Postanowiłam porwać się z motyką na słońce, jak mawiała moja mama i poszłam na studia medyczne. Nie miałam w rodzinie żadnego lekarza ani nawet nikogo po studiach. Pochodzę z rodziny rolniczej z dziada pradziada. Oczekiwania były więc jasne, że zostanę na gospodarce i będę pomagała – jak wszyscy członkowie rodziny dotychczas.
Nie chciałam zostać na wsi
– Po co ci te studia córuś? Nie możesz po prostu zostać? Tu jest co robić, nie będziesz się nudzić. Znajdziesz dobrego męża – mówił z kolei tata.
Tak, no w stu procentach miał rację. Nie ma opcji na nudę w gospodarstwie rolnym. Wstajesz o świcie i zawsze jest co robić. Nieważne, czy to lato, czy zima, bo nawet jeśli nie ma żniw, to są zwierzęta gospodarskie, a my mamy krowy, kozy i kury. Tylko dla mnie to nie było to. Ja nie chciałam do końca utknąć na wsi, wyjść za rolnika i dalej przekazywać tradycję.
Nie jest też tak, że rodzice nie mają komu zostawić tego wszystkiego. Mam brata. Romek wybrał jednak wojsko, a z tego akurat wyboru rodzice byli wybitnie dumni. Nie wiem do końca, czy dlatego, że imponowała im obrona kraju, patriotyzm i wszystkie te teksty, którymi mnie częstowali, czy dlatego, że chłopak, a on to wiadomo, że może robić, co chce. Kobieta ma siedzieć w domu, rodzić dzieci i zajmować się obejściem.
Tak czy owak, zdecydowałam się, zaparłam się i osiągnęłam swój cel. Poszłam na studia. W tym celu wyjechałam do Warszawy i tam się uczyłam, a następnie zrobiłam upragnioną specjalizację. Rodzice nigdy nie powiedzieli słowa, że są ze mnie dumni. Nie przyjechali na rozdanie dyplomów. Nie starali się śledzić mojej kariery zawodowej.
Było mi przykro, ale się nie poddawałam
Kobieta w tym kraju ma ogólnie ciężej. Więcej się od nas wymaga i trudniej jest znaleźć pracę w zawodzie, bo oczywiście jest obawa, że jak jest młoda, to „zaraz” zajdzie w ciążę. Co, jak wiadomo, jest bzdurą, no ale jest, jak jest. No i tak oto parłam dalej, by zostać chirurgiem. Po skończeniu studiów zrobiłam specjalizację. Moja druga część historii zaczyna się właśnie pod koniec tego okresu, kiedy robiłam rezydenturę w jednym z warszawskich szpitali.
Co roku organizowane były dla pracowników szpitala, latem spotkania przy grillu, na których mogliśmy pojawić się z rodzinami. Taki ogólny piknik dla tych, którzy mają chęć spędzić czas na wolnym powietrzu, poznać innych współpracowników. Jednego roku dałam się namówić koleżance na niego, a potem rok później już sama byłam chętna, choć ona nie mogła iść.
Niestety żaden z moich bliższych znajomych również nie mógł przyjść, ale uznałam, że chociaż zjem coś dobrego i posiedzę trochę na powietrzu, bo w sumie najwięcej czasu spędzam w szpitalu. No i tak też zrobiłam. Zjadłam, poszwendałam się trochę, a potem usiadłam sobie na trawie i obserwowałam sobie bawiące się w oddali dzieci.
– Planujesz zmienić specjalizację? – usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się, a za mną stał Rafał, nasz ordynator.
– Nie, chirurgia to coś, czego zawsze chciałam. Po prostu trochę się nudzę. Ewa namawiała mnie na przyjście, a sama nie dotarła i tak się nudzę trochę.
Usiadł koło mnie i podał mi piwo.
– Nie ordynatorze, tylko Rafał.
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Resztę dnia spędziliśmy razem. Dużo rozmawialiśmy, a pod koniec imprezy poszliśmy po prostu na spacer. Był sporo starszy ode mnie, choć nie umiałam ocenić, ile. Zdziwiłam się, że jest w takim miejscu bez rodziny. Odpowiedział, że jest po rozwodzie i nie układają mu się kontakty z byłą. Syn natomiast nie lubi takich miejsc.
Związałam się ze swoim szefem
I tak zaczęliśmy się spotykać… W pracy staraliśmy się nie afiszować.
– Jesteś rezydentką, żeby nie było głupich komentarzy… – powiedział i w sumie zgadzałam się z nim. Niby związki lekarzy nie są zakazane, ale jednak on jest ordynatorem, ja w trakcie specjalizacji… może rzeczywiście nie jest to dobry moment.
– I tak niedługo kończysz, to się wszystko zmieni – dodawał, a ja kiwałam głową.
Na korytarzach mijaliśmy się, tylko uśmiechając się do siebie. Czasem, gdy byłam w jego gabinecie, pozwalaliśmy sobie na drobne czułości, a więcej wydarzało się na wyjazdach weekendowych.
– Co ty się taka zajęta zrobiłaś – dziwiła się któregoś dnia Ewa, gdy już któryś raz z kolei chciała wyciągnąć mnie na babski wyjazd. – Do tej pory chociaż raz na dwa tygodnie udawało nam się gdzieś skoczyć.
– No ja wiem, ale muszę też rodzicom trochę pomagać, więc na razie lipa… – kłamałam bez mrugnięcia okiem.
Wyjazdy z Rafałem były bardzo przyjemne. Wybieraliśmy miejsca odległe od ludności, jakieś agroturystyki albo hotele spa w małych miejscowościach. Chodziliśmy na spacery, do restauracji, ale najwięcej czasu spędzaliśmy w łóżku.
Perfidnie mnie okłamał
Idylla się skończyła, gdy któregoś dnia znalazłam w szafce anonimowy list. Najpierw pomyślałam, że to może Rafał coś wymyślił, ale treść nie była przyjemna:
„Zostaw go, bo powiem jego żonie. Tu jesteś skończona” – a w załączeniu fotka z naszego ostatniego spotkania i to naga, uchwycona z zza okna. Trzęsącymi się rękoma chwyciłam list i popędziłam do Rafała. Był akurat w gabinecie. Weszłam, nawet nie pukając i rzuciłam mu to na biurko. Zerknął, ale nie wywołało to żadnej reakcji na jego twarzy poza pytającym wzrokiem, który na mnie skierował.
– Znalazłam to w szafce – powiedziałam trzęsącym się głosem.
– No i?
– Mówiłeś, że jesteś po rozwodzie.
– No w pewnym sensie tak, bo nie śpimy razem od dawna.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
– Mieszkacie dalej razem?
– Oczywiście! Przecież mamy dziecko.
Czułam, że podłoga usuwa mi się spod stóp. Nigdy nie chciałam być tą drugą, nie chciałam przyczyniać się do rozpadu rodziny. Opadłam bezwładnie na krzesło naprzeciwko jego biurka.
– Nie jesteście nawet w separacji? – zapytałam z nadzieją w głosie.
– Nie i nie zamierzam zostawić żony, jeśli o to ci chodzi.
Wszyscy się ode mnie odwrócili
Nikt nigdy mnie tak nie oszukał… Wstałam i wyszłam. To nie było miejsce na awantury. To, co zrobił, to straszne świństwo. Nigdy bym się nie angażowała, gdybym znała prawdę. Okazało się jednak, że ten dzień mógł być dla mnie jeszcze gorszy. Poszłam do stołówki, a tam spotkałam Ewę, która siedziała przy stole jeszcze z dwójką rezydentów. Gdy podeszłam z kawą, oni wstali i poszli. Nikt się do mnie nie odezwał, ani „cześć”, ani „papa”, ani uśmiechu.
– Co się dzieje? – zapytałam Ewy, siadając obok niej. Rzuciła mi na stół to samo zdjęcie, które miałam w szafce.
– Tak wygląda twoje pomaganie rodzinie? – zapytała.
Poczułam, że czerwienieję ze wstydu.
– Ewa… ja nie wiedziałam, że on jest żonaty. Co innego opowiadał, a ja uwierzyłam…
Koleżanka westchnęła ciężko.
– Nawet gdybym miała uwierzyć w te bzdury, bo jako lekarz masz raczej wysokie IQ, to czemu mnie okłamywałaś?! Podobno się przyjaźnimy!
– Nie wiem… mówił, żebyśmy się nie afiszowali… i jakoś… nie wiem… – rozpłakałam się. Mój świat runął. Ewie chyba zrobiło się mnie szkoda, bo podeszła i mnie przytuliła.
– Nieźle się wpakowałaś… – powiedziała.
Wiedziałam, że ma rację. Rafał raczej nie stanie po mojej stronie. Jemu też nikt nie odważy się zrobić awantury. Nikt też nie doniesie do żony, bo będą się bali ordynatora, a kto będzie obawiał się zaszkodzić takiej rezydentce jak ja? Nikt! Byłam na siebie wściekła, że bardziej nie dociekałam, tylko dałam się wrobić jak dziecko w coś, na co nigdy bym się nie zgodziła.
Koszmaru nie było końca. Przez następny miesiąc znajdowałam kolejne zdjęcia w szafce, choć już bez listu. Widziałam też uśmieszki innych lekarzy i pielęgniarek, słyszałam rozmowy... Nie mogłam tego znieść. Nie wiem, jak wiele osób dostało te zdjęcia… Wytrzymałam tylko do ukończenia rezydentury i zrobiłam coś, czego też nie planowałam. Wróciłam do domu do rodziców.
Nie tłumaczyłam im, co się stało, a oni nie pytali. Byli zadowoleni, że jestem i mieli nadzieję, że zostanę. Ja jeszcze nie wiem, co zrobię. Na pewno muszę od tego odpocząć. Muszę poczekać, aż afera przycichnie, bo nie mam pewności, czy nie trafiło coś jeszcze do innego szpitala. Potem poszukam sobie miejsca. Na razie czuję się tak zmasakrowana całą sytuacją, że potrzebuję spokoju i odpocząć od tego, co się wydarzyło. Odpocząć od dużego miasta, które okazało się bardzo małe. Na razie zabrakło tam dla mnie miejsca.
Karolina, 33 lata
Czytaj także:
„Matka zagoniła mnie do grabienia liści. Pięknej sąsiadce zza płotu też pomogłem obrobić ogródek i nie tylko”
„Dzieci miały się mną opiekować, a postanowiły oddać mnie do przytułku dla niechcianych. Kiepsko je wychowałam”
„Mąż ciągle kłócił się z szefem i w końcu się doigrał. Teraz z mojej wypłaty muszę utrzymać jego i trójkę dzieci”