Reklama

Nareszcie zbliżała się majówka. Miałem przed nią zaplanowany wyjazd służbowy, więc chciałem go sobie przedłużyć o kilka dni. Przebierałem nogami na myśl, co tam się będzie działo. Im bliżej terminu, tym bardziej zaczynałem się stresować. Zwłaszcza że moja żona jeszcze wtedy o niczym nie wiedziała. Nastała wielka chwila, kiedy już musiałem zapytać moja drogą połówkę o pozwolenie.

Musiałem ją ubłagać

– Kochanie, bo wiesz... jest taka sprawa. Zaplanowali nam wyjazd firmowy zaraz przed majówką. Chcemy przedłużyć sobie wyjazd o kilka tygodni, szef nawet zostaje. To będzie świetna okazja, żeby lepiej się poznać i wiesz... – tu planowałem wyciągnąć mój koronny argument. – może wtedy uda mi się go ugłaskać, żebym w końcu dostał podwyżkę, o której wspominałaś. Wiesz, podreperowałbym rodzinny fundusz.

Świetny pomysł, a gdzie jedziemy? – powiedziała rozanielona.

– My? Chyba nie zrozumiałaś. To wyjazd służbowy. Z pracy...

– Wiem, no ale pewnie możesz zabrać żonę i dziecko, prawda?

– Nie, kochanie. Przykro mi, ale to tylko dla pracowników. Nikt nie zabiera swoich bliskich. Będziemy pracować nad nową strategią. Zresztą jak mam się zintegrować z grupą, skoro będę musiał o was dbać?

– Aha... – już wiedziałem, co nadchodzi. – Świetnie. Ty sobie pojedziesz na wakacje, a ja mam gnić z dzieckiem w domu, tak?

– Przecież to tylko kilka dni, poproszę moją mamę, żeby cię wsparła.

– Nie chce pomocy, jedź sobie... – odwróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając drzwiami.

Czyli co? Zgodziła się!

Nie mogłem uwierzyć. Iwonka się zgodziła. Co prawda nie wspomniałem, że jedziemy tam tylko w 7 osób. Ja, 3 kobiety i 3 mężczyzn. Reszta nie była skora do zabawy. Ta cała integracja to właściwie był nasz pomysł. Pracodawca nie był w to zamieszany, ale gdyby Iwonka o tym wiedziała, to w życiu by mnie nie puściła.

Przyszedł wielki dzień. Spakowałem walizkę, wsadziłem ją do samochodu, pożegnałem się z żoną i odjechałem. Trochę się zestresowałem, nie będę ukrywał. Nie lubię okłamywać żony, ale co miałem zrobić? Nie dała mi wyboru.

Cel tego wyjazdu miałem tylko jeden. Jechała z nami Żanetka. Jezu, jak ona na mnie działała. Kochałem swoją żonę, miłość nie ma tu nic do rzeczy. Jednak to, jak Żanetka się poruszała, jak zmysłowo do mnie mówiła... Nie umiałem się jej oprzeć, a teraz miałem mieć ten skarb na wyciągnięcie ręki. Czy może być coś piękniejszego? Nie chciałem zdradzić żony, chciałem tylko zobaczyć, jak to jest poznać Żanetkę bliżej. A co z tego wyszło?

Na miejscu zaczęła się prawdziwa balanga

Zarezerwowalismy pokoje w pieknym hotelu z basenami, więc połowę dnia spędzalismy, mocząc tyłki w ciepłej wodzie i popijając drinki. Pogoda była idealna, sprzyjała relaksowi. Wtedy ją zobaczyłem. Stała do mnie tyłem. Podziwiałem jej kształty i powoli czułem, że tracę nad sobą kontrolę. Nagle odwróciła się i zaniemówiłem. To przecież moja... Iwonka!

Iwona? A co ty tu robisz?!

– Jak to co? Skoro ty nie chciałeś mnie zabrać, to sama się zaprosiłam. Jestem tu z dziewczynami i Markiem z kadr, pamiętasz go? To tamten – wskazała palcem na wielkiego chłopa, umięśnionego, z nienaganna fryzura. Poczułem, jak ściska mi się żołądek.

– No a co z dziećmi?

– U dziadków. Sam przecież mówiłeś, że mamusia nam pomoże. No cóż. Ja lecę, nie przeszkadzam, skoro sam mnie tu nie chciałeś, to nie wciskam się na siłę. Pa!

Kto to jest?!

Zobaczyłem, jak odchodzi i wielki facet, Mareczek, cholerny Mareczek, kładzie rękę na jej plecach. Ależ ja bym mu dokopał. Przecież nie mogłam bezczynnie patrzeć, jak ten buc obłapia moją żonę, ale nie chciałem też pokazywać jej, jakim desperatem jestem. To było nie do zniesienia. Trudno, pogrążyłem się we własnym kłamstwie, nawarzyłem piwa, ale teraz muszę je wypić. Poszedłem do baru, poprosiłem barmana o przygotowanie najpiękniejszego drinka, jaki tylko potrafi zrobić, nie patrzyłem nawet na terminal, zbliżyłem kartę, cena nie grała roli.

Grupa znajomych z moją żoną i Mareczkiem na czele siedziała na tarasie, wygrzewając się w słońcu. Nie czekałem ani chwili dłużej. To czas, żeby zrobić z siebie totalnego błazna. Podbiegłem do niej, uklęknąłem jak paź przed królową i zacząłem swój żałosny monolog.

– Iwonka, ja się tak strasznie przepraszam. Nie chciałem, żebyś poczuła się źle, przepraszam, jestem durniem, nie zasługuję na ciebie, ale...

Przerwała mi.

– Zamknij się, głupku – podciągnęła moją głowę do góry i dała mi soczystego całusa na oczach Mareczka. Gdyby ktoś się wsłuchał, to usłyszałby dźwięk spadającego kamienia z mojego serca. Mam ją. Wybaczyła mi. Nic innego już się nie liczyło. Przeprosiłem moich znajomych z pracy. Nie mieli mi tego za złe. Przyjechałem się integrować, ale okazało się, że zanim z nimi, powinienem się lepiej poznać z własną żoną.

Antoni, 35 lat


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama