„Na urodziny prędzej bank złoży mi życzenia, niż własna córka. Wychowałam pazerną dziewuchę, która doi mnie z kasy”
„Dawno nikt mnie tak nie potraktował. Czułam się jak śmieć. Moja własna córka ma mnie w 4 literach i woli oglądać jakieś głupie filmy z koleżankami, niż spędzić urodziny z mamą. Nie wiem, co się stało z moją ukochaną córunią, która już od kilku dni przygotowywała laurki na moje święto, uczyła się wierszyków, a gdy podrosła, biegała nawet na łąkę, żeby zebrać mi kilka polnych kwiatów”.

Mam już swoje lata, ale to nie zmienia faktu, że chcę i lubię świętować swoje urodziny. Nie potrzebuję wielkich imprez, tylko miło spędzić ten dzień z najbliższymi. Jednak najwidoczniej dla niektórych jest to fanaberia, na którą nie zasługuję. Co roku muszę sama przypominać się o nadchodzących urodzinach. Po zeszłorocznej karczemnej awanturze mój mąż już chyba na zawsze zapamięta, że gdy nadchodzi 2 maja powinien dać mi prezent. Nawet teraz, gdy był na wyjeździe służbowym z samiutkiego rana zadzwonił do mnie z życzeniami. Nie powiem, miłe doświadczenie.
Obiecał mi też piękny prezent, który już podobno na mnie czeka. Druga w kolejce była moja mama, oczywiście nie mogła mi oszczędzić marudzenia o tym, jaka to ona nie jest stara i że może nie dożyć moich kolejnych urodzin. Błagam, znam tę śpiewkę na pamięć. Podziękowałam, ale szczerze, miałam dość tego biadolenia.
Niestety, przeliczyłam się
Najbardziej liczyłam na to, czym zaskoczy mnie moja rodzona córka. Niestety, przeliczyłam się. Małgośka zapomniała... Wróciła z lekcji, spojrzała do garnków, rzuciła „cześć” od niechcenia i poszła do siebie. Powiedziała tylko, że umówiła się z koleżankami i idą do kina, a ja mam nie czekać na nią z kolacją. Nawet na mnie nie spojrzała, bo może wtedy zauważyłaby, że jej matka ledwo powstrzymuje się od łez!
Dawno nikt mnie tak nie potraktował. Czułam się jak śmieć. Moja własna córka ma mnie w 4 literach i woli oglądać jakieś głupie filmy z koleżankami, niż spędzić urodziny z mamą. Nie wiem, co się stało z moją ukochaną córunią, która już od kilku dni przygotowywała laurki na moje święto, uczyła się wierszyków, a gdy podrosła, biegała nawet na łąkę, żeby zebrać mi kilka polnych kwiatów.
Z letargu wyrwał mnie głos Małgosi.
– Halo, ziemia do mamy! Słyszysz ty mnie? – burknęła.
– Tak... co się stało?
– Wiesz, potrzebuję kilku stówek na nową kurtkę. Ciocia Bożeny, która mieszka w USA szyje takie genialne kurteczki, chciałabym taką. Dasz?
– Fajnie, że ci się podobają – powiedziała od niechcenia.
– Podobają, to mało powiedziane. Jak nie chcesz mi dać, to możesz mi zawsze taką sprawić na Dzień Dziecka, będziesz miała problem z głowy!
Myślałam, że zaraz nie wytrzymam.
– Od kiedy ty świętujesz Dzień Dziecka? Ostatnim razem jak chciałam dać ci prezent i ucałować, to wykrzywiłaś się i rzuciłaś mi w twarz tekstem, że masz już dużo lat i nie jesteś żadnym dzieckiem.
– No ale...
Nie miałam zamiaru wdawać się w rozmowę
Byłam załamana, jak to jest możliwe, że pod moim okiem wyrastał taki rozbestwiony gad? Gośka wróciła do siebie, a ja dalej pogrążałam się we własnych myślach. Bo co innego miałam robić? Mąż na wyjeździe, dziecko ma mnie w nosie, matka narzeka. Nikogo przy mnie nie ma. Nawet koleżanki o mnie zapomniały. Byłam rozdarta.
Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Jak to jest możliwe. Skąd ona wzięła takie podejście do życia? Przecież od zawsze uczyłam jej szacunku do rzeczy i do pieniędzy, wpajałam, że najważniejsze jest to, jakimi ludźmi jesteśmy w środku, a nie to, ile mamy w portfelu.
Jedyne, co mnie mogło pocieszyć to kubeł lodów i odgrzewana po raz 100 komedia romantyczna. Tak zrobiła i poszłam spać. Na drugi dzień, w sobotę, zrobiłam sobie śniadanie i usiadłam do porannego rytualnego oglądania telewizji śniadaniowej. Wtedy Gosia podeszła do mnie, usiadła na oparciu fotela i zaczęła coś mruczeć pod nosem:
– Mamusiu... możemy na chwilę porozmawiać?
No nie, opamiętała się?
Może lepiej późno niż wcale, prawda? Może jednak chce przeprosić?
– Zawsze możemy – odpowiedziałam, zmiękczona jej tonem głosu i nadzieją na przeprosiny.
– Bo pamiętasz, jak ci mówiłam o tej kurtce wczoraj? To jak z nią będzie? Dostanę ją? Bo ona mi się taaaak straaaasznie podoba. Marzę o niej!
Nie wierzę. Mała wredna, rozpieszczona gadzina!
– No nie wiem... – ze złości już zgrzytałam zębami. – Pomyślę po Dniu Matki.
– No coś ty? Myślisz, że zapomnę? Już mam w głowie wspaniały prezent. Nie mogę się doczekać aż ci go dam! Będziesz zachwycona! Przecież ja zawsze pamiętam o twoich świętach, mamusiu!
– Tak? A może ci się pomyliło i miałaś mi dać ten prezent na urodziny, bo tak się składa, że trochę się spóźniłaś.
Zaniemówiła.
– Czyli o to ci chodzi! Jeezu, ja już myślałam, że coś cię boli. Przecież mogłaś się przypomnieć!
Załamałam ręce. Wstałam z krzesła i poszłam do sypialni. Nie mam siły do tego dziecka. Nie mam pojęcia, gdzie popełniłam błąd. Czym sobie zasłużyłam? Nie znam odpowiedzi na te i wiele więcej pytań. Macierzyństwo to prawdziwe wyzwanie...
Mirka, 46 lat
Czytaj także:
- „Na starość zamieszkałam w domu opieki. W końcu nic nie muszę robić i jeszcze się zakochałam”
- „Przy przeprowadzce pomagał mi kolega mojego syna. Z wdzięczności pozwoliłam mu zostać i sama wpakowałam się w kłopoty”
- „Żona traktuje mnie jak śmiecia, bo za mało zarabiam. Niech się sama weźmie do roboty, jeśli marzy o luksusie”

