.
– Wiesz, że jesteś jeszcze ładniejsza niż na zdjęciu?
Zaśmiałam się, czując lekkie zakłopotanie. Komplementy na dzień dobry zawsze były miłe, ale czy nie za szybko?
Był szarmancki
Mimo to randka przebiegała świetnie. Jarek był zabawny, dużo mówił, ale nie w sposób, który mnie przytłaczał – wręcz przeciwnie, czułam się swobodnie, śmiałam się, cieszyłam, że w końcu trafiłam na kogoś, kto nie musi być zaciągany do rozmowy siłą.
Mniej więcej po godzinie spojrzał mi w oczy i powiedział:
– Takiej kobiety szukałem całe życie.
Zamilkłam. Czy można mówić takie rzeczy po godzinie znajomości? Ale szybko przekonałam samą siebie, że to nic takiego. Może po prostu trafiłam na mężczyznę, który nie boi się uczuć. Może w końcu ktoś nie będzie się bawił w gierki, nie będzie czekał trzy dni, żeby napisać, nie będzie się zastanawiał, czy „wypada” powiedzieć coś miłego.
Po randce wróciłam do domu z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony byłam podekscytowana, Jarek był naprawdę czarujący i rozmowa płynęła tak naturalnie, że czułam się przy nim swobodnie. Z drugiej strony jego słowa nie dawały mi spokoju. Czy można mówić komuś, że jest „tą jedyną”, po zaledwie jednej kolacji?
Szybko się odezwał
Próbowałam się nad tym nie zastanawiać. Wzięłam prysznic, założyłam piżamę i położyłam się do łóżka z książką. Nie zdążyłam przeczytać nawet jednej strony, kiedy telefon zawibrował.
„Dziękuję za cudowny wieczór. Naprawdę dawno nie spotkałem kogoś tak wyjątkowego”. Uśmiechnęłam się. To było miłe. Odpisałam krótkie „Ja też się świetnie bawiłam, dzięki!”. Nie zdążyłam odłożyć telefonu, a już pojawiła się kolejna wiadomość. „Mam nadzieję, że szybko się znów zobaczymy. Może jutro?”.
To było trochę za szybkie. Miałam plany z Anką, moją przyjaciółką, ale nawet gdybym nie miała, nie chciałam od razu rzucać wszystkiego dla faceta, którego dopiero co poznałam. W końcu odpisałam, że jutro nie mogę, ale może w tygodniu.
Minęło dziesięć minut, piętnaście. Wróciłam do książki, ale nie potrafiłam się skupić. Kiedy telefon w końcu znów zawibrował, poczułam niepokój. „Rozumiem. Szkoda. Myślałem, że też nie możesz się doczekać”.
Westchnęłam. Postanowiłam nie roztrząsać tego dłużej. Napisałam dobranoc i poszłam spać.
Był przytłaczający
Następnego dnia, kiedy obudziłam się rano, miałam na telefonie cztery wiadomości. „Miłego dnia, piękna” – pierwsza. „Tęsknię za Tobą” – druga. „Ola? Czemu nie odpisujesz?” – trzecia. A czwarta: „Nie ignoruj mnie. To nie fair”.
Patrzyłam na ekran i czułam, jak ściska mi się żołądek. Dopiero wstawałam z łóżka, a on już zdążył przejść od czułości do pretensji. To nie było normalne. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Anki.
– Wiesz co, chyba przesadziłam z tym Jarkiem – powiedziałam, gdy spotkałyśmy się w kawiarni.
– Nie uważasz, że to dziwne? Dopiero co się poznaliście, a on już mówi, że jesteś jego jedyną?
– Może po prostu się zakochał? Nie wiem… Jest miły, ale faktycznie, trochę mnie to przytłacza.
Anka pokręciła głową.
– Ola, miły to jest facet, który odprowadzi cię do domu i nie zasypuje wiadomościami jak wariat. Nie gość, który nie może wytrzymać bez kontaktu pięciu godzin i od razu robi ci wyrzuty.
Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Może miała rację, ale nie chciałam doszukiwać się problemów tam, gdzie ich nie ma. Postanowiłam jeszcze trochę poczekać, zobaczyć, jak się rozwinie sytuacja.
Byłam nim zmęczona
Gdy wieczorem wróciłam do domu, na ekranie telefonu widniało sześć nieodebranych wiadomości. Nie odpisałam od razu. Po rozmowie z Anką zaczęłam dostrzegać, że Jarek nie zachowuje się normalnie. Postanowiłam dać sobie trochę przestrzeni. Ale on nie dawał mi na to szansy.
Zaczęło się od wiadomości co kilka godzin, potem co godzinę, aż w końcu zaczęłam dostawać je jedna po drugiej. „Czemu się nie odzywasz?”. „Co się stało? Zrobiłem coś nie tak?”. „Ola, nie ignoruj mnie, to boli”. „Nie rozumiem, myślałem, że coś między nami jest…”.
A potem telefony. Najpierw kilka razy dziennie, potem kilkanaście. Kiedy pewnego wieczoru zobaczyłam na ekranie trzydzieści nieodebranych połączeń, zrobiło mi się niedobrze. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam raz na zawsze wyjaśnić sprawę. Oddzwoniłam.
– Jarek, to za szybko. Nie czuję się komfortowo.
– Szukałem cię całe życie! Nie możesz mnie zostawić! – w jego głosie była desperacja.
– My się nawet dobrze nie znamy…
– Czyli to wszystko było kłamstwem?! Bawiłaś się mną?! – przerwał mi, jego ton stał się zimny i oskarżycielski.
Rozłączyłam się, czując, jak trzęsą mi się ręce. Czułam ulgę, że to skończone. Ale wieczorem dostałam zdjęcie swojego domu. „Skoro nie możemy być razem, to chociaż będę blisko” – napisał.
Śledził mnie
Serce podeszło mi do gardła. Patrzyłam na ekran telefonu, na zdjęcie mojego własnego domu, i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Przecież jeszcze kilka dni temu Jarek wydawał się normalnym, miłym facetem. A teraz stał się kimś, kto mnie śledził.
Nie odpisałam. Ręce mi się trzęsły, gdy zamykałam wszystkie zamki w drzwiach. Podeszłam do okna i ostrożnie wyjrzałam na zewnątrz. Było ciemno, pusto. Tylko latarnia rzucała żółte światło na pusty chodnik.
Nagle usłyszałam kroki. Zamarłam. Zbliżały się do moich drzwi, powoli, jakby ktoś chciał, żebym je usłyszała. Powinnam zadzwonić na policję? A jeśli to ktoś z sąsiadów? Drżącymi dłońmi chwyciłam telefon i napisałam do Anki. „On tu jest”.
Odpisała natychmiast. „Kto?!”. „Jarek… stoi pod moim domem”. „Dzwoń na policję! Natychmiast!”. Nie mogłam się ruszyć. Stałam przy oknie, wstrzymując oddech, i modliłam się, żeby odszedł. Po chwili kroki ucichły. Nie miałam odwagi sprawdzić, czy naprawdę zniknął.
Miałam go dosyć
Następnego dnia wciąż byłam roztrzęsiona. Nie spałam prawie całą noc, wsłuchując się w każdy szmer. Bałam się wyjść z domu, ale jeszcze bardziej bałam się, że jeśli nic nie zrobię, Jarek nie przestanie.
Pojechałam na komisariat.
– Zna pani tego mężczyznę? – zapytał policjant za biurkiem.
– Tak, byliśmy na jednej randce, ale on mnie teraz prześladuje.
Policjant uniósł brwi.
– Na czym to prześladowanie polega?
– Dzwoni kilkadziesiąt razy dziennie, zasypuje mnie wiadomościami, wczoraj dostałam zdjęcie mojego domu, a później słyszałam kroki pod drzwiami.
– A coś pani zrobił? Groził pani?
– Napisał, że skoro nie możemy być razem, to będzie blisko. Poza tym skąd miał zdjęcie mojego domu? Przecież to nie jest normalne!
Policjant pokręcił głową.
– Rozumiem, że sytuacja jest nieprzyjemna, ale tak naprawdę ten mężczyzna nie złamał prawa. Może to tylko zakochany chłopak, który nie radzi sobie z emocjami.
Zatkało mnie.
– Jeśli coś się nasili, proszę wrócić. Na razie radziłbym po prostu zablokować numer i unikać kontaktu – dodał.
Wyszłam z komisariatu z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Jarek mógł mnie nachodzić, śledzić, a ja miałam po prostu czekać, aż coś się nasili? Miałam ochotę krzyczeć.
Czułam się bezradna
Najpierw zaczął pojawiać się pod moją pracą. Stał po drugiej stronie ulicy, opierając się o latarnię, z rękami w kieszeniach. Patrzył prosto na mnie.
Serce zaczęło mi walić, ale zmusiłam się, by nie okazywać strachu. Odwróciłam wzrok i szybko weszłam do biura. Cały dzień czułam jego obecność, mimo że go nie widziałam. Kiedy wychodziłam, już go nie było, ale czułam się obserwowana. Kiedy kolejnego dnia znowu go zobaczyłam, nie wytrzymałam. Wysłałam wiadomość do Anki. „On mnie śledzi”. „Jesteś w pracy?”. „Tak. Stoi pod budynkiem”. „Nie wracaj sama”.
Wieczorem Anka czekała na mnie pod biurem. Poszłyśmy razem do jej mieszkania, a po drodze opowiedziałam jej wszystko.
– To już nie jest normalne – powiedziała, kiedy zamknęłyśmy drzwi. – Musisz coś z tym zrobić.
– Ale co? Policja mnie olała.
– To może po prostu się schowasz? Masz dokąd wyjechać na jakiś czas?
Myślałam o tym całą noc. W końcu podjęłam decyzję – spakowałam torbę i pojechałam do rodziców. Miałam nadzieję, że kiedy wrócę, Jarka już nie będzie.
Nagle zniknął
U rodziców czułam się bezpiecznie, ale nie mogłam zostać tam na zawsze. Po kilku dniach wróciłam do miasta. Przed wejściem do klatki serce waliło mi jak szalone. Spodziewałam się, że zobaczę Jarka, że znowu będzie gdzieś w pobliżu, ale nikogo nie było. Może naprawdę dał mi spokój?
Przez kilka dni było cicho. Nie dostawałam wiadomości, nikt nie stał pod moim blokiem. Powoli zaczęłam wracać do normalności. Myślałam, że to koniec.
Ale pewnego wieczoru, kiedy wracałam do mieszkania, zobaczyłam coś, co sprawiło, że nogi zrobiły mi się jak z waty. Na mojej wycieraczce leżała czerwona róża. Nie było żadnej karteczki, żadnej wiadomości. Ale wiedziałam, od kogo to jest.
Nie pisał, nie dzwonił, nie stał pod moim domem. Ale wciąż gdzieś tu był.
Od tamtej pory zawsze sprawdzam zamki dwa razy. Unikam samotnych wyjść po zmroku. Czy to naprawdę koniec? Czy on wciąż czeka? Tego nie wiem. Ale wiem jedno – nie każda historia miłosna kończy się szczęśliwie.
Aleksandra, 27 lat
Czytaj także:
„Dziewczyna wyciągała ode mnie wszystkie pieniądze i wciąż chciała więcej. Jak chce zasiłku to niech idzie do MOPSU”
„Wstyd mi za żonę, gdy tylko otwiera usta w towarzystwie. Ta kobieta zamiast się uczyć, na lekcjach robiła sobie drzemki”
„W marcu przycinałam trawy ozdobne i domowy budżet. Mąż bał się, że zaraz będziemy jeść najtańsze parówki”

