„Mój partner przez pół roku naprawiał cieknący kran. Gdy straciłam do niego cierpliwość, wtedy dopiero się obudził”
„Stałam w kuchni i czułam, jak wszystko we mnie wrze. Próbowałam nosić ten ciężar. Czajnik, kran, zakupy, rachunki, obiady, jego brudne skarpety. I jeszcze te jego pretensjonalne teksty. A może nie przesadzam? Może po prostu dłużej tak się nie da?”.

- Redakcja
Czasami wracam z pracy i nie mam siły nawet zdjąć butów. Siadam w przedpokoju, opieram głowę o ścianę i zamykam oczy, próbując nie myśleć o tym, co czeka mnie po drugiej stronie drzwi. A tam – zamiast spokoju – mam drugie dziecko. Tylko że to dziecko ma 29 lat, na imię Mateusz i jest moim chłopakiem.
– Maja, zrobiłabyś coś do jedzenia? Głodny jestem – rzuca, zanim jeszcze zdążę się przebrać.
W lodówce mam światło i stary jogurt. Znowu nikt nie zrobił zakupów. Bo przecież to ja jestem od gotowania, sprzątania i zarabiania. Mateusz siedzi rozwalony na kanapie, gra na konsoli. A ja – po dziewięciu godzinach w pracy zgrzytam zębami, patrząc na cieknący kran, który on miał naprawić pół roku temu.
Pamiętam, jak się poznaliśmy. Mati był zabawny, uroczo nieogarnięty, trochę taki artysta. Gotował mi makaron z sosem i czytał książki na głos. Wydawało mi się, że to miłość mojego życia.
– On ma potencjał – tłumaczyłam się przyjaciółce, Natalii.
Dziś Natka tylko przewraca oczami, gdy opowiadam jej, co u mnie, a potem pyta:
– Maja, ile jeszcze dasz sobie wcisnąć?
Nie wiem. Może jeszcze trochę. Może tylko do jutra. Albo do następnej awantury. Wiem tylko, że nie jestem jego matką. Tylko on jakoś tego nie zauważył.
Niszczył wszystko, czego dotknął
Czajnik syczał podejrzanie, zanim w ogóle zdążył zagotować wodę. Weszłam do kuchni i poczułam swąd plastiku. Zanim dobiegłam do blatu – buchnął dymek. Od razu go odłączyłam, ale było już za późno.
– Co ty zrobiłeś?! – krzyknęłam, otwierając okno.
Mateusz wszedł do kuchni z kanapką w ręku.
– No co, włączyłem, żeby zrobić sobie herbatę.
– Bez wody?! Znowu?! Przecież mówiłam ci milion razy, że tak się czajnik spali!
Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z miną niewiniątka.
– To tylko czajnik, nie musisz od razu robić sceny.
– To był nowy czajnik! Kupiłam go tydzień temu!
– Może gdybyś robiła mi rano herbatę, sam bym nie musiał go włączać – rzucił bezmyślnie, a mnie aż zatkało.
– Naprawdę zrzucasz na mnie winę?
– A kto tyle wydaje na pierdoły? Czajnik za dwie stówy? Serio?
Zacisnęłam pięści. W środku się we mnie gotowało.
– Serio? Może chociaż raz nie komentuj rzeczy, które kupuję za własne pieniądze. Bo przypominam ci, Mateusz, że ty nie zarabiasz nic.
– Oho, znowu ci się włączyła księgowa...
Stałam w kuchni i czułam, jak wszystko we mnie wrze. Jakbym próbowała nosić ciężar, którego nie uniosłaby nawet koparka. Czajnik, kran, zakupy, rachunki, obiady, jego brudne skarpety. I jeszcze to jego ciągłe pretensjonalne „przesadzasz, Maja”. A może nie przesadzam? Może po prostu dłużej tak się nie da?
Próbowałam go tłumaczyć
– Mamo, ja już nie daję rady – powiedziałam i poczułam, że głos mi się łamie. – Ja go utrzymuję, gotuję, sprzątam, pracuję. On nie robi nic.
Matka spojrzała na mnie przez ekran telefonu z wyraźną troską, ale i jakimś cichym rozczarowaniem.
– To dlaczego jeszcze z nim jesteś?
Zamilkłam. Jak to wytłumaczyć? Że się go boję skrzywdzić? Że miałam nadzieję? Że przecież nie zawsze taki był?
– Bo... bo kochałam go. Myślałam, że się ogarnie.
– Mhm. A on się ogarnął?
– Nie – wyszeptałam, spuszczając głowę.
– Maja... On cię nie kocha. On cię wykorzystuje. Ty jesteś dla niego wygodna. Jak robot kuchenny z funkcją prania i gotowania.
Zachciało mi się śmiać przez łzy. Mama zawsze miała talent do trafnych porównań.
– A może to ja mam za duże wymagania? – spytałam cicho. – Może to ja jestem zbyt zasadnicza?
– Nie. Ty masz zdrowe wymagania. Tylko trafiłaś na chłopca, a nie mężczyznę – odparła spokojnie.
Siedziałam w milczeniu, wpatrując się w ekran. Mama zamilkła, jakby czekała, aż to do mnie dojdzie. Chyba właśnie zaczęło. Po raz pierwszy od miesięcy nie próbowałam się bronić. Nie miałam siły. Gasły we mnie kolejne iluzje.
– Dziecko – powiedziała w końcu łagodnie – ja wiem, że się boisz. Ale czasem trzeba wybrać siebie.
Rozpłakałam się. W tej jednej sekundzie zrozumiałam, że coś we mnie właśnie się przewraca. Że może jeszcze nie dziś, może nie jutro... ale ja się już zbieram do odejścia.
Słyszałam tylko pretensje
Weszłam kolejnego dnia po pracy do kuchni i zamarłam. Na stole leżał otwarty słoik po majonezie, obok rozrzucone kromki chleba, nóż z resztkami pasty jajecznej i plaster szynki przyklejony do blatu. W zlewie – góra naczyń. Na podłodze lepkie ślady po czymś, co chyba kiedyś było tym majonezem.
– Obiadu znów nie było – usłyszałam jego głos z salonu. – Wiesz, jak to działa na psychikę faceta?
Stanęłam w progu.
– Serio? Ty właśnie powiedziałeś mi, że twoja psychika cierpi, bo nie zrobiłam ci obiadku?
– Chyba po to się mieszka razem, żeby o siebie dbać, no nie?
– A ty co robisz dla mnie? – spytałam cicho, ale już z tym znajomym, piekącym uczuciem pod mostkiem.
– Daję ci siebie. Emocjonalne wsparcie. Inspirację. Przecież jestem artystą – odparł poważnym tonem, jakby mówił coś, z czym nie da się dyskutować.
Patrzyłam na niego, jak siedzi w szlafroku, z rozczochranymi włosami, nogami na stole i pilotem w ręku.
– Inspirację? – parsknęłam. – W czym? Jak się nie stać dorosłym?
– Wiesz co, jak masz zły humor, to może się prześpij albo zjedz coś. Kobiety zawsze się czepiają, jak są głodne.
Nie odpowiedziałam. Weszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i oparłam się o chłodne kafelki. Serce waliło mi jak oszalałe. W głowie szumiało. Właśnie wtedy, w tym obłędnym bałaganie i smrodzie pasty jajecznej, zrozumiałam: to się nigdy nie zmieni. On nie dorośnie. Nigdy. A ja nie będę jego matką.
Byłam gotowa do zmian
– Powiedział, że jest dla mnie emocjonalnym wsparciem. Siedząc całe dnie na kanapie – westchnęłam, mieszając łyżeczką zimną już kawę.
Natalia uniosła brew i zaśmiała się głośno, aż kilka osób w kawiarni się obejrzało.
– Nie no, Maja. On jest chodzącym absurdem. Ty naprawdę jeszcze w to wszystko wierzysz?
– Nie wiem. Czasem mam wrażenie, że jak go zostawię, to... przegram. Jakbym się przyznała, że dałam się nabrać.
– A nie dałaś?
Zamilkłam. Prawda czasem jest brutalnie prosta.
– Wiesz co? – powiedziała Natalia i nachyliła się w moją stronę. – Ja cię znam od liceum. I nigdy nie widziałam cię tak zgaszonej. Ty zawsze byłaś silna, konkretna. A teraz siedzisz tu i pytasz się, czy nie przesadzasz, bo chłop cię obraża, nie pracuje i pali czajniki. Dziewczyno, on cię trzyma za łeb jakbyś była jego matką.
– Przesadzasz – bąknęłam, ale bez przekonania.
– Nie. To ty za długo udajesz, że nic się nie dzieje. Maja, błagam cię. Przejrzyj w końcu na oczy.
Spojrzałam na nią. W jej oczach nie było złości. Była tylko troska. Ona zawsze mówiła to, czego bałam się usłyszeć.
– Wiesz co? Dziś wrócę do domu i powiem mu, że to koniec – powiedziałam, i dopiero wtedy poczułam, jak bardzo to chcę zrobić.
– No wreszcie – szepnęła, ściskając mnie za rękę.
Wychodząc z kawiarni, miałam miękkie nogi, ale też coś, czego nie czułam od miesięcy. Ulga. Jakby w końcu zaczęło się coś prostować. Może jeszcze nie wszystko, ale ja już wiedziałam, że jestem blisko.
Musiałam być twarda
Kiedy wróciłam do mieszkania, w środku panował ten sam chaos, co zawsze. Rozrzucone skarpetki, brudne talerze na stole, konsola włączona, choć Mateusz spał na kanapie z otwartymi ustami. Patrzyłam na to wszystko i czułam, jak we mnie narasta fala spokoju – dziwny kontrast do tego, co zamierzałam zrobić.
– Mateusz – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Wstawaj.
Otworzył jedno oko, potem drugie.
– Co jest? Możesz ciszej? Boli mnie głowa.
– Pakuj się. To koniec.
Zerwał się do siadu, jakby ktoś go oblał zimną wodą.
– Że co? Za co niby? Bo nie zrobiłem ci herbaty?
– Nie. Bo od pół roku robię wszystko sama. Bo ty zachowujesz się, jakbyś miał tu matkę, nie partnerkę. Bo ja już nie wyrabiam z tobą – powiedziałam, dziwnie spokojna.
Mateusz zmarszczył brwi, kompletnie zbity z tropu.
– Maja, przestań dramatyzować. Znowu miałaś gorszy dzień w pracy?
– Nie dramatyzuję. Po prostu mówię ci prawdę. Ja już nie chcę żyć za dwoje.
Wstałam i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją szeroko.
– Masz dwie godziny. Zabierz swoje rzeczy.
– Maja, proszę cię... – powiedział, podchodząc bliżej. – Nikt nie będzie cię tak kochał jak ja.
– Ja już nie chcę takiej „miłości” – odpowiedziałam, cofając się.
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby nagle skończył mu się świat. Jakby dopiero teraz zrozumiał, że naprawdę mówię poważnie. Zaczął nerwowo wrzucać swoje rzeczy do torby – w pośpiechu, krzywo, jakby nie ogarniał, co się dzieje.
A ja po prostu stałam i patrzyłam. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Jakby ktoś wyłączył we mnie wszystkie emocje, zostawiając tylko ciszę.
Kiedy wyszedł, zamknęłam za nim drzwi. Oparłam się o nie plecami i powoli osunęłam na podłogę. Dopiero wtedy poczułam łzy. Ciepłe, ciche, prawdziwe. Ale pod nimi było coś jeszcze. Spokój.
To była dobra decyzja
Minęły dwa tygodnie. Niby niewiele, ale w moim życiu – jakby przeszło tornado. Czasem jeszcze łapię się na tym, że czekam, aż Mateusz wyjdzie z łazienki, albo że trzeba będzie kupić jego ulubiony ser do kanapek. A potem przypominam sobie, że już go nie ma. I wbrew wszystkiemu – nie jest mi smutno.
Nie jestem z kamienia. Czasem płaczę. Nie dlatego, że za nim tęsknię, ale dlatego, że pozwoliłam sobie na tyle miesięcy życia w złudzeniu. Że chciałam kogoś uratować, kiedy sama tonęłam. Dziś wracam z pracy i... nikt na mnie nie czeka. Cisza. Tylko jeden kubek w zlewie, bo nikt nie zostawił sterty naczyń. Cieknący kran? Już nie cieknie – naprawił go sąsiad w zamian za ciasto. Czajnik? Nowy i działający. A ja leżę na kanapie i czytam książkę. Bez wyrzutów sumienia, bez nerwów.
Nie będę matką dla żadnego faceta. Nie jestem nikomu winna opieki, cierpliwości ani wyrozumiałości, której sama nie dostaję w zamian. Po raz pierwszy od bardzo dawna żyję dla siebie. To wystarczy, żeby zasnąć spokojnie.
Maja, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłam zakochana w Miłoszu i nie chciałam widzieć prawdy. Gdy spadły mi klapki z oczu, rozwód był tylko kwestią czasu”
- „Współczułam bezrobotnemu mężowi i podsuwałam mu obiadki pod nos. Do czasu, aż zobaczyłam jedno nagranie z imprezy”
- „Gdy ja tyrałem w Niemczech, by zarobić na bułki, moja żona przyprawiała mi rogi. Nieźle to sobie zaplanowała”

