Reklama

Na ten tydzień miałam zaplanowane wizyty u kilku klientów, spotkanie z przyjaciółką na kawę i oczywiście, cotygodniowy przegląd domowych obowiązków. Wszystko jest skrupulatnie obmyślone, żadnej przypadkowości. Zawsze rezerwuję wakacje z rocznym wyprzedzeniem, aby uniknąć niespodzianek. Dzięki temu czuję, że mam życie pod kontrolą.

Jednak czasem, gdy siadam wieczorem z kubkiem herbaty, zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Czy ta perfekcyjna organizacja nie sprawia, że coś mi umyka? Czy naprawdę potrzebuję mieć wszystko zaplanowane z takim wyprzedzeniem? Te myśli nachodzą mnie rzadko, ale są.

Kiedy przyjaciółka zwróciła mi uwagę, że czasami wyglądam na zmęczoną, musiałam się zastanowić, czy to wszystko nie odbiera mi radości życia. Jednak szybko odsunęłam te wątpliwości, przekonana, że planowanie to jedyna słuszna droga. W końcu to dzięki niemu wszystko działa jak w zegarku.

Spontaniczność? To nie dla mnie!

– Basia, znowu te swoje wakacje zarezerwowałaś na cały rok wcześniej? – zapytała mnie Anka, kiedy siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni przy placyku.

– Tak, dokładnie. Lecę do Toskanii, wszystko mam już gotowe: bilety, hotel, nawet trasa zwiedzania. – Uśmiechnęłam się z dumą.

Anka spojrzała na mnie z lekkim niedowierzaniem, a potem pokręciła głową z uśmiechem. – Może czasem warto byłoby zrobić coś spontanicznie, bez planu? Wiesz, po prostu kupić bilet i pojechać gdzieś, gdzie cię poniesie wiatr.

– Spontaniczność? – parsknęłam śmiechem. – To nie dla mnie, Anka. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Dzięki temu czuję się bezpiecznie.

– Czasami wydajesz się taka zmęczona, Basiu – Anka kontynuowała delikatnie. – Jakby ta cała kontrola cię przytłaczała.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale przez chwilę się zawahałam. Czy naprawdę jestem zmęczona tym ciągłym kontrolowaniem wszystkiego? Szybko jednak odpędziłam te myśli. – Wiesz co, Anka? Może i wyglądam na zmęczoną, ale dzięki temu wszystko jest na swoim miejscu. Po prostu tak lubię.

Anka tylko uśmiechnęła się szeroko. – No dobrze, ale pamiętaj, że czasem warto po prostu iść z prądem. Kto wie, może ci się spodoba?

Zmieniając temat, opowiedziałam jej o nowych projektach w pracy, choć jej słowa krążyły mi w głowie. Może miała trochę racji, ale przecież to ja wiem, co dla mnie najlepsze. Spontaniczność była jak nieznany teren – pełen niepewności, a ja nie chciałam się w nim gubić.

Mój misternie ułożony plan rozpadał się na moich oczach

Kiedy przyszedł dzień długo wyczekiwanych wakacji, czułam mieszankę podekscytowania i ulgi. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – bagaże spakowane, taksówka zamówiona, a harmonogram podróży gotowy. Jednak już na lotnisku wszystko zaczęło się sypać.

– Przepraszamy, lot został odwołany z powodu złych warunków pogodowych – usłyszałam w końcu z głośników.

Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Odwołany? Jak to możliwe? Zaczęłam gorączkowo sprawdzać alternatywne połączenia, ale bezskutecznie. Jakby tego było mało, okazało się, że hotel, w którym zarezerwowałam pobyt, jest nagle zamknięty na czas remontu.

Z każdą kolejną informacją czułam, jak panika narasta we mnie niczym fala. Mój misternie ułożony plan rozpadał się na moich oczach. Jak to możliwe, że wszystko, co wydawało się tak solidne i pewne, nagle stało się nierealne?

– Nie wierzę, to musi być jakiś koszmar – mówiłam do siebie, próbując na nowo ułożyć cały harmonogram podróży. Jednak wszystkie moje wysiłki nie przynosiły żadnych rezultatów. Czułam, jak rośnie we mnie frustracja, a w głowie kotłują się myśli: „Co teraz? Co robić? Jak sobie z tym poradzić?”.

Nagle przypomniałam sobie słowa Anki o spontaniczności. Co by zrobiła ona w takiej sytuacji? Wzięłam głęboki oddech i próbowałam się uspokoić, ale wciąż ogarniał mnie lęk przed nieznanym. Nie miałam pojęcia, co zrobić, ale wiedziałam jedno – muszę znaleźć sposób, by wyjść z tej sytuacji cało.

Pierwszy raz w życiu postanowiłam złamać swoje zasady

Na lotnisku czułam się zagubiona. Jednak nie mogłam tam dłużej stać. W końcu, pod wpływem impulsu, postanowiłam działać. Zamiast wracać do domu, jak to pierwotnie planowałam, wzięłam taksówkę i poprosiłam kierowcę, żeby zawiózł mnie do pierwszego napotkanego pensjonatu. Bez rezerwacji, bez planu. Po raz pierwszy w życiu postanowiłam złamać swoje zasady.

Dotarłam do małego, przytulnego pensjonatu położonego na skraju urokliwej wioski. Przy wejściu przywitała mnie jego właścicielka, pani Maria. Starsza kobieta o ciepłym uśmiechu i błyszczących oczach, które zdawały się rozumieć więcej, niż mówiła.

– Dzień dobry, jak mogę pomóc? – zapytała z życzliwością.

– Cóż... szukam miejsca na kilka dni – odpowiedziałam niepewnie. – Moje plany trochę się pokrzyżowały.

Pani Maria skinęła głową. – Czasem los robi nam niespodzianki, prawda? – zapytała z uśmiechem. – Może chcesz posłuchać, jak to jest żyć bez planu?

Zaskoczona, ale zaintrygowana, zgodziłam się. Usiadłyśmy przy kominku, a pani Maria zaczęła opowiadać o swoich podróżach po świecie, które odbyła bez żadnych rezerwacji czy z góry ustalonego planu. Jej historie były pełne niespodzianek i przygód, jakich nigdy nie doświadczyłabym, trzymając się swojego harmonogramu.

– Czasem życie potrafi nas zaskoczyć w najlepszy możliwy sposób, jeśli tylko pozwolimy mu na to – powiedziała, spoglądając na mnie z uśmiechem. Jej słowa skłoniły mnie do refleksji nad moim dotychczasowym życiem. Czy nie przegapiłam czegoś, ciągle próbując wszystko kontrolować?

Otworzyłam się na nowe doświadczenie i pierwszy raz poczułam, że spontaniczność może nie być taka straszna, jak sobie wyobrażałam. Może czasem warto było zaryzykować?

Zrozumiałam, że czasem warto płynąć z prądem

Pierwszy poranek w pensjonacie przywitał mnie śpiewem ptaków i świeżym zapachem lasu. Wyszłam na taras z filiżanką herbaty, patrząc na spokojny krajobraz wioski. Coś we mnie się zmieniało. Zamiast przeglądać listę rzeczy do zrobienia, postanowiłam po prostu być tu i teraz.

W ciągu kilku dni, które spędziłam w pensjonacie, moje życie nabrało nowego tempa. Zaczęłam poznawać ludzi z okolicy – miejscowych artystów, rzemieślników, innych gości pensjonatu, którzy podobnie jak ja szukali chwili wytchnienia od codzienności. Uczestniczyłam w lokalnych warsztatach ceramiki, spacerowałam po okolicznych wzgórzach i jadłam kolacje przy wspólnym stole, gdzie rozmowy ciągnęły się do późna w nocy.

– Nie mogę uwierzyć, że wcześniej nigdy nie pozwalałam sobie na takie chwile – powiedziałam jednego wieczoru do Toma, młodego muzyka z Londynu, który również zatrzymał się w pensjonacie.

– Spontaniczność ma swój urok, co? – zaśmiał się, grając spokojną melodię na gitarze. – Nigdy nie wiesz, kogo spotkasz lub co się wydarzy, ale to właśnie czyni życie ciekawym.

Słuchając jego gry, czułam, jak moje dawne obawy i napięcia rozpuszczają się w powietrzu. Odkryłam przyjemność płynącą z bycia w tej chwili, bez konieczności kontrolowania każdego aspektu. Wewnętrzny dialog ze sobą samą stał się mniej krytyczny, a ja zaczęłam doceniać te drobne, nieplanowane momenty, które wypełniały moje dni.

Z każdą nową osobą, którą spotykałam, i każdą rozmową, którą prowadziłam, moje spojrzenie na życie powoli się zmieniało. Zrozumiałam, że czasem warto po prostu płynąć z prądem i cieszyć się tym, co niesie życie.

Krok w dobrą stronę

Po powrocie do domu czułam się jak nowa osoba. W kuchni przywitał mnie mąż, Paweł, z uśmiechem, ale także z odrobiną niepewności w oczach. Wiedział, że moje wakacje potoczyły się zupełnie inaczej, niż się spodziewałam.

– Jak było? – zapytał, podając mi kubek herbaty.

Zaczęłam opowiadać mu o wszystkim – o pensjonacie, pani Marii, nowo poznanych ludziach i tym, jak bardzo zmieniły się moje wakacje. Opowiedziałam mu o swoich nowych doświadczeniach, które były dalekie od mojego planu, ale równie wartościowe.

– To było niesamowite – powiedziałam z entuzjazmem. – Nigdy bym nie pomyślała, że brak planu może przynieść tyle radości i... wolności.

Paweł słuchał z zainteresowaniem, czasami wtrącając swoje komentarze. – Więc co teraz? Zamierzasz dalej planować każdy szczegół? – zapytał z uśmiechem.

Spojrzałam na kalendarz wiszący na kuchennej ścianie, ten sam, który do tej pory był moim nieodłącznym towarzyszem. Przez chwilę się zastanawiałam, po czym podjęłam decyzję. Zdjęłam kalendarz i zastąpiłam go pustą ramką, symbolizującą nowe podejście do życia – otwarte, gotowe na to, co nieznane.

Paweł spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Naprawdę? Basia, która nie planuje? Nie sądziłem, że to możliwe.

– Sama jestem zaskoczona, ale chcę spróbować. Chcę zobaczyć, jak będzie wyglądało życie bez sztywnego harmonogramu – odpowiedziałam, czując jednocześnie podekscytowanie i niepewność.

Wiedziałam, że to początek nowego rozdziału, nie tylko dla mnie, ale i dla naszej rodziny. Moja decyzja mogła mieć wpływ na nasze codzienne życie, ale czułam, że to krok w dobrą stronę.

Barbara, 37 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama