„Wychodziłam z siebie, by podnieść temperaturę w małżeńskiej sypialni. Mąż zrobił z niej chłodnię, bo miał kochankę”

Smutna kobieta w sypialni fot. Getty Images, Mindful Media
„Już po kilkunastu miesiącach od ślubu zaczęłam odczuwać dziwny niepokój, ale bałam się komukolwiek o tym powiedzieć. Wstyd mi było przyznać, że w naszym związku powoli zaczyna się psuć, choć jesteśmy ze sobą tak krótko”.
/ 26.04.2024 21:15
Smutna kobieta w sypialni fot. Getty Images, Mindful Media

Za chwilę będziemy mieli piętnastą rocznicę ślubu, minęło już tyle lat od czasu, gdy powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”. Doczekaliśmy się dwójki cudownych dzieciaków, udało nam się kupić niewielkie, ale nasze własne mieszkanko, jakoś wiążemy koniec z końcem, ale najważniejsze, że mamy siebie nawzajem. Nasi najbliżsi są zgodni – nie spotkali bardziej zgodnego i pełnego wzajemnego szacunku małżeństwa.

Mój mąż to mój najlepszy przyjaciel i wiem, że poszedłby za mną na koniec świata. Ale nie od początku było u nas tak kolorowo. Tak naprawdę to niewiele brakowało, a opowiadałabym tu zupełnie inną opowieść...

Myślałam, że zaczyna się sielanka

Nigdy nie zapomnę tego pamiętnego dnia, kiedy wyszła na jaw prawda o romansie mojego męża. Jak co dzień, po przyjściu do biura, odpaliłam komputer i poszłam zrobić sobie mocną kawę. Ostatnio kiepsko spałam, więc liczyłam, że porządnie postawi mnie na nogi i da kopa na cały dzień. Od jakiegoś czasu chodziłam podenerwowana, ale krępowałam się komukolwiek powiedzieć, że w moim małżeństwie, zaledwie po osiemnastu miesiącach od ślubu, atmosfera mocno się ochłodziła.

Po przeczytaniu wielu poradników z dziedziny psychologii zdawałam sobie sprawę, że tutaj jest potrzebny prawdziwy dialog, dlatego usiłowałam sforsować barierę ciszy, którą postawił przede mną Artur. Problem w tym, że on zdawał się zupełnie nie rozumieć, do czego zmierzam.

Na wszelkie moje wysiłki reagował stwierdzeniem: „Jestem po prostu zapracowany i zmęczony, a życie to nie kolorowa bajeczka. Nie mogę cię bez przerwy rozpieszczać i traktować jak księżniczkę”. Brzmiało to tak, jakby do tej pory bezustannie skakał wokół mnie i obsypywał mnie kwiatami!

Byłam w pełni świadoma, że Artur jest trudnym człowiekiem w codziennym życiu, jednak nawet przez myśl mi nie przeszło, że może mnie traktować aż tak opryskliwie! Kiedy pewnego razu, mając gorączkę i katar, zwróciłam się do niego z prośbą o zrobienie zakupów w aptece, mruknął tylko pod nosem, że przecież apteka znajduje się tuż za rogiem, a on akurat bardzo spieszy się do pracy.

Teraz wiem doskonale, że już w tamtym momencie powinnam była nabrać podejrzeń. Niestety tak się nie stało. Być może wynikało to z faktu, że byłam wówczas młodziutka, łatwowierna i nawet przez moment nie przyszło mi do głowy, że mój świeżo poślubiony mąż może tak szybko stracić mną zainteresowanie.

Kiedy tego poranka, na wpół przytomna, włączałam komputer w pracy, podjęłam dwie decyzje. Po pierwsze – koniec z narzekaniem, czas zacząć dostrzegać pozytywy naszej relacji. Po drugie – spędzać więcej czasu z Arturem, bez oczekiwania rozmów w zamian, bo jak powszechnie wiadomo, chłopaki nie przepadają za dyskusjami o emocjach.

Po trzecie planuję jeszcze dziś zaopatrzyć się w seksowną bieliznę i podnieść temperaturę w naszej sypialni. Kto wie, może wpadłabym na następne, nie mniej genialne pomysły, ale moją uwagę zwróciła wiadomość z tematem napisanym wersalikami:

„PRZEWYŻSZASZ JĄ POD KAŻDYM WZGLĘDEM, A MIMO TO ON CIĄGLE WYBIERA JĄ”

Doskonale pamiętam, jak mnie wówczas oblało gorąco. Osoba, która wysłała tę wiadomość do dziś pozostaje dla mnie anonimowa. Porównała nas do postaci z pewnego popularnego serialu. Ja miałam być tą naiwną, szlachetną duszą, a „ta druga” ucieleśnieniem samego zła. Po przeczytaniu maila zajrzałam do załącznika i moim oczom ukazała się fotografia przedstawiająca mojego męża w niedwuznacznej sytuacji z inną kobietą.

Artur dostał ode mnie wieczorem ten sam wydrukowany list. Na początku twierdził, że to nic takiego, próbując wmówić mi, że ktoś sobie robi głupie żarty. Kiedy nie odpuszczałam i prosiłam go o szczerość, wkurzył się, po czym z hukiem opuścił mieszkanie. Byłam pewna, że poleciał prosto do niej. Próbowałam go jeszcze zatrzymać, wyciągnąć z niego prawdę, ale wyłączył komórkę i nie odbierał przez całą noc.

– Czy to już koniec? – rzucił, wracając bladym świtem do domu.

Pewnie miał nadzieję, że to ja powiem „dość”

Nie sprawiłam mu tej przyjemności – dalej leżąc na sofie, bez żadnego słowa obróciłam się w przeciwnym kierunku. Zaciskałam zęby, byleby tylko nie wybuchnąć płaczem, kiedy zbierał swoje rzeczy. Udawałam że śpię, gdy zamykał za sobą drzwi.

Przez parę kolejnych dni w ogóle nie opuszczałam łóżka. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek zdołałabym się z niego zwlec, gdyby nie mój szef, który był zaniepokojony tym, że nie pojawiłam się w pracy. Bez rodziny i bez pracy pewnie marnie bym skończyła. Byłam całkowicie załamana, poszłam do psychiatry, ale przepisane leki nie uśmierzały cierpienia, które odczuwałam. Żaden człowiek nie był w stanie mi pomóc.

Przez dłuższy czas żyłam jak w odrętwieniu, wstydziłam się przyznać, jak bardzo zostałam poniżona niewiernością Artura i własną naiwnością. W obecności znajomych oraz rodziny udawałam twardszą, niż w rzeczywistości byłam, pokazując światu uśmiechniętą twarz mimo wewnętrznego cierpienia.

Nie odrzucałam zalotów mężczyzn i snułam fantastyczne wizje odnośnie przyszłości, choć skrycie tęskniłam za małżonkiem. Kochałam go ponad życie, mimo że mnie tak bardzo zranił, ale wstydziłam się to przyznać nawet przed samą sobą.

Wybaczenie zdrady nie jest łatwe, ale warto próbować

Bliscy byli zaskoczeni moją decyzją o niewnoszeniu o proces rozwodowy. Prawda jest taka, że zwyczajnie nie miałam na to siły. Wiele razy próbowałam napisać pozew, ale za każdym razem, gdy zabierałam się do tego, płakałam nad każdym słowem i nad wspomnieniami, które mi towarzyszyły. Trudno mi było pojąć, że dla mojego męża przysięga małżeńska okazała się nieistotnym, przemijającym wydarzeniem.

Jako pierwszy postanowił nawiązać kontakt Artur. Jego telefon mnie zaskoczył w momencie, gdy znajomi próbowali już mnie z kimś zeswatać. Z radością przystałam na jego zaproszenie, bo miałam serdecznie dosyć okropnych spotkań z facetami, którzy zupełnie mnie nie interesowali. Artur nie błagał o przebaczenie, nie prosił o jeszcze jedną szansę, nie kajał się, ale opanowanym tonem głosu usiłował powiedzieć mi, co kryło się w jego sercu.

– Wiesz, musiałem popełnić błąd, żeby dotarło do mnie, że zawarcie małżeństwa to zaledwie początek krętej i pełnej wyzwań wspólnej ścieżki życia. Nikt wcześniej mi o tym nie powiedział. Chyba liczyłem na to, że będzie jak w jakiejś baśni: na początku wielka pompa weselna, a później wieczna sielanka. Ale zamiast tego pojawiły się pierwsze kłopoty. Nie mam żadnego wytłumaczenia dla swojego zachowania. Teraz wiem, że powinienem był szczerze porozmawiać z tobą o tym, czego oczekiwałem i co mnie rozczarowało, zamiast szukać ucieczki w romansie...

Urwał, najwyraźniej poruszanie tego tematu nadal przychodziło mu z trudem. Przez moment trwaliśmy w ciszy, wpatrując się w siebie nawzajem, zupełnie jakbyśmy starali się odnaleźć w naszych sercach tę dawną więź.

– Ona nie ponosiła żadnej odpowiedzialności za to, co się stało – w końcu przemówił. – To mogła być zupełnie dowolna dziewczyna, bo nie chodziło tu o nią, tylko o moje problemy.

Nabrałam powietrza do płuc. Targały mną sprzeczne emocje – pragnęłam go wyściskać za to co mówi, ale jednocześnie miałam ochotę spuścić mu niezły łomot. W rezultacie nie poruszyłam się wcale, w napięciu oczekując na rozwój sytuacji.

– O ile zdołasz mi to wybaczyć, to zaczynając od dziś, bardzo bym chciał postarać się o naprawę naszej relacji. Od dłuższego czasu jestem sam i całkiem dobrze daję sobie radę, więc nie szukam u ciebie schronienia pod pretekstem, że nie potrafię zrobić obiadu. Daję radę! – na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Poza tym, ponoć całkiem nieźle gotuję.

Uśmiech mimowolnie zagościł na mojej twarzy, gdy przypomniałam sobie, jak Artur po raz pierwszy przygotował dla mnie śniadanie – jajecznicę tak mocno usmażoną, że przypominała wiórki.

– Masz mój numer telefonu, a to adres, pod którym obecnie mieszkam – zapisał coś szybko na skrawku papieru. – Daj znać, jeśli postanowisz, że warto dać mi jeszcze jedną szansę.

– Ale to może zająć trochę czasu – odpowiedziałam.

– Jolu, będę czekał, ile tylko będzie potrzeba. Nie wziąłem z tobą ślubu dla żartu ani z przymusu, ale dlatego, że nie wyobrażałem sobie, że mógłbym się zestarzeć u boku kogokolwiek innego. Kocham cię, mimo iż zdaję sobie sprawę, że zrujnowałem to wszystko, co było pięknego między nami...

Delikatnie musnął moją rękę swoją dłonią. Zanim wróciliśmy do siebie, godzinami rozmawialiśmy. Przebaczenie zdrady nie było dla mnie proste, a wspomnienie o niej na zawsze pozostanie w moim sercu. Jednak mój mąż zmienił się na tyle, że postanowiłam dać nam jeszcze jedną szansę.

Bliscy wątpili w to, że Artur się zmienił

Przestrzegali mnie, że pożałuję tego, co postanowiłam. Mówili coś w stylu: „Masz jeszcze całe życie przed sobą, na pewno trafisz na kogoś porządnego”, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego parę lat temu uznałam, że mój mąż jest właśnie taką osobą.

– Słuchaj, wcale nie jest powiedziane, że musisz przy nim być tylko ze względu na ten głupi ślub. Przecież dzisiaj to zupełnie inna bajka niż kiedyś. Daj sobie spokój z takim poświęceniem, przecież wokoło aż roi się od super gości – usiłowały mnie uświadomić koleżanki, chcąc oszczędzić mi następnego zawodu.

No dobra, zdawałam sobie sprawę, że chcą dla mnie dobrze, ale mimo to nie zmieniłam zdania. Postanowiłam zaufać temu, co podpowiadało mi serce. Fakt, trochę zaryzykowałam, ale przecież nasze życie jest jak karuzela na festynie, prawda? Raz znajdujemy się na szczycie, a innym razem lądujemy na samym dnie. Dopóki jednak to kółko się obraca, zawsze mamy jakieś szanse.

Postanowiłam zostać z Arturem i chociaż moja rana długo się goiła, to każdy kolejny rok, który razem przeżyliśmy, tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że podjęłam właściwą decyzję. Cała ta sytuacja z jego zdradą i naszą rozłąką mocno go zmieniła.

Artur, z którym związałam się jako nastolatka, zmienił się nie do poznania. Z chłopca stał się dojrzałym facetem, który nie boi się trudności. Udowodnił mi, że nie rzuca słów na wiatr, ale popiera je konkretnymi działaniami. To sprawiło, że znów mi się spodobał.

Mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Opiekuje się mną niemal niezauważalnie, zupełnie jakby wiedział, o czym myślę. Mam wrażenie, że sprawia mu radość, gdy każdego dnia okazuje mi swoje uczucia.

Po długiej drodze, jaką przeszliśmy, by znów być razem, z pary zakochanych zostaliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Żadnej ze swoich przyjaciółek, nawet tych najbardziej lojalnych, nie darzyłam taką otwartością jak jego. Obserwowanie, z jaką czułością Artur troszczy się o nasze pociechy i na równi ze mną dźwiga ciężar codziennych zadań, ile serca wkłada w sprawy naszej rodziny, sprawia mi ogromną radość.

Kiedyś Artur stwierdziłby zapewne, że dzieci to nie jego bajka i trzymałby się z dala od pampersów jak od ognia. Dziś bez problemu zabiera swoje pociechy nawet na spotkania z kolegami, zamieniając przy tym zadymiony bar na przytulną kafejkę, w której mile widziani są także rodzice z dziećmi.

Mój mąż doskonale wie, jaki jest smak zakazanego owocu, którego nie wolno zerwać i zdaje sobie sprawę z tego, że słodycz prędzej czy później zmieni się w gorzki smak. Gdy znajome dopytują mnie, czy dobrze zrobiłam, że dałam mu kolejną szansę, za każdym razem mówię, że jak najbardziej. Wierzę głęboko, że gdyby nie to wyjątkowo ciężkie przeżycie, to dzisiaj nie czułabym się tak szczęśliwa.

Jolanta, 39 lat

Czytaj także:
„Mąż zaślepiony melonami kochanki, puścił mnie kantem. Szybko pożałował, bo po roku skomlał i błagał o wybaczenie”
„Poszłam do łóżka ze współlokatorem, żeby zrobić na złość byłemu. Teraz ten smarkacz zostanie ojcem mojego dziecka"
„Z Agatą było mi wygodnie, bo robiła dla mnie wszystko. Tylko pokazałem coś palcem, a ona już leciała”

Redakcja poleca

REKLAMA