„Zawsze byłam matką, a nie żoną czy kochanką. Nie mogłam liczyć na szacunek i wsparcie nawet, gdy przyszło najgorsze”

Kobieta smutna okno fot. iStock by Getty Images, herkisi
„Na początku opiekowałam się facetem, który z wyglądu sprawiał wrażenie dorosłego, ale w środku był dzieckiem. Później przyszedł czas na wychowywanie naszego wspólnego dziecka. Zarówno mąż, jak i syn wymagali ode mnie nieustannego wsparcia i opieki”.
/ 03.08.2024 19:30
Kobieta smutna okno fot. iStock by Getty Images, herkisi

Odkąd wyszłam za mąż, nie miałam poczucia, że ktoś się mną opiekuje. Marzy mi się położyć spać beztrosko, bez rozmyślania o tym, co trzeba będzie zrobić jutro, mieć świadomość, że nie muszę się ze wszystkim mierzyć sama.

Chciałabym, żeby mój mąż o wszystkim pamiętał – umówił się z hydraulikiem i nie zapomniał opłacić kolejnej raty za mieszkanie. Byłoby super, gdyby nasz 19-letni syn w końcu wziął się w garść i samodzielnie zadbał o swoje sprawy – wyprasował sobie ciuchy i na czas oddał książki, które pożyczył z osiedlowej biblioteki. A po powrocie z roboty marzy mi się, żeby lodówka była pełna, a ziemniaki na obiad już obrane i gotowe do gotowania.

Właściwie to szkoda gadać. Rola żony czy kochanki nigdy mi nie przypadła. Od początku byłam matką. Na początku jednego dziecka, które z wyglądu przypominało dorosłego, a później drugiego. Zarówno mojemu mężowi, jak i synowi, musiałam prać, podawać posiłki i pocieszać, kiedy obili sobie nosy, ale również motywować ich do działania, rozbudzać w nich ambicje, nie dawać im spocząć na laurach. A tak naprawdę, to doprowadzić do tego, żeby w ogóle jakieś osiągnięcia mieli na swoim koncie.

Mój mąż zawdzięcza mi swój sukces. Gdyby nie ja i moje, jak on to z irytacją określał, ciągłe wiercenie w brzuchu, nigdy nie wziąłby udziału w konkursie i nie otrzymałby awansu. Najpierw jednego, a potem kolejnego. Uwierzcie mi, że praca z takim leniwym osłem to prawdziwy horror. Nie mogę pojąć, jak ktoś tak utalentowany i kreatywny może być kompletnie pozbawiony jakichkolwiek aspiracji! Gdyby nie moja determinacja, do dziś gnieździlibyśmy się w dwupokojowej klitce z kiblem na korytarzu. Przez sześć długich lat zrzędziłam mu nad uchem, żebyśmy w końcu wzięli kredyt na mieszkanie i zaczęli żyć jak normalni ludzie. A on swoje – po co, na co, serio ci odbiło? No serio!

Kobieta powinna być oparciem

Weźmy chociażby mojego syna, Jacka. Gdybym dała mu wolną rękę, całe dnie przesiadywałby przed komputerem. A przecież odziedziczył po tacie smykałkę do matmy, a po mnie talent plastyczny i kreatywność. Dlatego już w podstawówce wysłałam go na informatykę. No i na plastykę. Ojej, jak on się wzbraniał, marudził, nieraz musiałam na niego nawrzeszczeć, żeby wsiadł do auta i pojechał. A w domu pilnowałam, żeby ćwiczył, szkicował. Nie tylko siedział przed ekranem. I co? Niedawno zdał maturę i przyjęli go na grafikę komputerową. Teraz będzie sam tworzył gry...

Zastanawiacie się pewnie, czy mój syn docenia to, co dla niego robię? Nic z tych rzeczy! Obaj moi „synalkowie” uważają mnie za furiatkę i jędzę, która nie ma pojęcia o facetach i próbuje zrobić z nich jakieś maszyny. Jakby oni mieli jakiekolwiek pojęcie o kobietach!

Czasami sama chciałabym móc sobie pozwolić na odrobinę nieodpowiedzialności, spontaniczności, dziecinności, mieć świadomość, że ktoś nade mną czuwa. I kto tu kogo zamienił w robota?

Moja kumpela gada, że moja choroba to przez tych gości, z którymi się spotykałam, bo niby nowotwór bierze się z głowy, ale to bzdura. Naprawdę uwielbiam moich facetów i po prostu chcę, żeby oni kochali mnie tak samo.

Chyba faktycznie się pomyliłam, jak sugeruje moja mama. Powinnam była dać Tomkowi i Jackowi szansę, aby stali się bardziej samodzielni. Jedynym wyjściem jest zaprzestanie ciągłej opieki i pozwolenie im zmierzyć się z wyzwaniami życia. Tyle że... obawiam się, że możemy sobie z tym nie poradzić.

Zdarza się, że żona musi stanowić nie tylko oparcie i fundament dla swojego partnera, lecz wręcz pełnić rolę przełożonego, aby wydobyć z niego najlepsze cechy. Niestety, mało kto darzy sympatią swojego zwierzchnika... Może zatem lepszym rozwiązaniem byłoby gnieżdżenie się w ciasnej klitce z toaletą za drzwiami, ale w zamian być adorowaną. Nie, w takiej sytuacji również nie czułabym się spełniona.

– Jak zareagowali, gdy usłyszeli, że jesteś chora? – dopytywała się psycholożka.

– Wystraszyli się – szczerze przyznałam. – Nagle zaczęli się ode mnie odsuwać, jakbym była zarażała tą chorobą albo... już umarła. Jedyne, co zrobili, to bez sprzeciwu zaczęli wykonywać moje polecenia. Przed wyjazdem do szpitala na zabieg, dałam im spis rzeczy do zrobienia, co mają jeść i jak odgrzać obiad. Dzisiaj w końcu wracam do siebie. Oby tylko moje kwiatki przeżyły.

Nie wiem, czy mogę na nich liczyć

– Skontaktuj się telefonicznie z małżonkiem i przypomnij mu o odbiorze – dobiegł mnie głos. – Chyba nie masz ochoty jechać taksówką.

Całe pomieszczenie rozbrzmiało śmiechem. Cóż, aż tak dramatycznie to by raczej nie było. Chociaż... Wcale bym się nie zdziwiła. Obok mnie w pokoju przebywało jeszcze dziewięć pań. Każda z nas straciła włosy po radioterapii. Obawiałam się reakcji syna i męża na mój wygląd. Trudno zaprzeczyć, że był on dość... osobliwy.

Zastanawiałam się, czy po tym wszystkim Tomasz będzie miał w ogóle ochotę mnie dotknąć? Czy zechce o tym porozmawiać? A może... i z tym również pozostanę sama.

Chociaż regularnie korzystamy z pomocy psychologicznej, to chyba wciąż nie potrafimy oswoić lęku, który każdego wieczora zakrada się do naszych łóżek. Jak tylko przymykamy powieki, to on bezszelestnie się skrada i usiłuje zakłócić nasz spokojny odpoczynek. Jeszcze nie tak dawno temu, prawie w każdą noc udawało mu się mnie dręczyć. Jednak po paru sesjach terapeutycznych, coraz lepiej radzę sobie z jego wizytami. Ogromnym wsparciem są dla mnie pogawędki z pozostałymi pacjentkami. One doskonale wiedzą, co czuję.

Wszyscy podzieliliśmy się swoimi opowieściami, ujawniliśmy to, czego się boimy i jak sobie z tym radzimy. Największy problem polega na tym, że każda z nas miała mniej lub bardziej pokręcone sprawy osobiste.

Marzena straciła swój związek

Marzena i jej ukochany jeszcze do niedawna szaleli z miłości. Snuli wspólne plany na przyszłość, dlatego postanowili zaciągnąć kredyt. Właściwie to Marzena sama się zadłużyła, kupując mieszkanie. Miesiąc później Rafał miał wziąć drugą pożyczkę na urządzenie trzech pokoi, kuchni i łazienki, ale tego nie zrobił. Kiedy dowiedział się, że jego przyszła żona choruje na nowotwór, rozpłynął się w powietrzu jeszcze tego samego dnia.

– Spanikował na myśl, że moje piersi zmienią się podczas leczenia. Czyżby ta część ciała miała dla niego aż tak duże znaczenie? I tak oto zostałam sama z długiem do spłacenia, nowotworem atakującym mój organizm i widmem bezrobocia. – Marzena zamknęła swoją historię tymi przykrymi słowami.

Popatrzyłyśmy na nią z przerażeniem wymalowanym na twarzach.

– No co? – na jej ustach zagościł gorzki uśmiech. – Przecież żaden pracodawca nie będzie trzymał etatu dla kogoś, kto potrzebuje czasu na rekonwalescencję... O ile w ogóle uda mi się wyzdrowieć – rzuciła, a w jej głosie pobrzmiewała wyraźna ironia.

Każdego dnia rozmawiamy o tym, co dzieje się w naszym osobistym życiu. Dociera do nas, że problemy nie omijają innych ludzi. Okazuje się, że fortuna bywa dla niektórych jeszcze bardziej bezlitosna. Potrafi uderzyć mocniej i z większym okrucieństwem.

Irmina została opuszczona przez partnera akurat wtedy, gdy musiała jechać do kliniki na początkową serię radioterapii. Mąż pożyczył od niej kluczyki, tłumacząc się koniecznością oddania auta do naprawy. Jednak gdy kobieta wróciła do mieszkania po zabiegu, odkryła ze zdumieniem, że w drzwiach zostały zmienione zamki.

To było jego mieszkanie – Irmina ledwo powstrzymywała płacz. – Ale bez względu na wszystko, takie zachowanie jest nie w porządku. Nie przystoi tak robić, to po prostu niegodne.

– Zostawiłaś tam jakieś swoje rzeczy?

– No meble moje tam były. Przez drzwi kazali mi tylko powiedzieć, gdzie mają mi to wszystko dostarczyć.

– Ale gnoje... – nerwy puściły Teresie.

Facetów lepiej nie puszczać samopas. Weźmy na przykład mojego Heńka. Raz po alkoholu chciał się stawiać, więc potem przez cały tydzień skomlał. Ma świadomość, że jakby mi taki wałek zrobił, to od ręki mógłby zacząć szykować sobie grób, abym nie musiała za to płacić.

Parsknęłyśmy śmiechem, choć wcale nie chciałyśmy. Teresa, pomimo swojej walecznej natury, jest najlepszym człowiekiem pod słońcem. Ta bezpośrednia babka o słusznej figurze jak nikt inny potrafi nas podnieść na duchu i wmówić nam, że warto stanąć na nogi. To właśnie ona jest naszym największym wsparciem.

Odwróciłam głowę ze łzami w oczach

– Najpierw zwyciężymy z tą przeklętą chorobą – oznajmiła, przykładając dłoń do swojej lewej piersi. – Potem zaś wezmę się za mojego ślubnego – w jej tonie dało się wyczuć groźbę. – Doszły mnie słuchy od sąsiadki, że ostatnio, pod moją nieobecność, kumple często odwiedzają chatę, a imprezy potrafią ciągnąć się do białego rana. No i powiedzcie same, czy da się faceta puścić samopas na obejściu? Właśnie dlatego muszę czym prędzej uporać się z nowotworem i zająć Henieczkiem. W przeciwnym razie wpadnie w rozpustę jak żebrak w błoto.

Ledwie minęło kolejne trzydzieści minut, a moja sesja terapeutyczna się zakończyła. Udałam się z powrotem do swojego pokoju, a mój wzrok co chwilę nerwowo uciekał w stronę pobliskiego zegara. Zastanawiałam się, czy on faktycznie się pojawi. Równocześnie rzucałam okiem w lustro, targana wątpliwościami. Może lepszym wyjściem byłoby ukrycie mojej głowy pod jakimś szalem? Po co już na samym początku mam straszyć najważniejsze dla mnie osoby?

Ledwie kilka chwil potem, ściągnęłam z głowy nakrycie. Po co dalej udawać i robić z siebie nawzajem idiotów? Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi za sobą. W tym momencie dotarło do mnie, że założenie tej chustki to był dobry pomysł. Kiedyś mogłam się pochwalić wspaniałymi włosami, ale teraz to już inna historia...

Prawie nogi się pode mną ugięły, kiedy zobaczyłam, kto stoi w drzwiach. To był mój mąż i syn, ale wyglądali zupełnie inaczej niż zwykle. Nie mieli ani jednego włosa na głowie! Początkowo byłam totalnie skołowana, ale po chwili zrozumiałam, o co chodzi. Postanowili to zrobić, żeby dodać mi otuchy. Chcieli pokazać, że wygląd nie ma dla nich znaczenia, liczę się tylko ja jako osoba. Okazują wsparcie. Kochają mnie. Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło i nie mogłam powstrzymać łez.

Alina, 45 lat

Czytaj także:
„Mąż przez całe życie więcej kombinuje, niż pracuje. Myśli, że kasa w moim portfelu sama się rozmnaża”
„Po śmierci męża teściowa zaczęła mnie niańczyć. Myślała, że będę obolałą wdową do końca życia, a ja chciałam dalej żyć”
„Czekaliśmy na spadek po ojcu, a on zapisał go obcej kobiecie. Dopiero wtedy odkryliśmy, co nawywijał nasz tatko”

Redakcja poleca

REKLAMA