Do trzydziestego roku życia nie myślałem o założeniu rodziny. Kiedy jednak poznałem Agnieszkę, od razu wiedziałem, że z tą dziewczyną się ożenię. Była zupełnie inna niż wszystkie te kobiety, z którymi się dotąd spotykałem. Wkrótce po ślubie okazało się, że Agnieszka jest o mnie chorobliwie zazdrosna. Jak to się stało, że wcześniej tego nie zauważyłem? Tak naprawdę wiedziałem to, ale imponowało mi, że taka piękna dziewczyna jest o mnie zazdrosna. Nie przypuszczałem wtedy, że może to stać się tak uciążliwe.
Moja żona wiedziała lepiej
Agnieszka rewidowała moje kieszenie, szukała włosów na klapach marynarki, sprawdzała moją komórkę. Nie pomagały tłumaczenia i zapewnienia, że kocham tylko i wyłącznie ją. Moja żona wiedziała lepiej. Uważała, że spotykam się z inną kobietą i wkrótce na pewno ją zdradzę.
– Aga, może warto poradzić się psychologa – zasugerowałem któregoś dnia.
– To ty powinieneś się leczyć – napadła na mnie. – To ty ciągle masz w głowie seks z inną kobietą.
Doszło do tego, że przed wyjściem z firmy sam sprawdzałem swoją koszulę i marynarkę. Pracowałem w pokoju z kobietami, więc zacząłem się bać, że zapach perfum przeniknie moje ubranie, a włos którejś z nich, przyczepi się, niechcący, do mojego ubrania. Kochałem moją żonę, ale coraz mniej chętnie wracałem z pracy do domu. Czułem się zmęczony jej ciągłą podejrzliwością. Miałem dosyć awantur, pomówień i podejrzeń o zdradę.
Któregoś dnia szef zaproponował mi wyjazd w teren. Delegacja na kilka dni. Ucieszyłem się. Nareszcie odetchnę od mojego żandarma w spódnicy. Może tęsknota za mną trochę ją zmieni? Oduczy ją zazdrości?
– Muszę mieć numer telefonu do hotelu, w którym będziesz nocował – zażądała, kiedy powiedziałem o wyjeździe.
– Przecież masz numer mojej komórki.
– Komórkę możesz wszędzie ze sobą zabrać. A jak zadzwonię do hotelu, to w recepcji połączą mnie z twoim pokojem i będę wiedziała, czy w nim jesteś.
– Agnieszko, twoja zazdrość jest bezpodstawna. Wymyślasz sobie różne sytuacje, które nigdy nie będą miały miejsca – tłumaczyłem, gładząc ją po włosach.
– I oby nigdy nie miały! – stwierdziła groźnie – bo od razu wyprowadziłabym się do mamy i z naszym małżeństwem byłby koniec. Rozumiesz?!
– Tak, kochanie – przytaknąłem.
Groźba Agnieszki wcale mnie nie zmartwiła. A nawet się ucieszyłem. Niech by pomieszkała sobie u mamy beze mnie przez jakiś czas. Może dłuższa rozłąka wyleczyłaby ją raz na zawsze z tej chorej zazdrości.
Kilka dni później wyjechałem
Oczywiście podałem Agnieszce numer telefonu do hotelu, w którym miałem się zatrzymać. Przez cały mój pobyt dzwoniła po kilka razy w ciągu nocy, a w dzień na komórkę. Czułem się jak jakiś przestępca na chwilowej więziennej przepustce. W drodze powrotnej do domu zacząłem się zastanawiać, czy jest sens tkwić dalej w takim związku, jeżeli żona totalnie mi nie ufała. A moje słowa: „kocham tylko ciebie, Agnieszko” przestały mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Raz nawet krzyknęła, że mówię jej o miłości, a w głowie mam tylko zdradę. Jaki więc sens ma nasze małżeństwo – rozmyślałem, prowadząc samochód. Nagle zadzwoniła komórka. Wiedziałem, że to Agnieszka.
– Gdzie jesteś? – usłyszałem zdenerwowany głos mojej żony.
– W samochodzie – odparłem, a po chwili dodałem – jakieś dwadzieścia pięć kilometrów od naszego miasta.
– Rozumiem, że najpóźniej za godzinę jesteś w domu?
– Tak, jeśli się nic nie wydarzy – odpowiedziałem i natychmiast pożałowałem swoich słów.
– A co się ma wydarzyć? – wykrzyknęła Agnieszka.
– Nic. Tak mi się powiedziało.
– Jesteś sam? Kto siedzi obok ciebie?! Odpowiadaj!
– Uspokój się. Jestem sam.
– Tak? To powtórz: „Kocham tylko moją żonę”. No? Na co czekasz?!
– Kocham tylko moją żonę – wyrecytowałem posłusznie.
Dobrze wiedziałem, o co jej chodziło. Prawdę mówiąc, trochę się wzruszyłem naiwnością mojej żony, bo przecież wielu kobietom nie przeszkadza fakt, że mężczyzna jest żonaty. Ale widocznie Agnieszka mierzyła te inne kobiety swoją miarą. Ona nigdy nie zawarłaby bliższej znajomości z obcym mężczyzną, a już na pewno nie z żonatym.
– No, masz szczęście – usłyszałem i Agnieszka rozłączyła się.
Szczęście, powtórzyłem, parskając ironicznie. Pies na łańcuchu ma więcej szczęścia, bo od czasu do czasu jego pan spuszcza go z tego łańcucha, westchnąłem, odkładając komórkę. Nacisnąłem na gaz i nagle samochodem lekko zarzuciło.
O nie! Tylko nie to! A niech to szlag!
Złapałem gumę. Zjechałem na pobocze i w rekordowym tempie zmieniłem koło. Dobry jestem, uśmiechnąłem się, wycierając dłonie i nagle brzdęk, obrączka spadła mi z palca. Schyliłem się szybko, by ją pochwycić, bo turlała się niebezpiecznie w kierunku studzienki. Nie zdążyłem.
Błysnęła, jakby puszczała do mnie oko i wpadła do kanału. Ukląkłem i wpatrywałem się w podłużne otwory, ale panowała tam ciemność. Obrączka przepadła. Zerknąłem na zegarek, sklepy jubilerskie o tej porze były już zamknięte, a wokół naszego miasta nie było żadnych supermarketów. Z duszą na ramieniu wracałem do domu. Spóźniłem się jakieś 15 minut. Agnieszka cmoknęła mnie na powitanie i nawet nie skomentowała mojej niepunktualności. Może w końcu wyleczyła się z zazdrości? – pomyślałem, przytulając ją do siebie. Nagle szarpnęła moją prawą ręką i krzyknęła:
– Gdzie masz obrączkę?!
– Agniesiu... – zacząłem.
– Wiedziałam! Wiedziałam, że do tego dojdzie – zaniosła się płaczem. – Kto to był? – szlochała. – Mów! Autostopowiczka i szybki numerek w motelu?! Tak? A obrączka została w łazience?!
Obrączka wpadła do studzienki, chciałem powiedzieć, ale nagle pomyślałem, że to bez sensu. Agnieszka i tak mi nie uwierzy. A może tak właśnie miało być. Może ta obrączka w studzience to znak, żeby nasz związek się zakończył, rozmyślałem, kiedy żona przeszukiwała moje kieszenie.
– Zdradziłeś mnie, zdradziłeś mnie – powtarzała i płakała.
– Dosyć! – przerwałem, odsuwając ją od siebie. – Tak, zdradziłem cię. To była chwila zapomnienia. Zabrałem po drodze młodą dziewczynę. Poszliśmy na kawę do przydrożnego motelu i...
– Wyprowadzam się! – krzyknęła Agnieszka i pobiegła do sypialni.
Ok. Wyprowadź się, mruknąłem. Usiadłem i czekałem, aż się spakuje. Postanowiłem, że odwiozę ją do matki. Nagle otworzyły się drzwi od sypialni i Agnieszka weszła do kuchni.
– Jestem gotowa... – zaczęła spokojnym tonem.
Skinąłem głową, podniosłem się z krzesła i wtedy dokończyła:
– Jestem gotowa wybaczyć ci tę zdradę, bo nie próbowałeś mnie okłamać.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni. Oniemiałem.
Czytaj także:
„Zamiast kwiatów na Dzień Kobiet dostałam od narzeczonego kiczowatą niespodziankę. W ogóle nie było mu wstyd”
„Mój szef to wyzyskiwacz. Gdy przyłapałem go z kochanką, czułem, że lepszej okazji do zemsty nie mogłem sobie wymarzyć”
„Siostry kłóciły się o mieszkanie po babci, a ja chciałem w spadku tylko stare biurko. Znalazłem w nim niezły majątek”