„Na wyjazd w góry mąż zabrał koleżankę z pracy. Myślał, że nie zauważę, jak ślini się na widok jej nóg w legginsach”
„Siedziałam na kanapie, obok Tomka. Czułam ciepło jego ciała przy swoim i to powinno mnie uspokoić. Ale nie uspokajało. Bo była tam też ona. Usiadła po drugiej stronie Tomka, tuż obok niego”

- Redakcja
Czekałam na ten wyjazd przez cały rok. Pakowanie plecaków, sprawdzanie prognozy pogody, wspólne planowanie tras – to wszystko budziło ekscytację. To była nasza tradycja, coś, co łączyło mnie i Tomka, co pozwalało nam oderwać się od codzienności, od pracy, od obowiązków. W górach czuliśmy się wolni, z dala od miejskiego zgiełku, telefonów i codziennych spraw. W tym roku jednak było inaczej.
Coś było nie tak
Czułam to już od tygodni – jakieś napięcie w powietrzu, coś, co nie pozwalało mi cieszyć się wyjazdem tak jak zawsze. Tomek też był inny. Niby taki sam, ale jednak… nie do końca. Mniej obecny, bardziej zamyślony, jakby coś rozpraszało jego uwagę. Starałam się to ignorować, tłumaczyć sobie, że to tylko moje przewrażliwienie. Że to stres w pracy, zmęczenie, cokolwiek.
A potem pojawiła się Zuzanna. Znałam ją tylko z opowieści – nowa koleżanka Tomka z pracy, „świetna babka”, jak to określił. I nagle dołącza do naszej paczki. Na początku udawałam, że nic mnie to nie obchodzi. Nie chciałam być tą, która strzela fochy tylko dlatego, że jej mąż ma koleżankę. W końcu miał ich mnóstwo, a ja nigdy nie robiłam z tego problemu.
Ale Zuzanna była inna. Zbyt pewna siebie, swobodna. I co najgorsze – zbyt często szukająca wzroku Tomka.
Pierwszego dnia, kiedy spotkaliśmy się na parkingu, by ruszyć w trasę, przyglądałam jej się ukradkiem. Wysoka, szczupła, uśmiechnięta. Roześmiała się na coś, co powiedział Tomek.
Zaniepokoiłam się
Nie chciałam być paranoiczką. Ale kiedy jechaliśmy samochodem, a Zuzanna siedziała na tylnym siedzeniu i śmiała się z jego żartów, a on odwracał się do niej częściej, niż do mnie, czułam, jak ściska mnie w żołądku.
Wieczór pierwszego dnia zawsze wyglądał tak samo. Po dotarciu do schroniska, szybkim rozpakowaniu plecaków i gorącym prysznicu wszyscy schodziliśmy do wspólnej sali. Rozpalaliśmy w kominku, wyciągaliśmy butelki wina, graliśmy w karty albo po prostu gadaliśmy o wszystkim i o niczym.
Siedziałam na kanapie, obok Tomka. Czułam ciepło jego ciała przy swoim i to powinno mnie uspokoić. Ale nie uspokajało. Bo była tam też ona. Usiadła po drugiej stronie Tomka, tuż obok niego.
– To jaką trasę jutro wybieramy? – zagaiła, wyciągając telefon.
Tomek od razu się ożywił.
– Myślałem o czerwonym szlaku na Halę Kondratową, a potem może Giewont? – odparł, pochylając się w jej stronę. – Chyba że wolicie coś mniej wymagającego?
– Nie no, jak już, to idziemy w coś ambitnego! – rzuciła Zuzanna i zadziornie uśmiechnęła się do Tomka. – Lubię wyzwania.
– To idealnie się składa – skwitował mój mąż, a ja poczułam znajome ukłucie w żołądku.
Irytowała mnie
Przez lata nauczyłam się rozpoznawać różne wersje spojrzenia Tomka. Było spojrzenie zmęczone, kiedy wracał z pracy. Było spojrzenie rozbawione, kiedy opowiadałam mu coś głupiego. Było spojrzenie czułe, kiedy budziłam się rano i zerkał na mnie spod przymrużonych powiek. Ale to spojrzenie było inne. Zbyt długo zatrzymało się na jej twarzy.
– A ty co myślisz, Aneta? – zapytała nagle Karolina.
Poderwałam się lekko, bo przez ostatnie minuty zupełnie odpłynęłam myślami.
– O trasie? – udałam, że wszystko jest w porządku. – Giewont brzmi spoko.
– To ustalone – powiedział Tomek, znów patrząc na Zuzannę.
Pod stołem zacisnęłam dłoń w pięść. Nie chciałam być przewrażliwiona. Naprawdę próbowałam racjonalizować wszystko, co widziałam. Ale im dłużej przyglądałam się Zuzannie, tym bardziej widziałam rzeczy, których nie mogłam zignorować.
Sposób, w jaki przechylała głowę, gdy Tomek mówił. Jak nie odrywała od niego wzroku, chłonęła każde jego słowo. Jak co jakiś czas dotykała swoich włosów, przygryzała dolną wargę, śmiała się chwilę za długo.
Obserwowałam ich
Nie spałam dobrze tej nocy. Przekręcałam się z boku na bok, wsłuchując się w równomierny oddech Tomka. Zazwyczaj sama jego obecność działała na mnie uspokajająco. Ale tym razem czułam niepokój, który nie chciał mnie opuścić.
Następnego dnia rano ruszyliśmy na szlak. Trasa była wymagająca, ale właśnie to zawsze kochałam w górach. Tomek szedł za mną, rozmawiając z Kubą i Markiem, a ja trzymałam się z przodu, obok Karoliny i Magdy. Zuzanna? Oczywiście, że była obok niego.
Od czasu do czasu oglądałam się przez ramię, sprawdzając, czy wszyscy nadążają. Grupka się rozciągnęła, ale nie było w tym nic dziwnego – każdy szedł swoim tempem. W pewnym momencie zatrzymałam się, żeby napić się wody. Karolina zrobiła to samo.
– Wszystko okej? – zapytała, patrząc na mnie uważnie.
Nie odpowiedziałam od razu. Bo właśnie wtedy zorientowałam się, że Tomka i Zuzanny nigdzie nie ma. Spojrzałam w dół szlaku. Było tam kilka osób z naszej grupy, ale nie oni. Poczułam, jak coś ściska mnie w żołądku.
– Widziałaś, gdzie poszedł Tomek? – zapytałam Karolinę.
– Chyba byli za nami – odpowiedziała, marszcząc brwi. – Pewnie zatrzymali się na chwilę.
Nagle zniknęli
Minęło dziesięć minut. Potem piętnaście. Reszta grupy zaczynała się niecierpliwić.
– Może odpoczywają? – rzucił ktoś.
– Może podziwiają widoki? – zaśmiał się Marek, a kilka osób parsknęło śmiechem.
Tylko ja nie mogłam się śmiać. Bo w górach nie ma widoków, które podziwia się przez piętnaście minut.
Po trzydziestu minutach zaczęłam się naprawdę niepokoić. Zeszłam kawałek w dół szlaku, szukając ich wzrokiem, ale nic. Nigdzie ich nie było. Nie mogłam stać bezczynnie.
– Idę ich poszukać – oznajmiłam, ruszając przed siebie.
– Aneta, daj spokój – powiedział Kuba. – Pewnie zaraz się pojawią.
Ale ja już nie słuchałam. Kiedy w końcu ich zobaczyłam, serce waliło mi tak mocno, że słyszałam je w uszach. Szli powoli, rozmawiając. Zuzanna śmiała się cicho. Tomek miał na twarzy ten beztroski uśmiech, który zawsze mnie rozbrajał. Ale w tym momencie nie czułam nic poza lodowatym ukłuciem w piersi. Zatrzymali się, gdy mnie zobaczyli.
– O, hej – powiedział Tomek, jakby nic się nie stało.
– Co tak długo? – zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał neutralnie.
– Zatrzymaliśmy się, żeby podziwiać widoki – rzucił Tomek zbyt swobodnym tonem.
To było podejrzane
Zuzanna nic nie powiedziała. Tylko odwróciła wzrok. I wtedy wiedziałam już na pewno. To nie było przypadkowe. To było coś, czego nie mogłam już ignorować.
Od momentu ich powrotu nie mogłam się uspokoić. Szliśmy dalej, ale ja nie czułam już górskiego powietrza na skórze, nie cieszyłam się widokami. W mojej głowie krążyło tylko jedno pytanie: co oni robili przez godzinę sami?
Tomek rzucił to tak lekko, że gdybym nie czuła tego irracjonalnego ścisku w żołądku, pewnie bym uwierzyła. Ale Zuzanna nie mówiła nic. Milczenie czasem mówi więcej niż tysiąc słów.
Gdy wróciliśmy do schroniska, czułam się wyczerpana, choć wcale nie z powodu marszu. Po kolacji zaczęłam szukać okazji do rozmowy z Tomkiem. Chciałam to z siebie wyrzucić, nawet jeśli miałby się na mnie wściec. Znalazłam go na balkonie, gdy palił papierosa. Nie palił na co dzień. Sięgał po papierosy tylko wtedy, gdy coś go gryzło.
– Tomek, możemy pogadać?
Nie spojrzał na mnie od razu.
– Jasne – rzucił i zgasił papierosa w popielniczce.
Oparłam się o barierkę, patrząc na góry w oddali.
– Co się dzieje? – zapytałam wprost.
– O co ci chodzi?
Wyparł się
Westchnęłam.
– Wiesz dobrze, o co.
Przez chwilę milczał.
– Aneta, naprawdę chcesz teraz robić sceny?
Te słowa uderzyły mnie jak policzek.
– Sceny? – powtórzyłam, czując, jak rośnie we mnie gniew. – Bo pytam, co robiłeś przez godzinę sam na szlaku z Zuzanną?
– Już mówiłem. Zatrzymaliśmy się, żeby odpocząć.
– Przez godzinę?
W końcu spojrzał mi w oczy.
– Aneta, błagam cię…
– Nie Tomek, nie błagaj mnie – przerwałam mu ostro. – Po prostu powiedz mi prawdę.
Wziął głęboki oddech i przeczesał dłonią włosy.
– Nic się nie dzieje – powiedział wolno, patrząc na mnie z irytacją. – Po prostu rozmawialiśmy.
– O czym?
Przewrócił oczami.
– Naprawdę muszę ci się z tego tłumaczyć?
– Tak – odpowiedziałam bez zawahania. – Bo to nie jest normalne. Bo coś między wami jest i nie wmówisz mi, że sobie to wyobrażam.
Nie byłam naiwna
Patrzył na mnie chwilę, jakby ważył słowa. A potem się zaśmiał. Nerwowo.
– Aneta, serio… Myślisz, że coś między nami jest?
Nie odpowiedziałam. Bo tak właśnie tak myślałam. A to, że teraz próbował obrócić to w żart, tylko upewniało mnie w moich podejrzeniach.
– Daj spokój, kochanie – dodał, obejmując mnie ramieniem. – Wiesz, że jesteś jedyną kobietą, na której mi zależy.
Chciałam w to uwierzyć. Ale w jego głosie zabrakło pewności. Nie musiałam długo czekać. Tego wieczoru coś mnie tknęło. Może to było przeczucie, może zwykła bezsenność. Tomka nie było w łóżku. Wyszłam na korytarz schroniska, boso, w cienkim swetrze, czując chłód bijący od drewnianej podłogi. I wtedy usłyszałam ich głosy.
Miałam rację
Zatrzymałam się przy uchylonych drzwiach do jednego z pokojów gospodarczych. Nie chciałam podsłuchiwać. Ale kiedy usłyszałam głos Tomka, nie mogłam się powstrzymać.
– Musimy uważać – powiedziała Zuzanna.
– Nie martw się, ona nic nie wie – odparł Tomek.
Poczułam, jak moje serce zatrzymuje się na ułamek sekundy.
– A jeśli się domyśla?
– To nie zmienia faktu, że to, co między nami, jest prawdziwe.
Oparłam się o ścianę, czując, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nie wiem, jak długo tam stałam. Minutę? Dwie? Dziesięć? Czułam się jak idiotka. Bo przecież wiedziałam. Od samego początku wiedziałam.
To nie były tylko spojrzenia, przypadkowe dotknięcia, rozmowy, które przerywały się, gdy wchodziłam do pokoju. To było coś więcej. Coś prawdziwego, jak powiedział Tomek. Prawdziwego dla nich. Dla mnie – koniec wszystkiego, co znałam.
Aneta, 31 lat
Czytaj także:
„Mąż mną gardził, bo sprzątam cudze domy. Przejrzał na oczy, gdy zaczęłam zarabiać więcej niż on, ale było już za późno”
„Nigdy nie płakałam tak jak w walentynki. Miała być romantyczna kolacja, a przeżyliśmy prawdziwy koszmar”
„Gorąca randka w walentynki okazała się niespodzianką z teściem u boku. Może jednak wszystko zostanie w rodzinie”