Reklama

Odkąd zabrakło mojego męża, Pawła, nic nie było takie, jak powinno. Dni się dłużyły, wieczory stawały się wyjątkowo zimne i przykre, a ja czułam się potwornie samotna. Co prawda miałam córkę, Alę, ale ona miała już trzydzieści lat i swoje życie. Pewnie, że przychodziła, odwiedzała, ale to nie było to samo. Dzień do czternastej jakoś leciał, bo siedziałam w biurze, ale potem, po pracy, kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

Czasem któraś z przyjaciółek próbowała mnie gdzieś wyciągnąć, ale ja jakoś nie miałam ochoty na takie spotkania. Wciąż czegoś mi brakowało, a jednocześnie czułam się bezużyteczna i niespełniona. Praca sekretarki nie była szczytem moich marzeń. Robiłam to już jednak od wielu lat, a teraz czekałam tylko na emeryturę. Po co miałabym coś zmieniać na stare lata?

Zawsze lubiłam rękodzieło

Ciągnęło mnie do tworzenia bransoletek i różnego rodzaju naszyjników. Nie robiłam tego przez naprawdę długi, długi czas, chyba od momentu, gdy byłam na studiach, a teraz uznałam, że co mi szkodzi spróbować. Kupiłam potrzebne rzeczy i zaczęłam popołudniami wyplatać bransoletki i naszyjniki. Nie miałam pojęcia, po co to robię, ale w ten sposób zajmowałam ręce i zabijałam czas, który normalnie spędziłabym pewnie na bezmyślnym gapieniu się w ścianę, bo nie mogłabym się skupić ani na książkach, ani na serialach czy filmach.

Po jakimś czasie wpadła do mnie Maja, córka mojej siostry, Aliny. Bardzo jej się spodobały te moje śmieszne plecionki. Upierała się nawet, że warto by je sprzedawać.

– No coś ty, Majka – roześmiałam się, gdy tylko usłyszałam tę sugestię. – A gdzie ja bym to miała sprzedawać? Na jakimś straganie?

– A skąd, ciociu. – Tym razem to ona zaczęła się śmiać. – W tych czasach to zupełnie niedochodowe. Ale czemu nie spróbujesz przez internet?

– Daj spokój, co ja wiem o internecie? – spytałam. – Mam tylko konto na Facebooku, niewiele z tego wszystkiego rozumiem…

Majka uśmiechnęła się chytrze.

– Chyba mam coś dla ciebie – stwierdziła.

Siostrzenica pokazała mi Instagram

– Skoro masz takie fajne rzeczy, które na pewno wiele osób by kupiło, to może powinnaś założyć sobie profil na Instagramie? – wypaliła.

Z początku byłam co do tego mocno sceptyczna. Po pierwsze, nie sądziłam, żeby ktoś naprawdę chciał kupować te moje drobiażdżki. W końcu nie było to nic niezwykłego – ot, proste sploty, nieskomplikowane robótki. Po drugie… trochę mnie przerażało to, o czym mi mówiła. Prowadzenie profilu, tworzenie marki, czy o czym ona mi tam mówiła… Wydawało mi się, że nigdy tego nie rozgryzę.

– Sama mówisz, że nie masz co robić, ciociu – stwierdziła wtedy Maja. – No to co ci szkodzi? A że nic nie wiesz, to się nie martw. Wszystko ci pokażę!

No i, skubana, miała rację, że ten cały Instagram strasznie wciąga. Z początku nie wiedziałam, jak się za to zabrać, ale z pomocą instrukcji Mai powoli się wdrażałam. Szybko odkryłam, że wrzucanie tych całych postów i dodawanie zdjęć nie jest wcale takie trudne. Poza tym siostrzenica wspierała mnie na każdym kroku. Wyjaśniała, co powinnam robić i jak wszystko obsługiwać. Pomagała mi też ze zdjęciami – robiła je naprawdę śliczne, dzięki czemu może i rzeczywiście te moje bransoletki wyglądały trochę bardziej jak produkty do kupienia.

Miałam dobrą zabawę

Spodobało mi się przesiadywanie na Instagramie. Lubiłam komentować różne posty, oglądać śmieszne filmy, a także podglądać rękodzieła innych osób. Nie miałam nawet pojęcia, że niektórzy wstawiają relacje z aktu tworzenia poszczególnych rzeczy. Nie wiedziałam też, że jest tam, w społeczności, tylu tych, którzy czytają i przygotowują recenzje książek. Chętnie pisałam u nich na profilach, dzieliłam się spostrzeżeniami, podobnie jak w przypadku innych instagramowych twórców rękodzieła. Czasem łapałam się na tym, że przesiaduję na profilu do późna w nocy.

Zdziwiłam się, gdy po jakichś trzech tygodniach od założenia Instagrama wpadła do mnie wyraźnie zdenerwowana córka.

Mamo, słyszałam, że coś znowu wymyśliłaś! – zawołała od progu.

Obejrzałam się w jej stronę.

– Chyba nie bardzo rozumiem – przyznałam.

– Instagram? Naprawdę? – Popatrzyła w ekran telefonu, a potem pokręciła głową z dezaprobatą. – Mamo, to robią dzieciaki. Młodzież się w to bawi!

– Wiesz, Maja mi podpowiedziała, że mogłabym tak sprzedawać te moje bransoletki… – zaczęłam spokojnie.

– Mamo, proszę cię, słuchasz dwudziestolatki? – Wydawała się zniesmaczona. – Poza tym, co do za pomysł? Nie powinnaś się zajmować takimi głupotami! Tłumaczę ci, że to dla młodych!

– No, ale co to szkodzi? – nie ustępowałam, trochę zresztą zirytowana, że tak zareagowała. – I tak siedzę tu w domu sama, zmęczona i znudzona.

– No tak, to naprawdę świetny pomysł: siedzieć i liczyć followersów na Insta – burknęła, wyraźnie wściekła. – Może jeszcze liczysz serduszka?

I ruszyła do wyjścia.

Ala była oburzona

Wzięłam do ręki swój smartfon. Ala trzasnęła drzwiami, a ja, zamiast się tym przejmować, sprawdziłam statystyki. I rzeczywiście – nie spodziewałam się, że tyle osób będzie zaglądać na mój profil! Fakt, sporo było chętnych na moje bransoletki i naszyjniki, ale że aż tylu będę mieć obserwujących? No nie spodziewałam się. A Ala? Cóż, miałam nadzieję, że po prostu jej przejdzie.

– A, ona tak zawsze – pocieszała mnie Maja. – Do mnie też już dzwoniła i przeżywała, że mieszam ci w głowie, ciociu.

Wtedy się we mnie zagotowało. Bo co ta Ala sobie myślała? Że jestem jakaś ubezwłasnowolniona? Że nie mogę sama decydować co, kiedy i gdzie robię? To była jakaś paranoja!

– Nic się nie przejmuj, Majka – stwierdziłam stanowczo. – Prowadzimy Instagrama dalej.

Siostra próbowała mnie sprowadzić na właściwą ścieżkę

Niespełna pół tygodnia później zadzwoniła do mnie Alina. Siostra była niezwykle wzburzona, choć ja w pierwszej chwili nie miałam pojęcia, o co chodzi.

– Nie wierzę, że ty jesteś taka naiwna – sapnęła w końcu. – Maja wygaduje jakieś głupoty, pokazuje ci te Instagramy czy co to tam jest, a ty jak dziecko się tym ekscytujesz. Ty niedługo będziesz miała sześćdziesiąt lat, Lucyna!

– Nie no, miło, że mi przypomniałaś! – nie wytrzymałam. – To co, już mam się kłaść i umierać?

– Histeryzujesz! – prychnęła. – Zamiast wziąć się za coś poważnego, porządnego, to ty teraz sobie jakieś zabawy urządzasz. Własna córka się ciebie wstydzi!

– Jej problem – burknęłam. – I jeśli nie masz mi nic mądrego do powiedzenia, to żegnam.

Nie będę się przejmować

Wkurzyło mnie to na tyle, że przez najbliższy dzień w ogóle nie mogłam się skupić na swojej instagramowej działalności. Zgodziłam się nawet spotkać z przyjaciółkami. Kiedy usłyszały o tym, co mam z córką i siostrą, także były oburzone.

– Nie możesz pozwalać się tak traktować! – stwierdziła Anka. – Przecież to bezczelne. Zwłaszcza ze strony Alicji!

– A ten bransoletkowy biznes to super pomysł w ogóle – podchwyciła natychmiast Ola. – Czemu nie dałaś nam namiarów na ten swój profil? Sama bym pewnie chętnie coś od Ciebie kupiła! A może podpowiem rodzinie i znajomym?

Minęło pół roku, a mój Instagram ma się coraz lepiej. Wreszcie czuję, że się spełniam, a przy okazji złapałam bardzo dobry kontakt ze swoją siostrzenicą. Szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o mojej córce. Ala nadal uważa, że mi odbiło, a Instagram to dobry sposób na spędzanie czasu dla nastolatków i szalonych dwudziestek. Ja jej więcej wyprowadzać z błędu nie zamierzam, ale nie będę też dawała sobie niczego narzucać. Wiem, co dla mnie dobre, zwłaszcza że sprzedaż bransoletek i naszyjników przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Ludzie naprawdę to kupują, a zamówień jest coraz więcej. Mam też teraz całkiem sporo znajomych w wirtualnym świecie i powoli buduję potężną społeczność. I przyznam, że coraz bardziej mi się to podoba.

Lucyna, 54 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama