Reklama

Czasem myślę, że gdyby nie Oliwia, już dawno by mnie tu nie było. Życie przecieka mi przez palce jak piasek, a ja codziennie zbieram jego resztki i próbuję coś z tego ulepić. Mam 38 lat i wciąż jestem nikim. Pracuję w sklepie spożywczym za najniższą krajową, po godzinach sprzątam klatki schodowe, żeby starczyło na rachunki. Mieszkamy z Oliwią w starej kamienicy – grzyb na ścianach, hałas zza ściany i zimne kaloryfery w zimie. Ale mamy siebie. A raczej... miałyśmy.

Córka się zmieniła

Kiedy Oliwia była mała, przytulała się do mnie i mówiła, że jestem najlepszą mamą na świecie. Robiłyśmy razem naleśniki, czytałam jej „Dzieci z Bullerbyn”, a na urodziny robiłam korony z papieru. Wydawało mi się, że to wystarczy. Że miłość i ciepło, które jej dawałam, przykryją całą tę biedę, braki i niedobory. Że nie zauważy, że jej koleżanki mają markowe buty, telefony i wakacje za granicą, kiedy my nawet do ciotki pod Lublinem nie mamy za co jechać, ale wszystko się zmieniło.

Zaczęła się zamykać w swoim pokoju, milczeć przy obiedzie, chować telefon, żebym nie widziałam, co pisze. I ten wstyd… w jej oczach, w gestach, w spojrzeniach. Jakby mnie się wstydziła. A najbardziej – tych ubrań, które kupuję w lumpeksie.

Pamiętam, jak kiedyś wróciłam z second-handu podekscytowana. Znalazłam dla niej piękną, granatową bluzę – miękką, ciepłą, ze znanym logo. „Jak nowa!” – mówiłam. Ale ona nawet na nią nie spojrzała. Rzuciła tylko: „Nie będę w tym chodzić, mamo. To obciach.”

Bolało. Nie tyle to, co powiedziała, co ten ton – jakbym była śmieciem. Jakby to, że nie mam pieniędzy, czyniło mnie gorszą. A przecież robię, co mogę. Tylko że dla niej to za mało.

Kłóciłyśmy się

– Serio, mamo? Znowu jakaś śmierdząca bluza z lumpeksu? – Oliwia rzuciła plecak pod ścianę, a ja aż się cofnęłam od tej agresji. Trzymałam w rękach bluzę – granatową, prawie nową, z ładnym zamkiem i małym logo. Dla mnie – perełka. Dla niej – powód do wstydu.

– Oliwia, to znana marka. Naprawdę dobra rzecz. Zobacz, miękka, ciepła, idealna na wiosnę. Nawet metka jeszcze była... – próbowałam, jak zawsze, mówić spokojnie, nie dolewać oliwy do ognia.

– Nie założę tego! – krzyknęła, przewracając oczami. – Wiesz, co dzisiaj powiedziała mi Ala? Że wyglądam, jakbym zbierała śmieci na śmietniku!

– Ale przecież to nieprawda. Jesteś śliczna, dobrze wyglądasz, tylko... przecież wiesz, że nie mamy teraz na nowe...

– To może się postaraj! Znajdź sobie normalną robotę jak inne matki! – huknęła, a ja poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.

– Kochanie... robię, co mogę – powiedziałam cicho. Ale już mnie nie słuchała.

– Wolałabym mieć inną matkę! – krzyknęła, odwróciła się i trzasnęła drzwiami do swojego pokoju.

Stałam w przedpokoju z tą cholerną bluzą w rękach. Drżały mi palce. Serce waliło. Usiadłam na schodku i zaczęłam płakać. Cicho, żeby nie usłyszała. Nie wiem, co było gorsze – jej słowa, czy to, że chyba naprawdę tak myślała.

Sąsiadka mnie pocieszała

– Anka, nie płacz już, no... – Basia nalała mi herbaty i podała ciastko, choć wiedziała, że nie tknę ani okruszka. Siedziałyśmy przy jej kuchennym stole, tak jak nieraz, gdy już nie dawałam rady i musiałam się wygadać.

Powiedziała, że wolałaby mieć inną matkę... – wyszeptałam i znów poczułam to pieczenie w oczach. – Rozumiesz to? Jakby wszystko, co dla niej robię, było niczym.

Basia pokiwała głową.

– Ma 12 lat. Wiesz, co to znaczy? Że świat kręci się wokół butów, Instagrama i opinii rówieśników. Nie rozumie jeszcze, jak wygląda prawdziwe życie.

– Ale czy to daje jej prawo, żeby mnie tak ranić? – spojrzałam na nią zdesperowana. – Ona się mnie wstydzi, Basiu. Mnie! Bo nie mam pieniędzy. Bo noszę znoszoną kurtkę i przynoszę jej rzeczy z lumpeksu.

– To nie twoja wina, że życie się tak potoczyło – odpowiedziała spokojnie. – A może to właśnie twoja siła, że mimo wszystko wciąż jesteś dla niej. Że dajesz jej wszystko, co masz.

Wpatrywałam się w swój kubek, w herbatę, która dawno wystygła.

Myślałam, że wychowam ją na kogoś wdzięcznego, ciepłego. Ale chyba popełniłam gdzieś błąd...

– Jeszcze się nauczy. Jeszcze zrozumie. Tylko daj jej czas. I sobie też – Basia ścisnęła mnie za dłoń.

Nie odpowiedziałam. Ale wtedy po raz pierwszy poczułam, że może jeszcze nie wszystko stracone.

Dostałam wezwanie do szkoły

Telefon zadzwonił rano, gdy w sklepie układałam mleko na półce.

– Pani Anno, tu wychowawczyni Oliwii. Musimy porozmawiać... najlepiej dziś. – głos po drugiej stronie był uprzejmy, ale stanowczy. Serce zaczęło mi bić jak szalone.

W szkole siedziałyśmy w gabinecie – ja, nauczycielka i pedagog. Oliwia za drzwiami, obrażona, z założonymi rękami.

Pani córka zniszczyła plecak jednej z koleżanek – zaczęła wychowawczyni. – Pokłóciły się. Poszło o… ubrania.

Zacisnęłam palce na torebce. Wiedziałam, co się święci.

– Dziewczynka powiedziała coś przykrego o tym, jak Oliwia się ubiera. A ona… no cóż, zareagowała impulsywnie. To poważna sprawa.

– Ja... przepraszam. Ja nie wiem już, co robić – szepnęłam.

Wychowawczyni spojrzała na mnie z troską.

– Pani Anno, Oliwia jest bardzo wrażliwa. Ale ewidentnie coś ją gryzie. Może warto z kimś o tym porozmawiać?

Z trudem powstrzymałam łzy.

Ona się mnie wstydzi, bo jestem nikim – wyrwało mi się.

Wyszłam ze szkoły z ciężarem w sercu. Widziałam, jak Oliwia idzie kilka kroków za mną. Nie odzywała się. Nie spojrzała nawet w moją stronę. Wiedziałam jedno – tracę ją. I nie mam pojęcia, jak ją odzyskać.

Chciałam być szczera

Wieczorem zebrałam się na odwagę. Weszłam do jej pokoju bez pukania – pierwszy raz od miesięcy. Siedziała na łóżku z telefonem, słuchawki w uszach. Zdjęła je, ale nie spojrzała na mnie.

– Musimy pogadać – powiedziałam, siadając na brzegu łóżka.

Nie mam ochoty – burknęła, ale nie wstała.

– Ja też nie mam ochoty ciągle czuć się jak wróg we własnym domu.

Milczała. Więc mówiłam dalej. Spokojnie, ale z rosnącym bólem.

– Wiesz, kiedyś marzyłam, że zostanę malarką. Albo że otworzę kawiarnię z książkami. Miałam głowę pełną pomysłów. Ale potem urodziłaś się ty. A twój ojciec odszedł.

Spojrzała na mnie kątem oka, chyba zaskoczona, że w ogóle o nim wspominam.

Zostałam sama z dzieckiem, bez pracy, bez wsparcia. I nagle wszystko musiałam odłożyć. Bo ważniejsze były twoje buty zimowe, twoje lekarstwa, twoje obiady.

Oliwia spuściła wzrok.

– Nie wiedziałam, że... aż tak... – szepnęła.

– Bo nie chciałam, żebyś wiedziała. Chciałam, żebyś była szczęśliwa. A teraz... teraz patrzysz na mnie jak na kogoś, kto cię ogranicza. Kto cię zawstydza. I to boli najbardziej.

Łzy cisnęły mi się do oczu. Oliwia podniosła głowę. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze. Że mnie przytuli.

Ale tylko powiedziała cicho:

– Nie wiem, co mam z tym zrobić.

– Wystarczy, że spróbujesz mnie zrozumieć.

Wyszłam, nie czekając na więcej. I choć między nami coś pękło, miałam wrażenie, że może właśnie zaczęło się sklejać.

Może coś się zmieni

Weszłam do lumpeksu bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby. Tego dnia nie szukałam niczego konkretnego – tylko spokoju. W radiu leciała jakaś francuska piosenka, między wieszakami pachniało detergentem i starym drewnem. Przesuwałam ubrania powoli, bezmyślnie, aż zauważyłam ją.

Młoda dziewczyna, może w wieku Oliwii. Kręcone rude włosy, czerwone martensy, pomalowane usta. Z błyskiem w oku przymierzała kolorowe swetry, zestawiała je ze spodniami jak z pokazów mody. Z zachwytem podnosiła sukienki, obracała się przed lustrem z dumą i radością.

To jest sztos! – zawołała do kobiety za ladą. – Serio, kocham to miejsce!

Sprzedawczyni się roześmiała.

– To córka tej projektantki z ulicy Wileńskiej. One tu zawsze buszują. Mówią, że secondhandy to kopalnie skarbów.

Poczułam, jak coś we mnie drgnęło. Może to nie miejsce czyni człowieka, tylko podejście? Może lumpeks nie musi być powodem do wstydu, tylko... sposobem na wyrażenie siebie?

Wróciłam do domu z małą torbą – dwie rzeczy dla siebie, jedna – dla Oliwii. Delikatny, kremowy sweter z miękkiej wełny.

– Wiesz, kto też kupuje w secondhandach? – powiedziałam, siadając obok niej w kuchni. – Dziewczyny, które mają styl. Które nie boją się być inne.

Nie odpowiedziała. Ale dotknęła swetra. I nie odepchnęła go.

Anna, 38 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama