Moją równowagę życiową zburzyła pewna dziewczyna, Marysia. Jej nos obsypany jest uroczymi piegami i słodko się marszczy, kiedy mocno się na czymś koncentruje. Wtedy okulary zjeżdżają jej na sam koniuszek nosa i przygryza zębami dolną wargę. Zdaję sobie sprawę, że brzmię trochę jak prześladowca. Ale ja serio straciłem dla niej głowę i oszalałem z miłości.
Przy niej traciłem rozum
Od dłuższego czasu miałem oko na Marysię, ale nie potrafiłem znaleźć sposobu, by nawiązać z nią rozmowę. Powoli ogarniało mnie zwątpienie. Facet z tak dużą tremą jak ja raczej nie zrobi na niej wrażenia... Marysia zaczęła pracę w naszym zespole jakieś cztery miesiące temu. Ma stanowisko tuż przy oknie. Wystarczy, że oderwę wzrok od ekranu, a już ją widzę. Znam jej zwyczaje – wiem, kiedy sięga po kawę, a kiedy woli napić się ziołowej herbaty.
Orientuję się, z kim chodzi na obiad w przerwie. Słyszałem, że ma psa i najprawdopodobniej mieszka samotnie, bo regularnie pyta kogoś o pomoc w opiece nad nim. I kompletnie nie mam pojęcia, co powinienem zrobić, aby mnie zauważyła. Trudno powiedzieć, czy jestem atrakcyjny. Wyglądam normalnie, mam standardową figurę i typowy wzrost. Uważam, że potrafię rozśmieszyć, mam łeb na karku i znam zasady dobrego wychowania – ale to tylko moja własna opinia. Jeśli chodzi o dziewczyny, bywało różnie.
Z żadną nie udało mi się stworzyć związku na dłużej niż rok. Ostatnia dziewczyna, Ania, rzuciła mnie w ubiegłym roku. Odeszła do trenera z siłowni, na którą wykupiłem jej karnet pod choinkę... Przyznaję, że mój zapał nieco ostygł. Życie singla wcale nie jest takie złe. Na tyle mi się spodobało, że zignorowałem zaloty całkiem sympatycznej rozwódki z działu finansowego.
Co innego Marysia. Wizualizowałem sobie masę sytuacji, w których mógłbym nawiązać z nią rozmowę. Niestety, każda z nich wydawała się jeszcze bardziej idiotyczna od poprzedniej. Miałem nadzieję, że los się do mnie uśmiechnie albo po prostu zdarzy się coś zupełnie przypadkowego. Niestety, czas leciał, a ja wciąż stałem w miejscu. Pewnego razu byłem o włos. Zauważyłem, że upuściła jakiś papier, idąc w stronę windy.
Zerwałem się z krzesła… ale Marek mnie ubiegł. W nagrodę został obdarowany najcudowniejszym uśmiechem na świecie. Po pracy codziennie wychodziłem kompletnie przybity. Mimo to, każdego poranka zjawiałem się w biurze z nową dawką optymizmu. A nuż właśnie dzisiaj?
Znowu dopadła mnie nerwówka
Ten dzień utkwił mi w pamięci na dobre. Była to środa, która rozpoczęła się dość typowo. Autobus komunikacji miejskiej nie spóźnił się ani minuty, a kawa z automatu w pracy była tak marna, jak zazwyczaj – ledwo ciepła i mocno rozwodniona. Łyknąłem kilka małych łyczków, wykrzywiłem twarz w grymasie i pozbyłem się fusów, wylewając je do zlewu.
– Słuchaj, chyba nawet ta z proszku byłaby lepsza. Jak masz ochotę, to się poczęstuj. Zaopatrzyłam się dzisiaj w cały pojemnik – usłyszałem znajomy głos. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. To była Marysia.
Spojrzałem na nią, gdy stała obok. Nim jednak wyrwało mi się choć słowo, dziewczyna pokazała mi puszkę z kawą, posłała uśmiech i opuściła pomieszczenie. Ten drobny sukces był dla mnie niczym przełom. Nagle zobaczyłem przed sobą tyle nowych perspektyw!
Miałem zamiar podejść do Marysi i wyrazić swoją wdzięczność. Przyszło mi do głowy, że gdyby miała chęć napić się porządnej kawy, to z przyjemnością zaprosiłbym ją do kawiarni niedaleko stąd. Albo może powinienem skoczyć do najbliższego kiosku, wziąć jakiś batonik i wręczyć jej w ramach podziękowania? Jednak po chwili zastanowienia ten ostatni pomysł wydał mi się dość ryzykowny. Co jeśli Marysia nie przepada za słodyczami? A może ma alergię na orzechy?
Pomysł numer dwa jawił się jako najbardziej atrakcyjny i obiecujący, ale niestety zabrakło mi śmiałości, by go zrealizować. Ostatecznie tylko wymamrotałem podziękowania, gapiąc się na swoje buty.
– Nie przejmuj się tym. Umówmy się, że to nasze wspólne espresso. Kiedy się skończy, ty zafundujesz kolejne. Pasuje ci taki układ?
Trudno mi było uwierzyć w szczęście
Maryśka wyciągnęła dłoń w moim kierunku! Kawowa wspólnota. Idealny start relacji. Miałem ochotę coś powiedzieć, ale obawiałem się, że jeśli zareaguję z przesadnym entuzjazmem, mogę ją wystraszyć. Dobierałem w myślach właściwe wyrazy… za długo.
– To jesteśmy ugadani, tak? Muszę pędzić, mam spotkanie piętro wyżej – Maryśka zerwała się z krzesła i tyle ją oglądałem.
Jakieś parę minut po tym, jak zniknęła mi z oczu, wpadłem na genialną ripostę. Ale co mi z tego przyszło? Trwałem w bezruchu jak struty i mieszałem się z błotem we własnych myślach. „Kretyn. Oferma. Takim sposobem to nigdy nic nie osiągniesz”. Przemierzałem drogę do domu na pieszo, tępo gapiąc się na witryny sklepowe. Przeszedłem obok sklepu z porcelaną… Zaraz, zaraz! Cofnąłem się o dwa kroki. W witrynie stał śliczny, porcelanowy kubeczek, ozdobiony subtelnym, fioletowym wzorkiem.
Fioletem zachwycała się Marysia. Jej smartfon był w etui o tej barwie, a na nosie nosiła okulary z fioletowymi szkłami, chroniące przed słońcem. Kiedy spotkałem ją wcześnie rano, sączyła poranną kawę ze swojego ulubionego, choć nieco już wyszczerbionego kubeczka. Wpadłem na pomysł, by sprawić jej niespodziankę. W domu odłożyłem naczynie na blat kuchenny, ale nagle ogarnęły mnie rozterki.
Zastanawiałem się, czy taki prezent będzie na miejscu. Czy Marysia nie pomyśli sobie, że za bardzo się wszędzie pcham? Poza tym, skąd mam wiedzieć, czy przypadnie jej do gustu? Jeszcze gotowa stwierdzić, że nie mam wyczucia smaku. Pół nocy spędziłem na analizowaniu wszystkich za i przeciw. Kiedy nastał ranek, wciąż nie potrafiłem podjąć decyzji. Wziąłem kubek ze sobą do pracy, a gdy chciałem go włożyć do szafki, dotarł do mnie głos Marysi.
– Rany, ale fantastyczny kubeczek! W takim napój musi smakować wyjątkowo…
– Przypadł ci do gustu? No to proszę bardzo, częstuj się…
– Nie no, co ty, nie chciałem sugerować niczego takiego.
– Serio, kupiłem go specjalnie dla ciebie. Wczoraj. Na prezent. Pomyślałem sobie, że ci się spodoba. Poza tym twój kubek chyba już swoje odsłużył – próbowałem wyjaśnić sytuację, a moja twarz przybrała kolor dojrzałego buraka.
Marysia w ostatecznym rozrachunku skapitulowała.
– W takim razie chodźmy na małą kawę!
Będąc w pomieszczeniu kuchennym, bez żadnych skrupułów cisnęła wysłużony kubeczek do kosza.
– Koniec starego, początek nowego! – wykrzyknęła radośnie, nasypując aromatycznej kawy do świeżo nabytego naczynia.
Niepotrzebnie się martwiłem
Sącząc kawę, gorączkowo próbowałem coś wykombinować i zaprosić ją na randkę. Lecz czas uciekał, a mnie zupełnie zamurowało. W głowie pusto. Zacząłem wpadać w stres. Marysia skończyła pić i podniosła się, by opłukać filiżankę. Kiedy zakręcała kurek, wykrztusiłem:
– Co powiesz na wspólny obiad dzisiaj?
Nie miałem pomysłu na nic lepszego.
– Oj, no wiesz, obiecałam już Kasi, że się spotkamy – odparła, a ja w myślach zbeształem się za swoją bezmyślność. – Nie wypada mi tego odwoływać, mówiła, że chce się poradzić. Ale słuchaj, od jutra jestem wolna. Kasia non stop ma jakieś kłopoty. Mimo że ją lubię, chętnie pogadam kiedyś o innych sprawach.
Przeszedłem od totalnej porażki do niesamowitego sukcesu w mgnieniu oka. Jestem z siebie dumny! Wprawdzie to nie jest oficjalna randka, ale i tak mamy zaplanowane spotkanie na mieście! Kolejnego dnia od samego rana głowiłem się nad tym, w co powinienem się ubrać. Postawiłem na koszulę w kratę o odcieniach zieleni i błękitu. Według mojej mamy wyglądam w niej bardzo korzystnie.
Zegarek sprawdzałem regularnie, bo nie chciałem się spóźnić na spotkanie zaplanowane na trzynastą. Marysia wyglądała na spokojną. Gdy minuty upłynęły i wybiła 12:45, do naszego spotkania pozostał tylko kwadrans. Moje zdenerwowanie rosło z każdą chwilą.
– Cześć, może już ruszymy? Burczy mi w brzuchu – Marysia zaskoczyła mnie, pojawiając się nagle za moimi plecami. Aż podskoczyłem z zaskoczenia.
– No pewnie, bardzo chętnie – bąknąłem.
Chwyciłem za moją bluzę i popędziłem w stronę Marysi, która zdążyła już dotrzeć do wind. Dopiero gdy znaleźliśmy się w knajpy, dotarło do mnie, że nie zabrałem ze sobą portfela. No super. Pierwsze spotkanie, a rachunek będzie musiała pokryć dziewczyna! I co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć, że akurat dzisiaj mam zaplanowany post? Bez sensu…
– Kurcze… Wiesz, zaskoczyłaś mnie tą propozycją i w pośpiechu zapomniałem złapać portfel z mojej torby. Nie mam przy sobie karty ani nawet odrobiny gotówki… Strasznie mi niezręcznie z tego powodu, ale będę zmuszony pożyczyć od ciebie trochę kasy.
– Daj spokój, nie ma sprawy. Dzisiaj za lunch płacę ja, a jutro ty stawiasz. Już zdążyłam powiedzieć Kasi, że przez pewien czas będziemy widywać się częściej. Skłamałam jej, że masz teraz trudną sytuację w domu, a ona wie przecież, że potrafię słuchać, więc rozumie, że muszę wesprzeć również ciebie – odparła.
Ledwo powstrzymałem okrzyk radości
Już chwilę później sympatyczna obsługa lokalu podała nam posiłki, które zdążyliśmy wcześniej wybrać. Zabraliśmy się za konsumpcję, kiedy nagle Marysia oderwała oczy od talerza ze spaghetti.
– Tylko nie mów, że faktycznie borykasz się z takimi sprawami?
– O co ci chodzi? – odparłem, kompletnie nie wiedząc, o co jej chodzi.
– No wiesz, kłopotami w rodzinie.
– Ależ skąd, nie posiadam bliskich – wyjaśniłem prędko. – To znaczy oczywiście, że mam mamę, tatę i rodzeństwo, nie jestem sierotą. Ale nie dochowałem się potomstwa. Ani małżonki. Nigdy nie stanąłem na ślubnym kobiercu.
– Skoro już dzielimy się historiami, to teraz moja kolej. Jedno małżeństwo. Byłe. Jedno dziecko, ośmiolatek. Kubuś... Według mnie fantastyczny dzieciak, ale przyznaję, że mogę nie mieć w tej kwestii pełnego obiektywizmu.
Gdy usłyszałem te słowa, zakrztusiłem się z wrażenia. Całe szczęście, że nie wypaplałem nic na temat czworonoga. Przecież byłem przekonany, że Kubuś to jakiś piesek. I że Marysia tak często wspominała o opiece nad nim. Gdybym coś chlapnął, od razu by się wydało, że podsłuchuję jej rozmowy... W pewnym momencie byłem tak zdesperowany, że prawie przygarnąłem jakiegoś kundelka z ulicy, tylko po to, żeby mieć jakiś temat do pogadania z nią.
Gdy Marysia opowiadała mi o swoim synku, ja rewanżowałem się historyjkami o siostrzenicach. Nie zmyślałem niczego. Świetnie dogadywałem się z Klarą i Kingą. Dziewczynki wychowywały się bez taty – Maciek zginął w wypadku jakieś trzy lata temu, więc można powiedzieć, że trochę im ojcowałem.
– Słuchaj, mam genialny koncept. Małe uczą się jeździć na rolkach? – przytaknąłem, przeczuwając, że ta propozycja będzie w moim guście. – W najbliższą sobotę, w parku niedaleko nas, organizują zawody dla dzieciaków na rolkach. Kuba wprost nie może się doczekać. Nie byłam do końca przekonana, bo niespecjalnie mam ochotę tam sterczeć sama przez parę godzin. Gdybyś jednak zabrał swoje siostrzenice i do nas dołączył, byłoby naprawdę ekstra. Rejestracja trwa do jutra, podeślę ci link.
Powiedziałem, że bardzo chętnie się pojawię, ale muszę najpierw skonsultować to z siostrą i dowiedzieć się, czy nie zaplanowały czegoś innego. W duchu jednak wiedziałem, że nawet gdyby dziewczynki miały polecieć do krainy Myszki Miki, przekonałbym je, że zawody są dużo bardziej ekscytujące.
– Słuchaj, jakby jednak nie mogły dotrzeć, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś przyszedł solo. Do parku wpuszczają też osoby bez dzieci – zażartowała Marysia.
Siostrzenice były zachwycone konceptem rywalizacji. Nawet moja siostra przystała na to, by mi je „pożyczyć”. Zwłaszcza że wtajemniczyłem ją we wszystkie szczegóły.
– Nie przejmuj się – stwierdziła. – Zrobię tak, że dziewczyny będą o tobie rozprawiać w samych superlatywach. To nie będzie bułka z masłem, ale jak zagrożę im miesięcznym szlabanem na internet, to staną na rzęsach.
– Daj spokój, siora – sarknąłem. – Oboje doskonale wiemy, że one za mną przepadają!
Od sobotniego poranka dzieli mnie jeszcze okrąglutkie 49 godzin. Czemu ten czas tak się wlecze?!
Michał, 29 lat
Czytaj także:
„Gdy zobaczyłam teścia mojej córki, osłupiałam. To był mój kochanek sprzed lat, który zabawił się mną i wrócił do żony”
„Przespałam się z jego kumplem, bo nie zwracał na mnie uwagi. Na nastoletnią mamę z brzuchem też pewnie nie spojrzy”
„Nie wiem, czy nie ucieknę sprzed ołtarza. Mój przyszły mąż nie jest moją prawdziwą miłością”