„Nie ufałam zięciowi za grosz i miałam rację. Jednak cena za to, co zrobiłam, była zbyt wysoka”
„Miałam klucze do ich mieszkania. Michał nawet sam zaproponował, żebym mogła wpadać podlewać kwiaty, gdy będą na wyjeździe. Naiwny. Myślał, że ja tylko kwiatki podlewam? Zainstalowanie kamerki to nie było nic trudnego”.

Mam na imię Ewa. Przeszłam już na emeryturę po wielu latach pracy w księgowości. Moje życie to liczby, porządek i logika – wszystko musi się zgadzać, bo inaczej coś się sypie. Mój mąż, Jurek, zmarł dziesięć lat temu, nagle, zawał. Od tego czasu zostałam sama z Paulinką – moją jedyną córką, moim oczkiem w głowie, całym światem.
Po jego śmierci wydawało mi się, że my dwie jesteśmy niezniszczalne. Że nikt nie wbije się pomiędzy nas. A potem pojawił się Michał. Na początku był uprzejmy, cichy, jakby za miły. Właśnie to mnie zaniepokoiło. Bo kto w dzisiejszych czasach jest taki idealny? Znałam takich – maski grzecznych chłopców, które pękają dopiero wtedy, kiedy jest za późno.
Ale Paulina była zakochana. Widziała w nim wszystko, czego potrzebowała – stabilizację, ciepło, może nawet opiekę. „Mamo, daj mu szansę”, mówiła. A ja dawałam. Tyle że na mój sposób – obserwując, notując, zapamiętując każdy szczegół, który nie pasował do obrazka idealnego zięcia.
Córka się odsunęła
Z czasem Paulina zaczęła mnie odsuwać. Nie dzwoniła codziennie, jak dawniej. Nie pytała o radę, nie zapraszała na herbatę. Czułam, że coś tracę. Że on ją ode mnie zabiera. A gdyby jeszcze chociaż był szczery… Ale on coś ukrywał. Wiem, co mówię – mam intuicję do takich rzeczy. Nauczyłam się tego przez lata pracy z ludźmi, którzy kombinowali z fakturami i z kontami bankowymi.
Pamiętam jedną z naszych ostatnich spokojnych rozmów jakiś czas po ich ślubie i zanim wszystko się zaczęło sypać.
– Nie wiem, mamo, po prostu... daj mu szansę, dobra? – Paulina siedziała na moim kanapie, z kubkiem melisy w dłoni, wzrok miała zmęczony, ale usta zacięte w lekkim uśmiechu. – On cię naprawdę lubi, tylko... no, ciężko mu się otworzyć.
– Ja tylko chcę, żebyś była szczęśliwa – powiedziałam, patrząc na nią, jakbym chciała zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. – A mam złe przeczucia.
Ona nic nie odpowiedziała. Tylko wzruszyła ramionami i upiła łyk herbaty. Już wtedy wiedziałam, że będę musiała działać sama. Że jeśli coś ukrywa – to ja to znajdę. Bo nie ma nic gorszego niż matka, która czuje, że jej dziecko zaraz spadnie w przepaść, a ona tylko stoi i patrzy.
Szukałam dowodów
Miałam klucze do ich mieszkania. Michał nawet sam zaproponował, żebym mogła wpadać podlewać kwiaty, gdy będą na wyjeździe. Naiwny. Myślał, że ja tylko kwiatki podlewam? Zainstalowanie kamerki to nie było nic trudnego. Drobna, ukryta za książkami na półce. Miałam czas, miałam umiejętności – pracowałam kiedyś przy kontrolach finansowych, umiałam znajdować luki, wykrywać nieprawidłowości. I tu też miałam złe przeczucia. Więc zrobiłam, co trzeba.
Najpierw przeglądałam nagrania ukradkiem, raz dziennie, wieczorem, z herbatą w ręku. Michał wracał późno. Zawsze z tym samym spokojnym wyrazem twarzy, ale... niepokoiło mnie, że często, zaraz po wejściu do mieszkania, odbierał telefon. Rozmawiał, chodząc tam i z powrotem – dźwięk był wyciszony. Raz, drugi, trzeci. Zawsze z wyłączonym dźwiękiem. Dlaczego?
Zaczęłam robić notatki. Dni, godziny, zachowanie. Widziałam, jak raz wrócił po północy, mimo że Paulina mówiła, że był w delegacji. Delegacji, która miała trwać dwa dni, ale trwała jeden. I z której wrócił w tej samej koszuli, w jakiej wyszedł. Bez walizki.
Wcale nie przesadzałam
Przez chwilę myślałam, że przesadzam. Że może jestem starą paranoiczką, która zamiast iść do kina, siedzi w domu i śledzi zięcia, ale nie umiałam odpuścić. W mojej głowie zaczęły krążyć obrazy: Paulina płacze, a ja stoję obok i nic nie mogę zrobić. A potem drugi obraz – Paulina płacze, a ja mówię: a nie mówiłam?
Wiedziałam, że jeśli mam się mylić, wolę się mylić teraz, niż później. Bo później może już być za późno. Wtedy pierwszy raz pomyślałam o tym, co by było, gdyby Michał naprawdę coś ukrywał. Kochankę? Długi? Podwójne życie? Czułam, że jeśli ja tego nie odkryję, nikt nie będzie w stanie jej ochronić.
– Może przesadzam… ale co, jeśli nie? – mówiłam do siebie, siedząc przed monitorem i oglądając, jak Michał wychodzi z łazienki i nerwowo sprawdza telefon. – Co jeśli on ją rani, a ja udaję, że tego nie widzę?
Zaczęłam zbierać dowody. Zrzuty ekranu, notatki w zeszycie, godziny, daty. Może to był dopiero początek, ale ja wiedziałam jedno: nie odpuszczę. Nie teraz.
Przejrzałam laptopa zięcia
Dostanie się do jego laptopa było łatwiejsze, niż myślałam. Hasło – imię córki, małymi literami. Naiwność? Pewność siebie? Może jedno i drugie. A może myślał, że nikt nigdy nie będzie miał powodu, by szukać.
Siedziałam przy ich kuchennym stole, pod pretekstem podlewania kwiatów. Laptop leżał na półce. Wsunęłam pendrive'a z oprogramowaniem, które jeszcze kiedyś dostałam od kolegi z pracy – narzędzie do odzyskiwania skasowanych plików i folderów. Kilka kliknięć. Ukryte foldery. Szyfrowane hasłem, ale program poradził sobie z nimi w kilkanaście sekund.
W środku – zdjęcia. Dziesiątki zdjęć. Kobieta. Ta sama twarz, różne miejsca. Michał i ona – w restauracji, na spacerze, selfie z jakiegoś hotelowego pokoju. Nie były wulgarne, ale wystarczyły. Na jednym z nich przytulała się do niego, uśmiechając się tak samo jak Paulina kiedyś. Tyle że to nie była Paulina.
Nie wiedziałam, co dalej
Ręce mi się trzęsły. Wiedziałam, że mam to, czego szukałam – ale zamiast triumfu poczułam coś innego. Mdłości. Złość. I strach, że zaraz wszystko runie. Drżącą ręką wydrukowałam kilka zdjęć, najbardziej jednoznacznych. Wsunęłam je do koperty, zapisałam pliki na pendrive'a i schowałam wszystko w mojej starej szufladzie, gdzie od lat trzymam dokumenty i pamiątki po Jurku.
Przeglądałam raz po raz te zdjęcia. Kim ona była? Koleżanka z pracy? Stara znajoma? Kochał ją? Czy tylko chciał się zabawić? A Paulina? W ostatnich tygodniach coś zaczęło w niej gasnąć. Kiedyś radosna, teraz częściej milcząca. Raz zapomniała o naszej cotygodniowej kawie. Innym razem odezwała się do mnie dopiero po dwóch dniach milczenia. Zaczęłam widzieć jej zmęczenie, które ukrywała pod pudrem i uśmiechem.
A potem – podsłuchałam rozmowę. Zostawiłam włączoną kamerę z mikrofonem i zgrałam dźwięk. Michał siedział w salonie, mówił cicho do telefonu:
– Nie, nie możemy się teraz widywać… Nie, słuchaj, to nie tak… Ona coś podejrzewa. Paulina. A jej matka…, ta to ma radar.
Potem była cisza, ale nie potrzebowałam więcej.
– Ta to ma radar – powtórzyłam do siebie, niemal szeptem. – No to zobaczysz, jak działa ten radar.
Byłam pewna siebie
Wiedziałam, że coś jest nie tak, kiedy Paulina zadzwoniła i powiedziała, że on znowu musiwyjechać na weekend. Pretekst – szkolenie Michała, niby firmowe, niby ważne. Tylko że ja już wcześniej wiedziałam, że to kłamstwo. Zarezerwował wtedy pokój w hotelu pod Warszawą – informacja, którą wyciągnęłam z jego maila, zapisując login i hasło, kiedy raz zostawił telefon na stole. I tak, wiem – to nielegalne. Ale czy bardziej niż zdrada?
Tego weekendu wróciłam do ich mieszkania. Jak zawsze – klucz, szybki rzut oka na monitoring, żadnych śladów nieproszonych gości. Ale coś mnie tknęło. Jedna z kamer była lekko przesunięta. Może to przypadek, może nie.
Następnego dnia wieczorem, Paulina zadzwoniła. Była chłodna. Uprzejma. Zbyt uprzejma.
– Mamo, mogłabyś przyjść jutro? – zapytała. – Muszę z tobą porozmawiać. Sama.
Wiedziałam. Poczuła. Zorientowała się.
Córka była wściekła
Przyszłam punktualnie. Gdy tylko weszłam do mieszkania, drzwi zamknęły się za mną niemal teatralnie. Paulina stała w kuchni, z założonymi rękami. W oczach miała gniew. I rozczarowanie.
– Wiesz, że zamontowałam kamerę przy wejściu? – powiedziała cicho, ale bez cienia emocji.
Zamarłam.
– Chciałam się upewnić. Bo coś było nie tak. Z laptopem, z rzeczami w szufladach. Z roślinami, które nagle były podlane nawet wtedy, kiedy miały być suche.
Zrobiłam krok w jej stronę.
– Paulinko, ja tylko...
– Nie. Nie mów teraz. – uniosła rękę. – Powiedz mi jedno: od jak dawna nas szpiegujesz?
Zamilkłam. Co miałam powiedzieć? Że wszystko robiłam z miłości? Że chciałam ją uchronić? Że nie mogłam spać po nocach, bo miałam przeczucia?
– Pół roku – przyznałam. – Od momentu, kiedy zauważyłam, że on… coś ukrywa.
– A nie przyszło ci do głowy, żeby najpierw porozmawiać ze mną? – jej głos drżał. – Żeby zapytać, co się dzieje? Żeby… zaufać mi?
Sięgnęłam do torebki. Wyjęłam kopertę. Położyłam ją na stole.
– Proszę. Tylko tyle. Reszta jest na pendrivie. Jeśli chcesz, wszystko ci pokażę.
– To nie jest troska, mamo. To obsesja! – wrzasnęła nagle, z taką siłą, że aż się cofnęłam.
– Wolałabyś, żebym patrzyła, jak cię niszczy?! – odwzajemniłam krzyk. – Jak cię zdradza i robi z ciebie idiotkę?! Jak zamienia twoje życie w iluzję?! Ja nie mogłam…
– Nie mogłaś? – przerwała. – To może trzeba było porozmawiać. Zaufać mi. Albo dać mi samodzielność. Ale ty nigdy nie potrafiłaś! Zawsze musiałaś kontrolować. Nawet moje uczucia!
Stałyśmy naprzeciwko siebie. Dwie kobiety, które tak bardzo się kochały… i tak bardzo siebie zraniły.
– Ja tylko… – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Bo wiedziałam, że cokolwiek powiem, będzie za mało. Za późno.
Tego się nie spodziewałam
Paulina powiedziała, że musi to przemyśleć. Nie chciała słuchać więcej, nie wzięła koperty, nie spojrzała nawet na pendrive’a. Odeszłam stamtąd jak złodziej. Z mieszkania, które tak dobrze znałam. Tylko że już nie czułam się tam jak matka – czułam się jak intruz. Kilka dni później zadzwoniła. Głos miała cichy, obojętny.
– Pokazałam mu to, co zostawiłaś. Przyznał się.
Zamarłam. Nie z radości. Z bólu. Bo wiedziałam, że dla niej to będzie początek końca.
– Powiedział, że to był tylko emocjonalny romans. Że nie spał z nią. Że czuł się samotny, że nie mógł się do mnie zbliżyć… – urwała. – Jakby to coś zmieniało.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jaką wersję kłamstwa matka ma pocieszyć córkę? Że to nic? Że przejdzie? Że wszyscy tak mają?
– I co teraz? – zapytałam tylko.
– Wyprowadził się. Mówi, że musi pomyśleć. Ja też. Ale… mamo, ja nie wiem, czy bardziej boli mnie jego zdrada… czy to, co zrobiłaś ty.
Serce mi się ścisnęło. Nie spodziewałam się wdzięczności, ale to… bolało. Bardziej niż myślałam.
Nie czułam, że źle zrobiłam
Tego wieczoru poszłam do Waldka, sąsiada. Od lat piliśmy herbatę co tydzień. Tego dnia potrzebowałam jego spokoju.
– Ewka, wygląda jakbyś się starła z całym światem – zauważył, kiedy usiadłam bez słowa i z marszu dolałam sobie wódki do herbaty.
– Waldek… Wiesz, że ja chciałam ją tylko ochronić? Przed tym draniem. Zostawił ją, prawda? Przyznał się, że miał romans. Nawet jeśli „tylko emocjonalny”. Ona mnie nienawidzi.
Waldek przez chwilę milczał. Pociągnął łyk z kubka i spojrzał na mnie tym swoim prostym, przenikliwym spojrzeniem.
– Może i miałaś rację, Ewka… ale czy to była twoja walka?
Zatkało mnie. Jakby ktoś mi odciął powietrze.
– No przecież to moja córka. Moja rodzina!
– No właśnie – westchnął. – A może trzeba było pozwolić jej samej dojrzeć do decyzji. Może jakby zobaczyła to sama… uwierzyłaby. A teraz będzie pamiętała tylko to, że byłaś gotowa wejść jej do domu, do życia, jak złodziej. Nawet z dowodami. Patrzyłam na niego długo. A potem spuściłam wzrok. Może właśnie straciłam wszystko, próbując wszystko uratować.
Zaczęłam żałować
Minęły dwa tygodnie. Paulina nie odbierała telefonu. Nie odpisywała na wiadomości. Siedziałam wieczorami nad pudełkiem ze starymi zdjęciami. Paulina w pierwszej klasie – z warkoczykami. Paulina na studiach – z dyplomem w dłoni i tym uśmiechem, który teraz był jakby wycięty z jej twarzy. Ja – młodsza o trzydzieści lat, z Jurkiem, z nadzieją. Zamknęłam pudełko i wyciągnęłam kartkę papieru. Czystą. Białą. I zaczęłam pisać.
„Paulinko,
Nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytasz ten list. Ale muszę go napisać, żeby nie oszaleć. Żeby spróbować zrozumieć samą siebie… Nie chciałam cię skrzywdzić. Chciałam cię ochronić. Ale może nie potrafię kochać inaczej niż poprzez kontrolę. Może naprawdę nie umiem pozwolić ci żyć bez ciągłego sprawdzania, czy na pewno jesteś bezpieczna.
Popełniłam błąd. Wiem to teraz. Nie dlatego, że Michał się przyznał. Tylko dlatego, że ty cierpisz, a ja nie mogę cię przytulić. Bo boję się, że już mnie nie chcesz. Zawsze bałam się, że coś cię skrzywdzi. Ale nie przypuszczałam, że tą krzywdą mogę być ja. Nie wiem, czy potrafisz mi wybaczyć. Ale jestem. Zawsze będę. Mama”
Położyłam kartkę na stole. Nie wsunęłam jej do koperty. Nie miałam odwagi. Usiadłam przy oknie, patrząc na blok po drugiej stronie ulicy. W którymś z tych okien, być może, siedziała właśnie Paulina. Może tak jak ja – w ciszy, z bolącym sercem.
Zawsze myślałam, że matka to ta, która chroni. A teraz zrozumiałam, że czasem matka to ta, która musi się nauczyć… odpuścić.
Ewa, 64 lata
Czytaj także:
- „Nie mam ochoty robić z komunii syna małego wesela. Zamówię catering i podam karkówkę z grilla”
- „Mąż co tydzień gra w totolotka i marzy o milionie, ale skąpi mi 30 zł na kino. W końcu straciłam cierpliwość”
- „Teściowa kazała mi zrobić komunię z pompą. Wydałam kupę kasy, a ona i tak wszystko krytykowała”

