Upał stawał się nie do wytrzymania, gdy przepełniony pasażerami pociąg bez klimatyzacji z turkotem wjechał na stację. Po karku spływały mi kropelki potu, a jedyne, co dodawało mi sił, to wizja nadchodzących trzech tygodni leniwego odpoczynku. Lokomotywa szarpnęła, zagwizdała przeciągle i ostatecznie stanęła.
Czułam się samotna
Ośrodek sanatoryjny, do którego podążałam, znajdował się w nieznacznej odległości od dworca kolejowego. Wystarczyło przejść przez mały zagajnik wąską dróżką, aby na pagórku dostrzec okazały, piętrowy budynek, którego architektura przywodziła na myśl czasy PRL–u. To była moja pierwsza wizyta w tego typu miejscu.
– Dzień dobry! – pozdrowił mnie głośno mocnym głosem recepcjonista. Miał uroczy wąsik. Sprawiał wrażenie wesołego faceta.
Posłałam mu uśmiech i ruszyłam w jego stronę. Wąsacz pomógł mi z papierami, po czym chwycił moją torbę i zaprowadził mnie do wyznaczonego pokoju.
– Pozostało pani tylko pójść na badania, abyśmy dobrali pani odpowiednie zabiegi – oznajmił otwierając na oścież drzwi.
W pokoju znajdowały się dwa posłane łóżka. Trochę mnie to rozczarowało, ponieważ miałam nadzieję, że będę miała jakieś towarzystwo. W mieszkaniu czułam się samotna i jedyne, co robiłam, to rozmawiałam z portretami na ścianach.
Nigdy nie stanęłam na ślubnym kobiercu ani też nie wydałam na świat potomstwa. Ale wcale nie ubolewam nad tym faktem. Właściwie to wręcz odwrotnie – uważam, że moje życie do tej pory było naprawdę szczęśliwe i spełnione.
Kochałam chodzić do teatru i w ogóle interesowałam się różnymi formami sztuki. Odwiedzałam galerie, brałam udział w wernisażach, chodziłam na premiery. I to nie tylko w kraju, ale też za granicą. Sporo rzeczy już mi się w życiu przytrafiło i byłam z tego powodu szczęśliwa.
Jednak kiedy zaczęłam dobijać do sześćdziesiątki, zauważyłam, że liczba moich znajomych jakoś się skurczyła. Prawie wszyscy skupili się na swoich wnukach i zabrakło im czasu dla mnie. Pierwszy raz w swoim życiu odczułam samotność. W tamtym czasie zapoczęłam rehabilitację kręgosłupa. Lekarz w końcu doradził mi wyjazd do sanatorium nad Bałtykiem.
Nie do wiary, to był on!
Pokręciłam się trochę po terenie ośrodka, wymieniając parę zdań z osobami, które dopiero co poznałam, a później przeszłam się brzegiem morza.
– Nic specjalnego… – wymamrotałam pod nosem późnym wieczorem, opierając głowę na poduszce otulonej śnieżnobiałą szorstką poszewką.
Jeszcze do niedawna towarzyszyło mi uczucie szczęścia, ale teraz zastąpiło je przygnębienie i dziwny rodzaj nostalgii. Nie potrafiłam określić, czego lub kogo mi brakowało, ale wtedy zdecydowanie nie było mi dobrze. Przez długi czas nie mogłam zmrużyć oka, a gdy wreszcie zasnęłam, miałam wrażenie, że minęło ledwie parę chwil…
Rano prawie przespałam śniadanie. Zeszłam na dół w mgnieniu oka. W stołówce unosił się aromat kawy i smażonych jajek. Dosiadłam się do osób, z którymi wczoraj rozmawiałam. Zaczęliśmy sobie nawzajem opowiadać co nieco o naszym dotychczasowym życiu, żeby nawiązać znajomość.
Naszła mnie refleksja, że być może nie będzie aż tak źle. Godzinę później stałam pod salą, czekając na pierwszą sesję z fizjoterapeutą.
– Proszę wejść! – usłyszałam nagle za plecami.
Obróciłam się zdziwiona, ponieważ od razu poznałam ten głos. To był mężczyzna z wąsikiem z recepcji.
– To pan? – spytałam niepewnie, przekraczając próg pomieszczenia. Poczułam ten niepowtarzalny zapach, jaki unosi się w każdej sali do ćwiczeń.
– Zgadza się. Od dziś będziemy razem ćwiczyć. Wczoraj wypadło mi siedzieć chwilę za Irenkę w recepcji – powiedział, wbijając we mnie wzrok pełen ciekawości.
Pewnie byłam czerwona jak burak, bo nagle przestał na mnie patrzeć. Przez tę jego uprzejmość i delikatność tylko bardziej mnie zatkało. Nie umiałam sobie wytłumaczyć, czemu przy nim robiłam się taka zagubiona i wstydliwa.
– Jestem Jacek.
– Janina – przedstawiłam się.
To nie był tylko masaż…
Zgodnie z planem miałam zacząć od masażu, dlatego ułożyłam się wygodnie na leżance. Gdy Jacek położył swoje ręce na moich ramionach, przez całe moje ciało przebiegł przyjemny dreszczyk. Sposób, w jaki mnie dotykał, był uspokajający, a jednocześnie zdecydowany. Nie odzywaliśmy się ani słowem, ale ta cisza w pewnym momencie zaczęła być całkiem naturalna. Między nami zrodziła się jakaś więź, swego rodzaju zrozumienie bez słów. Serce waliło mi jak oszalałe, a puls szybował pod niebo.
Intuicyjnie wiedziałam, jak reagować na jego dotyk, zupełnie jakbyśmy byli zgraną parą tancerzy. Wiedziałam, że to niewłaściwe, ale dopiero w tamtym momencie zaczęłam patrzeć na niego inaczej – nie jak na zabawnego wąsacza, ale jak na faceta.
Przyprószone siwizną włosy i wąsy tylko podkreślały jego atrakcyjność. Na oko miał ponad czterdzieści lat, ale i tak dzieliła nas spora różnica wieku. Starałam się odpędzić od siebie myśli, które wprawiały moje serce w przyspieszony rytm. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby się zakochać w takim miejscu.
– To była naprawdę owocna współpraca – powiedział, gdy zabieg dobiegł końca. – Do zobaczenia jutro.
Przytaknęłam ruchem głowy i powoli ruszyłam w kierunku drzwi. Wyczuwałam na plecach jego spojrzenie, a gdy obejrzałam się za siebie w przejściu, nasze oczy się spotkały. Spoglądał na mnie w taki sposób, że… ponownie poczułam, jak moje policzki nabierają rumieńców.
„Weź się w garść” – zwróciłam się do własnego odbicia w lustrze, kiedy dotarłam do swojego pokoju.
Nie wyglądałam na swoje lata. Moje włosy wciąż miały naturalny kolor jasnego blondu, a oczy tryskały radością i blaskiem. Cerę miałam mniej pomarszczoną niż niejedna z moich rówieśniczek. Sylwetka i biust również wyglądały bez zarzutu. Jedynie skóra na szyi i rękach ujawniała, ile tak naprawdę mam lat.
Poczułam się jak nastolatka
Dlaczego miałby akurat mnie wypatrzyć z tłumu? Co niby mam w sobie takiego niezwykłego? Kiedy zrobiło się ciemno, poszłam popływać. Opatulona ręcznikiem, zeszłam schodami na dół do basenu. W wodzie odbijały się drgające punkciki świateł. Myślałam, że nikogo tam nie będzie…
– Janka, to ty? – dobiegł mnie znajomy głos.
Z ciemności wyłonił się wysoki cień, a po chwili tuż obok mnie pojawił się Jacek.
– Może wskoczysz ze mną do wody? – musnął moją rękę, a ja zaniemówiłam, nie mogąc wykrztusić ani jednego słowa.
Pozwoliłam mu się poprowadzić. Jako pierwszy wszedł do basenu, chwytając mnie w pasie i asekurując podczas schodzenia po schodkach. Chłodna woda przyjemnie muskała moją skórę. Jego ręce wciąż spoczywały na mojej talii, gdy wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Po chwili parsknął śmiechem i zanurkował. Poszłam w jego ślady. Przez kolejną godzinę pływaliśmy w basenie, prowadząc rozmowę na różne tematy.
– Jesteś wyjątkową kobietą – stwierdził Jacek, odgarniając z mojego czoła mokre pasemko włosów.
Zatrzymaliśmy się tuż przy wejściu do mojego pokoju. Mój świeżo poznany kompan popatrzył na boki, po czym przysunął twarz do mojej i… złożył na moich ustach pocałunek. W jednej chwili ogarnęło mnie uczucie, jakbym w cudowny sposób odmłodniała, zupełnie jakbyśmy nie byli w uzdrowisku, ale na obozie młodzieżowym. Dopiero kiedy się odsunął, poczułam zmieszanie.
Zawstydzona, żwawo wkroczyłam do pokoju, kładąc ręce na piersi. Moje serce biło jak szalone. Trudno było uwierzyć, że to wydarzyło się w rzeczywistości.
Następnego dnia podczas ćwiczeń postanowiłam zainicjować rozmowę. Zależało mi na tym, aby nie sądził, że pozwalam sobie na zbyt wiele, że zacznę być natarczywa czy coś w tym stylu. Po prostu dał się porwać momentowi, nic poza tym. Rozumiem to.
Nie przeszkadzała mu różnica wieku
– Wiesz co, Jacek, odnośnie co do wczoraj… – zaczęłam mówić, ale nie pozwolił mi skończyć.
Zbliżył się do mnie i złożył pełen pasji pocałunek. Następnie przeczesał dłonią moje włosy.
– Nie masz problemu z moim wiekiem? Kręcą cię moje zmarszczki?
Jacek roześmiał się na głos.
– Liczby w metryce są bez znaczenia. Jesteś fantastyczną osobą. Emanuje z ciebie chęć cieszenia się życiem. To widać i czuć. Chyba tylko trochę zagłuszyłaś ją w sobie – dorzucił po chwili, rozmasowując moje barki.
Zupełnie jakby ktoś mną gwałtownie wstrząsnął. Lub wrzasnął mi prosto w ucho. Olśniło mnie, że to, co mówi Jacek, jest prawdą.
Na dzień przed zakończeniem pobytu w ośrodku do drzwi mojego pokoju zastukał Jacek.
– Chodź ze mną, muszę ci coś pokazać.
Bez zastanowienia chwyciłam jego wyciągniętą dłoń. Przebiegliśmy szybko przez korytarze i popędziliśmy schodami na piętro. Zupełnie jak para nastolatków. W ścianie tkwiła przymocowana drabinka.
Jacek wyciągnął pęk kluczy i otworzył właz prowadzący na strych. Chwilę potem wygodnie rozsiedliśmy się na szczycie budynku, podziwiając usiane gwiazdami sklepienie. Ciepły podmuch igrał z moją czupryną, podczas gdy on obsypywał pocałunkami moją twarz i dłonie.
Tej wyjątkowej nocy nasza bliskość wykroczyła poza niewinne całusy.
Kolejnego dnia opuściłam sanatorium. Nie otrzymałam od niego żadnej wiadomości ani nie przyjechał mnie odwiedzić. Nie czułam do niego jednak urazy, gdyż ofiarował mi dar, który trudno wycenić – poczułam się dzięki niemu wyjątkowa, mimo że byłam tylko kolejną zdobyczą tego sanatoryjnego amanta.
Dzięki niemu moja samoocena znacznie wzrosła. Uświadomił mi, że wciąż mogę czerpać z życia pełnymi garściami. Dowiódł, że metryka to jedynie mało istotne liczby, a ja nadal jestem kobietą, dla której warto zgrzeszyć.
Janina, 67 lat
Czytaj także:
„Myślałam o domu starców jak o kaplicy przedpogrzebowej. Kiedy się tam przeniosłam zrozumiałam, że to ogród pełen życia”
„Myślałam, że facet poznany w internecie jest ideałem, a on mnie zwodził jak małolatę. Okazało się, że miał powód”
„Synowie wyjechali na studia, a w naszym małżeństwie powiało nudą. Musiałem dolać oliwy do ognia, by całkiem nie wygasł”