Reklama

Jakoś tak się złożyło, że nigdy nie miałam gdzie i z kim pojechać. Kiedyś, jeszcze na studiach, wiecznie latałyśmy gdzieś z kumpelami, czasem zabierałam się gdzieś z jakimś nowo poznanym kolesiem i miło spędzaliśmy czas. Kiedy jednak zaczęłam pracować, nagle te wszystkie spontaniczne wyjazdy stały się niemożliwe. W dodatku wszystkie koleżanki powychodziły za mąż, a z wolnych facetów pozostawali sami nudziarze. I tak się złożyło, że byłam jedną jedyną singielką pozostałą z naszego towarzystwa i pewnie dlatego nikt mnie nie rozumiał.

Reklama

Zdecydowałam się na samotny wyjazd

Owszem, zdarzało się, że w jakiś piątek czy sobotę wychodziliśmy gdzieś razem większym gronem. Ale żeby gdzieś wyjechać? Mogłam zapomnieć.

– Sorry, Pati, ale nie wszyscy mają tyle wolnego, co ty – słyszałam zwykle od przyjaciółek. – Ja mam męża, dzieci na głowie… Nie będę nigdzie jeździć, bo się nie wyrobię. No i musiałabym słuchać kazania, że wszystko zostawiłam bez słowa.

Nie naciskałam, bo wiedziałam, że to i tak nic nie da – mimo to zbliżała się kolejna okazja do zimowego wyjazdu, a ja jak zwykle nie miałam z kim jechać. Tym razem postanowiłam się tym nie przejmować. Wiedziałam, no po prostu byłam pewna, że jeśli sama nie wezmę sprawy w swoje ręce, nikt tego nie zrobi. Dlatego załatwiłam sobie wyjazd w góry – z odpowiednim wyprzedzeniem, dokładnie tam, gdzie chciałam jechać.

Zamierzałam pooglądać ładne krajobrazy, trochę się poszwendać, może poznać kogoś nowego. Koleżanki w końcu uwielbiały mnie swatać z każdym facetem, którego wyhaczyły, a który był wolny. A ja… cóż, wolałam zdać się na siebie i wybierać tych stanowczo mniej nudnych.

Tak jak sobie zaplanowałam, wyjechałam więc w góry. Miałam zarezerwowany pobyt na tydzień, a na miejscu zamierzałam koniecznie odwiedzić stok – w końcu to była najwyższa pora, by nauczyć się jazdy na nartach. Szybko się zresztą przekonałam, że mój pomysł to strzał w dziesiątkę. W życiu nie widziałam takiego ciacha, jak jeden z naszych instruktorów! Wysoki, dość dobrze zbudowany, blondyn, z olśniewającym uśmiechem jak z reklamy. Nie miałam pomysłu, jak do niego zagadać, zwłaszcza że wokół niego kręciło się całe stadko rozchichotanych kobiet.

Postanowiłam mu zaimponować

Uznałam, że najlepszym pomysłem będzie pokazanie już na samym początku, na co mnie stać. Kiedy on i jego kolega, także instruktor, zaczęli tłumaczyć mojej grupie podstawy, uznałam, że zrobię coś wielkiego. I, w swoim geniuszu wymyśliłam, że po prostu zjadę widowiskowo ze stoku. Oczywiście, nie miałam wtedy pojęcia o tym, jak powinnam to zrobić i na co uważać, ale… przecież to nie mogło być takie skomplikowane, prawda? Tak mi się przynajmniej wydawało.

Wykorzystałam moment, kiedy nikt na nas nie uważał i stanęłam w odpowiednim miejscu. Potem natomiast ruszyłam po stoku. Sunęłam, oglądając się, czy aby na pewno wszyscy widzą, co robią. A przede wszystkim, czy on widzi. To największe z największych ciach. Widział, a jakże. Tak samo jak mój widowiskowy upadek. W sumie nie wiedziałam, jak to się stało. W jednej chwili pędziłam po śniegu, w drugiej traciłam równowagę i lądowałam w wielkiej zaspie. Nic dziwnego, że momentalnie stałam się pośmiewiskiem.

Leżałam twarzą w śniegu jak ostatnia pokraka, a wszyscy wokół dusili się ze śmiechu. Na domiar złego, co odkryłam, ostrożnie przekręcając głowę, by przypadkiem nie najeść się lodu, najgłośniej rechotał właśnie mój obiekt westchnień. Gdzieś obok wydzierał się jego kolega, ale wcale nie kwapił się, żeby mi pomóc. Nie wiedziałam, co teraz. Gdyby nie te narty, może jakoś bym wstała. Teraz jednak czułam się kompletnie obezwładniona.

– Daj rękę – usłyszałam nad sobą nieznany kobiecy głos. – Bo przecież oni będą tylko stać i głupio chichotać!

Nie byłam pewna, do kogo mówiła, ale instruktor – ten przystojny, jakby się zmieszał. Ten drugi, krzyczący z kolei ogarnął się i ruszył w naszą stronę. Ja zdążyłam już jednak podać rękę nieznajomej kobiecie i prawie stanęłam na nogi.

– O, teraz się dżentelmen znalazł – prychnęła moja wybawicielka. – Podziękujemy już. Świetnie sobie poradzimy!

To Julka stanęła na wysokości zadania

Nie czekając na moją reakcję, bezceremonialnie pozbierała mnie ze śniegu. Popatrzyłam na nią w zdumieniu, rozejrzałam się ostrożnie i z niedowierzaniem. Ludzie dalej się podśmiewali, a instruktorzy patrzyli na mnie jak na kosmitkę. Bo może rzeczywiście tak się czułam. A zupełnie niepotrzebnie. Bo zawiodłam się i na jednym, i na drugim. Szybko też pojęłam, że ukochanego powinnam szukać zupełnie gdzie indziej.

Kobieta, która pomogła mi na stoku, miała na imię Julia i rzeczywiście przejęła się moim stanem. Postanowiła zabrać mnie na kawę, a potem na szybki obiad. Choć nie takie miałam plany, zgodziłam się – w końcu to ona mi pomogła w tej wyjątkowo niefortunnej sytuacji.

– W porządku? – spytała, a w jej głosie pobrzmiewało autentyczne przejęcie, nie takie na pokaz. – Pewnie trochę zmarzłaś…

– Nie, nie – machnęłam ręką. – Nie leżałam przecież w tym śniegu tak długo…

Pokręciła głową.

– Wiesz, są lepsze sposoby na podrywanie facetów – uśmiechnęła się sugestywnie, a kiedy próbowałam się tłumaczyć, westchnęła. – Ci dwaj zresztą w ogóle na to nie zasługują. Nie zauważyliby fajnej kobiety, gdyby stanęła im przed nosem.

Przyznałam jej rację. Dopytywałam potem, co robi na miejscu, a ona wyjaśniła, że podobnie jak ja, musiała się wyrwać ze swojego miasta, odpocząć, oderwać się od szarej codzienności. Okazało się, że też nie miała z kim tego robić, dlatego zdecydowała się wyjechać sama. Może właśnie dlatego tak dobrze się dogadałyśmy i zdecydowałyśmy się spędzić cały wyjazd we dwie. I, prawdę mówiąc, to był chyba najlepszy wyjazd, jaki kiedykolwiek przeżyłam.

Do domu wróciłam planowo, tyle że trochę szczęśliwsza i bardziej wyluzowana. Co prawda znów musiałam odpowiadać kumpelom na głupie pytania o ewentualną drugą połówkę, ale jakoś łatwiej było mi je zbywać, gdy myślałam o tym, że zdobyłam nową przyjaciółkę. Julka z czasem stała mi się bliższa niż którakolwiek z dotychczas znanych dziewczyn.

Nasza znajomość nie zakończyła się na tym wyjeździe – po jakimś czasie Julka przyjechała do mnie, a potem zaprosiła mnie do siebie. Teraz często do siebie wpadamy, a inni nie mogą się nadziwić, jakim cudem tak świetnie się dogadujemy. I wreszcie obie mamy z kim jeździć na spontaniczne wypady.

Patrycja, 32 lata

Reklama

Czytaj także:
„Na strychu teściowej natknęłam się na jej największą tajemnicę. Pociągnęłam ją za język, ale nie przyznałam się mężowi”
„Nie mogę już wytrzymać z moim mężem. Od kiedy odkrył nowe hobby, zamiast zasłon na karniszach rozwiesza kiełbasy”
„Odkąd poznałam tajemnicę synowej, mam ochotę posłać ją do piekła. Jak mogła zrobić coś tak obrzydliwego?”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...