„Teściowie najpierw dali nam pieniądze na mieszkanie, a teraz domagają się zwrotu. Zrujnują nas, bo zmienili zdanie”

Para z problemami finansowymi fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio
„Czułem się, jakby ktoś mi wymierzył cios. Nasi teściowie, Paweł i Lena, mieli zawsze nas wspierać. To oni zaproponowali pieniądze na nasz wkład własny na zakup mieszkania, a teraz, po kilku latach, nagle stawiają warunki? To było nie do pojęcia”.
/ 13.09.2024 19:00
Para z problemami finansowymi fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio

– Marcin, musimy porozmawiać – Ewa przerwała ciszę, patrząc na mnie ze zmęczeniem w oczach. Siedzieliśmy w naszym pięknie urządzonym salonie, tym samym, który jej rodzice, Paweł i Lena, pomogli nam kupić kilka lat temu.

Ostatnio nasze rozmowy coraz częściej schodziły na temat pieniędzy. Miało być tak pięknie – kupiliśmy mieszkanie, zaczęliśmy życie na własny rachunek, ale coś poszło nie tak. Kredyty, rachunki, presja pracy – wszystko się kumulowało.

Moi rodzice chcą zwrotu pieniędzy – powiedziała w końcu. Jej głos brzmiał twardo, ale wiedziałem, że to dla niej trudne.

Zamrugałem z niedowierzaniem.

– Jak to? Przecież to była pomoc, a nie pożyczka… Nigdy nie mówili o zwrocie – uniosłem się lekko, czując narastającą złość.

Ewa tylko wzruszyła ramionami.

– Tak, ale teraz, kiedy sami mają problemy… No wiesz, tata ma firmę, która nie najlepiej stoi… Wiesz, jak to jest…

Nie mogłem w to uwierzyć

Czułem się, jakby ktoś mi wymierzył cios prosto w żołądek. Nasi teściowie, Paweł i Lena, mieli nas wspierać. To oni zaproponowali pieniądze na wkład własny na mieszkanie, a teraz, po kilku latach, nagle stawiają warunki? To było nie do pomyślenia.

Ale my nie mamy tych pieniędzy. Dalej spłacamy kredyt. Z czego mamy im oddać? – spytałem, próbując zachować spokój, choć wewnątrz wrzało.

– Marcin, wiem, ale musimy coś wymyślić. Mama i tata nie odpuszczą. Poza tym… nie chcę, żeby to zniszczyło naszą rodzinę.

– Naszą rodzinę? Oni niszczą nasze życie! Zamiast nam pomagać, teraz chcą nas zrujnować – mój głos mimowolnie się podniósł, a Ewa odwróciła wzrok.

Przyszłość, którą wspólnie planowaliśmy, teraz nagle stanęła pod znakiem zapytania. Co dalej? Jak sobie poradzimy? Wiedziałem, że muszę coś zrobić, ale nie miałem pojęcia co.

– Porozmawiam z twoim ojcem – powiedziałem po chwili. – Musimy wyjaśnić tę sprawę.

Ewa skinęła głową, choć jej twarz pozostawała bez wyrazu. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale nie mieliśmy wyboru. Nasze życie było na kredyt, a teraz przyszedł czas na spłatę.

Teść zmienił się nie do poznania

Nie mogłem przestać o tym myśleć. „Oddać pieniądze…” – te słowa odbijały mi się echem w głowie. Czułem narastający niepokój, a złość powoli przeradzała się w frustrację. Miałem zadzwonić do teścia, ale ciągle to odkładałem. Co miałem mu powiedzieć? „Przepraszam, ale nie mamy pieniędzy”? Wiedziałem, że to go nie uspokoi. Teść to człowiek, który lubił mieć wszystko pod kontrolą. Jego pomoc, jak teraz się okazało, nie była bezinteresowna.

Wieczorem, po kolacji, podjąłem decyzję. Wyszedłem na balkon, żeby złapać oddech. Wziąłem telefon i wybrałem numer teścia. Trzymając aparat przy uchu, patrzyłem na ciemniejące niebo nad miastem. Czułem, jak serce zaczyna mi szybciej bić.

– Marcin? – głos teścia był zaskakująco neutralny, jakby nie spodziewał się, że będę chciał rozmawiać o tej sprawie. – Coś się stało?

Tato, musimy porozmawiać o pieniądzach – powiedziałem, próbując nie brzmieć zbyt agresywnie. – O tych, które daliście nam na mieszkanie.

Byłem zły

Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy. Już wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie łatwa.

– Wiesz, Marcin, to nie jest tak, że chcemy was do czegoś zmuszać – zaczął spokojnie, ale czułem, że zaraz padnie coś, co tylko mnie rozwścieczy. – Tyle że ja i Lena mamy teraz swoje problemy. Wiem, że nie rozmawialiśmy o zwrocie tych pieniędzy, ale chyba rozumiesz, że to nie była darowizna?

Zacisnąłem pięść, czując, jak frustracja wraca.

– Tato, ale to nie była pożyczka. Nigdy nie mówiliście, że będziecie chcieli te pieniądze z powrotem! – Starałem się mówić spokojnie, ale mój głos zaczął drżeć.

– Musimy to załatwić jak dorośli – jego ton zrobił się zimny. – Mama i ja zawsze was wspieraliśmy. Ale teraz musimy zadbać o swoje sprawy. Chodzi tylko o to, żebyście zaczęli spłacać choćby małe raty. Nie chcemy, żebyście oddali wszystko od razu.

Ścisnąłem telefon mocniej, starając się nie wybuchnąć.

Ale my mamy swoje problemy – próbowałem wyjaśniać. – Kredyt na mieszkanie, rachunki, życie... Nie mamy pieniędzy na dodatkowe zobowiązania.

Postawili nas pod ścianą

Po drugiej stronie znów zapadła cisza. Z teściem zawsze było tak, że jeśli nie rozumiał czegoś od razu, nie próbował tego zrozumieć wcale. Dla niego wszystko było albo czarne, albo białe. I teraz wiedziałem, że nie wygram tej rozmowy.

– Wiesz, może czas, żebyś zrozumiał, że życie to nie tylko marzenia – rzucił w końcu. – Pomogliśmy wam, ale teraz musicie wziąć odpowiedzialność.

– Odpowiedzialność? – uniosłem głos. – Cały czas ją bierzemy! Ale wy teraz stawiacie nas pod ścianą!

My tylko chcemy, żebyście zaczęli nas spłacać – przerwał mi lodowatym tonem. – To wszystko. Rozważcie, co możecie zrobić.

Rozłączył się, zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć. Stałem przez chwilę na balkonie, patrząc na wygasający ekran telefonu. Czułem się, jakby ktoś mnie zdradził. Teść miał rację w jednym – musiałem wziąć odpowiedzialność. Ale nie tak, jak sobie to wyobrażał. Miałem już dość bycia dłużnikiem.

Wracając do pokoju, zobaczyłem Ewę siedzącą na kanapie, patrzącą na mnie z niepewnością.

– I jak? – spytała cicho.

Twój ojciec nie odpuści – odpowiedziałem, siadając obok niej. – Muszą mieć te pieniądze. Nie interesuje ich, jak to zrobimy.

Ewa spuściła wzrok. Wiedziałem, że było jej ciężko, ale nie mogłem jej pocieszyć. Bo sam nie wiedziałem, co dalej.

Czułem się jak w pułapce

Następne dni mijały w duszącej atmosferze. Ewa chodziła po domu jak cień, a ja starałem się unikać tematu pieniędzy. Czułem, że wszystko zaczyna się rozpadać – nie tylko między mną a teściami, ale i między nami. Codzienne rozmowy zmieniły się w krótkie, beznamiętne zdania, jakby każde z nas bało się powiedzieć coś, co mogłoby jeszcze bardziej nas zranić.

Pewnego wieczoru, gdy Ewa wyszła do swojej mamy, usiadłem przy stole z kartką i długopisem. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś to rozplanować, spisać wydatki, może coś wyliczyć. Ale kartka pozostała prawie pusta, jedynie kilka rozmazanych cyfr zdradzało, że próbowałem.

Zamknąłem oczy, a w głowie odtwarzałem w kółko naszą sytuację. Mieszkanie, które miało być początkiem nowego rozdziału, stało się pułapką. Kredyt, rachunki, dodatkowe koszty – to wszystko przytłaczało. A teraz jeszcze teściowie chcieli zwrotu pieniędzy. Pieniędzy, których nigdy nie traktowaliśmy jak długu. Zastanawiałem się, co zrobiliby moi rodzice.

Zadzwoniłem do nich następnego dnia. Nie chciałem tego robić, ale czułem, że potrzebuję rady. Mama odebrała po kilku sygnałach.

– Marcin, co u was? – zapytała ciepłym, troskliwym tonem. Zawsze miała w sobie tę cierpliwość, której czasem tak bardzo mi brakowało.

– Nie najlepiej, mamo – westchnąłem. – Teściowie chcą zwrotu pieniędzy za mieszkanie.

– Jak to zwrotu? – głos mamy od razu zrobił się bardziej napięty. – Przecież to było wsparcie, nie żadna pożyczka!

– Też tak myślałem. Ale teraz okazuje się, że mają swoje problemy i potrzebują tych pieniędzy z powrotem – zacząłem wyjaśniać.

– A co na to Ewa? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu.

– Ewa… Ona jest między młotem a kowadłem. Wiesz, że zawsze była lojalna wobec swoich rodziców.

Mama zamilkła na chwilę, jakby próbowała przetrawić to, co usłyszała.

– Słuchaj, Marcin. Musisz uważać. Oni zawsze mieli kontrolę, nawet kiedy wydawało się, że pomagają bezinteresownie. Nie chcę nic mówić, ale nigdy im nie ufałam – dodała, a jej słowa odbiły się w mojej głowie jak echo.

– Mamo, nie chcę, żeby to zniszczyło nasze małżeństwo – powiedziałem cicho, czując ciężar odpowiedzialności.

– Ale czy to oni nie niszczą waszego małżeństwa? – dodała twardo. – Wspierać rodzinę to jedno, ale żądanie pieniędzy, gdy wiedzą, że macie swoje problemy, to coś innego.

Wiedziałem, że mama miała rację, ale to nie zmieniało faktu, że musiałem coś zrobić. Nie mogłem przecież powiedzieć Ewie, że jej rodzice chcą nas wykorzystać. Wiedziałem, jak bardzo ich kocha, i choć nie zgadzałem się z ich podejściem, nie mogłem stawiać jej w tak trudnej sytuacji.

– Porozmawiam z tatą – dodała po chwili mama. – Może będziemy mogli wam jakoś pomóc.

– Dzięki, mamo, ale nie chcę was w to mieszać – odpowiedziałem szybko. – Damy sobie radę.

Ale w głębi serca nie byłem już tego taki pewien.

Nie zgodzę się na to

Następnego dnia Ewa wróciła późno. Ostatnio często odwiedzała swoich rodziców, jakby próbowała coś z nimi wyjaśnić. Kiedy weszła do mieszkania, wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną niż zwykle.

– Rozmawiałam z mamą i tatą – powiedziała, nawet nie patrząc mi w oczy.

– I co powiedzieli? – spytałem, choć odpowiedź już znałem.

– Tata mówi, że musimy to traktować jak dług. Ale… – zawahała się. – Zaoferowali, że możemy sprzedawać to mieszkanie i przenieść się gdzieś, gdzie będzie taniej. Że oni nam pomogą w znalezieniu czegoś mniejszego.

To był moment, w którym czułem, jak coś we mnie pęka. Sprzedanie mieszkania? Naszego domu? Miejsca, które miało być naszym bezpiecznym portem?

Oni chcą, żebyśmy oddali im wszystko, co mamy – powiedziałem z goryczą. – Jak możesz o tym w ogóle myśleć?

– To nie o to chodzi – zaczęła się tłumaczyć, ale ja już tego nie słuchałem.

Wstałem gwałtownie od stołu.

– Nie zamierzam sprzedawać naszego mieszkania. To jest nasz dom. Nie oni będą decydować, co z nim zrobimy! – wyrzuciłem z siebie, czując, jak złość powoli przekształca się w bezradność.

Żona patrzyła na mnie, a w jej oczach pojawiły się łzy. Ale ja nie potrafiłem jej teraz pocieszyć. To wszystko wymykało nam się spod kontroli.

List przelał czarę goryczy

Cisza, jaka zapadła po naszej kłótni, była wręcz namacalna. Ewa nie powiedziała ani słowa. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach, a ja stałem jak sparaliżowany, nie wiedząc, co zrobić. Wszystko wymykało się z rąk. Nasze małżeństwo, które kiedyś było pełne ciepła i zaufania, teraz zaczynało się rozsypywać pod ciężarem pieniędzy.

– Nie mogę tego tak zostawić – powiedziałem w końcu, łamiąc ciszę. – Jeśli zgodzimy się na sprzedaż mieszkania, poddamy się całkowicie. Zostaniemy z niczym, zależni od twoich rodziców.

– Marcin, to nie tak. Oni tylko chcą nam pomóc... – jej głos drżał, jakby nie do końca wierzyła w to, co mówi.

– Pomóc? – prychnąłem z goryczą. – Pomóc, narzucając nam swoje warunki? To nie jest pomoc. To kontrola. A ja mam dosyć bycia dłużnikiem twoich rodziców. Nigdy nie zgodzę się na to, żeby oni decydowali, gdzie będziemy mieszkać i jak będziemy żyć.

Wiedziałem, że raniłem ją tym, co mówiłem, ale nie mogłem inaczej. Nie mogłem pozwolić, byśmy zostali zmuszeni do takiego życia, jakiego nie chcieliśmy.

Kilka dni później, gdy wróciłem z pracy, zastałem Ewę siedzącą na kanapie. Była blada, a w jej dłoni drżała kartka papieru.

– Musisz to zobaczyć – powiedziała cicho.

Podała mi list. Spojrzałem na nią pytająco, ale wzięła głęboki oddech i milczała. Zerknąłem na kopertę. Nadesłana była przez firmę prawniczą, adresowana do mnie i Ewy. Powoli rozłożyłem list, a jego treść wprawiła mnie w osłupienie.

„W związku z niespłaconym zobowiązaniem w wysokości 150 tysięcy złotych, uprzejmie prosimy o natychmiastową spłatę zadłużenia. W przeciwnym razie będziemy zmuszeni podjąć kroki prawne...”.

Kartka prawie wypadła mi z rąk.

Oni nas straszą sądem? – wyszeptałem, czując, jakby grunt osunął mi się spod nóg.

– Marcin... – Ewa zaczęła, ale nie mogła dokończyć.

Twoi rodzice nas pozywają? – wykrztusiłem z niedowierzaniem, czując, jak wzbiera we mnie gniew. – Oni naprawdę chcą, żebyśmy to wszystko stracili?

Wyglądała, jakby miała się rozpłakać, ale próbowała trzymać się dzielnie. To było za dużo. Zamiast rozmawiać, wyciągać pomocną dłoń, oni postanowili wytoczyć ciężkie działa.

– Proszę cię... – zaczęła znowu, ale ja nie mogłem już tego słuchać. Wstałem gwałtownie i zacząłem chodzić po pokoju.

– Co my mamy zrobić? – Zatrzymałem się i spojrzałem na nią, czując, że złość zamienia się w rozpacz. – Nie mamy tych pieniędzy, nie mamy nawet skąd ich wziąć. A oni nie chcą tego zrozumieć!

– Wiem, że to trudne, ale może... może powinniśmy jednak sprzedać to mieszkanie – powiedziała niepewnie.

– Nie! – niemal krzyknąłem. – To jedyna rzecz, która nam została. Nie pozwolę, żeby oni to nam odebrali.

Ewa skuliła się, jakby moje słowa ją uderzyły. W tym momencie zrozumiałem, jak bardzo jesteśmy rozdarci. Oboje chcieliśmy czegoś zupełnie innego. Dla niej sprzedaż mieszkania była ucieczką od problemów. Dla mnie – kapitulacją.

Wiedziałem, że muszę podjąć decyzję. Ale nie byłem gotów jej podjąć. Czułem, że nasze małżeństwo zaczyna się rozpadać, a ja nie mam pojęcia, jak to naprawić.

Usiadłem na krześle, czując się kompletnie bezradny.

– Nie chcę, żeby to nas zniszczyło – powiedziała Ewa cicho. – Kocham cię... Ale nie wiem, czy damy radę to przetrwać.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakiekolwiek inne. Siedziałem w ciszy, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Czy naprawdę to wszystko zmierzało ku końcowi?

Żona była jak zdarta płyta

Następne dni były jak koszmar na jawie. Ewa chodziła po domu jak cień, a ja, próbując znaleźć rozwiązanie, czułem się coraz bardziej bezradny. Każda rozmowa zaczynała się od tematów neutralnych, jak praca czy zakupy, ale prędzej czy później zawsze wracaliśmy do pieniędzy. A raczej do ich braku. I tego pieprzonego listu od prawników.

– Musimy coś zrobić – powiedziałem pewnego wieczoru. Ewa patrzyła na mnie, ale nie wyglądała na przekonaną. – Musimy z kimś porozmawiać, znaleźć jakieś rozwiązanie. Może moi rodzice?

Ewa pokręciła głową, jakby sam pomysł sprawił jej ból.

– Twoi rodzice to ostatnia rzecz, której potrzebujemy. Oni nigdy nie byli przychylni mojej rodzinie, a teraz tylko powiedzą: „A nie mówiliśmy?”. Nie dam rady tego znieść – mówiła cicho, ale stanowczo.

– W tej sytuacji musimy szukać pomocy, gdzie się da – próbowałem ją przekonać, choć sam miałem mieszane uczucia.

– I co, mamy im powiedzieć, że sprzedajemy mieszkanie, żeby spłacić dług moich rodziców? – Jej oczy znów zaszły łzami. – Zrozum, Marcin, jeśli poprosimy ich o pomoc, tylko pogorszymy sprawę. Zawsze mieliśmy inne wartości, inne podejście do życia...

– Więc co proponujesz? – zapytałem, próbując ukryć desperację. – Co mamy zrobić, Ewa?

Spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem coś, co mnie przeraziło – bezradność, która wyglądała jak rezygnacja.

Myślę, że powinniśmy sprzedać mieszkanie – powiedziała po chwili, a jej głos był niemal niesłyszalny. – Po prostu… nie mamy wyjścia.

Poczułem, jak serce zaczyna mi szybciej bić. Te słowa sprawiły, że w środku coś we mnie eksplodowało.

– To tylko cztery ściany. Zawsze możemy znaleźć coś innego. Możemy zacząć od nowa. Ważne, żebyśmy byli razem, prawda?

Te słowa zabolały mnie bardziej, niż mogłem się spodziewać. Dla niej to był tylko budynek, tylko mieszkanie. Dla mnie – symbol naszej niezależności, naszego wspólnego życia. Sprzedaż oznaczałaby, że oddaliśmy wszystko. Że przegraliśmy.

Wziąłem głęboki oddech, próbując zebrać myśli.

– Muszę wyjść – powiedziałem nagle, nie mogąc dłużej tego wytrzymać. – Muszę to przemyśleć.

Musiałem się przyznać do porażki

Gdy wróciłem, Ewa siedziała na kanapie, patrząc na mnie, jakbym właśnie wrócił z drugiego końca świata. W jej oczach dostrzegłem ulgę, ale też zmęczenie. Wiedziałem, że oboje jesteśmy na skraju.

Sprzedajmy to mieszkanie – powiedziała, niemal błagalnie. – Zacznijmy od nowa. Znajdziemy inne miejsce. Ważne, żebyśmy byli razem.

Przez chwilę stałem w miejscu, niezdolny do podjęcia decyzji. W końcu poczułem, jak moje ciało powoli się rozluźnia. Nie byłem pewien, czy to była dobra decyzja, ale nie miałem już siły walczyć. Może Ewa miała rację. Może trzeba było zacząć wszystko od nowa.

Dobrze – powiedziałem w końcu, choć to słowo paliło mnie w gardło.

Ewa odetchnęła, jakby ktoś zdjął z jej barków ogromny ciężar. Uśmiechnęła się lekko, choć jej oczy wciąż były zasnute smutkiem.

– Dziękuję – wyszeptała, podchodząc bliżej i obejmując mnie delikatnie. Ale ja nie czułem ulgi. Czułem, że coś się skończyło. Coś ważnego.

Stałem tam, trzymając ją w ramionach, ale myślami byłem zupełnie gdzie indziej. W głębi serca wiedziałem, że nigdy nie pogodzę się z tym, co właśnie zrobiliśmy.

Rodzina nie zawsze jest wsparciem

Kilka tygodni później byliśmy już na końcowej prostej. Znaleźliśmy kupca, a teściowie patrzyli na nas, jakby to było najprostsze i najbardziej rozsądne rozwiązanie na świecie. Ani razu nie przeprosili za ten dramat, który między nami wywołali. Nie zająknęli się nawet, że może mogli to załatwić inaczej.

Pamiętam dzień, w którym pakowaliśmy nasze rzeczy. Ewa stała przed półką z książkami, powoli ściągając je jedna po drugiej, a ja siedziałem na podłodze, próbując spakować resztki naszego życia do kilku kartonów. Każdy ruch wydawał się cięższy, jakby każda rzecz, którą pakowaliśmy, była kawałkiem naszego związku.

Tego samego wieczoru przyszli moi rodzice, by nam pomóc. Mama przytuliła mnie na powitanie, a jej twarz zdradzała, jak bardzo chciała coś powiedzieć. Widać było, że powstrzymuje się, żeby nie wypowiedzieć tych wszystkich gorzkich słów o teściach, o tym, jak bardzo nas zniszczyli. Ale powstrzymała się, bo wiedziała, że nic już to nie zmieni.

Ojciec wszedł bez słowa, spojrzał na puste ściany mieszkania i pokręcił głową. Nie musiał nic mówić – wiedziałem, co myśli. Czułem to samo. Porażka. Upokorzenie. Zdrada.

– To tylko cztery ściany, synu – powiedział po chwili, kładąc mi rękę na ramieniu. – Można je odbudować gdzie indziej.

Patrzyłem na niego, ale nie byłem pewien, czy w to wierzę. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wraz ze sprzedażą tego mieszkania straciliśmy coś znacznie większego. Coś, czego już nie da się odbudować.

Wieczorem, po przeprowadzce, siedzieliśmy w naszym nowym, tymczasowym mieszkaniu – mniejszym, skromniejszym, bez śladów naszej przeszłości. Ewa próbowała mnie pocieszać, mówiła, że teraz będzie lepiej, że to nowy start. Ale ja czułem się pusty.

Z czasem zaczęło być między nami coraz gorzej. Z każdą kolejną rozmową oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Nasze małżeństwo, które miało być silne i odporne na wszystko, nie wytrzymało próby życia. Zbyt wiele rozgoryczeń, zbyt wiele kompromisów. Każdy z nas miał swoje żale, niewypowiedziane pretensje. Przestaliśmy się rozumieć.

Pewnego dnia, gdy wróciłem z pracy, Ewa siedziała przy stole, jakby na mnie czekała.

Myślę, że to nie ma sensu – powiedziała. – Straciliśmy coś po drodze i... nie wiem, czy da się to odzyskać.

Patrzyłem na nią, a w środku poczułem tylko ulgę. Wiedziałem, że miała rację. Wszyscy wokół nas – rodzice, teściowie, pieniądze – w jakiś sposób zniszczyli to, co kiedyś było nasze.

Nie kłóciliśmy się. Nie było dramatycznych scen. Oboje wiedzieliśmy, że nasze małżeństwo, jak to mieszkanie, rozpadło się kawałek po kawałku.

Marcin, 34 lata

Czytaj także:
„Dałam bratanicy 10 tysięcy na 18-stkę, a ona nawet nie podziękowała. Nie zobaczy więcej moich pieniędzy”
„Gdy teściowa zamieszkała z nami czułam, że będzie trudno. Nie sądziłam jednak, że spróbuje zająć moje miejsce w domu”
„Rzuciłam faceta, bo miał pretensje, że mało zarabiam. Myślałam, że już się nie spotkamy, a tu niespodzianka”

Redakcja poleca

REKLAMA