„Ślub przyjaciółki zakończył moje małżeństwo. Zamiast pakować się na miesiąc miodowy, poszła w tango z moim mężem”

Zdruzgotana kobieta fot. Getty Images, gpointstudio
„Gdy zabrzmiała zmysłowa muzyka, ze zdziwieniem zobaczyłam, jak Dawid prosi do tańca Paulinę, a ona mu nie odmawia. Co jeszcze dziwniejsze, tańczyli tak, jakby od lat trenowali wspólnie taniec. A może nie tylko taniec... Dobrze znali swoje ciała”.
/ 31.05.2024 20:00
Zdruzgotana kobieta fot. Getty Images, gpointstudio

Mówią, że aby poznać przyjaciela, trzeba z nim zjeść beczkę soli. Nigdy nie rozumiałam tego powiedzenia. Wydawało mi się, że jeśli dwie osoby potrafią spędzać ze sobą czas bez ograniczeń, mają podobne zainteresowania i zwyczajnie nigdy nie nudzą się w swoim towarzystwie, to jest to z całą pewnością przyjaźń, którą warto pielęgnować. Okazało się, że życie dało mi bardzo bolesną lekcję na temat przyjaźni…

Byłyśmy jak papużki-nierozłączki

Z Pauliną znałyśmy się od dzieciństwa. Mieszkałyśmy w sąsiednich domach, chodziłyśmy razem do tego samego przedszkola, później do jednej klasy w podstawówce, w gimnazjum i w liceum. Przez całe dwanaście lat nauki szkolnej siedziałyśmy w jednej ławce, ściągając od siebie nawzajem, odrabiając wspólnie lekcje i razem uciekając na wagary. Byłyśmy jak papużki-nierozłączki, rodzicom z trudem udawało się nas rozdzielić na nocny wypoczynek.

Dopiero idąc na studia, wybrałyśmy różne uczelnie. Ja, umysł ścisły, wybrałam ekonomię. Paulina, urodzona humanistka, poszła na dziennikarstwo. Studiowałyśmy jednak w tym samym mieście, więc nasza relacja bynajmniej nie osłabła. Wręcz przeciwnie, mając dla siebie mniej czasu, spędzałyśmy go razem intensywniej. Mówiłyśmy sobie o wszystkim, każdy problem rozwiązywałyśmy wspólnie. I każdego faceta, który wpadł jednej z nas w oko, oceniałyśmy razem…

Kiedy poznałam Dawida, byłam przekonana, że to ten jedyny. Jednak wolałam zasięgnąć opinii mojej przyjaciółki, w końcu kto mógłby mi lepiej doradzić, niż ona? Spotkałyśmy się na kawie, a ja, mocno już zauroczona, zaczęłam ją wypytywać o jej zdanie.

– Paula, ale powiedz, co o nim myślisz?

– Czy ja wiem?... – wydęła usta moja przyjaciółka.

– No nie mów, że nie jest przystojny! – oburzyłam się.

W twoim typie, na pewno.

– Ale?...

– Ale co? – zdziwiła się Paulina.

– No przecież widzę, że coś ci nie pasuje.

– Nie jestem pewna, czy nie będziesz przez niego płakać…

Ech, gdybym wiedziała wtedy, jak prorocze będą jej słowa! Ale wtedy puściłam jej dziwne uwagi mimo uszu i nawet nie dopytywałam, co ma na myśli. Teraz sądzę, że już wtedy coś przede mną ukrywała.

Mimo wszystko wyszłam za jego za mąż

Koniec końców poślubiłam Dawida. Owszem, był bardzo w moim typie. Ale nie tylko jego urodę i postawną sylwetkę ceniłam. Był czułym i troskliwym mężczyzną, swoją miłość okazywał mi w wielu małych gestach. Nie sposób było tego nie dostrzec i nie docenić. Cieszyłam się z mojego wyboru i byłam w swoim związku bardzo szczęśliwa. Mojego męża akceptowali również rodzice, więc byłam przekonana, że podjęłam w życiu właściwą decyzję.

Dziwiło mnie natomiast uparte zachowanie Pauliny. Do mojego małżonka odnosiła się z dużą rezerwą. Spotykałyśmy się praktycznie wyłącznie na mieście, nie chciała wpadać do mnie – do nas. Nie potrafiłam dociec, czy wynika to z jej niechęci do Dawida, czy z czegoś innego. Gdy zapytałam ją wprost, powiedziała, że nie chce nam przeszkadzać w naszym rodzinnym szczęściu i dlatego woli spotykać się ze mną na neutralnym gruncie.

Nie zgłębiałam tematu i nie zastanawiałam się nad tym zanadto, choć oczywiście nie kupowałam tego tłumaczenia. Znałam przecież Paulinę wystarczająco długo, by wiedzieć, że ściemnia. No ale skoro miała takie życzenie, to nie chciałam jej do niczego zmuszać. Widywałyśmy się dość regularnie, zawsze miałyśmy mnóstwo spraw do obgadania, dzieliłyśmy się nowinkami z pracy i życia osobistego, więc przestałam sobie zaprzątać głowę tym, co w moim mężu przeszkadza Paulinie.

Cierpliwość bywa kluczem do sukcesu

Moja przyjaciółka zdawała się nie mieć szczęścia w miłości. Albo raczej mieć szczęście do niewłaściwych facetów. Ilekroć kogoś poznawała, to dość szybko okazywał się niewartym uwagi dupkiem. Ileż to razy trafiała na typowych narcyzów! Zdarzali się też panowie ze skłonnością do przemocy… Na szczęście swoje prawdziwe oblicze ujawniali wystarczająco wcześnie, by Paulina nie wpakowała się w kłopoty.

Aż w końcu poznała Tomka. Zabiegał o nią dość długo, ale nie natrętnie. Wręcz zazdrościłam jej tego, jak bardzo stara się o jej względy. Tymczasem Paulina grała niezainteresowaną, a wręcz niedostępną. Aż mnie tym wkurzała!

– Dziewczyno, czemu ty go tak traktujesz?

– No co, niech się trochę postara! – odpowiadała z uśmiechem.

– Przecież w końcu da sobie spokój, jak go tak będziesz ciągle odtrącała.

– Oj tam, jest tak zakochany, że łatwo się nie zniechęci.

– Jakoś poprzednich swoich facetów nie wystawiałaś na takie próby…

– I może to właśnie był mój błąd? Może byłam dla nich za łatwą zdobyczą?

Paulinę trudno było przegadać. Trzymałam zatem kciuki za Tomka, bo to był dobry, poczciwy facet. Zupełnie inny niż jego poprzednicy.

I chyba pomogło, bo kilka miesięcy później Paulina pokazała mi przecudnej urody pierścionek.

Oświadczył ci się? – wykrzyknęłam podekscytowana.

– Tak.

– A co się stało, że przestałaś być królową lodu?

– Oj, no przestań, musiałam mieć pewność, że mu na mnie zależy.

– Miałaś jakieś wątpliwości?! – zdziwiłam się.

– Przecież wiesz, że dotychczas nie miałam szczęścia. Wolałam dmuchać na zimne…

– To kiedy ślub?

– Zobaczymy. Ale pewnie dopiero latem przyszłego roku.

Jej ślub był jak z bajki

Rzeczywiście, imprezę Paulina zaplanowała na sierpień. Ponieważ miałam być świadkową panny młodej, to czynnie uczestniczyłam w przygotowaniach do ślubu. Pomagałam w rezerwacji sali, wyborze menu, muzyki, przygotowaniu listy gości, zaproszeń czy kupnie sukni ślubnej. Muszę przyznać, że kieckę znalazłyśmy przecudnej urody, a Paulina wyglądała w niej zjawiskowo.

Szczęśliwie o koszt imprezy młodzi martwić się nie musieli – obydwoje byli jedynakami, a ich rodzice chętnie wsparli finansowo organizację tego wyjątkowego dnia w ich życiu. Mogli więc pozwolić sobie na spełnianie zachcianek i nie ograniczać się jeśli chodzi o liczbę gości. Paulina była w swoim żywiole i widziałam, że bardzo cieszy ją całe to przedślubne zamieszanie. Dla mnie było ono lekko męczące, ale w końcu pierwszy raz w życiu wydawałam za mąż swoją przyjaciółkę!

Nadszedł w końcu ten wielki dzień. Kościół był pięknie udekorowany, organista grał doskonale, śpiewaczka miała głos tak cudny, że wszystkie panie ocierały łzy wzruszenia, a ksiądz wygłosił płomienne kazanie o miłości. Na dodatek pogoda dopisała, goście też, a para młoda wyglądała wręcz jak z bajki. Zwłaszcza w dorożce, którą młodzi pojechali do sali weselnej.

Tam wszystko szło zgodnie ze scenariuszem. Były toasty, był pierwszy taniec, było wiele radosnego zamieszania. Goście początkowo nieśmiało ruszali do zabawy, w końcu jednak na parkiecie zrobiło się całkiem tłoczno. DJ znał się na rzeczy, puszczał muzykę, przy której nóżka sama chodziła, nic więc dziwnego, że kto tylko umiał, chciał spróbować swoich sił w tańcu.

Do tanga trzeba dwojga

Po kilku godzinach zabawy goście mieli już lekko w czubie, ale nadal kilkanaście par tańczyło. Gdy zabrzmiało zmysłowe tango, ze zdziwieniem zobaczyłam, jak mój Dawid prosi do tańca Paulinę, a ona mu nie odmawia! Co jeszcze dziwniejsze, tańczyli tak, jakby od lat trenowali wspólnie taniec. W ogóle jakby znali się od lat, w tym swoje ciała także. Potem DJ puścił kolejny kawałek, i kolejny – a oni nadal tańczyli. I zaczęłam odnosić wrażenie, że nie zamierzają przestać.

Obserwację tej osobliwej pary tanecznej przerwała mi jedna z ciotek Pauliny, która podeszła do mnie o coś zapytać. Przez dłuższą chwilę swoją uwagę skupiałam wyłącznie na mojej rozmówczyni, a gdy skończyłyśmy rozmowę i spojrzałam na parkiet, nie dostrzegłam tam już ani Dawida, ani Pauliny. Zdziwiona wstałam od stołu, by poszukać mojego męża. Szłam wzdłuż sali, rozglądając się uważnie, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Zapytałam nawet kilku osób, ale nic nie widziały…

W końcu dostrzegłam przy jednym ze stołów Tomka, jak wychylał jeden kieliszek za drugim. Ten widok również mnie zadziwił, bo mąż mojej przyjaciółki nie był fanem alkoholu. Podeszłam do niego.

Tomek, co się stało?

– Wszystko psu na budę… – wydusił z siebie.

– O czym ty mówisz?

Człowiek się stara… nieba by przychylił… a tu masz! No poszła w tango…

– Paulina? – upewniłam się, a Tomek tylko skinął głową i nalał sobie kolejny kieliszek. – Ale jak to? – drążyłam.

– Zaczęli się obściskiwać na parkiecie, a potem się zwinęli…

– Ale z kim? – zapytałam, choć bałam się usłyszeć odpowiedź.

No z tym Dawidem.

Serce prawie mi stanęło.

– Jakim Dawidem?! Z moim mężem?!

– Hi, hi, a to dobre. Tak, moja żona z twoim mężem. Rzuciła mi tylko, że mogę sobie sam na te Kanary jechać…

Czułam się, jakbym dostała obuchem w łeb. Nawet nie pamiętam, jak wróciłam z wesela do domu. Dwa dni później dostałam od Dawida SMS o treści: „Przepraszam, to było silniejsze ode mnie. Zasługujesz na kogoś lepszego”. Odczytałam go, ściskając w dłoni test ciążowy. Pozytywny. W życiu nie może być pustki. Straciłam męża i przyjaciółkę, ale noszę pod sercem nowe życie. I muszę się teraz na nim skoncentrować.

Marta, 31 lat

Czytaj także:
„Wskoczyłem do łóżka kobiecie szefa. Może i wylecę z roboty, ale przynajmniej zyskałem miłość”
„Mój mąż nagle oświadczył, że musimy się rozwieść. Zamiast omówić to ze mną, przegadał temat z księdzem proboszczem”
„Życie z moim mężem było nudne jak flaki z olejem. Odrobiną pikanterii doprawił je romans z licealną miłością”

Redakcja poleca

REKLAMA