Lepsze jest nudne i uporządkowane życie czy spontaniczność i uczucie? Jedno i drugie mocno mnie rozczarowało i nie mam zamiaru dłużej ciągnąć takiej farsy.
Nie wybrałem zbyt mądrze
Znam Agatę od dziecka. Dorastaliśmy przy tej samej ulicy, a mniej więcej od czwartej klasy szkoły podstawowej byliśmy nierozłączni. Łączyło nas jedno hobby: motory. Jako że jestem od niej starszy o pół roku, to ja pierwszy zdobyłem uprawnienia do prowadzenia tych pojazdów. Spędzaliśmy długie godziny na wspólnej jeździe. Kiedy oboje skończyliśmy 18 lat, zaczęliśmy ze sobą chodzić. Teraz wiem, że byłem dla niej tym jedynym, najważniejszym mężczyzną w życiu. Jeśli chodzi o mnie, taki związek mi odpowiadał i nigdy nie myślałem poważnie o małżeństwie.
Nasza relacja trwała ponad dekadę. Czasami bardziej przypominaliśmy parę, a innym razem mniej. Sądziłem, że taki układ pasuje i jej, i mnie... Wszystko zmieniło się, gdy po przekroczeniu 30-tki pojechałem na urlop i spotkałem Aldonę. Była ode mnie młodsza o prawie 10 lat. Miała burzę ognistych loków i głowę pełną zwariowanych pomysłów. Straciłem dla niej rozum. Ciągle o niej myślałem, nie mogłem się skupić na niczym innym. Wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie.
Po rozstaniu z Agatą postanowiłem poprosić Aldonę o rękę. Ślub wzięliśmy już we wrześniu. Kiedy wróciłem do pracy, koledzy zauważyli moją obrączkę i zaczęli gratulować, poklepując mnie po plecach.
– No, stary, nareszcie zrobiłeś z Agaty porządną babkę, gratki!
Trudno było im uwierzyć, gdy wyjaśniłem, że moją żoną nie została Agata. Po roku na świat przyszła Dominika. Dwa lata później Aldona spotkała faceta, który według niej bardziej do niej pasował niż starzejący się kierowca taksówki i spakowała walizki. Cztery miesiące później nasze małżeństwo było już tylko wspomnieniem.
Aldona razem z naszą córeczką i swoim aktualnym partnerem przeprowadziła się gdzieś daleko. Z totalnej zapaści pomogła mi wyjść Agata… Ponownie stanęła u mojego boku. Kiedy miałem ochotę się napić – dotrzymywała mi towarzystwa, a gdy ryczałem jak bóbr – ona również roniła łzy. Nie miałem nic przeciwko temu. Nie mam pojęcia dlaczego. Nie padło pytanie, czy ją kocham…
Ciągle była gdzieś obok
W końcu doszedłem do siebie i podniosłem się z dna. Zaczęła mnie drażnić nadopiekuńczość Agaty. Była gotowa służyć mi na każde zawołanie, zawsze chętnie przyznawała mi rację, non stop była obok mnie. Miałem wrażenie, że jestem osaczony i przytłaczany nadmierną troską.
– Daj mi święty spokój, kobieto! Nie darzę cię miłością i nigdy to się nie zmieni. Kiedy wreszcie to do ciebie dotrze?! – wydarłem się na nią pewnego wieczoru prosto w jej twarz.
Wciąż było tego za mało. Byłem zmuszony dosłownie wyrzucić ją za drzwi. Przez parę miesięcy nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Aż pewnego dnia wpadła na pomysł, żebyśmy zostali kumplami.
– Jacuś, tyle czasu się znamy, łączą nas podobne zainteresowania, musimy trzymać się razem – stwierdziła. – Nie masz się czego obawiać, niczego więcej od ciebie nie oczekuję, daję ci słowo. Spokojnie, przecież nie rzucę się na ciebie – zażartowała na koniec i oboje parsknęliśmy śmiechem.
Ponownie staliśmy się nierozłączni, choć już nie w roli zakochanych. Wspólnie braliśmy udział w motocyklowych spotkaniach i balangach. Nie mam pojęcia, jak to wyglądało u Agaty, ale ja wtedy spotykałem się z paroma dziewczynami. Nigdy o tym nie gadaliśmy. Moja mama, u której mieszkałem po rozstaniu z żoną, niezbyt lubiła Agatę.
– Ta kobieta przykleiła się do ciebie jak guma do buta – ciągle to powtarzała.
Mama zawsze powtarzała, że rozpad mojego związku małżeńskiego i zerwanie więzi z córeczką to sprawka Agaty. Nie była to prawda, ale ona upierała się przy swoim zdaniu. Cóż, typowa matczyna postawa.
– Póki ta kobieta będzie się koło ciebie kręcić, nie ma mowy o tym, żebyś poukładał sobie życie na nowo – bez przerwy słyszałem te same przestrogi.
Lecz nastąpił taki moment, gdy porządkowanie spraw osobistych musiało zejść na drugi plan.
Po raz kolejny mnie uratowała
Nie mam bladego pojęcia, co tam się wydarzyło. Urwał mi się film. Totalnie. Jechałem do domu skoro świt, zaraz po robocie na nocce. Byłem tuż tuż… Potem jedyne, co kojarzę, to to, że obudziłem się nagle w szpitalu. W białym pokoju, zero czucia w rękach i nogach, w głowie mi się kręciło. Jak w końcu ogarnąłem, co jest grane, to powiedzieli mi, że miałem wypadek, że kręgosłup mam w kawałkach, noga połamana, ale luz, będę zdrowy jak ryba.
Mijał tydzień, zanim mama zdradziła mi resztę tej historii.
– Okazało się, że auto, którym jechałeś, zderzyło się z innym samochodem. Kierowca poniósł śmierć na miejscu zdarzenia. Z relacji naocznych świadków wynika, że wjechałeś na skrzyżowanie, gdy paliło się czerwone światło...
Zostałem przesłuchany przez policję. Zgodnie z prawdą zeznałem, że mam kompletną pustkę w głowie jeśli chodzi o tamten wieczór. Totalna luka w pamięci. Pobrali mi krew do badań, wiedzą już, że byłem całkowicie trzeźwy. Eksperci twierdzą również, że nie przekroczyłem prędkości. Więc co takiego mogło się wydarzyć? Kumple zebrali kasę na prawnika. Wiadomo, że wszystkim zajęła się Agata. Mecenas pocieszał, że nawet jak mnie skazą, to na bank otrzymam wyrok z warunkowym zawieszeniem. Nie ma opcji, żebym poszedł za kratki.
Rehabilitacja trwała ponad miesiąc. Nie mogłem porządnie spać. Ledwo tylko zamknąłem oczy, od razu budziła mnie przerażająca świadomość: jestem mordercą! I tak jest do tej pory. Poza mamą, największym wsparciem była dla mnie Agata. Jeździła ze mną na rehabilitację i robiła zakupy. Kiedy próbowałem jej podziękować, z uśmiechem na twarzy za każdym razem mówiła:
– No wiesz, od czego są przyjaciele!
Cała sprawa skończyła się w sądzie. Żona zmarłego robiła niezłe sceny podczas przesłuchań, wrzeszcząc do mnie: zabójca! Trudno powiedzieć, czy to miało jakiś wpływ na ostateczne orzeczenie sędziego – w każdym razie mój prawnik był totalnie zaskoczony. Skazali mnie na dwa lata odsiadki, bez możliwości zawieszenia wyroku. Sąd apelacyjny nie dopatrzył się żadnych błędów proceduralnych, a Sąd Najwyższy w ogóle nie chciał zająć się moją sprawą – i tak nagle wylądowałem za kratami. Przez pierwszy miesiąc codziennie po przebudzeniu miałem nadzieję, że to tylko jakiś koszmarny sen.
Nawet wtedy mnie nie zostawiła
Niełatwo mi pisać o pobycie za kratkami. To wciąż bolesny temat. Ale ta historia skupia się na Agacie. To właśnie ona pojawiła się na widzeniu, gdy tylko zyskałem taką możliwość. Przyszła nawet wcześniej niż moja mama. Nie mam zielonego pojęcia, jak tego dokonała.
– Nawet nie myśl o romansowaniu z kimś innym – rzuciła ostrzegawczo.
Kiedy mnie dostrzegła, łzy napłynęły jej do oczu i mocno mnie przytuliła.
– Ta twoja małżonka to bardzo uczuciowa – stwierdził pod wieczór współwięzień.
Był nieco zaskoczony, kiedy wyjaśniłem mu, że to tylko koleżanka. Chyba nie do końca w to uwierzył. Agata wpadała do mnie tak często, jak to tylko możliwe. Kiedy z różnych przyczyn ograniczali mi odwiedziny – bywało tak, że zajmowała jedyną dostępną wizytę. Mama wtedy wpadała w szał. Czasami wolałem, żeby Agata nie przychodziła. Każda wizyta kończyła się tym, że płakała. Marzyłem o kimś, kto mnie rozbawi, opowie jakieś śmieszne historyjki – a Agata tylko przesiadywała, ściskała moją dłoń i szlochała. Ale w tamtym momencie nie potrafiłem powiedzieć jej, co o tym sądzę.
Po ponad dwunastu miesiącach odsiadki, gdy w końcu opuściłem zakład karny, to właśnie ona – Agata, czekała na mnie tuż przy wyjściu. Zaproponowała, żebym pojechał z nią do jej mieszkania, a nie do domu rodzinnego.
– Weź tutaj prysznic, przebierz się w czyste ciuchy, tak będzie najlepiej – przekonywała mnie.
Jeśli taki był jej zamysł, to osiągnęła swój cel. Nie wróciłem do mamy, zamiast tego zamieszkałem razem z Agatą. Udało jej się mnie przekonać, że takie rozwiązanie będzie najlepsze i najwygodniejsze dla każdego z nas. To Agata podwoziła mnie na spotkania z potencjalnymi pracodawcami (sam nie mogłem prowadzić, bo odebrali mi prawo jazdy), do kuratora sądowego oraz na wizyty lekarskie (kręgosłup wciąż mi dokuczał). Pewnego wieczoru, po dość mocno zakrapianej alkoholem imprezie, wylądowaliśmy razem w łóżku.
Nie chciałem jej
Po tamtym wieczorze Agata momentalnie przejęła stery naszej relacji, zupełnie jakbyśmy stanowili stare dobre małżeństwo. Nagle zaczęła uzupełniać moją garderobę, odbierać mój telefon, a nawet ustalać, do kogo chodzimy z wizytą. Zaczęła też przychodzić ze mną na niedzielne obiady do mojej mamy, co ją mocno zaskoczyło. Dobrze pamiętam, jak podczas pierwszego wspólnego obiadu u mamy non stop ściskała moją dłoń i opierała głowę o moje ramię. Kiedy poszła do toalety, mama spojrzała na mnie z niemym pytaniem w oczach. W odpowiedzi tylko uniosłem ramiona.
– Jakoś tak się wszystko potoczyło. Ona naprawdę się stara i dużo mi pomaga, mamo – próbowałem to wytłumaczyć.
Moja matka nie była zadowolona z tego, że ponownie zacząłem spotykać się z Agatą. Jeśli mam być szczery, to sam nie byłem pewien, co o tym sądzić. Po paru miesiącach zaczęło mi brakować powietrza. Nie miałem zatrudnienia, a do tego nie posiadałem prawa jazdy. Mieszkanie Agaty znajduje się na peryferiach, skąd trudno się wydostać bez własnego pojazdu, dlatego byłem skazany na jej dobre serce. Krótko mówiąc – czułem się jak w klatce.
Nie wytrzymałem dłużej. Kiedy moja partnerka była w pracy, spakowałem manatki. Umówiłem się z kumplem, żeby po mnie podjechał. No i czekałem. Gdy Agata wróciła do domu i zobaczyła bagaże, od razu zrozumiała, co jest grane. Mogłem po prostu wyjść bez słowa, ale poczułem, że muszę jej to wyjaśnić. Czułem się po prostu winny.
– Agatko, sorry, ale ja już nie daję rady. Oszukujemy się wzajemnie. Ja gram, że cię kocham, a ty udajesz, że w to wierzysz. To bez sensu. Oboje się tylko męczymy. Jestem ci cholernie wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Ale muszę odejść. Muszę zacząć żyć na własny rachunek. Zrozum mnie… Obiecuję ci, jak będziesz czegoś potrzebować, zawsze możesz na mnie liczyć. Zrobię dla ciebie wszystko. Ale nie możemy być razem. Zniszczymy siebie nawzajem.
Mina Agaty wprawiła mnie w osłupienie. Liczyłem na to, że wybuchnie płaczem, zacznie wrzeszczeć albo rzuci się do drzwi. Ona jednak stała jak posąg, z twarzą pozbawioną emocji. W jej oczach dostrzegłem coś niepokojącego. Jeszcze nigdy nie widziałem u niej tak lodowatego spojrzenia.
– Droga wolna. Możesz iść – warknęła. – Ale zapamiętaj jedno – jeśli to zrobisz, nigdy ci tego nie daruję. Zrujnuję cię. Nawet nie waż się szukać innej. Żadna inna cię nie zechce… Zapamiętaj. Tylko ja mogę być z tobą.
Dźwięk klaksonu rozległ się donośnie. Mój kumpel czekał już przed furtką. Chwyciłem bagaże i ruszyłem przed siebie, nawet się nie obejrzawszy. Kiedy przekręcałem klucz w zamku, dotarł do mnie jej jadowity głos:
– Nie zapomnij…
Jacek, 35 lat
Czytaj także:
„Gniłam na emigracji, odliczając dni, by wrócić do męża. Przeliczyłam się, bo po moim małżeństwie zostały zgliszcza”
„Zbyt szybko oddałam nowemu facetowi serce i pół łóżka. Poczuł się pewnie i wyszedł z niego tyran”
„Po ślubie z oczu spadły mi różowe okulary. Zamiast troskliwego męża, zobaczyłam śmierdzącego lenia”