Reklama

Żywiłam do mojej teściowej same pozytywne uczucia, ale nigdy nie byłyśmy ze sobą zbyt blisko, dlatego byłam w szoku, gdy po jej śmierci okazało się, że tak mnie wyróżniła. Czasami możemy nawet nie wiedzieć, jak wielką rolę odgrywamy w czyimś życiu... Aż do momentu, w którym będzie za późno.

Reklama

Teściowa nigdy nie była wylewna

Halina, moja teściowa, nigdy nie należała do wylewnych osób. Była troskliwa i dobra, ale nie można było się po niej spodziewać zbyt wielu komplementów. Wychowana w czasach, w których nie było czasu na takie „bzdury” jak rozmowy o uczuciach, nie do końca rozumiała celu tych wszystkich rozmów, pytań „czy dobrze się czujesz?”, „powiedz mi, co czujesz”, emocjonalnych granic, wychodzenia ze strefy komfortu i tak dalej.

Mnie zawsze na tym bardzo zależało. Od samego początku mojej relacji z mężem stawiałam na otwartą komunikację. Nie mówię, że byłam jakąś szamanką z podręcznikiem psychologicznym w dłoni, nawijającą o czakrach i innych kosmosach, ale nie pozwalałam Markowi przeprowadzać „cichych dni”, wychodzić w gniewie z domu w trakcie kłótni ani wyciągać starych spraw jako argumentów w nowych konfliktach. Godziliśmy się dość szybko, ale tak czy inaczej nie zamierzałam pozwolić, aby naszą relacją zawładnęły takie zachowania.

– Nie chcę być jedną z tych par, która na pozór jest szczęśliwa, ale gdzieś z tyłu głowy ma wobec siebie setki zażaleń, frustracji i nieprzepracowanych tematów – mówiłam.

Marek, wychowany przez dobrych, ale dość milczących, niezbyt otwartych rodziców, miał na początku ogromny problem z mówieniem o swoich emocjach. Udało mi się to jednak zmienić. Już po roku związku mogłam powiedzieć z czystym sumieniem, że doskonale się dogadujemy. Byliśmy ze sobą szczerzy, nie ukrywaliśmy przed sobą żadnych pretensji, nie chodziliśmy spać pokłóceni. Oczywiście, nie byliśmy idealną parą, bo takie nie istnieją. W wielu kwestiach się nie zgadzaliśmy, ale potrafiliśmy o nich rozmawiać z szacunkiem – a kiedy rozmowy eskalowały w kłótnie, wiedzieliśmy jak je rozwiązywać bez uszczerbku na naszej relacji.

Zaczęłam mieć wątpliwości

A jednak, gdy byliśmy na etapie zaręczyn i planowania ślubu, dalej nie wiedziałam na czym stoję z teściami. Może nawet bardziej z teściową, bo Tadeusz, ojciec Marka, był odrobinę bardziej przejrzysty w swoich odczuciach. Niby nigdy nie zdarzyło się nic, co mogłoby dać mi do zrozumienia, że teściowa mnie nie lubi, ale... nie zdarzyło się też nic, co mówiłoby, że mnie lubi.

– Czy twoja mama na pewno nie ma niczego przeciwko mnie? – pytałam z niepokojem.

– A dlaczego miałaby mieć? – dziwił się mąż.

– Nie wiem... Jest po prostu bardzo obojętna. Jesteś jej jedynakiem, więc myślałam, że matki jedynych synów bardziej przeżywają takie rzeczy.

Marek zasępił się na chwilkę.

– Mama po prostu taka jest, ale nie przejmuj się. Nigdy nie słyszałem, żeby coś do ciebie miała – stwierdził.

Nieszczególnie mnie to uspokoiło, bo przecież znałam zwyczaje w rodzinie męża. Raczej się tam nie rozmawiało zbyt szczerze.

Żyliśmy w milczącej symbiozie

Myślałam, że może stosunek Haliny do mnie zmieni się po naszym ślubie. „A może jest głęboko wierząca? Może nie mogła zaakceptować tego, że żyjemy razem przed sakramentem? A może chciała sprawdzić, jaką będę żoną, zanim wyda na mój temat opinię?”, zastanawiałam się. Nic nie uległo jednak zmianie. Halina była uprzejma, ale bardzo wstrzemięźliwa w wyrażaniu swoich opinii.

– No nic, jak widać tak musi być i po prostu taka jest – powiedziałam do męża któregoś razu, gdy wracaliśmy z obiadu u teściów.

– Mówiłem ci – potwierdził.

Przez wszystkie lata naszego małżeństwa, czyli już ponad dwanaście, miałam z Haliną poprawną relację. Nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale też nie byłyśmy wrogami.

Słuchając historii moich przyjaciółek o ich teściowych, szczerze mówiąc, myślałam, że wcale nie trafiłam najgorzej. Potrafiły być mściwe, wtrącać się w ich prywatne sprawy, pozwalały sobie na złośliwości i wiecznie podkopywały ich pozycję w rodzinie, zwłaszcza w oczach ich mężów. Halina nigdy by się tak nie zachowała. Nie wtrącała się tam, gdzie nie powinna, nigdy nie nachodziła mnie w domu bez zapowiedzi, nie robiła mi porządków na swoją modłę, ani nie próbowała na nic namawiać Marka za moimi plecami. Czułam wobec niej szacunek.

Nic dziwnego, że było mi bardzo przykro, kiedy po zaledwie roku choroby, Halina odeszła. Nie byliśmy już wtedy dzieciakami, byliśmy po czterdziestce, ale Markowi nadal bardzo ciężko było przeżyć śmierć matki. Z jednej strony starał się nie zamykać pod swoją skorupą, dzielił się ze mną przemyśleniami, ale z drugiej wiedziałam, że siedzi w nim znacznie więcej żalu i bezradności, niż chciał mi wyznać.

Kilka dni po pogrzebie zadzwonił do mnie teść.

– Dzień dobry, Karolina. Czy mogłabyś do mnie przyjechać po pracy? Mam coś, co zostawiła dla ciebie Halina. Powinienem to w końcu przekazać – powiedział bezpośrednio i bez zbędnych uprzejmości, jak to miał w zwyczaju.

Dla mnie? Zostawiła coś dla mnie? – zdziwiłam się szczerze.

– Tak – odpowiedział zdawkowo teść.

– Hm... Oczywiście, przyjadę. Może być o czwartej? – zaproponowałam.

Nie miałam pojęcia, o co mogło chodzić i byłam prawdziwie zdumiona tym telefonem. Marka nie było w domu, żebym mogła go zapytać, co to może znaczyć, więc byłam pozostawiona własnym refleksjom.

Teściowa zostawiła mi pamiątkę

Gdy weszłam do domu teściów, Tadeusz czekał już na mnie z herbatą.

– Siadaj, siadaj – zaordynował zapraszająco.

– No to o co chodzi? – przeszłam od razu do rzeczy.

– Tak... Halinka, jak wiesz, była zorganizowana i pragmatyczna. Zostawiła mi całą listę rzeczy, które muszę pozałatwiać po jej śmierci. Jedną z nich jest przekazanie ci tego – powiedział, podając mi niewielkie pudełko.

Otworzyłam je i... zaniemówiłam. W środku znajdowały się kolczyki z rubinami, sznur drobnych pereł i złoty pierścionek z różowym kamieniem. Na dnie pudełka leżała starannie zalakowana, elegancka koperta.

– Ojej... Ale piękne! Ale jesteś pewien, że to ja powinnam je dostać? Może jest w rodzinie bliższa kobieta... – zapytałam niepewnie.

– Nie ma wątpliwości, Halina chciała, żeby były twoje. Myślę, że wyjaśnienie znajdziesz w tym liście. To była konkretna kobieta – powiedział teść, po czym zamyślił się na chwilę, patrząc w dal przez okno.

– Dziękuję bardzo – szepnęłam.

– Wiesz, ona może tego nie mówiła, ale bardzo cię ceniła. Uważała, że jesteś dla Marka świetną żoną – powiedział po chwili milczenia Tadeusz.

Nie odpowiedziałam. Po prostu się uśmiechnęłam i pokiwałam głową. Wypiliśmy razem herbatę, wymieniliśmy kilka zdań o pogodzie i samopoczuciu, po czym wyszłam z tajemniczym listem i pudełkiem.

List otworzyłam dopiero w domu

„Karolina, to moje najcenniejsze pamiątki po mamie. Chciałabym, żebyś je miała. Nie tylko dlatego, że w ten sposób zostaną w rodzinie, ale też dlatego, że nigdy nie powiedziałam ci, jak wspaniałą kobietą jesteś. Mam nadzieję, że ten prezent powie to za mnie.

Pewnie już wiesz, że nie jesteśmy zbyt wylewną rodziną, ale było więcej powodów, dla których nie umiałam okazać ci prawdziwej, szczerej serdeczności. Bardzo przypominałaś mi moją córkę Kasię. Marek na pewno opowiadał ci tę historię, ale nie wiem, w jakich szczegółach. Kasia była moim oczkiem w głowie, moją ukochaną, wymarzoną i wystaraną córką. Była dobra, szczera, serdeczna, a jednocześnie pewna siebie i stanowcza. Gdy zmarła, w wieku zaledwie szesnastu lat, długo nie mogłam się pozbierać. Całe lata zajęło mi prawdziwe pogodzenie się z tą sytuacją.

Potem Marek przedstawił nam ciebie. Akurat w momencie, w którym pozbierałam się po tej tragedii, Bóg zesłał mi drugą Kasię w innym ciele. Z jednej strony ciężko było mi ciągle nie dostrzegać między wami podobieństw, które bolały i rozdrapywały moje rany, ale z drugiej, wiedziałam, że to znak, że Marek nie mógł trafić lepiej.

Mam nadzieję, że będziesz nosić biżuterię mojej mamy z radością i dumą, a później przekażesz ją waszej córce. Albo synowej, ale to przecież właściwie to samo...”.

Gdy kończyłam czytać list, cały papier zalany był moimi łzami.

Karolina, 43 lata

Reklama

Czytaj także:
„Mąż wyjechał za granicę i zostawił swoją matkę na pastwę losu. Tylko ja zmieniałam teściowej pampersy i podawałam wodę”
„Nie zgadzałam się, żeby teściowa miała klucze do naszego mieszkania. Naiwnie liczyłam, że odpuści, ale była sprytna”
„Chciałam, żeby mąż obsypywał mnie prezentami, a on żałował kasy. Nie wie, że perfumy i biżuterię dostaję od innego”

Reklama
Reklama
Reklama