Reklama

Zawsze byłem cichy. W klasie najczęściej siedziałem pod oknem, w ostatniej ławce, z zeszytem do rysunków ukrytym pod książką od matematyki. Koledzy... cóż, raczej zgrywali twardzieli, nie mieli czasu dla takich jak ja. Nie byłem „tym śmiesznym”, ani „tym mądrym”. Czasem się śmiali, że jeszcze nigdy nie widzieli mnie z dziewczyną. A ja tylko się uśmiechałem, bo przecież mam na to jeszcze czas.

Poczułem motyle w brzuchu

Każdego dnia widziałem Zuzę. Siedziała z przodu klasy, zawsze w kolorowych swetrach, z rozwianymi włosami i tym spojrzeniem, które sprawiało, że chciało się żyć. Śmiała się głośno i mówiła pewnie. Była taka... prawdziwa. Wiedziałem, że nigdy nie będę miał odwagi podejść. Ale mimo to, dzień w dzień wyobrażałem sobie, że to się zmienia. Że mówi do mnie po imieniu. Że się uśmiecha, bo naprawdę chce, a nie z grzeczności. Że jestem dla niej kimś.

Pewnego dnia, podczas przerwy obiadowej, Paweł usiadł obok mnie z szerokim uśmiechem.

– Wojtek, ktoś chyba cię polubił... Masz konto na L.?

– Co? Nie... – zmarszczyłem brwi. – Nawet nie wiem, co to.

– No to masz niespodziankę – zaśmiał się i odwrócił wzrok. – Ktoś ci je założył. I ktoś się do ciebie odezwał. Dziewczyna.

Poczułem, jak serce bije mi szybciej.

– Serio? Kto?

– Sprawdź sobie – rzucił lekko. – Ale wygląda jak Zuza...

To musiała być pomyłka

Kiedy wróciłem do domu, rzuciłem plecak w kąt i od razu usiadłem do komputera. Ręce trzęsły mi się, gdy wpisywałem nazwę portalu, o którym mówił Paweł. Serce waliło mi jak oszalałe. I rzeczywiście – konto istniało. Moje zdjęcie, które miałem na Facebooku, krótki opis: „Lubię rysować i słuchać muzyki. Trochę introwertyk”. Nie znałem hasła, ale postawiłem na to najprostsze – moje imię i bieżący rok. Ktoś nie wykazał się wyobraźnią, by wymyślić coś trudniejszego. I wiadomość. Jedna jedyna. Od niej.

Hej :) Wiem, że to może dziwne, ale zawsze wydawałeś mi się interesujący. Nie wiem, czemu wcześniej nie zagadałam. Mam na imię Zuza :).

Czytałem te słowa dziesiątki razy. Palce wisiały nad klawiaturą, zanim w końcu odpisałem.

– Cześć… Zuza? Serio? Nie wierzę, że do mnie piszesz.

Od tej pory rozmawialiśmy codziennie. O filmach, o szkole, o tym, jak to jest czuć się mniej popularnym w szkole. Ona rozumiała. Pisała ciepło, z troską, czasem nawet flirtowała – tak mi się przynajmniej wydawało. Z każdym dniem czułem, jakbyśmy naprawdę się poznawali. Jakby mnie widziała. Naprawdę widziała.

Tydzień później napisała:

– Może byśmy się spotkali? Wiesz… tak na żywo. W parku przy szkole. W sobotę?

Zgodziłem się od razu, chociaż w środku byłem kłębkiem nerwów. Wieczorem, przy kolacji, mama spojrzała na mnie z podejrzliwym uśmiechem.

– Coś taki uśmiechnięty? Coś się wydarzyło?

– Nie wiem… Chyba nie – odpowiedziałem cicho i spuściłem wzrok, ale w sercu... aż śpiewało.

W głowie kłębiła mi się tylko jedna myśl: „Może to nie sen. Może tym razem to się naprawdę dzieje.”

Nie mogłem się doczekać

W sobotę obudziłem się przed siódmą, chociaż spotkanie było dopiero o piętnastej. Serce waliło mi jak szalone, a ręce miałem spocone, choć za oknem był mróz. Siedziałem przy biurku, gapiąc się na siebie w lustrze. Wyciągnąłem z szafy najlepszą koszulę – niebieską, z delikatną kratką – i dopasowałem do niej ciemne dżinsy. Długo się zastanawiałem, czy założyć kurtkę z kapturem, czy tę elegancką, którą nosiłem tylko na święta. Wybrałem tę drugą. W końcu to była randka.

Zerknąłem na półkę z perfumami taty. Jeden zapach znałem dobrze – intensywny, ale przyjemny. Psiknąłem się lekko. Potem wybiegłem do kwiaciarni na rogu.

– Poproszę... lilie. Białe – powiedziałem nieśmiało.

Kobieta za ladą spojrzała na mnie z uśmiechem, który trochę mnie speszył, ale też podniósł na duchu. Lilie pachniały cudownie. „Powiedziała, że je lubi...” – powtarzałem sobie w myślach, idąc w stronę parku. Usiadłem na ławce, kilka minut przed czasem. Nerwowo zerkałem na telefon, sprawdzając godzinę co chwilę. Śnieg delikatnie sypał z nieba, osiadając na rękawach mojej kurtki. Kwiaty trzymałem kurczowo na kolanach.

– Powiedziała, że lubi lilie... Mam nadzieję, że nie za wcześnie – mruknąłem do siebie, próbując się nie denerwować.

W oddali usłyszałem śmiech. Odwróciłem głowę. Na parkingu obok stało auto. W środku kilku chłopaków. Rozpoznałem ich od razu – Kuba, Michał, Bartek. Moi „koledzy” z klasy. Samochód był uchylony, a przez szybę widziałem, jak mnie obserwują. Jeden z nich parsknął śmiechem i coś powiedział. Drugi wyjął telefon i zaczął nagrywać. Ale Zuzy jeszcze nie było. Wciąż wierzyłem, że przyjdzie.

Próbowali mnie upokorzyć

Minuty mijały powoli, każda z nich ciągnęła się jak godzina. Mróz szczypał mnie w dłonie, ale nie chciałem wsadzać ich do kieszeni. Trzymałem kwiaty, bo może właśnie w tej sekundzie miała się pojawić. Z uśmiechem, rumieńcami na policzkach. I wtedy... zobaczyłem, jak drzwi samochodu się otwierają. Z auta wyskoczył Kuba, za nim Michał i Bartek. Zbliżali się szybko, z telefonami w dłoniach, rechocząc.

– No siema, Wojtuś! – zawołał Kuba. – Kogo ty tu wypatrujesz, co? Księżniczki z bajki?

– Może jednorożca? – rzucił Michał, śmiejąc się do telefonu.

Zamarłem. Kwiaty zadrżały w moich dłoniach. Serce waliło mi tak, że aż zabolało.

– Lilie? Serio, Wojtek? Myślałeś, że ona z tobą pogada? – zaśmiał się Bartek, wyciągając rękę i szturchając mnie w ramię.

– Przecież to był żart, chłopie! Myślałeś, że Zuza na serio do ciebie pisze? – Kuba parsknął, a potem uniósł telefon. – Patrzcie, Wojtuś czeka na swoją księżniczkę! Ale słodko!

W jednej chwili coś we mnie pękło. Kwiaty wypadły mi z rąk, upadły na śnieg i rozsypały się. Nie powiedziałem ani słowa. Nawet nie spojrzałem im w oczy. Obróciłem się powoli i zacząłem iść.

– Ej, Wojtek, nie obrażaj się, to miał być żart! – krzyknął jeszcze Kuba za mną, ale jego głos brzmiał już jak przez mgłę.

„Wiedziałem. Wiedziałem, że to za piękne, żeby było prawdziwe. A jednak się nabrałem”. Szli za mną chwilę, jeszcze coś mówili, ale ja już nie słuchałem. Śnieg padał coraz gęściej, topniał na moich policzkach. Albo to były łzy. Sam nie wiedziałem.

O wszystko zapytałem Zuzę

W poniedziałek ledwo wszedłem do szkoły, czułem na sobie spojrzenia. Szepty na korytarzu, ukradkowe śmiechy, telefony wyciągane spod ławek. Filmik już krążył. Wiedziałem. Nawet nie musiałem go widzieć. Znałem ich – wystarczył jeden żart, by całe liceum miało temat na tydzień. Ale ja się nie poddam. Na przerwie zobaczyłem Zuzę pod salą biologii. Zebrałem resztki odwagi, podszedłem.

– Zuza – powiedziałem cicho.

Odwróciła się, zdziwiona.

– O, cześć, Wojtek… coś się stało?

– To ty pisałaś do mnie na L.? – zapytałem bezpośrednio, patrząc jej prosto w oczy.

Zmarszczyła brwi.

– Na czym?

– Na portalu randkowym. Przez tydzień pisałaś ze mną… spotkanie… park…

Zrobiła krok w tył.

– Co? Nie! Wojtek, ja nawet nie mam tam konta! – jej oczy zrobiły się duże. – Ktoś się pode mnie podszył?

– Myślałem… – urwałem.

W tym momencie pojawił się Paweł. Patrzył na mnie, potem na Zuzę, nie wiedział, co zrobić z rękami.

– Ty wiedziałeś, prawda? – spytałem cicho, ale stanowczo.

– Wojtek, ja... – Paweł spuścił wzrok. – To nie ja to zrobiłem. Kuba i tamci... Ja tylko... nie wiedziałem, jak ci powiedzieć. Myślałem, że się zorientujesz.

– Dlaczego nic nie powiedziałeś? – głos mi się załamał. – Byłeś moim przyjacielem.

Zuza spojrzała na niego z pogardą.
– To słabe, co zrobiliście. Jak można coś takiego wymyślić?

Nie odpowiedzieli. Ja już też nic nie chciałem mówić. Było mi wszystko jedno. Wiedziałem tylko jedno – zostałem sam. Nawet Paweł odwrócił się plecami.

Muszę to sobie poukładać

Nie wróciłem do domu po lekcjach. Minąłem przystanek, skręciłem w stronę centrum i szedłem, nie patrząc, dokąd. W głowie miałem pustkę. Szedłem przed siebie, aż trafiłem nad rzekę. Usiadłem na ławce i po prostu siedziałem. Musiałem to sobie wszystko poukładać w głowie i wymyślić jakiś plan.

Było już grubo po dziewiętnastej, kiedy przekroczyłem próg. Mama siedziała w kuchni. Gdy tylko mnie zobaczyła, od razu wstała.

– Wojtek, gdzie ty byłeś? Martwiłam się…

Nie odpowiedziałem. Zdjąłem buty i kurtkę, rzuciłem je w kąt. Podszedłem do niej, a ona, bez słowa, objęła mnie mocno.

– Co się stało? – zapytała po chwili, cicho.

– Nic… Nieważne – powiedziałem, wtulając twarz w jej ramię.

– To jak się czujesz zawsze będzie ważne. Dla mnie – szepnęła. I tylko wtedy poczułem, że może jeszcze nie wszystko we mnie umarło.

No i kto wyszedł na głupka?

Kilka dni później zalogowałem się po raz ostatni. Spojrzałem na rozmowy, na zdjęcie profilowe, które ktoś ustawił za mnie, na wszystkie powiadomienia, które już mnie nie dotyczyły. Otworzyłem pustą wiadomość i napisałem: „Nie wiem, kto naprawdę był po drugiej stronie. Ale wiem jedno – nie dam wam już więcej satysfakcji.” Wysłałem. Potem kliknąłem „usuń konto”.

W szkole usiadłem w ostatniej ławce, jak zawsze. Nie chciałem rozmawiać z nikim. Paweł próbował raz podejść, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by się wycofał. Zuza zerkała na mnie kilka razy, ale nic nie mówiła. Może wstydziła się tak samo jak ja. Może nie wiedziała, co powiedzieć. Może po prostu... nie miała obowiązku nic mówić. I to też zrozumiałem. Nikt nie ma obowiązku się nami interesować. Ale niektórzy chcą. I to robi różnicę.

Tydzień po wszystkim, kiedy już myślałem, że temat umarł, ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłem się. Stała przede mną Zuza. W ręku trzymała cienką książkę – album z rysunkami jakiegoś nieznanego mi artysty.

Myślałam, że może przeczytasz. Też lubię rysować – powiedziała cicho, bez uśmiechu, ale z czymś dziwnie prawdziwym w oczach.

Nie odpowiedziałem od razu. Wziąłem książkę. Spojrzałem na nią – nie jak na marzenie, tylko jak na człowieka. Pierwszy raz od dawna odważyłem się patrzeć komuś prosto w oczy. Czy coś się zmieni? Nie wiem. Ale może nie wszystko jest stracone. Może to był koniec pewnej historii. I początek innej, bo zaprosiłem Zuzę na spacer, a ona się zgodziła.

Wojtek, 19 lat

Czytaj także:
„Zatrudniłem się jako taksówkarz, bo liczyłem na łatwy zarobek. Z tego, co zarobiłem, nie starczy mi na parówki”
„Szwagier wpadał bez zapowiedzi i zapuszczał korzenie na kanapie. Najwyższa pora, by wyrwać chwasta”
„Matka całe życie ukrywała przede mną prawdę o ojcu. Gdy dorosłam, zrozumiałam dlaczego nic o nim nie wiedziałam”

Reklama
Reklama
Reklama