Reklama

Marcin – syn mojej siostry, był dla mnie jak rodzone dziecko. Kiedy był jeszcze małym chłopcem, często się nim zajmowałam. Wtedy sama nie miałam jeszcze dzieci, więc zabierałam go na wycieczki, spędzał ze mną nawet wakacje. Zawsze mógł na mnie polegać, nawet kiedy wzięłam ślub i przeprowadziłam się do innego miasta. Do dziś uważam, że byłam i jestem dobrą ciocią, a przede wszystkim jako matka chrzestna Marcina w pełni wypełniłam swoją misję.

Kiedy mój chrześniak brał ślub, nie mogłam powstrzymać łez. Zadawałam sobie pytanie „Kiedy on tak dorósł?”. Byłam przekonana, że nadal będziemy w bliskich relacjach. Jednak niespodziewanie wszystko nabrało innego kształtu...

Marcin nie chce utrzymywać z nami kontaktów

Marcin wraz z małżonką zdecydowali się na przeprowadzkę do Niemiec, gdzie od długiego czasu mieszkała jej mama. Było mi szkoda siostry, ponieważ jej jedyny syn wyjeżdżał na stałe za granicę, a co więcej, jego żona Ula zaraz przed wyjazdem zaszła w ciążę.

– Monika nie będzie mogła na co dzień spotykać się ze swoim wnuczkiem! – mówiłam do męża.

– Ale przecież Monachium to nie koniec świata! Na pewno będą się wzajemnie często odwiedzać – odpowiedział.

Faktycznie, miał trochę racji. „My także moglibyśmy ich odwiedzać” – przeszło mi przez myśl. Oczywiście, przesłałam Marcinowi gratulacje z powodu narodzin jego dziecka, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Zrobiło mi się przykro, ale uznałam, że być może on i Ula mają teraz ręce pełne roboty. Postanowiłam jednak zapytać Monikę, czy na pewno dobrze pamiętam adres jej syna, bo przecież mogłam się pomylić.

– Po co ci ten adres? – zapytała dość ostrym tonem. – Nie musisz do niego pisać, jego żona nie chce mieć kontaktu z naszą rodziną. Wiesz?

– Nie wiedziałam... – wydukałam, zupełnie zaskoczona.

– Tak to właśnie działa. Kiedy ktoś ma dom w takim fajnym miejscu jak Monachium, nagle wszyscy krewni i przyjaciele myślą, że mogą do niego przyjeżdżać i traktować jego lokum jak bezpłatny hotel. Ale Ula z Marcinem mają przecież dziecko i potrzebują ciszy i spokoju – stwierdziła Monika, szukając w moim spojrzeniu poparcia dla jej słów.

– Nie planowałam ich odwiedzać – odparłam. Choć przypomniałam sobie w myślach, jak Marcin i Ula będąc narzeczonymi, kilka razy zatrzymywali się u mnie i nie robiło mi to żadnej różnicy.

Zdziwiło mnie to, że żona Marcina odwróciła się od nas i nawet robi mu wyrzuty, gdy ktoś z jego krewnych do niego dzwoni.

To jest przecież absurd! – powiedziałam do swojego męża. – Czy naprawdę powinnam zerwać kontakt ze swoim chrześniakiem?

Mój mąż zrezygnowanie wymachiwał rękoma.

– Rób co chcesz, nie ogarniam kobiecego sposobu myślenia.

Nie rozumiałam, co nimi kieruje

Na początku, pomimo sprzeciwu siostry, wysyłałam kartki do Marcina. Ale żadnej odpowiedzi nie otrzymałam, więc w końcu pomyślałam, że to czas przestać się ośmieszać. „To koniec!” – postanowiłam zamknąć swoje serce dla siostrzeńca, choć to było dla mnie bardzo trudne.

Miałam wrażenie, że moja siostra czuje to samo. Młodzi wcale nie przyjeżdżali do niej do Polski. Przez dwa lata Marcin odwiedził matkę tylko jeden raz, i to dlatego, że miał do załatwienia w kraju jakieś dokumenty. Monika od czasu do czasu jeździła do nich, ale podobno te wizyty nie sprawiały jej zbyt wiele radości. Skarżyła się, że Ula jest wobec niej nieuprzejma.

– Mój wnuczek nawet nie mówi po polsku! Jak mam z nim rozmawiać? – pytała z żalem.

Zaskoczyło mnie, że Marcin i Ula nie nauczyli swojego dziecka mówić po polsku, a zamiast tego obydwoje mówią do niego wyłącznie w języku niemieckim.

Dlaczego tak postępują? – zapytałam moją siostrę.

– Bo uznali, że to będzie dla niego korzystniejsze, dzięki temu szybciej się zintegruje! – odpowiedziała siostra. – Wiesz, jak to bywa z Polakami, którzy emigrują, nigdy nie są traktowani w obcym kraju jak prawdziwi obywatele.

Próbowałam zrozumieć, co ich napędza, ale nie potrafiłam. Nawet jeśli mały Thomas nie znał języka polskiego, to przecież jego rodzice byli Polakami. A umiejętność mówienia w dwóch językach to prawdziwa perła! Naprawdę współczułam mojej siostrze, bo wyglądało na to, że jej synowa nie była do końca w porządku wobec teściowej. Jak można tak zdecydowanie odciąć się od polskiego dziedzictwa i podburzyć męża przeciwko jego własnej matce i całej naszej rodzinie?! Tego nie mogłam pojąć...

Okazało się, że w ogóle nie znam siostry

Coś się wydarzyło, co sprawiło, że zaczęłam myśleć zupełnie inaczej. Zarówno o Uli, jak i o Monice. Kiedyś postanowiłam spotkać się z siostrą na małe pogaduchy w kawiarni. Często tak robiłyśmy, czasem chodziłyśmy też na zakupy czy do kina. Wtedy było naprawdę gorące lato, siedziałyśmy na dworze pod parasolem, a dwa stoliki dalej siedziała para rodziców z dzieckiem. Na początku nie zauważyłam, że to dziewczynka z upośledzeniem umysłowym. Siedziałam plecami do niej i zauważyłam coś niepokojącego w oczach mojej siostry. Widać było w niej niepewność, z czasem przerodziła się ona w złość.

– Chodźmy już! Możemy przecież jeść lody i iść ulicą – powiedziała niespodziewanie, wstając z krzesła i kierując się do wyjścia.

Zdziwiona zostawiłam kelnerowi pieniądze za nasze zmówienie i pobiegłam za Moniką.

– O co ci chodzi? – zapytałam zszokowana, zupełnie nie rozumiejąc, co mogło ją tak rozzłościć.

– Czy nie zauważyłaś tej małej dziewczynki? – wykrzyczała wtedy moja siostra. – To doprawdy niesmaczne! Jak można wziąć takie dziecko na spacer po mieście i pójść do kawiarni, gdzie ludzie chcą w spokoju zjeść? Każdy może stracić w takiej sytuacji apetyt!

Pierwszy raz przyszło mi do głowy, że chyba nie znam mojej siostry...

– Monika! – niemal wykrzyczałam. – Co ty mówisz?

– Przecież nie łatwo jest patrzeć na dzieci z niepełnosprawnościami – odparła gwałtownie. – Ich matki powinny płonąć ze wstydu! Powinnaś wiedzieć, że w osiemdziesięciu pięciu procentach przypadków wadliwy gen, odpowiedzialny za tę chorobę, pochodzi od matki!

– Czyżby? Istnieją przecież choroby, które są związane z męskim dziedzictwem! Tak działa natura – wyraziłam swoje zdziwienie, zastanawiając się, dlaczego tak mocno to podkreśla. – Moim zdaniem, osoby niepełnosprawne mają takie samo prawo do życia, jak wszyscy inni! Niektórzy już próbowali segregować społeczeństwo, dzieląc ludzi na lepszych i gorszych, na pewno słyszałaś o faszystach... – dodałam. – Monika, co się z tobą dzieje? Przecież nigdy nie oceniałaś w ten sposób ludzi?

– Może oceniałam, ale nigdy nie mówiłam tego na głos? – odpowiedziała na to moja siostra. – Możemy iść gdzieś indziej.

Zmieniłyśmy miejsce, lecz nasza rozmowa już nie układała się tak dobrze. Muszę przyznać, że reakcja siostry zaskoczyła mnie i spowodowała, że często o tym myślałam. „Miała gorszy dzień?”– zastanawiałam się. Pewnego dnia zrozumiałam i zaczęłam postrzegać gwałtowną reakcję mojej siostry w zupełnie innym kontekście...

Ciociu, jest zupełniej inaczej

To było zwykłe niedzielne południe... Mój syn wybrał się do kina z przyjaciółmi, mąż siedział na kanapie i oglądał telewizję, a ja delektowałam się smakiem kawy. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, byłam zaskoczona, bo nasi znajomi zazwyczaj nie odwiedzali nas bez zapowiedzi. Ale moje zdumienie było jeszcze większe, gdy otworzyłam drzwi i na progu zobaczyłam... Marcina! Byłam taka zaskoczona.

– Cześć! – przywitałam go z radością. – Jesteś tu sam? A co z Ulą i twoim maluchem? – starałam się nie zdradzić, że wiem o niechęci jego małżonki do naszej rodziny.

– Poszli na spacer... Kochana ciociu, musiałem cię zobaczyć! – powiedział nagle. – Ale proszę, obiecaj, że nie powiesz mojej mamie, że tu byłem – usłyszałam.

– Marcin, to... Wszystko to jest dla mnie takie dziwne – przyznałam się, czując zagubienie. – Po twoim ślubie w naszej rodzinie pojawiły się jakieś niejasności i tajemnice. Czy to źle, że do mnie przyjechałeś? Przecież jesteś moim siostrzeńcem! I czemu przyszedłeś bez żony? Czy Ula nie chce się ze mną spotykać? – wyraziłam swoje rozżalenie jednym tchem.

– Nie, nie do końca... – Marcin wszedł mi w słowo. – Nasz syn jest nieuleczalnie chory. Tomek ma zdiagnozowany zespół Downa.

– To dlatego się nie odzywaliście? – zapytałam, sądząc, że to był ich wybór.

Było jednak zupełnie inaczej...

– To moja mama nas do tego zmusiła! To ona naciskała, żebym nie utrzymywał kontaktów z rodziną ze względu na Tomka – wyjawił Marcin. – Powiedziała: „To takie upokorzenie! Wy wyjechaliście z kraju, a ja będę musiała żyć pod ciężarem tych wymownych spojrzeń i pogardy, bo mam takiego wnuczka!”. Posłuchałem jej.

– Jak to? To nie jest w porządku... – potrząsnęłam głową. Zdałam sobie wówczas sprawę, dlaczego Monika tak mocno zareagowała na widok tamtej dziewczyny w kawiarni. Przypomniała jej o jej własnym wnuku...

– Bardzo mi cię brakowało... – dodałam, patrząc na Marcina.

Wylało się mnóstwo łez

Nagle zdałam sobie sprawę, że wciąż stoimy z Marcinem w holu.

– Wejdź dalej! – zaprosiłam go do salonu, prowadząc za sobą. – Mówiłeś coś o Uli i Tomaszku. Są na spacerze?

– Czekają pod blokiem, bo nie byłem pewien, czy będziesz chciała ich zaprosić do domu – wyznał mój siostrzeniec.

Jak mogłeś tak pomyśleć?! – rzuciłam mu spojrzenie pełne pretensji. – Kochanie! Czy mógłbyś po nich pójść? – poprosiłam swojego męża.

Zanim do nas dołączyła żona Marcina, on sam zaczął opowiadać mi całą historię:

– Gdy dowiedzieliśmy się, że nasz syn urodzi się z zespołem Downa, Ula i ja zdecydowaliśmy, że nie zrezygnujemy z niego. Moja mama była wściekła, mówiła, że to przyniesie wstyd naszej rodzinie. Diagnoza i negatywna reakcja mojej matki spowodowały, że szybciej wyjechaliśmy do Niemiec. Z żoną doszliśmy do wniosku, że w Monachium Tomek otrzyma lepszą opiekę i będzie mógł dorastać z dala od babci, która go nienawidzi!

– Nie mów tak – zaprotestowałam, choć niestety wiedziałam, że Marcin ma rację.

– Ciociu, moja matka uważa, że Tomek jest niepełnosprawny przez Ulę. Twierdzi, że „złe geny” Uli popsuły jej wnuczka i zrujnowały mi normalne życie – powiedział z żalem Marcin. – Dlatego rzadko odwiedza nas w Monachium, i to dobrze, bo kiedy przyjeżdża, moja żona staje się niespokojna, a synek odczuwa, że coś jest nie tak i staje się bardziej zamknięty. A przecież jest wyjątkowo bystry, a oprócz tego niesamowicie uroczy. Jest dwujęzyczny, zna polski i niemiecki...

– Zna język polski? – byłam zaskoczona. – Twoja matka mówiła coś zupełnie innego.

A co ona może wiedzieć, skoro go nie widuje i nie rozmawia z nim! – Marcin zareagował z gniewem.

– Jestem pewna, że twoje dziecko jest cudowne – przytuliłam Marcina z czułością.

I wtedy do pokoju weszła Ula z małym Tomaszkiem.

– Bardzo mi miło, że nas odwiedziliście! – powiedziałam jej z całego serca.

Ula była naprawdę sympatyczną i życzliwą osobą, a jej maluch – prawdziwym urwisem.

– Przyjazd do Polski jest związany z konsultacjami u najlepszego lekarza od podobnych przypadków. Nasza mama oczekuje nas dopiero jutro, ale i tak planowaliśmy zatrzymać się w hotelu, bo mama nie chce, abyśmy zatrzymali się u niej, bojąc się reakcji sąsiadów – usłyszałam od Marcina.

– Nie ma mowy! – zaoponowałam. – Zatrzymacie się u mnie!

Całą noc spędziliśmy na długich rozmowach. Rozmawialiśmy i płakaliśmy na zmianę. Dowiedziałam się, jak trudne jest teraz życie mojego chrześniaka i jego małżonki, jak bardzo są odważni.

– Marcin, nie powinniśmy ukrywać przed twoją matką, że mnie odwiedziliście. Myślę, że powinna zobaczyć, że akceptuję Tomaszka – powiedziałam. – Zapewniam, że zrobię co w mojej mocy, aby moja siostra zmieniła nastawienie do Tomka.

Alina, 47 lat

Czytaj także:
„Mąż tak bardzo chciał mieć dziecko, a teraz nie zmieni nawet pampersa. Uważa, że to poniżające dla faceta”
„Dorosły syn ciągle z nami mieszkał. Wreszcie sami się wynieśliśmy, bo mamy dość bycia służbą”
„Nauczycielka syna szukała przygód wśród rodziców. Tak długo kusiła i uwodziła, aż jeden z tatusiów wpadł jej do łóżka”

Reklama
Reklama
Reklama