Początek związku to zawsze ekscytacja i szaleństwo, zupełnie jakby w brzuchu szalały motylki. Potem ewentualnie nadchodzi decyzja o ślubie i para cieszy się swoim szczęściem. Niestety, z czasem różowe okulary przestają działać, a zakochani wpadają w rutynę dnia codziennego. Sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana kiedy do związku wkrada się zdrada. A prawdziwym ciosem jest odkrycie, że to wszystko było z góry zaplanowane i dokładnie przemyślane.
Całe życie kieruję się przeczuciem
Wróżbiarstwo to nie moja bajka, ale muszę przyznać, że wielokrotnie udawało mi się trafnie przewidzieć różne sytuacje. Otoczenie zwykle bagatelizuje moje słowa. Twierdzą, że wyolbrzymiam, że sytuacja nie może być aż tak zła, domagają się konkretów, a ja nie potrafię ich przedstawić. Polegam na swojej intuicji. I za każdym razem okazuje się, że miałam rację.
Trudno mi stwierdzić, od kiedy mój mąż zaczął romansować, ale mam wrażenie, że zdarzyło się to po raz pierwszy w ubiegłym roku. Doskonale pamiętam tamten wieczór, kiedy dostrzegłam nieznaczną różnicę w zachowaniu Piotrka. Gdy przekroczył próg domu po powrocie z pracy, było inaczej niż zwykle.
Drobiazg – nie ucałował mnie na dzień dobry. A gdy sama zbliżyłam się, by wpaść w jego ramiona, lekko się skrzywił, jakby okazywanie uczuć nagle zrobiło się dla niego czymś szalenie skomplikowanym.
– Miałem dziś koszmarny dzień. Jestem totalnie wykończony – wyjaśnił spokojnie. – W robocie taki młyn, że w życiu czegoś takiego nie widziałem. Robimy 500 procent normy, a Marek wciąż domaga się więcej. Rozumiem, że firma musi iść do przodu, ale on postradał zmysły. Chce nas wykończyć! Będę musiał zostać po godzinach, żeby nie być w plecy z robotą.
Bardzo mnie to zaskoczyło!
Przełożony mojego małżonka to facet z ambicjami, a jednocześnie bardzo wyrozumiały. W jego agencji reklamowej jeszcze nigdy nie było takiej sytuacji, żeby ktokolwiek z zatrudnionych ludzi był zmuszony przedkładać obowiązki służbowe nad sprawy osobiste czy odpoczynek.
Jego taktyką było przekonanie, że wypoczęty pracownik pracuje efektywniej. Jednocześnie dotarły do mnie pogłoski o planach uruchomienia przez przedsiębiorstwo nowego oddziału w sąsiednim regionie. Być może faktycznie zespół był teraz bardziej obciążony obowiązkami? Otwarcie kolejnej placówki na pewno wymagało od nich dodatkowego poświęcenia.
Wiedziałam, że powinnam zaufać intuicji
Pocieszałam się myślą, że to tylko przejściowa sytuacja i wkrótce wszystko się unormuje, próbując zagłuszyć w sobie irracjonalne obawy, które zaczęły mnie nurtować. Przecież zmęczenie to nic nadzwyczajnego. Zupełnie naturalne. W myślach słyszałam głos każdego, kto kiedykolwiek sugerował, że wyolbrzymiam problemy. Oczywiście, że tak robię.
Zupełnie jak rozkapryszona nastolatka, robię scenę o brak całusa. To po prostu absurdalne…
Minęło kilka miesięcy, a ja wciąż nie miałam żadnych twardych dowodów na to, że w naszym związku dzieje się coś niedobrego. Towarzyszyło mi tylko to irytujące przeczucie, które nie pozwalało mi zaznać spokoju.
Opowiadałam koleżankom o tym, że od pewnego czasu nasze małżeństwo jakby ostygło, ale one twierdziły, że to nic nadzwyczajnego. Mówiły, że to po prostu taki etap w związku – po ślubie jest jak w bajce, a potem wkrada się codzienność. Każda z nich tłumaczyła mi to, odwołując się do własnych przeżyć, a na koniec dodawała:
– Daj spokój, to, że nie zachowuje się jak na pierwszej randce, nie znaczy od razu, że ma romans – i temat schodził na inne sprawy.
Miałam nadzieję, że to tylko chwilowe trudności. Zastanawiałam się, czy fakt, iż mój mąż Piotrek nie okazywał mi już tyle zainteresowania jak wcześniej, ignorował połączenia, a na wiadomości SMS odpowiadał z dużym opóźnieniem, mógł świadczyć o pojawieniu się nudy w naszym związku?
Wprawdzie od ślubu minęły zaledwie trzy lata i nie mieliśmy jeszcze potomstwa, ale przecież w innych małżeństwach też tak bywa… Przez długi czas nie poruszałam z nim tego tematu. Bałam się, że uzna mnie za przewrażliwioną. Wszystkie niepokojące sygnały, które dostrzegałam, zachowywałam dla siebie, co sprawiło, że on stracił czujność.
Pewnego ranka, gdy szykowałam się do wyjścia do pracy, nigdzie nie mogłam znaleźć swojego telefonu.
– Zadzwoń na mój telefon – zwróciłam się z prośbą. – Na pewno jest gdzieś w pobliżu – mówiąc to, ponownie przeszukałam wzrokiem pokój, lecz mój smartfon jakby rozpłynął się w powietrzu.
– Mój telefon leży w sypialni, możesz go wziąć i zadzwonić – powiedział, nawet na chwilę nie spuszczając oka z ekranu telewizora.
Od razu wszystko stało się jasne
Z ociąganiem ruszyłam w stronę sypialni, która od dłuższego czasu pełniła jedynie funkcję miejsca do spędzania nocy. Na ekranie telefonu mojego męża dostrzegłam nieprzeczytaną wiadomość przesłaną z kontaktu o nazwie „Pizzeria”: „Udało mi się odszukać ten twój ukochany kompakt, kotku”.
– „Kotku”? – mruknęłam pod nosem, a następnie zagłębiłam się w lekturze wcześniejszej korespondencji.
Moje przeczucia się potwierdziły. Znowu się okazało, że mam rację, a mimo to dałam się przekonać innym, że popadam w paranoję. Te SMS–y były niepodważalnym dowodem na zdradę mojego męża. Ale nawet teraz, gdzieś w głębi umysłu, wciąż słyszałam powtarzane niczym zaklęcie słowa” „przestań histeryzować”. Dla pewności przepisałam numer na kartkę. Chwyciłam swój telefon, który przez cały czas leżał na stoliku obok łóżka. Wybrałam ten numer, jak tylko opuściłam mieszkanie.
– Halo, z kim rozmawiam? – w słuchawce dał się słyszeć głos, który najprawdopodobniej należał do mojej rówieśniczki.
Jedno słowo na końcu języka, żeby wydrzeć się i powiedzieć, że cała prawda wyszła na jaw i aby zostawiła mojego męża w spokoju, ale opanowałam się, wzięłam głęboki wdech, żeby opanować drżenie głosu i bez emocji rzekłam:
– Dzień dobry, poproszę o małą pizzę na dowóz.
– Chyba coś pani pomyliła – padła odpowiedź i natychmiast usłyszałam sygnał zakończonego połączenia.
Nigdy wcześniej nie miałam tak niezbitych dowodów. Postanowiłam jednak na razie nie mówić Piotrkowi, że odkryłam jego zdradę. Chciałam najpierw ustalić, z kim mnie zdradza i kto stara się zrujnować nasz związek. Bacznie go obserwowałam, notując w terminarzu każdą datę, kiedy twierdził, że musi zostać dłużej w pracy. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że tak naprawdę w te dni spotykał się z nią.
Rozważałam różne opcje – czy to może być ktoś z mojego otoczenia?
Z podejrzliwością przyglądałam się wszystkim koleżankom, a w szczególności tym, z którymi znał się też Piotrek. Zazwyczaj słynęłam z otwartości i gadatliwości, ale ostatnio na spotkaniach głównie siedziałam cicho.
Wsłuchiwałam się w ton ich głosów, starając się wychwycić ten, który mógłby należeć do niej. Bez powodzenia. W końcu musiałam spojrzeć faktom w oczy – jedyną drogą, aby dotrzeć do kobiety, z którą spotykał się Piotrek, było bezpośrednie skonfrontowanie się z nią.
Codzienność to nie kino, a ja nie byłam w stanie udawać detektywa, który bez przerwy śledzi swój obiekt. Zaczynałam już mieć dość nicnierobienia. Zdawałam sobie sprawę, że kiedy ruszę z miejsca, lawina zdarzeń będzie już nie do zatrzymania, ale przestało mi to przeszkadzać. Irytowała mnie niemoc i egzystencja u boku faceta, którego serce biło dla innej. Nadal miałam zanotowany numer do niej.
Wykorzystałam okazję gdy Piotrek poszedł do pracy, a ja miałam akurat dzień wolny. Wysłałam do niej wiadomość: „Siema maleńka, mam nowy numer. Zapisz go sobie. Piotrek”. Sprawdziłam tekst kilka razy zanim kliknęłam „wyślij”. Liczyłam na to, że zabrzmi przekonująco.
Puściłam jakiś serial w tle, ale nie mogłam się na nim skoncentrować, siedziałam jak na szpilkach i wypatrywałam odpowiedzi. Przyszła po jakichś 5 minutach: „O co chodzi? Zmieniasz telefon?”. „To skomplikowane. Wpadniesz do mnie? Chata wolna, wszystko ci wytłumaczę”. „Stęskniłeś się za mną? Ok, ale musimy ogarnąć się do 14”. Poczułam, że żołądek podchodzi mi do gardła. „Podwiozę cię. Ogarniemy się ekspresowo, słowo”.
Tuż po tym dopisałam: „Czekam na odpowiedź”. Jednak już nikt więcej się nie odezwał.
Przyszło mi do głowy, że kochanką Piotra może być któraś z jego koleżanek z pracy i prędko sprawdzi, kto udaje jej faceta. Bez znaczenia, czy zadzwoni Piotr, czy jego luba stawi się pod drzwiami naszego mieszkania – każdy scenariusz wiódł do rozpadu naszej relacji.
Jestem w stanie przebaczyć naprawdę wiele rzeczy. Ale zdrady nigdy. Skończył się właśnie odcinek ulubionego serialu i wtedy zobaczyłam, że ona przyszła. Stałam w kuchni i zza firanki dojrzałam, że do furtki zbliża się szatynka ubrana w krótką, szkarłatną kieckę. W przedpokoju rozległ się dźwięk domofonu. Dosłownie się we mnie zagotowało. Wcisnęłam na nogi adidasy i poleciałam po schodach na dół. Mocno szarpnęłam drzwi wejściowe i stanęłyśmy oko w oko.
– Wiem o wszystkim! Jak mogłaś się na coś takiego zdecydować! Jedna kobieta drugiej, coś podobnego! – wyrzuciłam z siebie, patrząc jej prosto w oczy.
Nie odpowiedziała od razu, chociaż było widać, że moja obecność ją zaskoczyła. Obserwowała mnie w milczeniu, po czym w końcu odgarnęła kosmyk włosów z czoła.
– Ja również ci zadam to samo pytanie. Jak jedna kobieta mogła postąpić w taki sposób wobec drugiej?
– Słucham? – z początku nie zrozumiałam, o co jej chodzi.
Patrzyłam na jej buźkę coraz dokładniej i dłużej, aż w końcu zaczęło mnie nachodzić dziwne przeczucie, że gdzieś już ją widziałam. Po chwili mnie olśniło. Chodziłyśmy do tego samego liceum, ona była w sąsiedniej klasie.
Magdalena – spokojna i cicha laska, której ja, najbardziej rozchwytywana dziewczyna w szkole, uwielbiałam dokuczać. Skarżyłam na nią nauczycielom, poderwałam jej faceta, z którym chciała iść na bal maturalny i rozsiewałam obrzydliwe plotki o jej podbojach w kiblu.
Świetnie się bawiłam, ale moja radocha skończyła się, gdy Magda nagle przestała pojawiać się w szkole. Od jednej babki z sąsiedztwa usłyszałam, że wpadła w depresję. Na początku trafiła do zwykłego szpitala, a niedługo później przewieźli ją do psychiatryka, gdzie została na dłuższy czas.
Odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, leżała wyłącznie po mojej stronie. Nikomu jednak o tym nie powiedziałam.
Wolałam zachować dla siebie informację, że doprowadziłam tamtą dziewczynę do takiej sytuacji ot tak, dla zabawy. Strach paraliżował mnie na samą myśl o spojrzeniu jej prosto w oczy. Liczyłam w duchu, że już nigdy więcej nie pojawi się w szkole. Poczułam niejaką ulgę, kiedy nie przyszła na matury, ale już wtedy mój wewnętrzny głos podpowiadał mi, że ta historia jeszcze do mnie wróci, gdy będę się tego najmniej spodziewać.
Życie bywa nieprzewidywalne – niedługo po wyjeździe Magdy do szpitala odszedł mój tata. Szybko poniosłam konsekwencje za popełnione błędy. Zdaję sobie sprawę, że nie byłam dobrą osobą, a z biegiem czasu ta świadomość tylko rosła. Przeszłam przemianę. Gdy skończyłam liceum, musiałam zacząć pracować, żeby wesprzeć dwie młodsze siostry, które były jeszcze w szkole. Dopiero po jakimś czasie udało mi się ukończyć studia.
Teraz słuchałam jej w osłupieniu, nie mogąc wykrztusić słowa. Zastanawiałam się, ile czasu zajęło jej zaplanowanie tego wszystkiego. Jak długo mnie obserwowała? Przez ile lat nosiła w sobie tę niechęć do mnie?
– No dobrze, ale ja byłam jeszcze młoda… – próbowałam się wytłumaczyć.
Moja rozmówczyni spojrzała na mnie z wyraźną pogardą, krzywiąc się z niesmakiem.
– Nieprawda, dobrze wiedziałaś, co robisz. I teraz jesteśmy kwita.
Konsekwencje moich wybryków z czasów młodości dopadły mnie, kiedy byłam już dorosła. Wszystko, co kiedyś uczyniłam, odbiło się na mnie z podwójną mocą.
Starałam się skontaktować z Magdą, wyrazić skruchę i wytłumaczyć jej, że w tamtym czasie byłam niedojrzała i nie zdawałam sobie sprawy, jak bolesne mogą być moje wybryki. Chciałam wiedzieć, czy uważała, że z tego powodu warto było niszczyć moją rodzinę. Niestety, nie odpowiedziała na żadną z wysłanych przeze mnie wiadomości, a ostatecznie zablokowała mój numer telefonu.
Piotr postanowił zerwać ze swoją kochanką, a właściwie to ona zdecydowała się od niego odejść, kiedy już osiągnęła swój cel i zemściła się na nim. Błagał mnie, abym do niego wróciła i wybaczyła mu jego postępowanie. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy nasz związek ma jeszcze jakiekolwiek perspektywy na przetrwanie tej sytuacji.
Olga, 33 lata
Czytaj także:
„Nie wiem, czy nie ucieknę sprzed ołtarza. Mój przyszły mąż nie jest moją prawdziwą miłością”
„Syn sąsiadów był najbardziej nieprzyjemnym facetem, jakiego spotkałam. Zwykły gbur! Jakim cudem trafiliśmy do łóżka?”
„Chciałam dorównać byłej męża. Wiedziałam, że wróciłby do niej, gdyby tylko kiwnęła palcem”