Reklama

Czasem myślę, że moje życie jest jak kartka papieru w biurowym segregatorze. Poukładane, przewidywalne, spięte twardymi okładkami obowiązków. Pracuję w biurze, gdzie dni odmierzają kolejne maile i monotonne dźwięki drukarki. Każdego ranka przejeżdżam tę samą trasę tramwajem, trzymam kubek kawy tak, jakbym się go kurczowo trzymała, żeby nie wypaść z tego systematycznego rytmu.

Męczyliśmy się

Lato tego roku było bezlitosne. Upały wciskały się przez biurowe okna, a klimatyzacja wyzionęła ducha dokładnie wtedy, gdy najbardziej była potrzebna. Przełożeni nie spieszyli się z naprawą, więc ratunkiem stały się okna – szeroko otwarte, jakbyśmy wszyscy desperacko szukali w nich oddechu.

To przy jednym z takich okien, na trzecim piętrze szklanego molocha, zaczęła się historia, której wtedy nie nazwałabym romansem. To było zbyt górnolotne słowo jak na tamte drobne uśmiechy i przypadkowe spotkania przy papierosie.

Tymek pojawił się przy tym oknie nagle. Miał swobodny uśmiech człowieka, który umie rozmawiać z każdym, a przy tym coś w jego spojrzeniu mówiło, że nie należy do nikogo.

–Dusisz się tu, co? – zagadnął mnie pierwszego dnia, kiedy zrezygnowana opierałam się o parapet.

Uśmiechnęłam się, niepewna, czy to pytanie do mnie.

– Chodź, przewieje nas razem, będzie raźniej – rzucił z tym swoim nonszalanckim wdziękiem.

Był duszą towarzystwa

To były rozmowy o niczym. O upale, o kawie, o tym, że ktoś znowu zamknął okno w sali konferencyjnej. A jednak czułam, jak te drobne słowa rozszczelniają coś we mnie. Coraz częściej łapałam się na tym, że czekam na kolejną przerwę, na kolejny przypadkowy zbieg okoliczności, choć gdzieś głęboko coś szeptało mi do ucha, że to może nie być takie niewinne, jak się wydaje. Ale zagłuszałam ten głos.

– Asia, mogę ci coś powiedzieć? – Anka nachyliła się do mnie nad ekranem, jakby chciała mi zdradzić przepis na sabotaż całego działu.

Wiedziałam, że zaraz usłyszę coś, co odbierze mi dobry humor na resztę dnia, ale uśmiechnęłam się uprzejmie, gotowa na jej nieproszoną mądrość.

– Mów, widzę, że cię nosi.

– Ten cały Tymek… On ci się podoba, nie? – zmrużyła oczy, jakby mnie właśnie przyłapała na zbrodni. – Ale wiesz, on zawsze lubił być w centrum uwagi. Facet z tej kategorii, co to każdy nowy flirt traktuje jak kolejny punkt do kolekcji.

– Oj, Anka, przesadzasz – próbowałam to obrócić w żart, chociaż poczułam, jak robi mi się ciepło na twarzy. – On po prostu jest miły. Normalnie rozmawiamy. A że potrafi być zabawny, to nie powód, żeby go od razu osądzać.

Ostrzegła mnie

– Ty to sobie tłumacz, a ja ci tylko mówię, co widzę. Nie warto się angażować z kimś takim. On uwielbia, jak wszyscy dookoła niego orbitują. Taki jego styl bycia – Anka podniosła wzrok znad kubka i patrzyła na mnie tak, jak matka, która wie, że dziecko i tak się poparzy, ale czuje się zobowiązana ostrzec.

– Dzięki za troskę, ale ja naprawdę wiem, co robię – odparłam, choć sama w to nie wierzyłam.

Anka nie musiała wiedzieć, że w nocy przewracałam się z boku na bok, zastanawiając się, dlaczego Tymek nigdy nie wspomina o swoim życiu poza pracą. Nie miał zdjęć na biurku, nigdy nie opowiadał, co robił w weekend. Nawet na firmowych lunchach potrafił zgrabnie odbić każde pytanie o prywatność, jakby miał gotowy zestaw wymijających tekstów.

Byłam go ciekawa

Tego dnia słońce prażyło tak mocno, że nawet ekran komputera zdawał się topnieć. Zerwałam się od biurka z westchnieniem ulgi, a gdy otworzyłam okno, niemal natychmiast usłyszałam za plecami jego głos.

– Nie ma to jak darmowa sauna, co? Jeszcze trochę i zaczną nam tu sprzedawać bilety wstępu – Tymek stanął obok mnie, opierając się łokciami o parapet.

– Nie mów głośno, bo ktoś z marketingu może to wziąć na serio – odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem.

Rozmowa zaczęła się jak zwykle – kilka żartów o upale, kilka złośliwości o biurowej bezradności wobec zepsutej klimatyzacji. Ale wtedy Tymek zaskoczył mnie pytaniem, którego się nie spodziewałam.

– Gdzie siebie widzisz za pięć lat? – zapytał, jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.

Zaskoczył mnie

Nie wiedziałam, czy odpowiedzieć poważnie, czy obrócić to w żart. Patrzył na mnie tak, jakby naprawdę chciał wiedzieć, jaką wersję siebie noszę w głowie. Milczałam przez chwilę, szukając odpowiedzi.

– Chciałabym robić coś, co naprawdę mnie rusza. Może pisać, może podróżować. Na pewno nie wklepywać dane do systemu. A ty?

Uśmiechnął się, ale jego oczy trochę spochmurniały.

– Ja chciałbym być tam, gdzie nie trzeba udawać, że wszystko jest w porządku. Ale to nie takie proste.

Chciałam zapytać, co dokładnie ma na myśli, ale zanim otworzyłam usta, Tymek już zmienił temat.

– Słyszałaś o tej aferze z działu księgowości? Ponoć ktoś wrzucił rybę do biurowej lodówki i teraz mamy małe oceanarium z zapachem – parsknął śmiechem, ale czułam, że to było celowe odwrócenie uwagi.

– Unikasz odpowiedzi – rzuciłam półżartem, lecz z napięciem w głosie.

– Nie unikam, tylko oszczędzam cię przed biurową melancholią. Za ładny dzień, żeby rozmawiać o poważnych sprawach, nie sądzisz?

Coś ukrywał

Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam, czy powinnam naciskać. Z jednej strony byłam ciekawa, co ukrywa, a z drugiej bałam się usłyszeć coś, czego nie chciałam wiedzieć. Czułam, jak w środku walczą we mnie dwa głosy: jeden, który kazał wierzyć w tę lekką, niewinną grę między nami, i drugi, który nie dawał mi spokoju, pytając, dlaczego Tymek tak skrupulatnie omija każdą wzmiankę o swoim życiu.

W zwykły, poniedziałkowy poranek, biuro zgrzytało od szurania krzeseł i stukotu klawiatur. Siedziałam przy swoim biurku, kiedy kątem oka zobaczyłam Tymka wchodzącego do recepcji. Ale nie samego.

Obok niego szła dziewczyna. Długie, ciemne włosy, elegancka sukienka, pewny krok. Przytrzymał jej drzwi. Śmiali się z czegoś. Szli powoli, jakby prezentowali się przed całą firmą. Kiedy przeszli obok mojego biurka, wymieniłam z Tymkiem spojrzenie. On się uśmiechnął, ale ten uśmiech nie miał już w sobie tamtego ciepła. Dziewczyna zatrzymała się przy mnie.

– Ty musisz być Asia, prawda? – zapytała z takim tonem, jakby znała mnie od dawna. – Podobno często wychodzicie razem na przerwy.

Wbiła mi szpilę

Tymek stał obok, nagle wyjątkowo mały, jakby nie miał gdzie uciec.

– Magda jestem, narzeczona. Ślub już niedługo, ale pewnie o tym jeszcze nie mówił? – dodała lekko, jakby mówiła o pogodzie.

Skinęłam głową, czując, że nogi mam z waty. Kobieta odwróciła się i poszła dalej. Tymek stał przy wyjściu, jakby nie wiedział, czy powinien za nią iść, ale oczywiście poszedł. Złapał mnie dopiero po południu, przed wejściem do biurowca.

– Asia, poczekaj, proszę. To nie miało tak wyglądać – zaczął, a ja się tylko zaśmiałam, gorzko, bardziej do siebie niż do niego.

– To jak to miało wyglądać? Miałam się dowiedzieć po waszym ślubie? Czy może liczyłeś, że ja i Magda będziemy sobie wymieniać dyżury przy twoim oknie?

Nie czułam żalu

Widziałam, że szuka słów, które uspokoją sytuację, ale ja już nie potrzebowałam żadnych wyjaśnień.

– Ja naprawdę nie żałuję tego, co się między nami wydarzyło. Nie jestem biedną, naiwną dziewczyną, która dała się uwieść. Potrzebowałam tego romansu. Szkoda tylko, że tym kimś był facet, który już miał zaplanowaną drogę do ołtarza.

– Magda nie rozumie mnie tak jak ty – powiedział cicho, jakby to cokolwiek miało teraz zmienić.

– Ale to jej dałeś pierścionek – odpowiedziałam bez emocji.

Byłam zła za to, że mimo tych wszystkich czerwonych świateł, jakie migały mi przed oczami, ja i tak szłam na oślep, ciesząc się każdą sekundą uwagi.

– Przepraszam, Asia. Ty byłaś… ważna. – brzmiał tak żałośnie, że aż zrobiło mi się go żal.

– Nie byłam ważna. Byłam tylko twoją odskocznią. I wiesz co? Byłam w tym dobra. Ale teraz już nie mam na to czasu.

Odwróciłam się i odeszłam, zostawiając go z jego niedokończonymi tłumaczeniami.

Joanna, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama