„Żona traktowała mnie jak niedojrzałego gówniarza, a kochanka zdradziła mnie ze swoim... kuzynem. Kobiety to zło wcielone”

Zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock, Studio Romantic
„Nie byłem w stanie stawić czoła pogardzie teścia, uszczypliwościom teściowej, pytaniom Kasi, i piskom Fabiana, którego moja żona i jej rodzice rozpuszczali do granic możliwości. Odszedłem tak jak stałem. Z plecakiem, w którym miałem portfel i telefon, nic więcej”.
/ 21.07.2022 07:15
Zdradzony mężczyzna fot. Adobe Stock, Studio Romantic

Byłem dupkiem. Mocny start, nie? Ale to święta prawda, niestety… Dziewięć lat temu miałem żonę i syna, robiłem wszystko, jak należy, budowałem dom i zasadziłem dobry tuzin drzew. To nie była wina Kasi, że coś przestało mi w tym pasować. Nie, nie zdradzałem jej, ale po prostu nie mogłem tak dłużej. Nie cierpiałem jej rodziców, którzy we wszystko się wtrącali, zwłaszcza ojca traktującego mnie z otwartą wrogością, jakbym mu córkę porwał i zniewolił, a nie się z nią ożenił.

– Wiesz, zawsze byłam jego jedyną córeczką – tłumaczyła Kasia. – W sumie to żaden z moich chłopaków mu nie pasował, zawsze robił wszystko, żebym kolesia zostawiła.

– To chore – oceniłem. – Jakby był o ciebie zazdrosny czy coś.

Ale ona tylko wzdychała, bo w jej oczach ojciec był ideałem. Opowiadała mi, że zawsze miał dla niej czas, uczył ją grać w szachy, woził na basen, bezwarunkowo wspierał i powtarzał, że zasługuje na to, co najlepsze. Cóż, najwyraźniej w jego oczach ja nie byłem tym czymś najlepszym.

Ale skłamałbym, gdybym się upierał, że to przez niego uciekłem od rodziny. Nie, to była tylko i wyłącznie moja niedojrzałość, i zacząłem tego żałować już kilka lat później. Jednak tamtego wieczoru, kiedy zobaczyłem samochód teściów na podjeździe, a właśnie wracałem z roboty, z której mnie wylano, pojąłem, że nie ma siły, która zmusiłaby mnie do wejścia do domu.

Nie byłem w stanie stawić czoła pogardzie teścia, uszczypliwościom teściowej, pytaniom Kasi, jak było w pracy, i piskom Fabiana, którego moja żona i jej rodzice rozpuszczali do granic możliwości, przez co był dzieckiem po prostu nieznośnym. Odszedłem tak jak stałem. Z plecakiem, w którym miałem portfel i telefon, nic więcej. Pojechałem do brata, na którego zawsze mogłem liczyć i powiedziałem, że nie jestem w stanie dłużej żyć tak, jak żyłem.

Ten cały Szymon to taki mięczak i nudziarz

– Nie mam po co wracać do domu – zwierzyłem mu się nad szklanką whisky. – W pracy były redukcje etatów, połączyli dwa działy i połowa każdego dostała wypowiedzenia. Kilkanaście osób jest w tej samej sytuacji co ja, ale teściowie od razu powiedzą Kaśce, że to ja jestem nieudacznikiem, który nawet nie daje rady utrzymać rodziny. A ona będzie płakać i się zamartwiać. Nawet nie wiesz, jak często płacze, przeze mnie, bo ja coś robię źle…

Opowiadałem mu też o synku, z którym nie umiałem złapać kontaktu, bo cokolwiek przy nim zrobiłem albo powiedziałem, zawsze było krytykowane.

– Nie podrzucaj go tak! Nie widzisz, że on się boi? – krzyczała na mnie żona.

Albo:

– Nie mów do niego, że czegoś nie wolno, tylko tłumacz mu, dlaczego tak jest. On cię, wbrew pozorom, rozumie.

Czy:

– No i po co go teraz wyjmujesz z wózka? Przecież zaraz będzie marudził, żeby go znowu wsadzić! Proszę cię, Kuba…

Synek był więc dzieckiem, które z zasady ignorowało słowo „nie”, robiło, co chciało, i bardzo szybko nauczyło się, że mamusia rządzi tatusiem. Kiedy zniknąłem z jego życia, miałem wrażenie, że nawet tego nie zauważy, bo w domu byłem przecież nikim.

Kasia nie mogła uwierzyć w to, co zrobiłem

Prosiła, żebym wrócił, obiecywała, że odetnie pępowinę i zakaże rodzicom komentować nasze sprawy. Powtarzała, że zawsze jakaś praca się znajdzie. Ale było już za późno. Przeprosiłem ją i powiedziałem, żeby dobrze wychowała naszego syna. Jak już wspomniałem, byłem dupkiem i wybrałem po prostu łatwiejsze rozwiązanie.

Powrót do życia kawalerskiego mnie upoił. Nagle dotarło do mnie, jak wielkim błędem było żenienie się z powodu ciąży Kaśki. Wróciłem do rodzinnej miejscowości, zniosłem jakoś nalegania mamy, żebym się pogodził z żoną, i kiedy już ją przekonałem, że nie zamierzam nigdzie się stąd ruszać, odzyskałem radość życia.

Spotkałem starych kumpli i nowe dziewczyny, zakochałem się, zacząłem planować wszystko od nowa. Pracę też dostałem po starej znajomości, mogłem więc wysyłać Kasi pieniądze, co robiłem chętnie, bo nie chciałem wyjść na ostatniego bydlaka.

Justyna, moja nowa dziewczyna, była kompletnym przeciwieństwem cichej i uległej Kasi. O, tu nie wyobrażałem sobie, żeby ktoś mógł jej narzucić, z kim ma się spotykać i co robić! Była niezależna, zdecydowana i niesamowicie na mnie leciała. Była dumna, że jesteśmy razem, wszystkim mnie przedstawiała i traktowała jak ósmy cud świata.

Po kilku latach upokorzeń ze strony rodziny żony, byłem wzruszony i zaskoczony stosunkiem rodziców Justyny do mnie. Oboje byli wniebowzięci, że ich córka ma takiego chłopaka, i zupełnie im nie przeszkadzało, że gdzieś tam mieszkają moja prawie-była żona i niemal trzyletni syn.

Dla nich byłem ideałem

Sielanka trwała przez cztery lata. W tym czasie dojrzałem, zrobiłem rewizję swojego życia. Dziecko z Justyną było zaplanowane, staraliśmy się o nie przez pół roku. Jakoś próbowałem uporządkować swoje życie, żeby wychowywać córkę, bo już wiedzieliśmy, że to będzie dziewczynka, jak dojrzały, odpowiedzialny ojciec.

Kasia miała już nowego partnera. Poznałem go, kiedy przyjechałem odwiedzić Fabiana. Trochę się dziwiłem jej wyborowi, bo Szymon był niski, niezbyt przystojny i, jak dla mnie, nudny.

– Jest dobrym człowiekiem – powiedziała o nim jednak Kaśka. – I fantastycznym ojczymem dla Fabiana. Mały go uwielbia.

Trochę mnie to zabolało, ale nie miałem prawa nawet się skrzywić. Z Fabianem nie łączyła mnie praktycznie żadna więź. Ot, wiedział, że jestem jego biologicznym ojcem, ale nie miał żadnych wspomnień z czasów, kiedy mieszkaliśmy razem. Jedynym ojcem, jakiego znał, był Szymon, i do niego też mówił „tato”.

Wiedziałem, że spotkania ze mną są dla Fabiana czymś w rodzaju niezbyt miłego obowiązku (jak danie buziaka starej ciotce śmierdzącej papierosami), bo wszyscy tego oczekują i mamusia będzie się z tego cieszyć. Kiedy miał te siedem lat, widywałem go już bardzo rzadko, dosłownie raz na pół roku.

Co innego jednak było z Kasią. Zmieniła się. Odcięła się od rodziców, zrobiła się samodzielna, niezależna. I piękna. Zniknęła gdzieś pulchna dziewczyna z miękkim brzuchem i zahukanym spojrzeniem, a jej miejsce zajęła wysportowana, zadbana, seksowna kobieta, która imponowała pewnością siebie i opanowaniem.

Czasami chwilę rozmawialiśmy, kiedy Fabian się szykował do wyjścia. Mówiła, że wzięła się za siebie, zaczęła ćwiczyć boks. Przez moment patrzyła mi w oczy i zrobiło mi się gorąco. Na pożegnanie dała mi szybkiego całusa, chociaż od lat mnie nie dotykała. Wyczułem, że jest wytrącona z równowagi tym spotkaniem tak samo jak ja.

Kiedy Justyna była w szpitalu, myślałem o Kasi, i to mnie przeraziło. Ale niewątpliwie nadal coś nas łączyło. Kiedy ostatnio nasze dłonie przypadkowo się zetknęły, powietrze aż zawibrowało od napięcia.
Gdy po raz pierwszy trzymałem w ramionach Lenę, moją córeczkę, też pomyślałem o Kasi. O tym, że chciałbym, by mnie teraz zobaczyła, jaki jestem dojrzały i odpowiedzialny.

Przyznała się, że mnie zdradziła… z dalekim kuzynem

Po porodzie Justyna źle się czuła. Nie chciała rozmawiać, była ciągle zmęczona i rozdrażniona. Bałem się, że to depresja poporodowa, oferowałem pomoc, wizytę u lekarza, ale tylko na mnie burczała ze złością i zamykała się z dzieckiem w pokoju. A ja… kombinowałem, kiedy by tu pojechać do Kasi. Yyy, to znaczy, oczywiście do Fabiana – poprawiałem się w myślach.

Lena miała zaledwie dwa tygodnie, a ja już nie wytrzymywałem. Musiałem zobaczyć Kasię! Coś mnie do niej ciągnęło i wiedziałem, że też nie byłem jej obojętny! Ale zanim wyjechałem, Justyna zdecydowała się na poważną rozmowę ze mną. Po raz pierwszy od wyjścia ze szpitala spojrzała mi w oczy i zrozumiałem, że ta rozmowa zmieni moje życie.

– Słuchaj… nie byłam pewna, ale dzisiaj przyszły wyniki badań DNA… – zaczęła i poczułem, że drętwieje mi twarz. – No więc, chodzi o to, że Lena nie jest twoim dzieckiem.

– Nie moim. A czyim…? – zapytałem prawie bez tchu.

Żadne kazirodztwo, bo pokrewieństwo było zbyt dalekie, ale ponoć zawsze jej się podobał i „tak jakoś wyszło”. Zapytałem ją, co chce zrobić dalej, i z rozbrajającą szczerością odpowiedziała, że skoro nie jesteśmy małżeństwem, a Lena jeszcze nie jest zarejestrowana w USC jako moje dziecko, to właściwie chyba powinna przyjąć oświadczyny tamtego faceta.

– Twojego kuzyna – powtórzyłem, bo nie mogłem w to uwierzyć.

– Dalekiego! To syn córki ciotecznej siostry mojego taty! Boże, po co ja ci to powiedziałam?! Wiesz co, to nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że myślałam, że to twoje dziecko, a jak już wiem, że nie, to zdecydowałam. Powinnam być z ojcem Lenki. Grzesiek już wie. Chce jej dać swoje nazwisko, a potem wziąć ze mną ślub.

Boże drogi, a więc dowiedziałem się ostatni…

Jak jakiś totalny kretyn z dramatu obyczajowego. Justyna powiedziała mi też, że ten cały Grzesiek odwiedził ją w szpitalu po porodzie i powiedział, że może wychowywać Lenkę nawet bez robienia testów DNA.

To wtedy jej się oświadczył i błagał, żeby po wyjściu ze szpitala jechała prosto do niego. Ale ona chciała to „załatwić jak należy”, więc przez dwa tygodnie zamykała się przede mną w pokoju i nie patrzyła mi w oczy, a ja się zamartwiałem, że zachorowała na depresję poporodową…

Pomogłem jej się pakować, pomogłem przewieźć rzeczy. Nie umiałem mieć do niej żalu. Przecież ja zrobiłem coś porównywalnego, jeśli nie gorszego. Też komuś złamałem serce. Ale teraz zamierzałem to naprawić.

Tak naprawdę jakiś kawałek mnie cieszył się, że Justyna i Lena nie będą już częścią mojego życia, bo niemal obsesyjnie myślałem o Kasi. Wyobrażałem sobie, że zjawiam się w progu jej mieszkania z kwiatami i wyznaniem miłości. Potem błagam ją, żeby zostawiła tego nudziarza Szymona, a ona rzuca mi się na szyję i mocno mnie całuje.

Po wyjeździe Justyny i dziecka moje mieszkanie stało się puste i przygnębiające, ale pocieszałem się, że już niedługo znowu będę mieszkał razem z rodziną, tym razem tą najprawdziwszą! Moja ekspartnerka zadzwoniła tylko raz, żeby mi podziękować, że tak dojrzale do tego podszedłem. Życzyłem jej szczęścia.

Oczywiście, zdałem sobie sprawę, że zjawienie się w domu Kaśki i Szymona z zamiarem porwania jej w ramiona, to nieco chybiony pomysł, więc po prostu zadzwoniłem i umówiłem się z nią i Fabianem w parku.

– Dobra, przyprowadzę go – obiecała, a moje serce zaśpiewało z radości.

Ale tego dnia był jakiś wypadek na trasie, stałem w korku, więc ostatecznie spóźniłem się na spotkanie prawie pół godziny. Denerwowałem się, mimo że Kasia odpisała na mojego esemesa, że nie szkodzi, bo pogoda jest ładna i mają tam co robić.

Trudno, lepiej, by miała mnie za dupka

Dopiero kiedy doszedłem na miejsce, zrozumiałem, do kogo odnosiło się słowo „my”. Bo była w tym parku nie tylko z naszym synem, ale i z Szymonem. Szedłem od drugiej strony, bo tam zaparkowałem samochód, więc mnie nie widzieli, chociaż byłem blisko.

Kasia siedziała na ławce przed fontanną, jadła lody z kubeczka. Nieco dalej Szymon i Fabian rzucali frisbee. Pomyślałem, że Fabian jest duży jak na swoje niecałe osiem lat, i jednocześnie, że straciłem tyle czasu. Widziałem, jak się śmiał i wołał „tato, nie tak daleko!” albo „tato, orientuj się!”. Zobaczyłem, jak Kasia robi im zdjęcia z rozanieloną miną i jak Szymon w końcu pada na trawę, udając martwego ze zmęczenia.

Patrzyłem też, jak mój syn biegnie do Szymona, a potem zwala się na niego, tak samo symulując śmierć z wycieńczenia i wydając dramatyczne okrzyki. Po chwili dzieciak leżał z głową na brzuchu Szymona, a śmiejąca się na cały głos Kasia szła do nich, nie przestając robić zdjęć.

– A ja? – zapytała, a potem sama położyła się na trawie, przytulając się do Szymona i czochrając włosy syna.

Widziałem, jak zrobiła im serię selfie, a potem schowała telefon i wszyscy zaczęli się podnosić, wzajemnie się ciągnąc, udając, że upadają i zaśmiewając się przy tym. Przez długą chwilę stałem tak, czując się jak podglądacz, który obserwuje ludzi w najintymniejszych chwilach. A potem zrozumiałem, że naprawdę to robię.

Zabolało, ale tak jest lepiej

Oni byli w swoim świecie, spędzali właśnie rodzinne popołudnie w parku, wygłupiali się i robili sobie zdjęcia, które pewnie będą potem oglądać i znowu się śmiać. Poczułem, że nie mogę powiedzieć Kasi o moich uczuciach.

Może i coś ją do mnie ciągnęło, ale nie miałem prawa tego wykorzystywać ani stawiać jej przed takim wyborem. Może Szymon nie był urodziwy ani zajmujący, ale widać było, że jest im razem dobrze. I że Szymon jest dużo lepszym ojcem dla Fabiana niż ja kiedykolwiek byłem.

Byłbym draniem, gdybym odebrał mu tego ojca, żerując na sentymentach Kasi. Co więcej, nieistotne, jaką decyzję by podjęła, i tak by cierpiała. Ja zniknąłem lata temu, a ona ułożyła sobie życie na nowo. Nie miałem prawa mieszać w nim tylko dlatego, że Justyna puściła mnie kantem, dziecko nie było moje, i odżyło stare uczucie do byłej żony.

Idąc w stronę samochodu, napisałem esemesa: „Samochód mi padł, nie dam rady dzisiaj dojechać, przepraszam”. Odpisała po dziesięciu minutach: „Spodziewałam się tego. Nawet nie powiedziałam Fabianowi, że miałeś być. Dorośnij wreszcie”. Zabolało, ale tak jest lepiej. Powinna mieć mnie za dupka. Ja wiem, że nie do końca nim jestem. To mi wystarczy.  

Czytaj także:
„Bałem się, że opcja >>dwie rodziny w jednym domu<< się nie sprawdzi. Ale mieszkanie z rodzicami wcale nie było takie złe”
„Z typowego pijaka, mąż sąsiadki nagle zamienił się w porządnego chłopa. We wsi gadają, że jego żona rzuciła na niego urok”
„Mama plotkowała przez telefon, zamiast pilnować dziecka. Rozprawiała o kochankach, gdy maluch prawie trafił do szpitala”

Redakcja poleca

REKLAMA