Reklama

Nie byłam zadowolona, gdy Justynka znalazła sobie chłopaka. Fakt, tak na poważnie stało się to dość późno, bo kończyła właśnie ostatni rok studiów. Marek. Taki trochę niemrawy i niepewny. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, już wiedziałam, że z tej ich znajomości będą same kłopoty. On zupełnie do mojej wnusi nie pasował. Taki mało rezolutny, jakby przygaszony i opowiadał tylko o tych swoich komputerach.

On nigdy mi się nie podobał

Zbliżyli się do siebie chyba tylko dlatego, że kiedyś łączyły ich jakieś wspólne zainteresowania. Nie rozumiałam, jak Justynka mogłaby mieć cokolwiek nudnego z takim nudziarzem, ale nie chciałam się wtrącać. Zwłaszcza że Ola, moja córka, a jej matka, była tym Mareczkiem taka zachwycona.

– To dobry chłopak, Justyna – powtarzała z przekonaniem, jakby i samej sobie bardzo chciała to wmówić. – Jest taki młody i już nieźle zarabia. Zobaczysz, będziesz miała z nim dobrze!

Miałam odmienne zdanie na ten temat, ale nie chciałam się kłócić z Olą, bo jak ona się nakręcała, nikt nie był w stanie jej przegadać. A Mareczek nie był ani przystojny, ani nawet atrakcyjny w jakiś ciekawy sposób. Wyglądał jak taki kujonek, który pozjadał wszystkie rozumy. Może i był miły, ale wiecznie nieobecny. Nie takiego męża chciałam dla Justynki.

Mimo to jakoś się to wszystko po tym ślubie poukładało, a moja wnusia, dzięki temu, że taka była zaradna, świetnie sobie poradziła. I w ogóle czerpała radość z życia.

Kibicowałam wnuczce

Ona miała swój sposób na przetrwanie. Zawsze była mądrą dziewczynką, więc zupełnie się o nią nie martwiłam. Zwłaszcza że odkąd pamiętam, miałyśmy ze sobą świetny kontakt, lepszy niż ona ze swoją matką. Justynka, dzięki pracy Marka, zdobyła niezłe zaplecze finansowe, a sama też pracowała, choć jej zajęcie nie było aż tak dochodowe. Jak dla mnie najważniejsze jednak, że dobrze się przy tym wszystkim bawiła.

– Moje życie jest naprawdę świetne – oświadczyła mi kiedyś, a ja promieniałam z dumy i radości. – Cieszę się, babciu, że tak to się wszystko poukładało.

I wszystko szło dokładnie tak, jak powinno, a w naszej rodzinie panował pełen spokój, dopóki pewnego wieczora nie zjawiła się u mnie Ola.

Córkę była wściekła

– Nie uwierzysz, czego się dowiedziałam! – zawołała od progu.

Wyglądała, jakby wydarzyło się coś naprawdę wstrząsającego, bo cała aż chodziła. Strasznie nie lubiłam u niej tego stanu, bo w takich chwilach nie docierało do niej nic, co się do niej mówiło. A ja byłam już za stara i zbyt zmęczona, żeby przedzierać się przez te jej dziwne przekonania.

– No – westchnęłam, zajmując miejsce na kanapie. – Co się stało?

Moja córka z kolei usiąść nie potrafiła. Kręciła się w kółko, mamrotała pod nosem, a brwi miała zmarszczone. Przeszło mi więc przez myśl, że to musiała być jakaś grubsza sprawa.

Justyna zniszczyła sobie życie! – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Kompletnie jej odbiło!

Nie miałam pojęcia, o czym ona mówi. Zaniepokoiłam się jedna trochę, choć uspokajała mnie myśl, że Ola zawsze wszystko wyolbrzymiała, a z każdej głupoty była w stanie nakręcić prawdziwą aferę.

– Olu, spokojnie, powoli – próbowałam jakoś przywołać ją do porządku. – Mów po kolei, co z Justynką?

Moja córka wyraźnie się skrzywiła.

– Co z Justynką?! – Zaśmiała się trochę histerycznie. – Justyna ma romans, mamo! I to z kim? Z instruktorem fitnessu!

Nasz mały sekret się wydał

Westchnęłam ciężko i spojrzałam na nią niechętnie.

– Z instruktorem jogi – poprawiłam zrezygnowana.

Zamrugała, wyraźnie zbita z tropu.

– Że co? – wykrztusiła.

– Justynka nie chodzi na fitness – odparłam zniecierpliwiona. – I ten jej amant to instruktor jogi.

Ola zrobiła wielkie oczy.

– Wiedziałaś? – wykrztusiła, będąc w wyraźnym szoku. – To dlaczego nic nie powiedziałaś?!

Prychnęłam tylko lekceważąco. Nawet nie spojrzałam na córkę, bo i nie było po co.

– A miałam jakiś powód? – rzuciłam trochę opryskliwie. – Ty byś jakąś awanturę zaraz zrobiła i kazała Justynce wiernie trwać przy mężu. A dziewczyna po prostu jest obrotna i wie, jak sobie w życiu poradzić.

Ola znów się roześmiała, choć wcale nie wesoło.

– Poradzić? – Potrząsnęłam głową. – Nie, nie wierzę, że ty to mówisz! Przecież ona ma męża! Do czego to podobne, żeby go zdradzać?! I to już pół roku po ślubie?

Wzruszyłam ramionami.

– I tak długo wytrzymała – skwitowałam. – Ja na jej miejscu zrobiłabym to pewnie jeszcze szybciej.

Moja córka się zapowietrzyła.

– Co… Nie no, ty chyba żartujesz! – Zaczęła mi się przyglądać, jakby co najmniej widziała mnie pierwszy raz w życiu. – To może mi jeszcze powiesz, że tatę też zdradzałaś?

Prychnęłam z irytacją.

– Oczywiście, że nie – burknęłam. – Ale twój ojciec to było zupełnie co innego. On był przystojny, męski… A ten cały Mareczek to taki mały, pocieszny nudziarz.

Byłam po stronie wnuczki

Kiedy nic nie mówiła, ciągnęłam dalej:

– Justynka mi mówiła, że najpierw to z nim jeszcze próbowała, no bo przecież wiesz, że kobieta też ma swoje potrzeby. – Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie jednej z rozmów z wnuczką. – Ale on cały czas, że nie ma czasu, głowa go boli, zmęczony jest po pracy…

– No bo ich w sumie utrzymuje – przerwała mi. – A Justyna powinna dać mu czas. Pewnie by się jeszcze jakoś pozbierał, a tak? Jak ona chce zostać matką? Myśli, że tamten ją zaciąży?

Nie sądziłam, żeby Justynka w ogóle to planowała. Nie zamierzałam jednak mówić tego Oli, bo rozpętałaby kolejną awanturę, jako że jej zdaniem wszystkie kobiety musiały z radością podchodzić do macierzyństwa. Między moją wnuczką a Markiem natomiast nie było żadnej chemii, nawet minimalnej. Od początku wiedziałam, że z tej mąki chleba nie będzie, więc… zastanawiało mnie po prostu, jak Ola może być tak ślepa.

Daj jej żyć po swojemu – poprosiłam, siląc się na łagodny ton. Ostatnie, co mogłabym zrobić w tej sytuacji, to podnieść głos. – Dziewczyna ma się dobrze i jest szczęśliwa. Powinnaś się z tego cieszyć.

Musiałam ją wspierać

Byłam pewna, że cokolwiek powiem, i tak nie przekonam córki. I jak się okazało rzeczywiście – musiała polecieć i zrobić awanturę także Justynce, bo dwa dni później wnuczka przyjechała do mnie zapłakana.

– Matka oszalała – wyjęczała. – Chce powiedzieć Markowi o Oskarze!

Bez wahania uspokoiłam wnuczkę.

– Na pewno tego nie zrobi – powiedziałam z przekonaniem. – Nie chce przecież dla ciebie źle.

– No tak. – Justynka pociągnęła nosem i spojrzała na mnie nieco przytomniej. – Stwierdziła, że albo ja mu powiem, albo ona to zrobi. Kiedy ja wcale nie chcę od Marka odchodzić. Ani zostawiać Oskara!

Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

– Ja cię doskonale rozumiem, Justynko – przyznałam. – I porozmawiam z mamą. Na pewno nie powinna działać pochopnie…

– Ona nic nie rozumie! – rzuciła wzburzona. – Myśli, że to moje małżeństwo to jakiś materiał na film romantyczny. A Marek to jest tak romantyczny jak kałuża na chodniku!

– Wiem, wiem, kochanie – zapewniłam, obejmując ją ramieniem. – Coś wymyślimy. Nic się nie martw.

Niech żyje, jak chce

Tak jak powiedziałam, obie postawiłyśmy na swoim. Ja pohamowałam niemądre zapędy córki, a Justynka dalej żyła sobie po staremu. Co prawda Ola ciężko się na nas obraziła, jednak wierzę, że kiedyś to zrozumie i przestanie się głupio dąsać. Nie rozumiem, po co miałybyśmy się wtrącać w życie Justynki, skoro tak świetnie sobie wszystko poukładała.

Ja to ją nawet trochę podziwiam, bo rozegrała to po mistrzowsku. Szkoda tylko, że Ola musiała ją akurat zauważyć, jak była z tym Oskarem. Poznałam go, a jakże – bardzo miły i przystojny facet. Nie materiał na męża, bo raczej lekkoduch, ale doskonały jako uzupełnienie trwałego związku.

Myślę, że Oli po prostu byłoby lepiej, gdyby sama sobie kogoś znalazła i przestała popatrywać zazdrośnie na córkę. Może pogadam z Justynką i rozejrzymy się za kimś dla niej?

Julia, 73 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama