Reklama

Pamiętam, jak trzymałam w dłoniach kubek herbaty, a Krzysztof siedział obok na kanapie, zajęty przeglądaniem jakichś papierów. W naszym domu zawsze panował spokój, który kojarzył się z ciepłym kocem w zimowy wieczór – wszystko na swoim miejscu, życie uporządkowane jak równo ułożone książki na regale. Do czasu.

Reklama

Bo przecież musiałam się zgodzić, kiedy mama zadzwoniła z informacją, że ich dom jest już nie do utrzymania, a emerytury ledwo starczają na podstawowe potrzeby. Czułam, jak coś ściska mnie w żołądku. Przecież to moi rodzice, ludzie, którzy dali mi życie, ale też nauczyli mnie wszystkiego, co dobre i trudnego zarazem.

– Poradzimy sobie – mówiłam do Krzysztofa, jakbym próbowała uspokoić siebie bardziej niż jego. On spojrzał na mnie spokojnie, choć w oczach widziałam cień wahania.

– Damy radę, Karola – powiedział.

Ale w jego głosie wyczułam nutę rezygnacji. Nie miałam pojęcia, jak bardzo ta decyzja wywróci nasze życie do góry nogami.

Mama od razu zaczęła rządzić

Mama wparowała do naszego domu jak tornado. Była dokładnie taka, jak ją zapamiętałam – energiczna, pewna siebie, z tą swoją stalową prezencją, która sprawiała, że nikt w jej otoczeniu nie czuł się do końca swobodnie. W jednej ręce niosła doniczkę z paprotką, w drugiej koc. Tata szedł za nią zgarbiony, obładowany kartonami i torbami.

– Karolciu, kochanie, jakie masz piękne firanki! Widać, że ręka kobiety tu rządzi – powiedziała, wchodząc do salonu. – Ale te kwiaty... One tu kompletnie nie pasują. Zaraz coś z tym zrobimy.

Krzysztof, który akurat kończył przymocowywać dodatkową półkę w ich nowym pokoju, tylko uniósł brwi. To była ta jego charakterystyczna mina – „nie będę komentował”. Patrzyłam na niego z wdzięcznością, choć czułam, że ta mina nie potrwa długo.

Jan, przestań się snuć jak duch i pomóż Krzysiowi. Ten stół to chyba zaraz się rozpadnie! – rzuciła mama, nawet nie patrząc na tatę.

– Mamo, proszę, dajcie się najpierw rozpakować – powiedziałam, próbując załagodzić atmosferę.

– Ach, Karola, nigdy nie miałaś tej smykałki do organizacji... Ale spokojnie, mama się tym zajmie.

To był dopiero początek.

Mąż ściął się z ojcem

Wszystko zaczęło się od drobiazgów. Tata, jak to tata, zawsze coś majstrował, naprawiał, przestawiał. Problem w tym, że to nie był już jego dom.

– Krzysiek, widziałeś, jak te płytki w ogrodzie są ułożone? – zapytał, opierając się o płot, który Krzysztof właśnie kończył malować. – Ktoś to robił na chybcika. Trzeba by poprawić, bo jeszcze się zapadną.

– Płytki są w porządku, tato – odparł Krzysztof z udawaną lekkością, ale widziałam, jak zaciska szczęki.

W porządku? To jakaś prowizorka – ciągnął tata, jakby nie słyszał, co mówi Krzysztof.

– Może na wsi się robi inaczej, ale my tu naprawdę nie potrzebujemy... – Krzysztof urwał, bo spojrzałam na niego błagalnie.

Tata machnął ręką, jakby chciał zamieść temat pod dywan. Poszedł do domu, a ja próbowałam udawać, że wszystko jest w normie. Ale to „normalne” trwało krótko.

Kilka dni później znów padło na ogród. Tata zdecydował, że sam naprawi kran na zewnątrz, mimo że Krzysztof kupił nowy i miał go wymienić. Kiedy Krzysztof wrócił z pracy, zobaczył tatę w gumowych rękawicach i z młotkiem w dłoni.

– Co ty robisz? – spytał lodowatym tonem.

– To, co powinno być zrobione dawno temu – odparł tata.

Krzysztofowi puściły nerwy.

A może pozwoliłbyś coś zrobić po swojemu?

W domu atmosfera zgęstniała. Czułam, że jeśli tego nie zatrzymam, wybuchnie coś większego. Ale nie wiedziałam, jak.

Mama ingerowała we wszystko

Helena nie potrzebowała dużo czasu, żeby całkowicie wciągnąć się w rolę szefowej naszego domu. Wszystko było poddawane jej ocenie – od tego, co jemy na obiad, po sposób, w jaki ustawiamy buty w przedpokoju. Jej ulubionym celem stała się nasza sypialnia.

– Karola, dziecko, te zasłony... One są zupełnie niemodne! – stwierdziła pewnego popołudnia, wchodząc bez zaproszenia. – Powinnaś spróbować z czymś jaśniejszym, ociepliłoby to wnętrze.

Mamo, to nasza sypialnia – powiedziałam z trudem powstrzymując irytację.

– Wiem, wiem, ale przecież chcę wam pomóc! – odparła, ignorując moje spojrzenie.

Krzysztof był coraz bardziej sfrustrowany. Pewnego wieczoru, gdy Helena zwróciła mu uwagę na to, jak powinien myć okna, nie wytrzymał.

– Mogłabyś przestać? Wystarczy, że mam swoją żonę, żeby mówiła mi, co robię źle.

– Krzysztof! – upomniałam go, ale widziałam, że oboje mają już dość.

Mama uniosła brodę, urażona.

– Dziecko, nie wiedziałam, że tak cię drażnię. Chciałam tylko pomóc, bo widzę, że Krzysztof nie do końca sobie radzi...

Później Krzysztof stanął przede mną z marsową miną.

– Twoja matka musi znać granice, Karola – powiedział twardo. – Inaczej ja ich wyznaczę.

Czułam, jak coś we mnie pęka. Byłam między młotem a kowadłem – między miłością do męża a lojalnością wobec rodziców. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Tylko co?

Wybuchła awantura

Kłótnia wybuchła w sobotnie popołudnie, kiedy Krzysztof wrócił do domu po ciężkim dniu w pracy. Ledwie zdążył zdjąć buty, usłyszał głos taty dobiegający z kuchni.

– Krzysiek, musimy porozmawiać – zaczął ojciec, stojąc z rękami w kieszeniach.

– O co chodzi? – Krzysztof starał się zachować spokój, ale ja już czułam, że w powietrzu wisi burza.

– Słyszałem, że planujesz kupić te nowe narzędzia do ogrodu – powiedział tata, podkreślając ostatnie słowa, jakby były obelgą. – Nie wiem, czy jest sens wydawać na to pieniądze, skoro to, co masz, wystarczy.

Krzysztof zmarszczył brwi.

To moje pieniądze. Sam decyduję, na co je wydaję.

– Tak? A co z resztą rodziny? – Tata uniósł głos. – Helena mówiła, że brakuje kilku rzeczy w kuchni. Może zamiast marnować pieniądze, zainwestuj w coś praktycznego!

– Dość! – Krzysztof nagle podniósł głos, rzucając klucze na stół. – Nie jestem dzieckiem, które potrzebuje wskazówek na każdym kroku! To mój dom i moje życie.

– Twój dom? – Tata zacisnął pięści. – To też dom twojej żony, a ja jestem jej ojcem!

Helena wbiegła do kuchni, patrząc z oburzeniem na Krzysztofa. – Jak śmiesz tak odzywać się do Jana?!

– Jak śmiem? Może tak, że od miesięcy próbuję znosić wasze ciągłe wtrącanie się w nasze życie! – odparł Krzysztof, a jego głos aż drżał z gniewu.

Stałam między nimi, serce waliło mi jak młot. To już nie była zwykła sprzeczka. Czułam, że ta kłótnia to punkt, z którego nie będzie odwrotu.

Mąż kazał mi wybierać

Krzysztof siedział przy kuchennym stole z kubkiem zimnej kawy, wpatrując się w okno. Gdy weszłam, uniósł wzrok, ale w jego spojrzeniu nie było cienia uśmiechu.

– Karola, musimy porozmawiać – zaczął powoli, niemal szeptem.

Czułam, że czeka mnie coś trudnego. Usiadłam naprzeciwko niego, bawiąc się obrączką na palcu.

Kocham cię, ale nie mogę już tak żyć – powiedział, nie odrywając wzroku od stołu. – Nie będę siedział cicho, gdy twoi rodzice przejmują kontrolę nad naszym domem. Albo oni, albo ja.

Te słowa uderzyły mnie jak zimny prysznic. Chciałam zaprotestować, tłumaczyć, ale widziałam, że Krzysztof jest zdeterminowany.

To była trudna decyzja

W tym samym czasie w salonie mama rozkładała swoje hafty na kanapie, a tata przewracał kanały w telewizji. Kiedy weszłam, oboje spojrzeli na mnie, jakby chcieli zapytać, co się dzieje.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam, a mój głos był tak samo cichy jak chwilę wcześniej głos Krzysztofa.

Helena odłożyła igłę, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. – Coś się stało, Karola?

Tak, mamo. Coś się stało – odpowiedziałam.

Tego wieczoru podjęłam najtrudniejszą decyzję w życiu. Słowa wypływały z moich ust jakby z oddali, a każde z nich bolało. Musiałam wybrać. Albo moja rodzina, albo mój mąż. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć sobie ten wybór.

Rodzice się obrazili

Dom wydawał się pusty, mimo że fizycznie nic się nie zmieniło. Rodzice wyjechali wczoraj. Patrzyłam na ich odjeżdżający samochód, a serce pękało mi na pół. Krzysztof stał obok, trzymając mnie za rękę, ale nawet jego dotyk nie przynosił ukojenia.

Wieczorem usiadłam w salonie. Przestrzeń wydawała się większa, ale cisza przytłaczała. Krzysztof próbował coś powiedzieć, ale ja tylko pokręciłam głową. Byłam wykończona emocjonalnie.

Czułam się pusta, jakbym straciła coś, czego nigdy nie da się odzyskać. Może i wybrałam swój dom i swoje małżeństwo, ale za jaką cenę? Wiedziałam, że mama nigdy mi tego nie wybaczy, a tata w swojej milczącej naturze po prostu się odsunie.

Czy zrobiłam dobrze? Czy da się być szczęśliwą, wybierając jedną miłość kosztem innej? Tego nie wiedziałam. Wiedziałam tylko jedno – nasz dom znów był cichy, ale czy na pewno był pełen spokoju?

Karolina, 39 lat

Czytaj także: „W marcu przycinałam trawy ozdobne i domowy budżet. Mąż bał się, że zaraz będziemy jeść najtańsze parówki”
„Żona rozkwitała na wiosnę jak tulipany, ale nie dla mnie. Zdradził ją zapach jaśminowych perfum i nowa sukienka”
„Zrobiłam coś głupiego, bo mąż skąpił pieniędzy na wakacje. Jaką miał minę? Po prostu bezcenną”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama