Nigdy nie wierzyłam w to, że można znaleźć męża przez internet, ale życie całkiem mnie zaskoczyło. Okazało się, że z Andrzejem, czyli z moim partnerem w grze online, znakomicie się rozmawiało, a nawet flirtowało. Do tego stopnia, że zdecydowaliśmy się rozwijać naszą znajomość także na żywo.
Nie spodziewałam się jednak, że ta znajomość będzie miała tak okropne konsekwencje. Wciąż nie mogę uwierzyć, jak mógł mnie tak oszukać i zataić kluczowy fakt ze swojego życia.
Połączyła nas gra internetowa
Andrzej, czyli gracz o nicku Mortal90, był bardzo fajnym facetem. Już od pierwszej naszej rozmowie w grze online, zapałaliśmy do siebie sympatią. Czasem pisaliśmy do siebie po kilka godzin, a ja nie mogłam się doczekać, aż znów usłyszę dźwięk przychodzącej wiadomości w komunikatorze dla graczy.
— Jak tam, moja księżniczko? Przebudzona, świeża, gotowa na nowy dzień? — pisał do mnie na komunikatorze.
— Ta... Po całonocnej nauce? Nie bardzo. — odpisałam.
— A ja jestem pewien, że wyglądasz ślicznie. Chciałbym przy Tobie być. — kontynuował.
— Nie bajeruj, tylko trzymaj kciuki. To mój ostatni egzamin na studiach. — zakończyłam rozmowę.
Na drugi dzień otrzymałam od niego przesyłkę pocztową. Kubek „Dla najlepszego magistra” z karteczką: „A to za głupie marudzenie”. Takie małe gesty bardzo mnie rozczulały.
Postanowiliśmy spotkać się w realu
Po długotrwałej korespondencji i budowaniu więzi przez internet, nadszedł moment, gdy postanowiliśmy przenieść naszą relację do prawdziwego świata.
Byliśmy pełni ekscytacji i nie mogliśmy doczekać się spotkania. Gdy w końcu spojrzeliśmy sobie w oczy, wiedzieliśmy, że ta chemia między nami jest niesamowita. Było to jak spełnienie naszych najskrytszych pragnień.
— Ale żeby aż tak? — zagadał Andrzej, a ja spojrzałam na niego skonsternowana, licząc na dopowiedzenie: — No... Żeby aż tak zjawiskowo wyglądać? Kobieto. Gdzie ty masz jakieś zahamowania.
To był cały on. Poczucie humoru, które powodowało rumieńce na moich policzkach.
Niestety ogromnym minusem naszej znajomości było to, że mieszkaliśmy daleko od siebie. Wiele razy proponowałam, żebyśmy zdecydowali się na kolejny krok i zamieszkali ze sobą w jednym wybranym miejscu, ale z różnych powodów zawsze coś nam przeszkadzało.
Wyczułam też, że Andrzej jest niechętny na wspólne mieszkanie. Tym bardziej zaskoczyło mnie, gdy po mniej więcej roku naszej znajomości wyciągnął pierścionek i mi się oświadczył. To było podczas jednego z naszych romantycznych weekendów nad morzem. Normalnie zaniemówiłam!
Od tej chwili kreśliliśmy nasze wspólne plany na przyszłość i nie mogliśmy się doczekać tego, co ona przyniesie.
Po ślubie wiele się zmieniło
Niestety, idylla nie trwała długo. Po ślubie i wspólnym zamieszkaniu, zauważyłam, że Andrzej zaczął się bardzo niepokojąco zachowywać.
Na przykład często słyszał coś, czego ja nie słyszałam. Czasami widziałam go, jak się rozglądał, jakby ktoś go obserwował, chociaż nie było nikogo w pobliżu. Miał dziwne ruchy i reakcje, które nie dały się niczym wytłumaczyć.
Zaczęło mnie to bardzo niepokoić. Raz w nocy usłyszałam jego kroki na klatce schodowej i dźwięki mamrotania. Na początku pomyślałam, że może to być związane z lunatykowaniem, ale im więcej było takich sytuacji, tym bardziej czułam, że jest to coś poważnego.
Pewnego dnia, wracając do domu, zastałam go na stole, a on walczył z niewidzialnymi przeciwnikami. Wskazywał palcami wokół siebie, a potem próbował całym sobą odeprzeć coś, czego ja nie widziałam. Był zatopiony w swojej własnej rzeczywistości, nieświadomy mojej obecności.
W tamtym momencie wiedziałam, że coś jest bardzo, bardzo nie tak. Usiadłam obok niego, starając się złapać jego wzrok. Głos zadrżał mi, gdy go pytałam, co się dzieje. W końcu, ze łzami w oczach, Andrzej opadł na moim ramieniu.
Kilka godzin później, gdy już leżał w łóżku i odpoczywał obok, wyznał mi prawdę. Schizofrenia. Wiedziałam, że to było trudne dla niego, ale dla mnie to było jak uderzenie w twarz. Czułam, jakby świat się zatrzymał, jakby wszystkie nasze plany runęły w gruzach.
Andrzej próbował mnie uspokoić, obiecując, że będzie się leczył, że jest pod opieką psychiatry. Zapewniał mnie, że będzie robił wszystko, co w jego mocy, aby zapanować nad swoimi demonami. Ale ja panikowałam. To było takie niespodziewane, takie trudne do ogarnięcia. Byłam przerażona. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.
Jak on mógł mnie tak okłamać?!
Byłam rozdarta między miłością, jaką nadal czułam do Andrzeja, a strachem. I przede wszystkim wciąż zastanawiałam się nad tym, jak on mógł mnie tak okłamać?! Przecież schizofrenia to bardzo poważna choroba, która wpływa nie tylko na osobę, która się z nią boryka, ale też na wszystkich bliskich wokół.
Czy będę w stanie być wystarczająco silną żoną, aby wspierać mojego męża w jego trudnej walce? Te pytania krążyły w mojej głowie, rozdzierając mnie od środka. Nie mogłam mu wybaczyć czegoś takiego.
Czułam się samotna, zagubiona i zrozpaczona. To była próba, której się nie spodziewałam i jakiej nie byłam gotowa podjąć. Kochałam Andrzeja, ale musiałam wziąć pod uwagę swoje zdrowie i dobrostan emocjonalny. Nie mogłam podjąć tego wyzwania na siłę, w obawie przed utratą samej siebie. Dlatego podjęłam najtrudniejszą dla mnie decyzję w życiu: rozwodzę się.
Nie chciałam tak żyć
To było jedno z najtrudniejszych rozstań w moim życiu, ale wiedziałam, że musiałam to zrobić. Nie pisałam się na takie życie z pełną świadomością i gdybym tylko wiedziała, co mnie czeka, nigdy bym się na to nie zdecydowała. To, że Andrzej zataił przede mną coś takiego, działało jedynie na jego niekorzyść. Całkiem podkopał moje zaufanie do niego, a to zburzyło podstawy naszego związku i małżeństwa.
— Nie opuszczaj mnie teraz — prosił mój mąż, gdy pakowałam walizki.
Westchnęłam tylko ciężko.
— To nie chodzi o Twoją chorobę. — powiedziałam starając się mówić spokojnie, chociaż wewnątrz walczyłam z bólem. — A w każdym razie nie chodzi o to bezpośrednio. Tylko o fakt, że to przede mną ukryłeś. Dla mnie to jest prawie jak zdrada.
Patrzyłam na jego twarz, widząc w jego oczach mieszankę żalu, zrozumienia i bezradności. Było mi ciężko patrzeć, jak ta sytuacja nas rozdziela, ale musiałam stanąć w obronie samej siebie. Moje serce wciąż go kochało, ale wiedziałam, że nie mogę dalej być w związku, który jest zbudowany na kłamstwie i zamiataniu pod dywan tak ważnych spraw.
Andrzej próbował znaleźć słowa, aby przekonać mnie, że wszystko może się zmienić, że będzie lepszy, że będzie walczył z chorobą. Ale ja czułam się zagubiona. Już nie wierzyłam w naszą przyszłość i chciałam się rozwieźć.
Przez cały ten czas, kiedy nasza miłość kwitła, nie miałam pojęcia, że to uczucie to jedynie fasada prawdy.
Niedługo po tej rozmowie złożyłam papiery rozwodowe. Być może było to egoistyczne, ale wiedziałam, że muszę znaleźć swoją własną ścieżkę do szczęścia i spokoju.
Głęboko wierzę, że każdy z nas zasługuje na prawdziwą miłość i akceptację. Ale pięknymi słowami nie da się przykryć braku szczerości. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odnajdę swoją bratnią duszę i kogoś, kto będzie ze mną w stu procentach szczery.
Andrzejowi zaproponowałam wsparcie i pomoc jako człowiekowi, ale już nie jako mężowi i partnerowi. Liczę na to, że z odpowiednim leczeniem i pod opieką właściwego specjalisty odnajdzie dla siebie drogę.
Czytaj także:
„Mąż okłamał mnie, że jest bezpłodny, a tak naprawdę sam pozbawił się płodności. Bał się, złapania na dziecko”
„Z okna autobusu zobaczyłam męża z jakąś siksą. Zrobiło mi się słabo. Okłamał mnie, przecież miał być w delegacji"
„Zrobiłem ukochanej test na uczciwość. Okłamałem ją, że moja firma jest na krawędzi bankructwa. Zerwała ze mną”