„Chciałem odpocząć na gorącej plaży, a wylądowałem na zimnej Islandii. Przez pomyłkę podjąłem najlepszą decyzję w życiu”
„Po wylądowaniu uderzył mnie lodowaty wiatr, który przeniknął przez każdą warstwę mojej zbyt lekkiej odzieży. Od razu poczułem się przytłoczony tym chłodem i brakiem słońca, którego tak bardzo pragnąłem. Już pierwszego dnia zacząłem żałować”.

- Redakcja
Moje życie w korporacji przypominało bieganie w kółko bez końca, gdzie każdy dzień był niemalże identyczny. Raporty, maile, spotkania – stały się dla mnie rutyną, której już nie mogłem znieść. Marzyłem o ucieczce na słoneczne plaże Grecji, gdzie mógłbym na chwilę zapomnieć o codzienności. W przypływie desperacji, w czasie krótkiej przerwy na lunch, kupiłem jakiś tani bilet. Nawet nie sprawdziłem dokładnie kierunku – po prostu chciałem się wyrwać. Nazwa miejsca brzmiała południowo.
Dopiero dzień przed planowanym wylotem zorientowałem się, że zamiast Grecji, mam bilet do Reykjavíku, a nocleg gdzieś w miasteczku nieopodal. Rozwścieczony na własną nieuwagę, sięgnąłem po telefon, by zadzwonić do mojego kumpla, Tomka. Jego śmiech był głośniejszy niż moje frustracje, kiedy zasugerował, bym jednak poleciał.
– Skoro już straciłeś pieniądze, to spróbuj chociaż czegoś nowego – mówił. Miałem dylemat, ale ostatecznie postanowiłem dać Islandii szansę. To przecież tylko dwa tygodnie.
Zamiast odpoczynku czułem frustrację
Po wylądowaniu w Reykjavíku uderzył mnie lodowaty wiatr, który przeniknął przez każdą warstwę mojej zbyt lekkiej odzieży. Od razu poczułem się przytłoczony tym chłodem i brakiem słońca, którego tak bardzo pragnąłem. Islandia była daleka od słonecznej Grecji, o której marzyłem. Już pierwszego dnia zacząłem żałować swojej decyzji. Miasto wydawało się zimne, a ceny w sklepach przerażająco wysokie. Czułem się zagubiony i zdezorientowany.
W wieczór po przyjeździe Tomek zadzwonił, a jego entuzjazm i żarty wcale mi nie pomagały.
– To największa porażka mojego życia. Wszystko jest drogie, zimne i dziwne. Nawet nie wiem, co tu robić – powiedziałem, wpatrując się w pochmurne niebo.
– Ty zawsze przesadzasz. Obejrzyj jakieś wulkany, napij się czegoś lokalnego i nie marudź. Masz dwa tygodnie, a zachowujesz się, jakbyś tu utknął na zawsze – odpowiedział z uśmiechem w głosie kumpel.
Jego słowa, choć irytujące, miały w sobie ziarno prawdy. Zdecydowałem, że spróbuję znaleźć coś interesującego w tym miejscu, by nie spędzić całego pobytu na narzekaniu. Choć byłem sceptyczny, musiałem jakoś się tu odnaleźć.
Wycieczka otworzyła mi oczy
Przeglądając lokalne ulotki, przypadkiem trafiłem na ofertę jednodniowej wycieczki po islandzkich fiordach. Wahałem się, ale pomyślałem, że to lepsze niż siedzenie w hotelowym pokoju. Tak trafiłem na Elin, przewodniczkę, która od pierwszej chwili przyciągnęła mnie swoją energią i pasją do przyrody. Była pełna życia, a jej entuzjazm był zaraźliwy. Z każdym kolejnym przystankiem na trasie wycieczki zaczynałem dostrzegać piękno, którego wcześniej nie zauważałem.
Lodowce, gejzery i dzikie krajobrazy zapierały dech w piersiach, a ja po raz pierwszy od dawna czułem, że naprawdę żyję.
– Islandia nie jest miejscem dla każdego, ale jeśli pozwolisz jej się poznać, zmieni twoje spojrzenie na świat – mówiła Elin, kiedy podziwialiśmy jeden z gejzerów.
– Może… ale na razie to po prostu strasznie zimne miejsce, w które trafiłem przez własną głupotę – przyznałem, choć z uśmiechem na twarzy.
Elin zaśmiała się, a jej śmiech był jak dźwięk wiatru niosącego ciepło.
– Czasami największe pomyłki są najlepszymi decyzjami w życiu – odpowiedziała z przekonaniem.
Te słowa utkwiły mi w głowie. Może nie wszystko było stracone. Może właśnie to miejsce miało mi coś do zaoferowania.
Zaskoczyłem sam siebie
Podczas kolejnej wyprawy z Elin miałem okazję poznać Olafura, właściciela schroniska górskiego. Był to człowiek o twardym uścisku dłoni i życzliwym uśmiechu. Spotkaliśmy się przy jednym z gorących źródeł, gdzie zorganizował małe ognisko dla uczestników wyprawy. W rozmowie wyszło na jaw, że Olafur szukał kogoś do pomocy w schronisku, zwłaszcza na okres letni, kiedy liczba turystów znacząco wzrastała.
Nie wiem, co wtedy mną kierowało, ale niemal bez zastanowienia zgłosiłem swoją gotowość do pracy. Może to było poczucie wolności, które poczułem, przebywając na łonie natury, a może po prostu chęć spróbowania czegoś zupełnie nowego.
– Ludzie przyjeżdżają tu, by uciec. Niektórzy przed pracą, inni przed sobą – powiedział Olafur, zerkając na mnie uważnie.
– Nie wiem, przed czym uciekam. Może po prostu potrzebuję czegoś nowego – odpowiedziałem, czując, że słowa te niosą więcej prawdy, niż byłem gotów przyznać.
Olafur skinął głową, jakby rozumiał znacznie więcej, niż chciałem mu powiedzieć.
– To zostaniesz? Spróbujesz? – zapytał, spoglądając mi prosto w oczy.
Zgodziłem się, czując dziwne podekscytowanie, które mieszało się z lekkim lękiem przed nieznanym. Wiedziałem, że ten krok mógł wiele zmienić.
Podjąłem decyzję i zmieniłem życie
Praca w schronisku była wymagająca, ale dawała mi coś, czego dawno nie czułem – satysfakcję. Każdy dzień był inny, pełen nowych wyzwań i możliwości. Olafur okazał się świetnym mentorem, a Elin, z którą coraz częściej się widywałem, stała się kimś więcej niż tylko przewodniczką po islandzkich krajobrazach. Z każdym dniem czułem się coraz bardziej związany z tym miejscem i ludźmi.
Podczas jednego z wieczornych telefonów z Tomkiem, siedząc przy ciepłym kominku, uświadomiłem sobie, że moje życie w Islandii staje się coraz bardziej realne.
– Co ty tam właściwie robisz? – zapytał Tomek, nie kryjąc zdziwienia.
– Nie wiem. Oddycham. Żyję. Po raz pierwszy od dawna mam wrażenie, że jestem we właściwym miejscu – odpowiedziałem, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo te słowa były prawdziwe.
– Brzmisz, jakbyś już nie chciał wracać – zauważył Tomek.
Zawahałem się, zanim odpowiedziałem, ale w głębi serca znałem już odpowiedź.
– Bo chyba nie chcę – przyznałem, po dłuższym milczeniu.
To był moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że Islandia stała się dla mnie czymś więcej niż tylko przypadkowym miejscem na mapie. Była początkiem nowego życia, które właśnie zaczynałem układać.
Znalazłem tu swoje miejsce
Podjęcie decyzji o pozostaniu w Islandii było dla mnie przełomowe. Rzuciłem pracę w korporacji, co wydawało mi się nie do pomyślenia jeszcze kilka tygodni wcześniej. Islandia, która początkowo była dla mnie chłodną, surową krainą, stała się miejscem pełnym ciepła i przygód. Z każdym dniem czułem, że to tutaj powinienem być, że to tutaj odnajduję siebie na nowo.
Moje życie nabrało nowego tempa. Praca w schronisku, choć wymagająca, dawała mi ogromną satysfakcję. Z Olafurem i Elin spędzałem wiele czasu, rozmawiając o życiu, przyszłości, o tym, co jeszcze możemy razem odkryć. Czułem, że nie jestem już samotny, że należę do tego miejsca.
Często wracałem myślami do dnia, kiedy kupiłem zły bilet. Początkowa złość i frustracja ustąpiły miejsca wdzięczności. Ta pomyłka okazała się najlepszą decyzją, jaką podjąłem w życiu. Każdego dnia uśmiechałem się do siebie, myśląc o tym, jak ścieżki życia mogą nas zaskoczyć i jak nieoczekiwane zmiany mogą prowadzić do najpiękniejszych przygód.
Islandia stała się moim domem, miejscem, w którym odkryłem, co to znaczy naprawdę żyć. I choć droga była pełna niespodzianek, teraz wiedziałem, że jestem tam, gdzie zawsze powinienem być. Czułem się wolny i szczęśliwy, gotów na to, co przyniesie przyszłość.
Łukasz, 28 lat
Czytaj także:
„Odkładałam każdy grosz na wyprawę dookoła świata, lecz narzeczony pozbawił mnie złudzeń. Jedyną podróż odbyłam do sądu”
„Harowałam dniami i nocami, a mąż wciąż traktował mnie jak powietrze. Gdy w końcu się zbuntowałam, był w szoku”
„Odziedziczyłem w spadku działkę na wsi. Zamiast patrzeć na wiosenne krokusy wolałem łowić wzrokiem sąsiadkę zza płotu”