„Matka traktowała moją dziewczynę jak śmiecia, bo była słoikiem spoza Warszawy. Musiałem wybrać tylko jedną z nich”
„Usiadłem ciężko na krześle w przedpokoju i schowałem twarz w dłoniach. Miałem ochotę cofnąć czas i nie iść na ten obiad. Ale stało się. I wiedziałem, że czeka mnie jeszcze jedna rozmowa – ta, której bałem się najbardziej”.

Do niedawna świat wydawał się być poukładany. Miałem dobrą pracę w jednej z warszawskich firm technologicznych, własne mieszkanie i regularne kontakty z bratem. Ale to, co dla wielu byłoby symbolem stabilizacji, dla mnie często było źródłem napięcia. Matka – Alicja – zawsze była blisko, aż zbyt blisko. Jej kontrola sięgała każdego wyboru: pracy, stroju, a przede wszystkim – kobiet. Gdy poznałem Karolinę, zrozumiałem, że jeśli chcę naprawdę kochać, muszę zawalczyć o niezależność. Ale w mojej głowie cały czas kołatało się pytanie: czy jestem gotów sprzeciwić się własnej matce?
Matka narobiła mi wstydu
– No to proszę siadać, zaraz podam rosół – uśmiechnęła się mama i już po chwili krzątała się po kuchni z charakterystycznym dla niej pośpiechem, jakby od tego, czy rosół będzie gorący, zależało życie nas wszystkich.
Siedzieliśmy z Karoliną przy stole, który znałem od dzieciństwa – blat z jasnego drewna, nieco już wytarty, przykryty białą serwetą, haftowaną jeszcze przez babcię. Karolina uśmiechała się uprzejmie, choć widziałem po jej oczach, że czuje się nieswojo. Ja starałem się nie oddychać zbyt głośno.
– No i czym się zajmujesz, Karolinko? – zagadnęła mama, stawiając przed nami talerze. – Studiujesz czy już pracujesz?
– Pracuję – odpowiedziała spokojnie Karolina. – Jestem strategiem w agencji kreatywnej.
– Ach… Czyli tak bardziej w reklamie? – Mama uniosła brew. – Ciekawe. Ale wiadomo, te artystyczne zawody... stabilność raczej żadna.
Zacisnąłem dłonie na kolanach.
– A rodzice? – dopytywała dalej mama. – Rozumiem, że z Warszawy?
– Nie, z Bielska. Tata prowadzi warsztat, a mama jest pielęgniarką.
– To dobrze, że Tomek ma dobrą pracę. Będzie miał kto za wszystko płacić, prawda?
Karolina zesztywniała, ale tylko się uśmiechnęła.
– Karolina świetnie sobie radzi – wtrąciłem się, siląc na spokój. – I nie potrzebuje sponsora.
Mama wzruszyła ramionami.
– Nie obrażaj się, synku. Ja tylko tak mówię… po matczynemu.
W środku wrzałem. A jednak nie potrafiłem nic powiedzieć. Tylko jadłem, byle szybciej skończyć ten przeklęty rosół. Patrzyłem na Karolinę i widziałem, że to nie będzie ostatnia bitwa.
Nie wiedziałem, kogo bronić
Zamknąłem drzwi mieszkania i oparłem się o nie plecami. Karolina stała kilka kroków dalej, ze skrzyżowanymi ramionami, patrząc na mnie bez słowa. W jej spojrzeniu nie było złości – tylko zawód. A to bolało mnie bardziej niż jakiekolwiek pretensje.
– Naprawdę pozwoliłeś jej tak mówić? – zapytała cicho. – Tomek, ona mnie upokorzyła.
– Wiem – wyjąkałem. – Wiem, że przesadziła.
– Twoja matka potraktowała mnie jak jakąś interesowną idiotkę.
Usiadłem ciężko na krześle w przedpokoju i schowałem twarz w dłoniach. Miałem ochotę cofnąć czas i nie iść na ten obiad. Ale stało się. I wiedziałem, że czeka mnie jeszcze jedna rozmowa – ta, której bałem się najbardziej.
Zadzwoniłem do niej wieczorem.
– Cześć, mamo. Musimy pomówić.
– Oho, już się zaczyna. Co ta twoja panna ci nagadała?
– Mamo, nie rób z siebie ofiary. Byłaś nie w porządku. To było niegrzeczne.
– Ja? Niegrzeczna? Dziecko, ja się tylko martwię o ciebie. Nie widzisz, że ona nie pasuje do naszego świata? Będzie cię tylko wykorzystywać!
– Ona mnie kocha. A ja kocham ją. I nie pozwolę ci jej obrażać.
– Wychowałam cię sama, a teraz mam patrzeć, jak jakaś dziewucha cię wciąga w swoje gierki?
– Dość tego! – podniosłem głos. – Mam prawo do własnych decyzji. Nie jesteś już jedyną kobietą w moim życiu.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Nagle poczułem coś nowego: ulgę. Może pierwszy raz w życiu powiedziałem matce, co naprawdę myślę.
Nie wybaczę jej tych słów
O ciąży dowiedzieliśmy się w sobotni poranek. Karolina wyszła z łazienki bledsza niż zwykle, trzymając w ręku test z dwiema kreskami. Zaniemówiłem. Radość zmieszała się z przerażeniem. Była młodsza ode mnie, dopiero co wchodziła w zawodowy świat. A ja… ja nadal walczyłem z matką o to, żeby zaakceptowała jej istnienie.
– Co teraz? – zapytała cicho. – Cieszysz się?
– Jasne, że się cieszę – odpowiedziałem, choć głos mi drżał. – Tylko nie wiem, co powie moja matka.
Powiedziałem jej tydzień później, podczas krótkiego telefonu. Nie chciała się ze mną spotkać.
– Mamo, Karolina jest w ciąży.
Cisza.
– Słyszysz mnie?
– Tak – powiedziała chłodno. – Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
– Może coś w rodzaju „gratuluję”, „cieszę się”, „to wspaniała wiadomość”?
– A z czego mam się cieszyć? Że zrobiłeś sobie dziecko z dziewczyną, którą ledwo znasz? Która zarabia grosze? Z kimś takim nie zakłada się rodziny.
– Mamo, proszę cię...
– Nie dzwoń do mnie przez jakiś czas. Muszę to przemyśleć.
Odmówiła kontaktu. Przestała odbierać telefony, nie odpisywała na wiadomości. Jakby mnie już nie było. Jakby moje dziecko nie miało prawa istnieć.
Kilka dni później zadzwonił Paweł, mój brat.
– Byłem u niej. Siedzi w ciszy, nie mówi prawie nic. Powiedziała tylko, że nie wie, czy chce mieć coś wspólnego z tym dzieckiem.
Wtedy coś się we mnie przełamało. Czułem ból, ale też złość. Jak można tak po prostu wykluczyć własnego syna? Wnuka? Zacząłem się zastanawiać: może pora ją wykluczyć z naszego życia?
Dałem jej wybór
Nie umawiałem się z nią. Po prostu pojechałem. Musiałem to zrobić. Nie mogłem dalej żyć z tą ciszą, z tą niewidzialną ścianą, którą matka postawiła między nami. Zapukałem do drzwi z bijącym sercem. Otworzyła po dłuższej chwili. Twarz miała spiętą, oczy zapuchnięte, jakby nie spała od dni.
– Czego chcesz? – zapytała bez wstępu.
– Porozmawiać. Tylko tyle.
Wpuściła mnie do środka, ale nie zaproponowała herbaty. Usiadła naprzeciwko, skrzyżowała ręce.
– Nie powinnam była tak reagować – zaczęła. – Ale to wszystko było za szybko. Zbyt nagle.
– Życie takie jest, mamo. Nie czeka na twoje pozwolenie.
– A ja mam teraz udawać, że się cieszę? Że ta wyrachowana dziewucha cię nie wykorzysta?
– Przestań nazywać ją w ten sposób.
– No to jak mam mówić? Skoro przez nią prawie cię straciłam.
– To nie przez Karolinę. To przez ciebie.
Zamilkła.
– To ty nigdy nie dałaś mi żyć po swojemu. Zawsze miałaś plan. Nawet kiedy dorosłem, nadal chciałaś decydować, z kim będę szczęśliwy.
– Bo jestem twoją matką!
– A Karolina będzie matką mojego dziecka. I jeśli nie potrafisz tego zaakceptować, nie będzie cię w naszym życiu.
Te słowa zawisły między nami. Matka zbladła, ale nie odpowiedziała. Tylko wstała i wyszła do kuchni, zostawiając mnie samego w salonie. Przez zamknięte drzwi usłyszałem jej szloch.
Postawiłem na bycie ojcem
Wieczorem siedzieliśmy z Karoliną na kanapie. Miała podwinięte nogi pod siebie, dłonią głaskała już lekko zaokrąglony brzuch. W tle cicho brzęczał telewizor, ale nikt z nas nie zwracał na niego uwagi. Wiedziałem, że musimy porozmawiać. Nie o niej – o mnie. O tym, co dalej.
– Co powiedziała? – zapytała.
– Że nie wie, czy potrafi to zaakceptować. Że cię nie lubi. Że jesteś wyrachowana.
Karolina tylko skinęła głową, bez emocji. Jakby słyszała to sto razy. A może po prostu nauczyła się już nie reagować.
– Ale to nieistotne – dodałem po chwili, przytulając Karolinę. – Powiedziałem jej, że jeśli nie chce być częścią naszego życia, nie będzie.
Spojrzała na mnie uważnie.
– Naprawdę jesteś gotów ją odciąć?
– Jeśli muszę wybierać, wybieram nas.
Przez chwilę milczeliśmy. Potem przytuliła się do mnie mocno, bez słów. A ja myślałem o dzieciństwie. O tym, jak matka wszystkiego pilnowała. Jak bałem się powiedzieć, że wolę niebieski niż zielony. Że chcę iść na informatykę, nie prawo. Jak zawsze musiałem zasługiwać na jej uznanie.
A teraz miałem zostać ojcem. I wiedziałem jedno – nie chcę, żeby moje dziecko kiedykolwiek bało się mnie tak, jak ja bałem się jej.
– Będzie dobrze – szepnęła Karolina. – Może kiedyś ona zrozumie.
– A jeśli nie?
– To trudno.
Zacisnąłem rękę na jej dłoni. Mieliśmy siebie. I dziecko, które było w drodze. Czasem to musiało wystarczyć.
Babci nie będzie
Minęły trzy miesiące od tamtej rozmowy z matką. Nie zadzwoniła. Nie zapytała, jak się czujemy. Nie przysłała żadnej wiadomości, żadnego „przepraszam” ani „gratuluję”. A ja – choć każdego dnia łudziłem się, że może dziś – też nie zadzwoniłem. Nie chciałem słyszeć kolejnych oskarżeń. Nie chciałem się znowu tłumaczyć z tego, że mam swoje życie.
Córka urodziła się w nocy. Była drobna, z ciemnymi włoskami, płakała donośnie i bez wahania. Trzymałem ją na rękach, a Karolina spała wycieńczona po porodzie. Czułem, że coś się we mnie zmieniło. Że już nie jestem tylko synem, partnerem, bratem – jestem ojcem. I to przede wszystkim dla tej małej istoty muszę teraz być.
Zrobiłem zdjęcie. Mała spała w różowym beciku, z zamkniętymi oczami i malutką rączką zaciśniętą na moim palcu. Wysłałem zdjęcie do mamy. Krótki SMS: „To Zosia. Urodziła się dziś w nocy. Jest zdrowa”. Nie odpisała. Czekałem dzień, dwa, tydzień. Nic.
Wtedy zrozumiałem – nie wszystko da się naprawić. Nie każda rana się goi. Czasem trzeba pogodzić się z tym, że niektórzy ludzie nie są gotowi na zmianę. Nawet jeśli chodzi o własną rodzinę.
Patrzyłem na Zosię, która spała wtulona w Karolinę, i zastanawiałem się, czy kiedyś będę umiał jej opowiedzieć, dlaczego nie zna babci. Czy będę umiał jej wytłumaczyć, że czasem największą miłość trzeba zostawić za sobą, by móc dać miejsce na nową.
Tomasz, 29 lat
Czytaj także:
- „Ograniczyłem teściowej kontakt z wnukiem, bo psuła mi dziecko. Wymyśliła zemstę, po której nigdy się nie pozbieram”
- „Wstyd mi przed sąsiadkami za to, że córka jest taka kochliwa. Po osiedlu chodzę z 5 owocami jej miłości”
- „Matka ukrywała przede mną tajemnicze koperty. 40 lat zajęło mi dojście do tego, co w nich ukrywała”

