Latami harowałam w Niemczech i odmawiałam sobie wszystkiego w nadziei, że zapewnię nam lepszą przyszłość. Pieniądze wysyłałam do Polski i odliczałam dni do powrotu, gdy będę mogła nacieszyć się życiem wspólnie z mężem. Teraz czekam na rozwód i podział majątku, bo Włodek odszedł do kochanki.
Trudno było wiązać koniec z końcem
Do Niemiec wyjechałam, gdy moja starsza córka zdała maturę i poszła na studia. Agnieszka dostała się na swoją wymarzoną weterynarię. To wprawdzie nie medycyna, ale też wymagający kierunek. Chciałam, żeby miała czas skupić się na nauce, a nie musiała kombinować, jak tu dorobić w jakiejś restauracji, pubie czy na nocną zmianę przy układaniu towaru w supermarkecie.
– Teraz skup się na nauce, przygotowuj solidnie do kolokwiów i egzaminów, a my z ojcem będziemy dawać ci pieniądze na wynajem pokoju i codzienne wydatki – tłumaczyłam dziecku, chcąc dla niego wszystkiego, co najlepsze.
– Ale mamuś, na pewno was z tatą na to stać? – córcia była naprawdę odpowiedzialna i bała się, aby nadmiernie nie obciążać rodziców.
Przytaknęłam i powiedziałam, żeby niczym się nie martwiła, bo my przecież mamy stałą pracę i dajemy radę. Szybko jednak okazało się, że to nie była do końca prawda. Ja od lat tkwiłam za ladą w sklepie mięsnym, gdzie nie mogłam liczyć na kokosy. Włodek zarabiał więcej ode mnie, ale to też nie była oszałamiająca pensja. A musieliśmy zapłacić czynsz za mieszkanie, opłacić wszystkie rachunki, utrzymać dwa samochody, które były nam potrzebne.
Na utrzymaniu mieliśmy jeszcze młodszego syna, który za dwa lata również miał zdawać maturę i pewnie planował studia. Nie chciałam, żeby musiał wybierać niepasujący mu kierunek czy iść na zaoczne i harować całymi dniami, a weekendy spędzać na uczelni tylko, dlatego że rodziców nie jest stać na pomoc własnym dzieciom.
Propozycja wyjazdu spadła mi z nieba
Rozwiązanie naszych problemów przyszło samo. Tuż po Nowym Roku, gdy uświadomiłam sobie, że utrzymanie studentki to naprawdę duże obciążenie dla domowego budżetu, odwiedziła mnie kuzynka. Z Moniką byłyśmy przyjaciółkami w dzieciństwie, ale dorosłe życie, rodzina i obowiązki sprawiły, że z czasem utrzymywałyśmy jedynie sporadyczne kontakty. W zasadzie ograniczałyśmy się do wysyłania sobie życzeń na święta i corocznych spotkań 1 listopada przy grobie dziadków.
Monia była jednak przejazdem w naszym mieście i zadzwoniła, czy nie mogłaby na chwilę wpaść na kawę.
– Pewnie, przyjdź. W środę mam popołudniową zmianę w sklepie, to będę mogła rano chwilę posiedzieć. Powspominamy dawne czasy – rzuciłam z entuzjazmem do telefonu.
Kuzynka skorzystała z zaproszenia i tuż po dziesiątej zadzwoniła do moich drzwi z pudełkiem ciasta kupionym w pobliskiej cukierni i drobnym prezentem. Okazało się, że Monika pracuje w Niemczech, gdzie całkiem dobrze zarabia.
– Sprzątam po domach, ale pensje tam są zupełnie inne niż w Polsce. Przynajmniej wiem, że opłaca się pracować. Już niedługo kupujemy z Mirkiem kawalerkę dla naszej córki – powiedziała, a mnie zaświeciły się oczy.
Też chciałabym móc pomóc własnym dzieciom na starcie, żeby nie borykały się z życiem tak jak my z Włodkiem. Od słowa do słowa, okazało się, że na początek mogłabym zahaczyć się w tej samej firmie co Monia i zamieszkać razem z nią w pokoju.
– To ciasne mieszkanko, ale jest miejsce. Razem będzie nam raźniej – powiedziała zadowolona z mojej propozycji.
Praca nie była zbyt lekka
Już po dwóch miesiącach rozpakowywałam dużą walizkę w wynajętym pokoju w Niemczech. Z mężem doszliśmy do wniosku, że to dobry pomysł. Mój etat w sklepie mięsnym nie był żadnym szczytem marzeń. Pracy było coraz więcej, klienci marudni, a szefowa nie myślała o podwyżkach. Do tego właściciel podniósł Adze czynsz za wynajem i kwota, którą dawaliśmy jej dotychczas, przestała wystarczać. I tak musieliśmy więc coś kombinować, a ten wyjazd spadł mi jak z nieba.
Nie będę kłamać, że praca była lekka. Sprzątałam prywatne domy, czasami trafiło się zlecenie na biuro. Klienci byli różni i często patrzyli na nas z góry. Do tego problemem okazała się nieznajomość języka. Byłam jednak nauczona ciężkiej pracy, dlatego nie narzekałam. Zwłaszcza gdy zobaczyłam na koncie swoją pierwszą wypłatę. Była cztery razy wyższa niż to, co zarabiałam w Polsce.
Postanowiłam, że dam radę. Zaparłam się i zaczęłam uczyć podstaw języka. Wieczory kuzynka spędzała na wyjściach ze znajomymi lub na odpoczynku przed telewizorem. Ja zapisałam się na lekcje niemieckiego online, aby zdobyć co najmniej podstawy i mieć łatwiej.
Szefowa szybko zobaczyła, że jestem sumienna, dokładna i pracowita, dlatego zaczęłam dostawać dodatkowe zlecenia. W efekcie w pracy spędzałam więc osiem, a często nawet po dziesięć czy dwanaście godzin. Trud jednak się opłacał. Wreszcie miałam pieniądze, które były bardzo potrzebne mojej rodzinie.
Każdy odłożony grosz wysyłałam do Polski. Agnieszka mogła spokojnie studiować i nie martwić się codziennymi wydatkami. Bartek zdał maturę i wybrał dzienną informatykę. Mąż zaplanował gruntowny remont mieszkania.
– Te płytki i panele dawno już się sypią. Pasuje również wymienić wszystkie okna i drzwi wyjściowe. Trzeba też pomyśleć o instalacji elektrycznej i wodno-kanalizacyjnej, bo to stary blok – tłumaczył mi Włodek, a ja byłam zadowolona, że wreszcie uda się nam wyjść na przysłowiową prostą.
Ani się obejrzałam, gdy córka i syn skończyli studia. W tym czasie mąż rzeczywiście odnowił nasze mieszkanko, wymienił samochód. Ja kupiłam nowe meble do salonu, kuchni i sypialni. Cieszyłam się, że moja ciężka praca naprawdę nie idzie na marne. Nadal wspierałam także dzieci. Zapłaciłam za wesele córki i dołożyłam się do wkładu własnego na mieszkanie syna.
Po latach byłam wykończona harówką
Wreszcie mogłam odetchnąć. Naprawdę potrzebowałam odpoczynku. Harówka na emigracji odbiła się na mojej kondycji. Wielu osobom wydaje się, że to łatwe pieniądze. A naprawdę to ciężka fizyczna praca, która często jest niewdzięczna. Kolejne zlecenia na sprzątanie, mycie okien, szorowanie cudzych kuchni i łazienek sprawiło, że coraz częściej bolał mnie kręgosłup, zaczęły doskwierać mi kolana i stawy.
Zaplanowałam, że jeszcze rok i wracam do Polski. Zresztą, nie będę ukrywać, tutaj nie byłam u siebie. Mieszkałam w wynajętym mieszkaniu, wspólnie z obcymi ludźmi. Kuzynka już dawno wróciła do domu. Odłożyli pieniądze i zaczęli budowę domu. Po przejściu męża na emeryturę planowali wyprowadzkę na wieś.
Ja od kilkunastu lat byłam na emigracji i powoli zaczynałam mieć dość takiego życia.
– Skończyłam pięćdziesiąt siedem lat, sama widzę, że nie jestem coraz młodsza. Praca po kilkanaście godzin na dobę, ciągłe schylanie się, moczenie rąk w wodzie i fochy klientów zaczynają być ponad moje siły. Chciałabym jeszcze nacieszyć się życiem, zanim całkowicie organizm mi się posypie – żaliłam się kuzynce podczas rozmowy telefonicznej, a ona przyznała mi rację.
– Wiesz, cieszę się, że udało mi się nieco zarobić i odkuć. Ale już nie chciałabym wracać do Niemiec. Tutaj jest mój dom i teraz wreszcie mam czas cieszyć się efektami swojej pracy – powiedziała, a ja zaczęłam jej zazdrościć, że ten wyjazd już jest za nią.
Tęskniłam za mężem i dziećmi, chciałam lepiej poznać wnuczkę, która mi się urodziła. Miałam odłożone oszczędności, pracowałam na stałej umowie. Wiedziałam, że dostanę emeryturę i wreszcie będę mogła odpocząć otoczona bliskimi.
Marzenia okazały się mrzonką
Moja marzenia o domowej sielance i przeżywaniu drugiej młodości wspólnie z mężem okazały się jednak mrzonką. Włodek, gdy usłyszał o moim powrocie, próbował odwieść mnie od decyzji.
– Ale ja zaplanowałem, że kupimy niewielką działkę i zbudujemy tam domek letniskowy. Na emeryturę będzie jak znalazł. Pomyśl tylko, będziemy mieli swoje własne miejsce na weekendy i wakacje. Będziesz mogła posadzić maliny – kusił. – Tylko na to potrzeba jeszcze pieniędzy.
Nie skusiłam się na jego propozycję i postanowiłam, że nie przedłużę swojego pobytu.
– Wracam zgodnie z ustaleniami. Jeszcze trzy miesiące i zjeżdżam na stałe do Polski – powiedziałam twardo, a mąż już więcej nie protestował.
W końcu życzliwa sąsiadka doniosła mi, że mój mąż od dawna z kimś się spotyka i wszyscy doskonale o tym wiedzą.
– On tę Mirkę przyprowadzał nawet do państwa mieszkania – szeptała. – Ja nie chciałam się wtrącać, bo nigdy nie byłyśmy zbyt blisko, ale nie mogę patrzeć, jak ten chłop panią okłamuje. Pani latami na niego harowała, a on ładował pieniądze w kochankę – powiedziała mi prawdę.
Odszedł do innej kobiety
Z mojego małżeństwa zostały jedynie zgliszcza. Włodek nawet nie wypierał się swojego romansu.
– A co ty myślałaś? Że będę kilkanaście lat na ciebie czekał? – rzucił z irytacją.
I tyle go widziałam. Jeszcze tego samego dnia wyprowadził się do Mirki. Teraz jestem pewna, że dużą część przesyłanych pieniędzy ładował w remont jej domu, który miała po rodzicach. Kiedyś to była ponoć rudera, teraz wszystko aż lśni. A ona od lat jest rozwódką, ma dorosłe dzieci. Z pensji nauczycielki polskiego w liceum na pewno nie byłoby ją na to wszystko stać.
Żałuję straconych lat. Bardzo ciężko harowałam w Niemczech, tułałam się po obcych domach, odmawiałam sobie wszystkiego w nadziei, że w ten sposób zapewniam nam lepszą przyszłość. Teraz czekam na rozwód i nawet nie wiem, czy nie będę musiała sprzedać mieszkania, żeby spłacić byłego męża. Jedyną moją pociechą jest to, że dzieci stanęły za mną murem i nie chcą znać ojca.
Czytaj także:
„Nie chciałem dać żonie satysfakcji, gdy odeszła do kochanka. Dziś jeżdżę Mercedesem, a ona płacze w maluchu”
„Gdy zostawiła mnie dziewczyna, rodzice nie pozwolili mi wrócić do domu. Mówili, że jestem dorosły i mam sobie radzić”
„Po 20 latach odkryłam, że mąż kochał nie tylko mnie. Jego delegacje były czasem dla drugiej rodziny”