Opowiedziałam jej o płaczu małej po każdej odwołanej wizycie, o tym, jak cierpiała i była rozżalona. Ta rozmowa nie należała do najłatwiejszych. Odkąd wzięliśmy rozwód, moje relacje z byłym partnerem były, ujmując to w łagodny sposób, nienajlepsze. Zostawił mnie dla innej kobiety i nie mogłam przejść nad tym do porządku dziennego. Pomimo wszystko dbałam o to, by córcia systematycznie spędzała czas z tatą.
Nie było to proste, gdyż jego obecność sprawiała, że krew się we mnie burzyła, ale miałam świadomość, że to marzenie mojej córki. Jacek również sprawiał wrażenie, że tego pragnie. Kiedy umawiał się z Marysią, nigdy nie spóźniał się na spotkania. Córka wracała z tych spotkań, wprost promieniując radością. Z rumieńcami na policzkach relacjonowała, gdzie chodzili i co porabiali. Jednak później mój były ponownie został ojcem, tym razem synka. I wtedy Marysia znalazła się na drugim miejscu.
Córeczka zeszła na dalszy plan
Wszystko zaczęło się w środku poprzedniego semestru. To wtedy dostrzegłam pierwsze oznaki, że dla mojego męża nasza córeczka zeszła na dalszy plan. Marysia i jej klasa szykowali wtedy szkolne przedstawienie. Córcia dostała w nim główną rolę i ogromnie zależało jej, aby tatuś przyszedł to zobaczyć.
Jacek jeszcze dzień wcześniej zapewniał, że na sto procent się pojawi, ale niestety tak się nie stało. Marysia była tym faktem bardzo przygnębiona. Musiałam ją pocieszać bite dwie godziny, zanim w końcu się uspokoiła. Kiedy w końcu zasnęła, nie czekając ani chwili dłużej, chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do Jacka.
– Michał, co ty wyprawiasz? Marysia przez pół nocy płakała przez twoje zachowanie! – rzuciłam się do niego z pretensjami.
– Jejku, bardzo mi przykro. Kuba nagle dostał okropnej gorączki i razem z Beatą byliśmy zmuszeni zabrać go do szpitala – zaczął się tłumaczyć.
– I Beata nie mogła pojechać sama? Przecież ona też prowadzi!
– Owszem, ale była tak zestresowana, że nie poradziłaby sobie za kółkiem.
– Można było po prostu zadzwonić po taksówkę!
– Daj już spokój z tymi wyrzutami. Jak tylko nadarzy się sposobność, pogadam sobie z Marysią. Wyjaśnię jej wszystko.
– No ja mam taką nadzieję. I jak możesz, to więcej nie zawódź. Jak coś obiecujesz, to dotrzymaj słowa. Nie dopuszczę do tego, żeby nasza córka przez ciebie płakała!
– Nie zawiodę, nie masz się czym martwić. Nie zapominaj, że jestem jej tatą. Mimo że sądzisz inaczej, jest dla mnie bardzo ważna i pragnę jej szczęścia – zapewnił.
Jacek złamał daną obietnicę
Częściej niż zwykle przekładał lub ograniczał czas spotkań z córką do zaledwie 60 minut. Raz tłumaczył się nawałem obowiązków zawodowych, innym razem koniecznością zabrania młodszego syna do przychodni na szczepionkę czy potrzebą opieki nad maluchem, gdyż jego obecna małżonka musiała gdzieś pilnie wyjść. Marysia mocno to przeżywała. Pewnego razu, kiedy ojciec po raz kolejny wymigał się od wizyty, przysiadła obok mnie z posępną miną.
– Mamusiu, przyznaj szczerze, tatuś już mnie nie lubi, zgadza się? – spytała z oczami pełnymi łez.
– No coś ty, bardzo cię kocha! Najbardziej na świecie! – zapewniłam z przekonaniem.
– Więc czemu nie chce się ze mną spotykać?
– Ależ chce, tylko zwyczajnie brakuje mu czasu. Jest strasznie zapracowany, ma furę rzeczy na głowie – starałam się wyjaśnić.
– Gdyby mnie kochał, wygospodarowałby chwilę – wydusiła z siebie przez szloch.
Patrząc na to, co się dzieje, czułam się bezsilna i smutna. Niestety, Jackowi ciężko było cokolwiek wytłumaczyć. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać o tej sytuacji, od razu się obrażał. Tłumaczył się brakiem czasu, twierdząc, że robi, co może, ale nie jest w stanie być w dwóch miejscach jednocześnie. Miałam ochotę wygarnąć mu prosto w oczy, żeby po prostu odpuścił kontakty z Marysią i nie zawodził jej więcej, ale ugryzłam się w język. Byłam świadoma tego, że córka mimo wszystko tęskni za tatą i chce go widywać.
Ta chwila wciąż nie chciała nadejść
Przyznaję, że tolerowałam te jego wymówki i ciągle go usprawiedliwiałam przed Marią. Wewnętrznie jednak błagałam niebiosa, żeby nadszedł taki moment, kiedy Jacek w końcu pojmie, że źle robi. Cóż, niestety ta chwila wciąż nie chciała nadejść...
Marysia wyjeżdżała z ojcem na Mazury. Nie posiadała się z radości na myśl o nadchodzącej przygodzie.
– Mamusiu, wyobrażasz sobie, ile czeka nas atrakcji? Łowienie ryb, przejażdżki rowerowe, spływy kajakowe po mazurskich jeziorach – trajkotała rozentuzjazmowana.
– Jestem pewna, że czeka was fantastyczny czas – stwierdziłam, posyłając jej ciepły uśmiech.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Marysia zerknęła na wyświetlacz swojej komórki.
– To tata! Chyba w sprawie dopięcia wyjazdu – zawołała przeszczęśliwa, po czym pognała z telefonem do swojej sypialni.
Nie pojawiała się przez dłuższy czas. Strach ścisnął mi gardło, więc uchyliłam drzwi. Dziewczyna rzuciła się na posłanie, płacząc.
– Co się stało? – spytałam wystraszona.
– Tatuś odwołał nasz wyjazd – chlipała.
– Jak to? Czemu?
– Stwierdził, że nie uda mu się wziąć wolnego. Wiem, że to nieprawda! Nie zamierzam się z nim więcej spotykać! Wykrzyczałam mu to! – wrzasnęła i obróciła się twarzą do ściany.
Jak za każdym razem starałam się ją wspierać, ale była tak strasznie przybita, że nawet nie miała ochoty ze mną rozmawiać. Ciągle tylko mówiła, że nie chce widzieć na oczy ojca i ma po dziurki w nosie tych wszystkich ściem i wymówek. Gdyby mój były tam był, to chyba bym go zabiła. Dla dobra Marysi mogłam zrobić prawie wszystko.
Wpadłam na pewien pomysł
Poszłam do sypialni i pogrążyłam się w rozmyślaniach. Naprawdę miałam już dosyć tego, jak Jacek jest niepoważny i lekkomyślny. Zdawałam sobie sprawę, że muszę jak najszybciej spróbować do niego dotrzeć. Ale jak to zrobić?
Telefon z kolejnymi pretensjami i tak niczego by nie zmienił. Usłyszałabym dokładnie to samo – że doba ma za mało godzin. I co teraz? Myślałam nad tym całymi dniami, aż wreszcie wpadłam na pewien pomysł. Zdecydowałam, że porozmawiam z jego obecną małżonką. Byłam przekonana, że tylko ona jest w stanie dotrzeć do Jacka i sprawić, żeby przestał ranić naszą córeczkę. Pozostawało mi jedynie jakoś ją do tego nakłonić. Przeczuwałam, że to będzie trudne zadanie, ale postanowiłam zaryzykować.
Zrobiłabym dosłownie wszystko, żeby moja córka była szczęśliwa – nawet padłabym przed nią na kolana i żebrała o przysługę, jeśli byłoby trzeba. W życiu bym nie pomyślała, że kiedykolwiek się na coś takiego zdobędę, w końcu to z jej powodu moje małżeństwo legło w gruzach. A mimo to…
Następnego ranka przyczaiłam się przy wieżowcu. Sprawdziłam, czy Jacek odjechał już do pracy i usiadłam na ławeczce, czekając cierpliwie. Wreszcie ją zobaczyłam. Opuściła klatkę, popychając wózek. Od razu mnie rozpoznała.
– Porozmawiajmy przez moment – zaproponowałam.
– Daj spokój, nie widzę sensu – wymamrotała, chcąc mnie ominąć.
– Błagam cię... Obiecuję, że nie będę się wydzierać ani robić scen. To już przeszłość – zastąpiłam jej drogę.
– No to o co chodzi? – zatrzymała się.
– O Marysię. To nasza córka. Usiądziemy na moment? – pokazałam ławkę.
– W porządku – przystała na to.
Bez ogródek powiedziałam to, co leżało mi na sercu. Wspomniałam o cierpieniu i smutku, jaki przeżywa Marysia za każdym razem, gdy tata odwołuje spotkanie. O tym, jak płacze i jak staram się ją wtedy pocieszyć. Kobieta, wiercąc się niespokojnie, wysłuchała mnie do końca.
– Naprawdę mi przykro z powodu pani sytuacji, ale dlaczego mi pani o tym mówi? Chce pani, żebym poczuła się winna? – spytała, gdy umilkłam.
– Ależ skąd. Zależy mi na tym, abyś mi pomogła.
– Pomogła? Ja? W jaki sposób?
– Porozmawiaj ze swoim mężem i powiedz mu, że nie może krzywdzić własnej córki. Wyjaśnij mu, że skoro obiecuje jej spotkania, to musi się z nią widywać.
– A niby z jakiej racji miałabym to zrobić?
– No bo przecież ty również masz dziecko. Chyba nie chciałabyś patrzeć, jak twój synek zmaga się z cierpieniem, poczuciem porzucenia i zdrady ze strony taty.
– Mojemu Kubie to nie zagraża – parsknęła.
– Przyszłości nie da się przewidzieć. Ja też święcie wierzyłam, że Jacek nigdy nas nie zostawi. Ale wtedy zjawiłaś się ty…
– Umówiłyśmy się, że nie będziemy o tym rozmawiać – weszła mi w słowo.
– Okej, rozumiem. Chciałam ci tylko uświadomić, że nie masz pewności, czy za parę lub paręnaście lat nie znajdziesz się w takiej sytuacji jak ja.
– Wykluczone – ucinała temat.
Marysia niecierpliwie czekała
– To jak, zdecydowałaś się? Pomożesz mi?
– Trudno powiedzieć, muszę to przemyśleć. Wybacz, ale muszę już lecieć – podniosła się z ławeczki i pomaszerowała w kierunku wieżowca.
Zrobiłam, co mogłam, teraz piłeczka jest po jej stronie. Czułam się okropnie rozczarowana i przybita. Mimo to, trzeciego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi. Na progu zobaczyłam Jacka.
– Cześć, czy zastałem Marysię? – spytał.
– Owszem, jest u siebie – oznajmiłam.
– Wejdę do niej, dobrze? Sorry za najście bez zapowiedzi, po prostu muszę z nią pogadać.
– Serio? O co chodzi?
– Słuchaj, ostatecznie udało mi się wywalczyć te parę dni wolnego. Jak myślisz, będzie jeszcze skłonna wybrać się gdzieś razem?
– Ciężko powiedzieć. Zapytaj ją sam – powiedziałam, robiąc mu przejście.
Nasza pociecha miała cudowne siedem dni z tatą na mazurskich jeziorach. Przyjechała z powrotem cała brązowa od słońca i przeszczęśliwa. Najbardziej dlatego, że tatuś dał jej słowo, że od teraz będą widywać się często. I rzeczywiście tak jest. Mam ochotę powiedzieć: „Beato, bardzo ci dziękuję”. Zdaję sobie sprawę, że to może zabrzmieć trochę dziwacznie, ale właśnie takie myśli kłębią mi się teraz w głowie.
Renata, 43 lata
Czytaj także:
„Facet przez 5 lat dojrzewał do tego, by mi powiedzieć, że mnie nie kocha. To zerwanie było prawdziwym darem losu”
„Były mąż mówił, że pieniądze szczęścia nie dają, a jego nowa panna pływa w luksusach. Musi podzielić się ze mną kasą”
„Mąż Kaśki biegał do sąsiadki na każde zawołanie. Podobno skręcał tam meble, ale u faceta zdrada to kwestia czasu”