„Moja córka zmienia facetów jak rękawiczki. Mówi, że korzysta z życia, ale ja wiem, że grzeszy”
„Nie chciałam być nieuprzejma. Nie jego wina, że jest trzeci w tym miesiącu. Ale nie potrafiłam już udawać. Nie potrafiłam rozmawiać o jego pracy, pasjach, planach na przyszłość. Wiedziałam, że za tydzień zniknie, a na jego miejsce wskoczy ktoś inny”.

- Redakcja
Moja córka mówi, że korzysta z życia. Nie wtrącaj się, mamo – powtarza mi za każdym razem, gdy próbuję delikatnie zasugerować, że może powinna się na chwilę zatrzymać. Ale jak mam nie reagować, kiedy co kilka tygodni zjawia się z nowym chłopakiem, jakby poprzedni nigdy nie istniał? Kiedy widzę, jak łatwo przychodzą jej pożegnania, a jak szybko przychodzą nowe zauroczenia. Kiedy z uśmiechem na ustach mówi, że nie chce być jak ja – zamknięta w jednym związku przez całe życie. A ja się po prostu martwię. O nią i jej duszę.
Nie chcę być jak ja
– Mamo, ja się nie zakochuję. Ja się bawię. Przecież nie muszę robić z każdego pocałunku deklaracji na całe życie – wzruszyła ramionami, malując usta błyszczykiem.
Patrzyłam na nią, jak siedzi przy kuchennym stole, piękna, pewna siebie, ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu, jakby czekała, aż ten nowy „on” napisze. Poprzedni „on” był tu jeszcze dwa tygodnie temu. Objął mnie na pożegnanie jak synową. Tamten sprzed miesiąca płakał w przedpokoju. A teraz… nowy.
– Kochanie, ale... czy ty naprawdę nie czujesz, że to puste? – zapytałam ostrożnie.
– Nie, mamo. Ty myślisz, że twoje życie z tatą to była bajka? Że wszystko zawsze było piękne i szczęśliwe? Dobrze wiem, jak często płakałaś po nocach. Ja nie chcę być jak ty.
Zatkało mnie. Bo miała rację. Czasem krzywdzimy dzieci swoją ciszą. Myślałam, że jeśli nie powiem głośno, że bywało źle, to one będą myśleć, że było dobrze. Ale ona wyczuwała wszystko.
– Zrozum, ja nie chcę się wiązać. Nie chcę cierpieć. Faceci są fajni, dopóki nie zaczynają czegoś oczekiwać. A ja nikomu nic nie obiecuję.
I wtedy po raz pierwszy przemknęło mi przez głowę, że może moja córka tak naprawdę nie szuka miłości, tylko jej unika. Jakby się bała, że ją złapie i uwięzi. Że uczyni ją podobną do mnie.
Ona nie szuka miłości
Zaczęłam patrzeć uważniej. Jak wraca, jak wychodzi. Jak śmieje się głośno, ale w oczach nie zawsze to widać. Czasem łapałam ją na tym, że gapi się w okno i nie odzywa przez kilka minut, po czym nagle sięga po telefon i zaczyna klikać z udawaną pewnością siebie.
– Mamo, ty to ciągle dramatyzujesz – rzuciła któregoś wieczoru, kiedy wróciła z randki z jakimś Piotrem, czy Pawłem… przysięgam, nie nadążam już za imionami. – Wiesz, co jest najgorsze w kobietach twojego pokolenia? Że bez faceta czujecie się jak bez powietrza. A ja oddycham świetnie sama.
Zgasiła światło w kuchni i już miała iść do pokoju, ale wtedy zapytałam:
– A on? Wiedział, że to tylko na chwilę?
Odwróciła się powoli.
– Mamo, ja nie okłamuję. Nie mówię „kocham”, nie planuję przyszłości. Oni wiedzą, na co się piszą.
Brzmiało to prawie jak obrona. Jakby chciała się przekonać, że faktycznie nie krzywdzi. Ale ja widziałam tych chłopców. Nie byli przypadkowi. Dobrze ubrani, elokwentni, wrażliwi. I za każdym razem myślałam: „Może ten…” Ale po każdym „może” następowało „nie tym razem”.
Nie chciała, żeby ktoś się do niej zbliżył. Im bardziej ktoś ją lubił, tym szybciej uciekała. To nie było szukanie szczęścia. To było unikanie bólu. Tylko jak ja mam jej powiedzieć, że to, przed czym ucieka, i tak kiedyś ją dopadnie?
Nie chciałam znać kolejnych
Któregoś popołudnia wróciłam z pracy wcześniej. Weszłam do domu i od razu poczułam czyjąś obecność. Obcy męski głos dobiegający z kuchni. Śmiech mojej córki. Dwa kubki na stole. Dwa talerze. On siedział oparty o blat, w skarpetkach, jakby znał ten dom od lat.
– O, to moja mama – powiedziała z uśmiechem, jakbyśmy się widywały pierwszy raz w życiu. – Mamo, poznaj Damiana.
Przytaknęłam mechanicznie, ale wszystko we mnie krzyczało: „Znowu?!”. Nie chciałam być nieuprzejma. Nie jego wina, że jest trzeci w tym miesiącu. Ale nie potrafiłam już udawać. Nie potrafiłam rozmawiać o jego pracy, pasjach, planach na przyszłość. Nie potrafiłam uśmiechać się i mówić: „Miło mi cię poznać”, gdy wiedziałam, że za tydzień zniknie, a na jego miejsce wskoczy ktoś inny. Nowy kubek, nowy zapach, nowa historia.
Wieczorem, kiedy wyszedł, spojrzałam na nią tylko przez chwilę.
– Nie przedstawiaj mi kolejnych – powiedziałam cicho.
– Co? – zrobiła zdziwioną minę.
– Nie chcę już ich poznawać. To nie ma sensu. I tak zaraz znikną.
Zabolało ją. Widocznie bardziej, niż przypuszczałam.
– Serio, mamo? Tak się zachowujesz? Jakby to była jakaś parada dziwolągów…
– Nie. Po prostu nie chcę udawać, że budujemy jakąś relację, skoro wszyscy tu są tylko na chwilę.
Nie odpowiedziała. Weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami. Może byłam ostra. Ale miałam już dość. I chyba zaczynałam się bać, że ona naprawdę nie potrafi już kochać.
Chyba zawrócił jej w głowie
Damian pojawiał się częściej niż poprzednicy. Zostawiał u nas rzeczy – koszulki, szczoteczkę do zębów, czasem nawet kawę, której ja nie pijam. Kiedyś przez pomyłkę odebrałam jej telefon. Był on.
– Cześć, kochanie – powiedział z takim ciepłem, że przez sekundę chciałam uwierzyć, że może tym razem naprawdę.
Zapytałam ją potem, czy go kocha.
– Mamo, nie komplikuj – mruknęła, ale jej twarz się zmieniła. Nie zadrwiła. Nie uciekła wzrokiem. Tylko zrobiła się jakaś taka... cicha.
– On wygląda, jakby chciał z tobą zostać – powiedziałam.
– A ja nie wiem, czy potrafię – westchnęła i pierwszy raz od dawna spojrzała na mnie jak dziecko, które nie wie, co robi. – Zawsze, jak ktoś zaczyna się zbliżać, mam ochotę uciekać. Boję się, że jak pozwolę mu zostać, to... już nie będę sobą.
Serce mi się ścisnęło.
– Może właśnie o to chodzi? Żeby nie być zawsze „sobą”, tylko kimś przy kimś?
Pokręciła głową, jakby słyszała to sto razy.
– A jeśli zostanie i mnie zostawi? Albo, co gorsza, zostanie, ale mnie nie będzie kochał?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Pomyślałam tylko o jej ojcu. O tym, jak często milczeliśmy przy stole, byle nie kłócić się o byle co. Może ona widziała to wszystko bardziej, niż mi się wydawało. Damian w końcu zniknął. Bez słowa. Bez awantur. Zobaczyłam potem w pralce jego koszulkę. I nie oddałam jej. Nie chciałam, żeby znowu wszystko wróciło do jej pustki.
Czy ja zrobiłam coś źle?
Była niedziela. Gotowałam rosół, jak co tydzień. W kuchni pachniało koperkiem i pieprzem. Lubiła ten zapach, zawsze mówiła, że przypomina jej dzieciństwo. Ale nie zeszła z pokoju. Leżała z twarzą w poduszkę. Weszłam bez pukania.
– Nie jesteś głodna?
– Nie chcę jeść.
– Co się stało?
– Nic. Wszystko jak zwykle – i dodała po chwili ciszy: – Zniknął. Tak po prostu. Nawet nie zapytał, czy u mnie wszystko w porządku.
Usiadłam na skraju łóżka.
– Przykro mi, kochanie. Ale... może właśnie dlatego, że nie wiedział, czy może się zbliżyć.
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Czyli to moja wina, tak? Znowu?
– Nie, nie mówię tego. Tylko... czy ty pozwoliłaś mu naprawdę cię poznać?
Zamilkła. Wiedziałam, że szuka w głowie momentów, które mogły być inne. Tak jak ja czasem nocami analizuję swoje życie.
– Wiesz, mamo, czasem się zastanawiam, czy to wszystko nie przez was. Przez to, jak wyglądał wasz związek. Przez twoje milczenie, przez jego nieobecność.
To uderzyło mnie mocno, ale nie broniłam się. Miała prawo to czuć.
– Może tak. Może nie. Ale wiesz co, dziecko? Ty nie musisz powielać naszych błędów. Możesz żyć inaczej.
– Ale ja nie wiem jak – wyszeptała.
Wtedy po raz pierwszy od lat wzięłam ją w ramiona. Pachniała jak wtedy, gdy miała pięć lat i przyszła do mnie z płaczem po upadku z roweru. Tylko że dziś to nie była rana na kolanie. To było coś głębiej.
Nie wiem, czy się kiedyś nawróci
Nie wiem, kiedy zaczęłam się modlić o nią naprawdę. Nie o to, żeby spotkała miłego chłopaka, nie o ślub i wnuki. O to, żeby znalazła spokój. Żeby nie musiała nikogo udawać. Żeby mogła się otworzyć i nie bać, że to ją zniszczy. Czasem przysiadała na brzegu łóżka, oglądała ze mną jakiś serial i rzucała półgębkiem:
– Wiesz, że ty i tata to byliście trochę jak ci dwoje z ekranu? On wiecznie w pracy, a ty... zawsze zmęczona?
Uśmiechałam się smutno. Dzieci widzą wszystko. Damiana już nie wspominała. Innych też nie. Chyba zrozumiała, że nie chodzi o to, ilu ich było. Tylko dlaczego każdy z nich nie mógł zostać. Ale czy pozwoli kiedyś komuś zostać naprawdę – tego nie wiem.
– Mamo – zapytała nagle któregoś wieczoru – myślisz, że jeszcze się kiedyś zakocham? Tak naprawdę?
Chciałam odpowiedzieć, że tak. Że oczywiście, że przecież każdemu pisana jest miłość. Ale to byłaby bajka, a ona nie potrzebowała bajki.
– Myślę, że jak przestaniesz się bać, wtedy może.
Nie odpowiedziała. Ale przytuliła się. Tak, po prostu. I to był chyba pierwszy raz od lat, kiedy między nami nie było ani chłopaków, ani żalu, ani oczekiwań. Tylko dwie kobiety. Matka i córka. I cisza, która tym razem nie bolała.
Krystyna, 52 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sprzedaliśmy ziemię, bo pachniała nam fortuną. Szybko okazało się, że wcale nie było się z czego cieszyć”
- „Teściowa wciskała swój nos nawet do mojej szafki z przyprawami. Czepiała się tego, że używam za dużo pieprzu”
- „Grzybobranie z teściową to był najgorszy weekend w moim życiu. Przypadkiem poznałem jej brudny sekret”

