Reklama

Nigdy nie sądziłam, że nasze małżeństwo okaże się fasadą, a życie, które zbudowałam przez dwadzieścia dwa lata, rozpadnie się w kilka miesięcy. Mąż często wyjeżdżał w delegacje – takie miał stanowisko. Zawsze wracał zmęczony, ale z prezentami i uśmiechem. Ufałam mu. Dbałam o dom, wychowywałam naszą córkę, wierzyłam, że jesteśmy rodziną. Nie zauważyłam, że żyłam w złudzeniu. Aż do dnia, gdy zadzwoniła do mnie obca kobieta.

Ciągle go nie było

– Znów do Rzeszowa? – zapytałam, obserwując, jak pakuje koszulę do walizki.

– Tak, kochanie. Spotkania z klientami. Wrócę w piątek wieczorem – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.

To była już trzecia delegacja w tym miesiącu. Marek od lat pracował jako przedstawiciel handlowy, jego praca wymagała podróży. Przyzwyczaiłam się do pustych wieczorów i samotnych obiadów. Córka, Alicja, miała wtedy siedemnaście lat – zaczęła mieć swoje życie. A ja? Czytałam książki, chodziłam na spacery, czekałam.

Marek zawsze wracał z opowieściami o zatłoczonych hotelach, korkach, spotkaniach. Dzwonił codziennie wieczorem. Zawsze o tej samej porze. Zawsze krótko. Zawsze jakby z obowiązku.

– Wszystko w porządku, kochanie. Przepraszam, ale padam na twarz. Całuję was obie – kończył niemal identycznie każdą rozmowę.

Ale wtedy, gdy wyjechał na tydzień do Gdyni, coś się zmieniło. Telefon milczał przez dwa dni. Tłumaczył się później, że miał problemy z zasięgiem, że zapomniał ładowarki. Wierzyłam. Przecież nie było powodu, by nie wierzyć. A potem Alicja zapytała:

– Mamo, tata ma może drugą komórkę? Bo widziałam, że w aucie chował jakiś inny telefon, jak wróciliśmy od babci.

Zamarłam. Poczułam, jak serce wali mi jak oszalałe. I choć starałam się wyśmiać to pytanie, wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Po raz pierwszy dopuściłam do siebie myśl, że coś jest nie tak.

Podejrzana wiadomość od nieznajomej

Zaczęło się od SMS-a. „Proszę o kontakt. To ważne. Chodzi o pana Marka W.”. Numer był nieznany, wiadomość lakoniczna. Zignorowałam ją. Uznałam, że to pomyłka albo jakiś klient. Ale wiadomość przyszła znów. I jeszcze raz, tym razem z dopiskiem: „Mam z nim dziecko. Musimy porozmawiać”.

Wpatrywałam się w ekran jak zahipnotyzowana. Ktoś robi sobie żarty? Próbowałam się uspokoić. Wzięłam głęboki oddech. Usiadłam przy stole, dłońmi obejmując kubek zimnej już kawy. W głowie huczało mi tylko jedno: czy to możliwe? Marek wrócił tego wieczoru wcześniej niż zwykle.

– Ktoś do mnie pisał. Jakaś kobieta – powiedziałam, próbując brzmieć neutralnie.

Zamarł. Spojrzał na mnie i po sekundzie już wiedziałam – nie był zaskoczony. Wiedział. Nie zapytał: „Kto?” ani „Co napisała?”. Tylko ściągnął usta i usiadł ciężko na kanapie.

– Nie wiem, co ci powiedzieć – zaczął, patrząc w podłogę. – To było dawno. Tylko raz. Wyszło… no… jak wyszło.

– Co wyszło, Marek? Dziecko?! – czułam, jak mój głos staje się ostry, drżący.

Skinął głową. Cisza, jaka po tym zapadła, była bardziej brutalna niż jakikolwiek krzyk.

Chciałem ci powiedzieć… Ale bałem się. Wszystkiego.

Nie odpowiedziałam. Wstałam i wyszłam do łazienki. Zamknęłam się od środka. Patrzyłam w lustro na kobietę, której życie właśnie się rozsypało. A to był dopiero początek.

Testy DNA powiedzą prawdę

Nie mówiłam nic przez trzy dni. Marek chodził po domu jak cień. Alicji powiedziałam, że źle się czuję, że potrzebuję odpoczynku. Prawda była taka, że nie wiedziałam, co zrobić. Nie chciałam go słuchać, nie chciałam wyjaśnień. Nie wtedy, gdy wszystko we mnie krzyczało z bólu i upokorzenia. Czwartą noc spędziłam na kanapie w salonie. Nie spałam. Wpatrywałam się w sufit, analizując każdą delegację, każdą wymówkę. Rano wzięłam telefon i odpisałam: „Spotkajmy się. Muszę znać prawdę”.

Odpisała szybko. „Jutro, 17:00, kawiarnia na Pięknej”. Byłam tam przed czasem. Przyszła punktualnie. Miała nie więcej niż trzydzieści lat. I dziecko. Chłopiec, może czteroletni. Blond włosy, ciemne oczy. Te same oczy, które patrzyły na mnie przez lata znad filiżanki kawy. Oczy Marka.

– Nazywam się Justyna. Nie przyszłam po pieniądze – powiedziała od razu. – Ale chcę, żeby mój syn znał prawdę. Ma prawo wiedzieć, kto jest jego ojcem.

Nie odzywałam się. Patrzyłam tylko na chłopca. Cicho bawił się samochodzikiem. Po chwili dodała:

– Marek wie. Zrobił testy, zapłacił za wszystko. Ale nie ma odwagi się z nim spotkać. Przyszedł raz. Dał mu klocki Lego. I zniknął.

Czułam mdłości. Gdy wróciłam do domu, Marek czekał w kuchni.

– I co teraz? – zapytałam.

Zamilkł.

– To wszystko?

Nie miał nic do powiedzenia. W tym jego milczeniu było więcej winy niż w jakimkolwiek przyznaniu się.

Niespodzianki się nie skończyły

Myślałam, że po Justynie nic mnie już nie zaskoczy. Że jedna zdrada, jedno dziecko – to wystarczy, by zawalić życie. Ale nie. Kilka tygodni później zadzwonił domofon. Odebrałam bezwiednie.

– Dzień dobry. Pani Jolanta? Nazywam się Kinga. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale... musimy porozmawiać.

Nie znałam tej kobiety. Wysoka, poważna. Na oko czterdzieści lat. Stała z nastolatką. Dziewczyna była bledsza ode mnie. Miała długie, ciemne włosy i wyraźnie rozbiegany wzrok. Kinga podała mi kopertę.

– To wyniki. Zrobiliśmy testy, bo mąż nie chciał rozmawiać. To jego córka. Przepraszam.

Otworzyłam. Analiza DNA. Imię Marka. Córka – osiemnaście lat. Bez cienia wątpliwości. Czułam, jak świat znowu drży. Tego samego wieczoru Marek siedział przy stole jak zbity pies.

– Kiedy? – spytałam zimno.

– To było… lata temu. Byłem na szkoleniu w Katowicach. Przypadkowa sytuacja. Myślałem, że... że nic z tego nie będzie. Że to się nie powtórzy.

– Ale się powtórzyło, prawda?

Skinął głową. Prawda była taka, że to nie byłą jedna zdrada. Miał drugie życie. Nie romans. Systematyczne łamanie przysięgi. Planowanie. Kłamstwa. Nie był zagubiony. Był wygodny. Uważał, że wszystko się „jakoś” ułoży. Gdy myślałam, że to już koniec, zadzwoniła trzecia kobieta.

– Jestem Marta. Mamy syna. Trzy lata. Marek obiecał, że kiedyś ci powie. Ale wciąż czekam.

Córka zyskała rodzeństwo

– Mamo, co się dzieje? Dlaczego jesteś taka nieobecna? – Alicja usiadła obok mnie na kanapie. Patrzyła na mnie z niepokojem.

Nie mogłam już dłużej milczeć. Opowiedziałam jej wszystko. Bez upiększeń, bez prób ochrony. Widziałam, jak jej twarz blednie z każdym kolejnym zdaniem. Na końcu siedziała w bezruchu, ze wzrokiem wbitym w podłogę.

– On… zrobił troje dzieci innym kobietom? – zapytała szeptem.

Skinęłam głową. Alicja wstała. Podeszła do okna. Przez długą chwilę nic nie mówiła.

– To znaczy, że mam… rodzeństwo? – wyszeptała. – Troje?

Podeszłam do niej. Chciałam ją objąć, ale się odsunęła.

– Nie dotykaj mnie. Ja nie wiem, kim my jesteśmy. Czy on mnie w ogóle kochał, czy tylko „przy okazji”? – głos jej się załamał.

W tamtym momencie najbardziej bolało mnie to, że Marek zniszczył coś więcej niż nasze małżeństwo. Zniszczył obraz ojca w oczach dziecka, które najbardziej na świecie ufało. Próbował rozmawiać z Alicją, ale ona nie chciała go słuchać. Przez dwa tygodnie chodziła jak cień. Potem spakowała się i wyjechała do mojej siostry. Powiedziała tylko:

Potrzebuję przerwy. Od ciebie, od niego. Od tego wszystkiego.

A ja zostałam sama. Z ciszą, trzema imionami i jedną wielką pustką.

Może ma jeszcze więcej dzieci?

Marek wyprowadził się miesiąc później. Zabrał swoje rzeczy bez słowa. Nie prosił o przebaczenie, nie obiecywał poprawy. Chyba zrozumiał, że niczego już nie odbuduje. Nie między nami. Nie po tym wszystkim. Alicja wróciła po tygodniu. Była cichsza, dojrzalsza. Marek czasem dzwoni. Czasem próbuje pisać. Próbuje być ojcem na odległość. Alicja nie odrzuca kontaktu, ale też go nie szuka. Powiedziała kiedyś:

– Kocham go, ale już mu nie ufam. I chyba nigdy nie będę.

Nie mam w sobie już gniewu. Jest żal. I zmęczenie. Ale jest też coś, czego wcześniej nie było: świadomość. Teraz wiem, że lepiej żyć w samotności, niż w kłamstwie. Że zasługuję na spokój.

Czasem zastanawiam się, co czuje tamta trójka dzieci. Czy wiedzą, że są rodzeństwem? Czy spotkają się kiedyś? Czy Marek im powie? Nie wiem. I nie chcę już tego rozgryzać. Życie pokazało mi, że nie na wszystko mamy wpływ. Ale mamy wpływ na to, by nie trwać w iluzji.

Jolanta, 47 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama