„Na Wielkanoc dostałem prawdziwe jajko z niespodzianką. Takich radosnych nowin się nie spodziewałem”
„– Ty znowu swoje. Z kim się pokłóciłeś tym razem?
– Ze sobą, chyba – odparłem. – Ale chyba wygrywam.
– Daj znać, jak się skończy. Chciałabym wiedzieć, komu mam kibicować – uśmiechnęła się lekko i wrzuciła kawałek szynki na mój talerz. – Jedz. Wyglądasz, jakbyś żył tylko wodą i żalem.
Westchnąłem. Nie miałem siły się śmiać”.

Wielkanoc. Pachniało żurkiem, pieczonymi kiełbasami i nerwowością. W powietrzu unosiła się nie tylko para z garnków, ale i napięcie, które pojawiało się zawsze, kiedy rodzina spotykała się przy jednym stole. Mama krążyła po kuchni jak automat – z jednej strony uśmiechnięta, z drugiej nieobecna, bo skupiona na tym, żeby „niczego nie zabrakło”.
Tata, jak zawsze, dopóki nie nalał sobie pierwszego kielicha, był cichy i drażliwy. Kasia – moja młodsza siostra – robiła za amortyzator emocji. Miała dar rozładowywania spięć jednym ironicznym tekstem.
Siedziałem przy stole i mieszałem w talerzu
Patrzyłem na jajko w majonezie, jakby miało mi odpowiedzieć na pytanie: „co ja tu robię?”. Prawda była taka, że nie przepadałem za świątecznymi zjazdami. Wracałem raz do roku. Przez resztę czasu udawałem, że wszystko w moim życiu się ułożyło – że tamta historia sprzed czterech lat już mnie nie dotyczy.
Ale ona czasem wracała. Najczęściej nocą, kiedy zasypiałem sam, i nie było nikogo, kto mógłby mnie uspokoić. Wtedy w mojej głowie pojawiał się jej głos. Jej spojrzenie. I to niedokończone zdanie, które zostawiłem bez odpowiedzi.
– Święta, święta... i po świętości – mruknęła Kasia, siadając obok i przewracając oczami. – Daj spokój, mamo, to tylko jaja i kiełbasa. Nikogo nie zamordowaliśmy.
– Jeszcze – mruknąłem pod nosem, a siostra rzuciła mi szybkie spojrzenie.
– Ty znowu swoje. Z kim się pokłóciłeś tym razem?
– Ze sobą, chyba – odparłem. – Ale chyba wygrywam.
– Daj znać, jak się skończy. Chciałabym wiedzieć, komu mam kibicować – uśmiechnęła się lekko i wrzuciła kawałek szynki na mój talerz. – Jedz. Wyglądasz, jakbyś żył tylko wodą i żalem.
Westchnąłem. Nie miałem siły się śmiać. W mojej głowie był głos, który powtarzał: „a jeśli to było coś poważnego? Jeśli nie tylko z nią zerwałeś, ale z całym możliwym życiem, którego się bałeś?”.
Czułem, że w tym roku coś będzie inaczej. Jeszcze nie wiedziałem, że już za chwilę pęknie iluzja, którą tak starannie budowałem.
Zegar w salonie tykał jak bomba. Każde jego „tik” wwiercało się w moją czaszkę. Siedzieliśmy przy stole, mama rozlewała barszcz, tata kroił jajka na pół, jakby to była najbardziej istotna operacja na świecie. Kasia podawała ćwikłę z miną męczennicy.
– No i co, Paweł, jak tam w tej Warszawie? – zagaił ojciec, jakby musiał coś powiedzieć, bo cisza zaczęła być podejrzana.
– Normalnie – burknąłem. – Praca, korki, życie.
– Życie, he – powtórzył ironicznie. – Dobrze, że chociaż raz na rok sobie przypomnisz, że masz rodzinę.
– Edward – syknęła mama, próbując zapanować nad atmosferą. – Przestań. Przecież przyjechał, to się cieszmy.
Kasia chciała coś dodać, ale wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jeden, drugi raz. Krótko. Bez wahania. Wszyscy zamarliśmy. Mama spojrzała pytająco na tatę, tata na mnie, ja na Kasię. Ta wstała z niechęcią.
– A to kto? – mruknęła, wychodząc z kuchni.
Słychać było trzask zamka. A potem... cisza
Dłuższa niż powinna. Wstałem.
– Kasia?
Nie odpowiedziała. Ruszyłem do przedpokoju i wtedy ją zobaczyłem.
Stała bokiem, jakby chciała mnie zasłonić przed tym, co zaraz zobaczę. Ale już było za późno.
Za nią stała Aneta.
A obok niej – dziewczynka. Na oko czteroletnia. W ręce trzymała pluszowego króliczka. A w oczach miała coś, co ścisnęło mi gardło.
– To Maja – powiedziała Aneta. – Chciała poznać swojego tatę.
Nie umiałem oddychać. Świat zawirował.
Zabrałem Anetę i dziewczynkę do pokoju gościnnego. Ręce mi się trzęsły. Aneta była spokojna. Za spokojna.
– Siadaj – powiedziała, jakby to ona tu rządziła.
Usiadłem. Maja stanęła obok niej, trzymając się jej sukienki. Patrzyła na mnie niepewnie. Miała moje oczy. Cholera jasna.
– Czemu dziś? – zapytałem, cicho, z trudem. – Czemu nie napisałaś? Nie zadzwoniłaś? Po prostu… się zjawiłaś?
– Bo byś nie przyszedł. Nie odebrałbyś telefonu. Zawsze uciekałeś, Paweł. Zawsze, gdy robiło się poważnie.
– A teraz nie robi się poważnie?! – wybuchłem, ale zaraz opadłem na fotel. – To jest... ja... ja nawet nie wiedziałem, że...
– Wiem – przerwała. – Nie mówiłam ci wtedy, bo... bałam się, że nie jesteś gotowy. A potem już nie miało sensu.
– I teraz nagle ma?
– Maja ma cztery lata – powiedziała spokojnie. – Zaczęła pytać, kim jest jej tata. I wiesz co? Nie umiałam jej skłamać.
Spojrzałem na dziewczynkę. Pochyliła głowę, jakby rozumiała, że to rozmowa o niej.
– Ja nie wiem, czy umiem być ojcem – wyszeptałem.
– Ja nie każę ci od razu być ojcem – powiedziała. – Ale możesz zacząć od tego, by po prostu z nią porozmawiać.
Maja uniosła wzrok. Uśmiechnęła się lekko. Poczułem coś, czego nie dało się opisać.
Strach. Wstyd. I coś więcej. Może... nadzieję?
– To prawda? – Kasia złapała mnie w kuchni, zaraz po tym, jak Aneta z Mają usiadły w salonie. – Paweł, powiedz, że to jakaś pomyłka. Przecież ty byś wiedział, że masz dziecko, prawda?
– Nie wiem – wydusiłem. – Może kiedyś coś wspominała o spóźnionym okresie. Ale nie powiedziała nic konkretnego. Myślałem, że… że to nic.
– Myślałeś? Myślałeś?! – Jej głos przeszedł w szept, ale w tym szeptaniu było więcej wściekłości niż krzyku. – Paweł, ona ma cztery lata. A ty jesteś… jesteś jej ojcem?
– Może. Chyba. Nie wiem. Przysięgam, nie wiedziałem.
Drzwi skrzypnęły. Mama weszła, blada jak ściana. W rękach ściskała talerzyk z mazurkiem. Jakby miała nadzieję, że ciasto rozwiąże wszystkie nasze problemy.
– Paweł... czy to dziecko... – zaczęła, ale głos jej się załamał. – To twoje?
– Mamo, ja…
– Odpowiedz. – To ojciec. Głos niski, stanowczy. Stał w progu, ręce zaciśnięte.
Poczułem, że grunt ucieka mi spod nóg.
– Nie wiem. Tak mi powiedziała. Ale to możliwe. – Głos mi się łamał, nie byłem już w stanie udawać.
Mama zaczęła płakać
Cicho szlochała, jakby nie chciała nikomu przeszkadzać. Ojciec odwrócił się bez słowa i wyszedł. Kasia stanęła między nami.
– Trzeba zrobić testy. Ale zanim to zrobisz, Paweł, zanim znów wszystko schrzanisz... wyjdź do niej. Do tej małej. Zobacz, że to dziecko naprawdę istnieje.
Wyszedłem. Maja siedziała na kanapie i układała kawałki łupinki od jajka jak puzzle. Na mój widok uśmiechnęła się.
Wtedy pękłem.
– Po prostu wyszedłeś wtedy. Nawet się nie obejrzałeś – powiedziała Aneta, siedząc naprzeciwko mnie w dziecięcym pokoju, który kiedyś był moim. Maja siedziała z Kasią. Aneta kontynuowała:
– A ja zostałam z tym wszystkim. Z testem ciążowym, z głową pełną myśli i sercem w rozsypce.
Nie patrzyła na mnie. Patrzyła w okno, za którym właśnie zaczął padać deszcz.
– Pamiętam tamtą noc – powiedziałem. – Wszystko wtedy wydawało się... zbyt prawdziwe. Jakbyśmy naprawdę mogli coś stworzyć. I to mnie przeraziło.
– Wiem. Dlatego nic ci nie mówiłam. Nie chciałam cię łapać na dziecko. Sama się zebrałam, poszłam do lekarza, ułożyłam życie. Maja nie znała taty. Ale zaczęła pytać. A ja... nie umiem jej kłamać, Paweł. Nie chcę być taką matką.
Milczeliśmy chwilę.
– Dlaczego dziś? – zapytałem cicho.
– Bo twoja siostra napisała mi w zeszłym tygodniu – powiedziała bez emocji. – Powiedziała, że wracasz na święta. I że chyba do końca nie zamknąłeś tamtej historii. Pomyślałam, że może... może ty też jesteś gotowy ją otworzyć.
– A ty? Czego chcesz?
– Niczego. – Wreszcie spojrzała na mnie. – Już nie chcę ciebie. Ale chcę, żeby Maja miała szansę cię poznać. A co zrobisz z tą szansą... to już twoja sprawa.
Patrzyłem na nią długo. Miała w sobie spokój, którego kiedyś jej zazdrościłem. I siłę, której ja zawsze się bałem.
– Przepraszam, że wtedy uciekłem – wyszeptałem.
– Wiem.
Wyszedłem z Mają na spacer
Miała na sobie moją starą czapkę z pomponem, którą Kasia znalazła gdzieś na dnie szafy. Pasowała jej zaskakująco dobrze. Trzymała mnie za dwa palce – niezdecydowanie, jakby nie była pewna, czy może. Ja też nie byłem pewny niczego.
– Tato… mogę tak mówić? – zapytała nagle, patrząc na mnie spod rzęs.
Zatkało mnie.
– Jeśli chcesz – odpowiedziałem cicho. – Możesz mówić, jak ci wygodnie.
– Chcę – powiedziała z przekonaniem. – Bo mama mówiła, że jesteś mój. I że ja jestem twoja.
Uśmiechnęła się. Tyle w tym było dziecięcej prostoty, że aż mnie zabolało. Chciałem coś odpowiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Lubisz bajki? – zapytałem, szukając ucieczki.
– Uwielbiam! Najbardziej o dinozaurach i o takich smokach, co są dobre, ale wszyscy myślą, że są złe. I jeden smok był różowy! Wyobrażasz sobie? Różowy smok! – zaśmiała się.
– Brzmi super – mruknąłem i sam się uśmiechnąłem.
Kiedy wróciliśmy, mama stała w oknie. Wyszedłem z Mają na ganek, a mama otworzyła drzwi, ocierając dłonie o fartuch.
– Dziecko... – powiedziała cicho, patrząc na Maję. – Przecież ona ma twoją twarz, Paweł. Jak byłeś mały, wyglądałeś identycznie. Te oczy… ten uśmiech…
Maja spojrzała na nią i powiedziała:
– Pani to babcia?
Mama się roześmiała przez łzy.
– Jeśli chcesz, to tak.
A potem wzięła ją za rękę i zaprosiła na herbatę malinową.
Zostałem na ganku sam. I po raz pierwszy od dawna nie czułem się samotny.
Nie byłem gotowy. Wcale. Ale nikt nie jest
Może właśnie na tym polega dojrzałość – na zrobieniu kroku, choć nogi się trzęsą.
Usłyszałem śmiech z kuchni. Kasia grała z Mają w jakąś prostą grę planszową. Mama kroiła mazurka, a ojciec – ten twardy, szorstki facet – właśnie tłumaczył dziewczynce, dlaczego nie wolno kraść czekoladowych zajączków przed obiadem.
Nie wiedziałem, czy Aneta i ja jeszcze do siebie wrócimy. Może nie. Może byliśmy historią zakończoną. Ale Maja… ona była początkiem. Czystym, prostym, prawdziwym. I choć przerażało mnie to, co przede mną, nie zamierzałem znikać. Wstałem. I poszedłem do kuchni.
– To co, gramy razem? – zapytałem Maję.
Spojrzała na mnie poważnie.
– Ale nie możesz oszukiwać. Bo babcia powiedziała, że ty kiedyś oszukiwałeś w chińczyka.
Mama wybuchła śmiechem, a ja pokręciłem głową.
– Obiecuję. Teraz już nie oszukuję.
Wielkanoc. Święto Zmartwychwstania. A ja właśnie odradzałem się po raz pierwszy.
I wiedziałem, że ta Wielkanoc zmieniła wszystko.
Paweł, 34 lata
Czytaj także:
- „Teściowa miała mi pomóc przy organizowaniu Wielkanocy, a tylko maluje pazury. Rodzina mi nie wierzy, że haruję sama”
- „Teść dotknął mojego kolana pod wielkanocnym stołem. Od tamtej pory nic nie było już takie samo”
- „Spędziłam samotną Wielkanoc przed telewizorem, bo nie chciałam być ciężarem dla córki. To bolało”

