Reklama

Mówią, że mężczyźni zawsze muszą mieć poczucie, że opiekują się swoją kobietą. Że nie lubią być odzierani z roli wybawiciela i rycerza na białym koniu. Bardzo chciałam trzymać Pawła w tej iluzji, ale nie kosztem własnej godności.

Reklama

Obiecywał mi gruszki na wierzbie

Poznaliśmy się na przyjęciu u wspólnego znajomego. Już wtedy zauważyłam, jak patrzył na mnie z zachwytem. Nie był pierwszy – od dziecka słyszałam, że los nie poskąpił mi urody. Jasne włosy, zgrabna sylwetka, regularne rysy. Miałam to wszystko w pakiecie, co wzbudzało zazdrość i dość szybko kształtowało zdanie innych na mój temat. Ludzie często zapominali, że oprócz wyglądu, mam też rozum. A może nie chcieli o tym pamiętać?

Paweł wydał mi się być inny niż wszyscy. Pewny siebie, ambitny, z błyskiem w oku człowieka, który wie, czego chce. A chciał mnie.

– Czym się zajmujesz? – zapytał przy pierwszej rozmowie, sącząc wino.

– Nie pracuję – odparłam zgodnie z prawdą. – Ale rozwijam się. Robię kursy, mam liczne pasje...

Zauważyłam, jak jego usta układają się w delikatny, zadowolony uśmiech.

Kobieta nie powinna musieć pracować – stwierdził i nachylił się ku mnie. – Jeśli jest przy właściwym mężczyźnie.

Nie dodał „przy mnie”, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. Myślałam, że ustrzeliłam los na loterii, bo faktycznie, szukałam mężczyzny, który zaakceptuje to, że nie pracuję. Który nie uzna mnie za leniwą, pozbawioną ambicji, a jednocześnie nie potraktuje jak słodką idiotkę. Byłam przekonana, że Paweł jest właśnie takim mężczyzną.

W dodatku był opiekuńczy, troskliwy, chciał o mnie zadbać. Tak naprawdę tym mnie uwiódł, a nie zapewnieniami o tym, że stworzy mi luksusowe życie – choć bardzo lubił podkreślać, że nasza wspólna przyszłość będzie istną bajką.

– Niczego ci nie zabraknie – obiecywał. – Ja zadbam o wszystko.

Nie ukrywam – było to przyjemne. Widziałam też, że sprawia ogromną przyjemność jemu. Miałam swoje pieniądze, ale pozwoliłam mu wierzyć, że to on jest tym, który odpowiada za mój dobrobyt i bezpieczeństwo finansowe. Jak widać, bardzo mu na tym zależało, więc dlaczego miałam mu to odbierać?

Sukces zaczął mu ciążyć

Po ślubie nasze życie wyglądało dokładnie tak, jak zaplanował. Ja dbałam o dom i dobrze wyglądałam u jego boku, a on robił karierę. Był dumny, gdy na kolacjach biznesowych jego koledzy z pracy patrzyli na mnie z zazdrością. Przez pierwsze lata byłam szczęśliwa. Miałam czas na podróże, książki, rozwijanie pasji. Paweł spełniał swoje ambicje, a ja miałam spokój i czułego, kochającego partnera u boku.

Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Paweł coraz częściej wracał do domu zmęczony, przygnębiony. Jego firma rosła, obowiązków przybywało, a on czuł presję, by być coraz lepszym, zarabiać coraz więcej. Na początku starałam się go wspierać. Czekałam na niego z obiadem, próbowałam rozładować jego stres rozmową, bliskością. Ale on zaczął się ode mnie oddalać.

A potem przyszły pretensje.

– Cały dzień siedzisz w domu! Nie wiesz, jak to jest, kiedy haruje się od rana do nocy! – wybuchnął kiedyś, rzucając marynarkę na kanapę.

– Przecież dokładnie tego chciałeś – przypomniałam mu spokojnie.

– To było kiedyś! – w jego głosie pobrzmiewała frustracja. – Teraz mam już tego dosyć. Po luksusowe wakacje i kasę na torebki to jesteś pierwsza, ale żeby mi jakoś pomóc? Wesprzeć mnie?

Zatkało mnie.

– Paweł, czy ty siebie słyszysz? – spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – To ty powtarzałeś, że chcesz, żebym nie pracowała.

– Bo wtedy myślałem, że to będzie inaczej! – krzyknął, uderzając dłonią w stół.

Tego wieczoru po raz pierwszy poszłam spać sama. Byłam przytłoczona jego zarzutami, bo był w nich potwornie niesprawiedliwy. Postanowiłam jednak, że nie będę się nakręcać. Widziałam, jak ciężko pracował. I miałam nadzieję, że powiedział to wszystko tylko przez złość i zmęczenie. Że wkrótce mnie przeprosi i powie, że nie miał tego na myśli.

Ale z czasem jego wyrzuty stawały się coraz częstsze.

– Gdybym wiedział, że będę musiał wszystko dźwigać sam, dwa razy bym się zastanowił nad tym małżeństwem! – rzucił kiedyś w gniewie.

– Naprawdę myślisz, że jesteś jedyną osobą, która coś wnosi do tego związku? – spytałam z niedowierzaniem.

– A nie? – prychnął. – To ja zarabiam, ja opłacam rachunki, ja zapewniam ci życie na poziomie!

Wtedy coś we mnie pękło.

Nie będzie mnie tak traktował

– A kto gotuje, kto urządził nam dom, kto codziennie cię wspiera i wysłuchuje cierpliwie twoich pretensji? – zapytałam z rosnącą złością.

– No świetnie, ale do roboty jakoś się nie garniesz, a po wszystko chętnie wyciągasz łapy! To wszystko kosztuje! Ty nawet nie znasz wartości pieniądza – napadł na mnie zjadliwie.

Zamilkłam i przez chwilę mierzyłam go lodowatym spojrzeniem.

– Naprawdę myślisz, że jestem od ciebie zależna? – spojrzałam na niego z politowaniem. – Że utrzymujesz mnie z łaski?

Zamilkł na chwilę, jakby nie rozumiał, dokąd zmierzam.

– Nie potrzebuję ani twoich pieniędzy, ani twojej opieki. Nigdy nie potrzebowałam.

Zmarszczył brwi.

– O czym ty mówisz?

Zaśmiałam się cicho, sięgając po laptopa. Kilka kliknięć i na ekranie pojawiło się moje konto bankowe. Saldo: osiem cyfr. Paweł pobladł.

– To… to jakieś żarty? – wyjąkał.

– Moi rodzice zadbali o to, żebym nigdy nie musiała martwić się o pieniądze. A moja rodzina od pokoleń jest bardzo dobrze sytuowana – powiedziałam chłodno.

Wpatrywał się w ekran, jakby nie wierzył własnym oczom.

– Ale… dlaczego mi nie powiedziałaś?

– A dlaczego miałabym? – uniosłam brwi. – Żebyś czuł się mniej męski? Żebyś nie mógł się mną „opiekować”?

Paweł milczał. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach nie pewność siebie, a zagubienie. Wyglądał jak mały, przestraszony chłopczyk.

– Myślałeś, że masz trofeum. Że kupiłeś mnie swoimi pieniędzmi. A prawda jest taka, że to ty zawsze bardziej ich potrzebowałeś niż ja – dodałam.

Nie powiedział już nic.

Nie potrzebuję ratunku

Paweł przez kilka dni niemal się do mnie nie odzywał. Chodził po domu w milczeniu, z wyraźnym ciężarem na barkach. Już nie rzucał pretensji, ale czułam jego napięcie. Wieczorami siadał na kanapie z drinkiem w ręku, wpatrując się w jeden punkt, jakby próbował zrozumieć, jak to się stało, że cały jego misternie zaplanowany świat właśnie się rozsypał.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam.

– Jak długo zamierzasz się tak zachowywać? – zapytałam, siadając naprzeciwko.

Podniósł wzrok, jakby dopiero co zauważył moją obecność.

– Nie wiem – odparł szczerze.

Westchnęłam.

– Co tak naprawdę cię tak zabolało? To, że mam pieniądze, czy to, że nie jestem od ciebie zależna?

Uśmiechnął się krzywo, ale bez cienia rozbawienia.

– Zawsze myślałem, że to ja trzymam wszystko w garści – powiedział w końcu. – Że to ja jestem tym, który zapewnia nam życie, który cię chroni...

– Paweł… – westchnęłam. – Nie potrzebowałam ochrony, tylko partnerstwa.

Patrzył na mnie dłuższą chwilę, po czym pokręcił głową.

– Może po prostu nie umiem być takim mężczyzną, jakiego potrzebujesz.

Zabolało. Nie dlatego, że bałam się go stracić, ale dlatego, że wciąż nie rozumiał, że nigdy nie potrzebowałam od niego niczego poza miłością i szacunkiem.

– A może po prostu nie chcesz spróbować? – zapytałam cicho.

Nie wiem, co będzie dalej

Nie odpowiedział. Wstałam i wyszłam z salonu, zostawiając go samego z jego myślami. Minęły kolejne tygodnie. Nie rozmawialiśmy już o tym, co się wydarzyło, ale coś się zmieniło. Paweł rzadziej wracał do domu sfrustrowany, a ja czułam, że analizuje każde swoje słowo, zanim je wypowie. Ale widziałam pozytywne zmiany: było w nim znacznie mniej gniewu i żalu.

Aż pewnego dnia, podczas obiadu, spojrzał na mnie uważnie i powiedział:

– Chciałbym cię lepiej poznać.

Zmarszczyłam brwi.

Przecież jesteśmy małżeństwem – roześmiałam się blado.

– Tak, ale… – zawahał się. – Wydaje mi się, że przez te wszystkie lata widziałem w tobie tylko to, co chciałem widzieć. A teraz… chcę poznać kobietę, którą faktycznie jesteś.

Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam na niego uważnie, próbując ocenić, czy to kolejna gra, czy szczerość. W jego oczach widziałam coś, czego dawno nie dostrzegałam – prawdziwe zainteresowanie.

Od tamtej rozmowy minęło kilka miesięcy. Paweł wciąż próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Często obserwuję go, gdy myśli, że nie patrzę – widzę, jak analizuje, jak kalkuluje, jak próbuje poukładać na nowo naszą relację.

Jedno wiem na pewno: koniec z graniem laleczki, którą trzeba się opiekować. To on w końcu musi zdecydować, czy chce być mężem kobiety, która nie potrzebuje ratunku. I co najważniejsze: czy w ogóle potrafi dźwignąć poczucie, że nie jestem z nim, bo muszę i go potrzebuję, tylko dlatego, że chcę.

Aneta, 31 lat

Reklama

Czytaj także:
„Od 20 lat kochałem moją żonę, ale sypiałem z jej przyjaciółką. Ten układ był korzystny dla całej naszej trójki”
„Złota rada teściowej uratowała moje małżeństwo. Nigdy nie sądziłam, że ta jędza ma jednak jakieś ciepłe uczucia”
„Zapłaciłam za ferie syna, by spędził czas z ojcem. Drań zamiast zająć się dzieckiem, zwiedzał góry i doliny kochanki”

Reklama
Reklama
Reklama