„Gdy zobaczyłam teścia mojej córki, osłupiałam. To był mój kochanek sprzed lat, który zabawił się mną i wrócił do żony”

kobieta zamyślona fot. Westend61
„Zalała mnie fala gorąca. Najwyraźniej kłamał jak z nut twierdząc, że jego związek małżeński wisi na włosku. Jakby tego było mało, że zmuszona jestem widywać tego faceta, to na dodatek niedługo połączą nas więzy rodzinne”.
/ 09.05.2024 19:00
kobieta zamyślona fot. Westend61

Minęły dwa lata, odkąd córka wyprowadziła się do Anglii. Co prawda bywała u nas w domu, ale zawsze brakowało jej czasu. Tego roku obiecała, że zostanie z nami co najmniej na tydzień. Wspomniała, że szykuje dla nas niespodziankę…

„Mamo, to mój narzeczony”

Tamtego piątkowego wieczoru siedziałam jak na rozżarzonych węglach. Czas upływał bardzo wolno, a ja raz po raz zerkałam na wskazówki zegarka, które zdawały się prawie w ogóle nie poruszać.

– Kochanie – łagodził nastrój mój małżonek – postaraj się uspokoić. Ląduje dopiero piętnaście po jedenastej. 

Dotarliśmy na lotnisko dosyć wcześnie. Mieliśmy się spotkać w hali odlotów. Nie był to dobry pomysł, bo w tym miejscu można parkować jedynie przez siedem minut. Potem trzeba zapłacić. Żeby tego uniknąć, wyjeżdżaliśmy z parkingu i okrążaliśmy lotnisko, by znów podjechać na miejsce. I tak kilka razy.

– No i po co nam był ten pośpiech… –  Tadeusz w końcu nie wytrzymał i się zdenerwował. – Mogliśmy poczekać, aż zadzwoni. Z domu na lotnisko jedziemy raptem dziesięć minut.

– Patrz, tam jest! – wykrzyknęłam, przerywając jego marudzenie.

Iga szła w stronę auta, ale nie sama. Towarzyszył jej młody mężczyzna. Sądziłam, że po prostu niesie jej walizki.

– Mamusiu, tatusiu – objęła go ramieniem – poznajcie Maksa, mojego przyszłego męża.

– Maksymilian… – chłopak chciał się przedstawić, ale  usłyszeliśmy tylko jego imię, bo hałas odlatującego samolotu sprawił, że reszta zdania została zagłuszona i nie poznaliśmy jego nazwiska.

– Nie wspominałaś, że spodziewamy się gościa – poczułam lekkie zakłopotanie na myśl o przyjmowaniu nieznanego mi chłopaka.

– Niedługo odbierze mnie dziadek – uspokajająco oznajmił młodzieniec. – Zależało mi jedynie na przywitaniu się z państwem.

Podczas drogi do domu starałam się wyciągnąć od Igi jakieś informacje, jednak ta twardo powtarzała, że porozmawiamy o tym wszystkim, gdy dotrzemy na miejsce.

Czekała nas przeprawa z jego rodzicami…

Opowiadała o swoim życiu, pracy i przyjaciołach. Dowiedziałam się, że Maksa poznała podczas spotkania organizowanego przez firmę, w którym pracował. Szef Igi postanowił, że to właśnie moja córka pojedzie na tę konferencję. Są ze sobą od prawie pół roku. Dwa tygodnie temu zdecydowali, że wezmą ślub.

– A co z jego rodziną? Skąd pochodzi? – zasypywaliśmy Igę pytaniami.

– Jego rodzice to Polacy – odparła. – Zaraz po ukończeniu studiów zdecydowali się na przeprowadzkę do Anglii. Maks przyszedł na świat już tam.

Zbliżała się trzecia nad ranem. Ogłosiłam, że pora spać. Przez te emocje myślałam, że moja głowa za chwilę eksploduje.

– Myślę, że nadarza się świetna okazja, by poznać rodziców Maksa – odezwała się Iga podczas śniadania. – Przylecą jutro z samego rana na okrągłą rocznicę ślubu dziadków Maksa.

– W takim razie chyba powinnyśmy ich zaprosić do nas – podjęłam inicjatywę. 

– Na początek chyba lepiej iść do jakiejś restauracji – stwierdziła Iga. – Wszyscy będą czuć się swobodniej.

– Ale przecież mamy być jedną wielką familią… – sprzeciwiałam się, choć niezbyt gorliwie.

– Po co się katować, organizując całą imprezę, mamo – przekonywała córka. – Czułabyś się zobligowana, żeby usługiwać wszystkim. Restauracja nikomu nic nie narzuca.

Maks odebrał Igę po południu. Razem udali się do jego dziadków na uroczystość 50–lecia małżeństwa. Ustaliliśmy, że spotkamy się wszyscy w niedzielę na obiedzie.

Jak się okazało, rodzice Maksymiliana zarezerwowali miejsce w ekskluzywnym hotelu, gdzie co tydzień odbywają się niedzielne brunche. Nie było tanio, bo koszt za jedną osobę to około dwieście złotych, ale gwarantowali nieograniczony dostęp do jedzenia i picia. Przystaliśmy na to uznając, że połowę kosztów pokryjemy. Organizacja małego przyjęcia w domu wyszłaby znacznie taniej, ale nie chcieliśmy, żeby pomyśleli, że jesteśmy dusigroszami.

Miałam być ich przewodnikiem po stolicy

Biorąc pod uwagę ewentualne korki po drodze, wyruszyliśmy wcześniej. Okazało się jednak, że ruch na drogach był niewielki i dotarliśmy do restauracji kilka minut przed czasem. Nasz stolik znajdował się zaraz przy oknie. Gdy rozglądałam się po wnętrzu lokalu, nagle poczułam dziwny niepokój.

Wydawało mi się, że w drzwiach wejściowych zobaczyłam mężczyznę, z którym nie chciałam mieć więcej do czynienia.

Kilkanaście lat temu naszą spółkę odwiedził audytor z Wielkiej Brytanii, który miał przeprowadzić zamówioną kontrolę. Tomaszowi, bo tak miał na imię, towarzyszył asystent i tłumaczka.

– Pani Sylwio, dobrze pani mówi po angielsku, dlatego będzie pani odpowiedzialna za opiekę nad naszymi miłymi gośćmi – oznajmił mój przełożony, wyraźnie zadowolony, że to nie on będzie zmuszony zajmować się przyjezdnymi.

Jak się później okazało, Tomasz świetnie mówił po polsku, w związku z czym niepokoje przełożonego były całkowicie nieuzasadnione. Nad sprawami związanymi z pracą spędzaliśmy po kilka godzin dziennie. Ale na tym moja rola się nie kończyła. Musiałam zająć się gośćmi także później.

– Oprowadzi ich pani po stolicy, a wieczorem wszyscy razem pójdziecie na kolację – oznajmił mój szef.
Tomasz szybko wymyślił pretekst, aby wymigać się od spaceru.

– Urodziłem się tu, więc zwiedzanie Warszawy jest dla mnie raczej mało ekscytujące – szepnął mi dyskretnie. – Myślisz, że uda mi się jakoś z tego wycofać?

W końcu na zwiedzanie poszedł mój dyrektor, asystent Tomka oraz tłumaczka.

– Nie mam ochoty na oglądanie warszawskich zabytków – stwierdził, gdy zostaliśmy we dwoje. – Ale na przechadzkę po Łazienkach Królewskich z tobą to już co innego.

Nikt się wtedy nie spodziewał, co wyjdzie z tego spaceru. Mieliśmy wrażenie, że znamy się od wieków i potrafimy porozumiewać się niemal bez słów. Od tamtego momentu, gdy tylko mieliśmy trochę czasu dla siebie, spędzaliśmy go w swoim towarzystwie. A gdy audyt dobiegł końca, Tomasz zdecydował, że zostanie w naszym kraju na dłużej.

„Nasza relacja nie ma przyszłości”

– Nie śpieszy mi się do niczego – wyjaśniał. – Mój asystent zajmie się dokumentami z audytu, a perspektywa powrotu do domu jakoś niekoniecznie mi się podoba. Moje małżeństwo to od dawna już tylko pozory – niespodziewanie zaczął się przede mną otwierać. – Bardziej przypomina to jakieś przedsiębiorstwo, w którym dzielimy kredyty i wydatki… i na tym koniec.

Moje małżeństwo również przeżywało trudne chwile. Z dnia na dzień miałam coraz większe wrażenie, że nie mamy zbyt wielu wspólnych tematów, nie rozumiemy się już jak kiedyś. Dowcipy, które dawniej nas śmieszyły, teraz działały mi na nerwy. Od paru miesięcy oboje staraliśmy się unikać siebie nawzajem. Gdyby nie nasza córka Iga, pewnie podjęlibyśmy decyzję o rozwodzie. Nie chcieliśmy jednak tego robić naszemu dziecku, które bardzo kochało nas oboje.

Mój sekretny związek z Tomaszem był jak powiew świeżego powietrza w nudnej codzienności. Wpadał do Polski raz na jakiś czas i zostawał przez kilka dni. W tamtych chwilach czułam, że naprawdę żyję.

Zupełnie straciłam dla niego głowę. On również wyznawał mi miłość i mówił, że chce ze mną być. Obiecał, że weźmie rozwód. Musi tylko poczekać, aż jego syn osiągnie pełnoletniość, a to kwestia dwóch lat. Musieliśmy trzymać nasz związek w ścisłym sekrecie, bo jego małżonka oskubałaby go do cna przy rozwodzie.

Byłam przekonana, że stworzymy udaną parę. Gdy syn mojego partnera skończył osiemnaście lat, powiedziałam mężowi, że zamierzam odejść. Potem zadzwoniłam do Tomasza, by mu o tym powiedzieć.

Byłam lekko zaskoczona, bo mój ukochany sprawiał wrażenie zdziwionego i chyba mało zadowolonego. Miał przylecieć za trzy dni, ale niespodziewanie odwołał swój przyjazd do stolicy. Nasz kontakt nagle się urwał, Tomek odrzucał moje połączenia. Wszystko skończyło się na dobre, gdy dostałam od niego SMS-a, ze słowami, że nasza relacja nie ma przyszłości i musimy ją zakończyć.

Poczułam, jak moja twarz płonie

Po tym wszystkim postanowiłam wyjechać na kilka tygodni do kuzynki. Gdy wróciłam do domu, odbyłam długą i szczerą rozmowę z moim mężem Tadkiem. Wtedy dowiedziałam się, że wiedział o moim romansie, choć nie miał pojęcia z kim.

Ku mojemu zdziwieniu oświadczył, że to mu uświadomiło, jak bardzo mu na mnie zależy. Starał się, ale ja byłam zaślepiona i kompletnie tego nie dostrzegałam. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że damy sobie ostatnią szansę. To była bardzo dobra decyzja, bo udało nam się odbudować nasze małżeństwo i na nowo poukładać życie.

Od tamtego wydarzenia upłynęło już ponad dziesięć lat i ani razu nie poruszyliśmy ponownie tego tematu.

– Mamuś… – dobiegł mnie głos mojej córki. – To są rodzice Maksa, mojego chłopaka.

Stanęłam tym samym oko w oko z Tomaszem. Pomimo siwych włosów wciąż wyglądał bardzo atrakcyjnie. Przełknęłam głośno ślinę, ale nie dałam się nerwom i byłam zdecydowana wziąć sprawy w swoje ręce.

– Panie Tomaszu… my się chyba już kiedyś spotkaliśmy! – gdy zobaczyłam, jak krew odpływa mu z twarzy, poczułam lekką satysfakcję. – Był pan u nas w firmie na kontroli, pamięta pan? – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, jak gdyby nigdy nic.

– No faktycznie, coś mi świta – starł z czoła drobne krople potu. – Teraz sobie przypomniałem.

Już na starcie wspomniałam o mojej znajomości z Tomkiem, żeby uniknąć kłopotliwej sytuacji w przyszłości. Miałam przeczucie, że to jedyny sposób na zapobiegnięcie późniejszej ewentualnej wpadce. Na szczęście charakter imprezy zmuszał do tego, by co chwilę ktoś wstawał od stolika, by nałożyć sobie kolejnych smacznych dań do spróbowania.

Los ze mnie zadrwił

Podczas przyjęcia mogliśmy sobie pozwolić na swobodę i nie tkwić bez przerwy przy zastawionym stole. Udało mi się nawet zamienić parę słów na osobności z małżonką Tomka, Anitą.

– Wyglądacie na naprawdę zgraną parę – zagadnęłam. – Twój mąż jest bardzo przystojny. Nie martwisz się, że podoba się wielu kobietom?

– Łączy nas wielkie uczucie i cieszymy się swoim towarzystwem – uśmiechnęła się promiennie. – Mój ślubny nigdy nie wdałby się w romans.

Ze złości zalała mnie fala gorąca. Najwyraźniej kłamał jak z nut twierdząc, że jego związek małżeński wisi na włosku. Zastanawiam się, ile jeszcze było w jego życiu takich kobiet, przede mną i po mnie. Byłam o krok od wybuchu. Jakby tego było mało, że zmuszona jestem widywać tego faceta, to na dodatek niedługo połączą nas więzy rodzinne.

Maks to naprawdę świetny chłopak, całkiem wpatrzony w Igę. Chcą się pobrać za rok, w wakacje. Anita namawiała nas, żebyśmy wpadli w odwiedziny do nich, do Bristolu. Mój mąż był nawet za, ale szybko wytłumaczyłam mu, że to nie jest najlepszy pomysł.

– Po co szastać pieniędzmi – tłumaczyłam, bo wiedziałam, że to akurat do niego przemówi. – Będziemy mieć ślub na głowie i mnóstwo kosztów, więc lepiej pilnować portfela.

Nie ukrywam, że sam pomysł odwiedzin u Tomasza napawa mnie wściekłością. Liczę, że naszą jedyną okazją do zobaczenia się będzie uroczystość zawarcia małżeństwa naszych pociech. Mam nadzieję, że to zamknie historię relacji z Tomkiem. Całe szczęście, że dzieli nas spora odległość i nie musimy obawiać się, że wpadniemy na siebie przez przypadek. Chyba los wystarczająco już ze mnie zadrwił.

Sylwia, 54 lata

Czytaj także:
„Jesteśmy z mężem parą od 40 lat. Wszyscy się dziwią, że tyle ze sobą wytrzymaliśmy i nie przyprawialiśmy sobie rogów”
„Córka nalega, żebym na jej ślubie pogodziła się z byłym mężem. Mam wyciągać rękę do drania, który złamał mi serce?”
„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, nasz czas minął« i zostawiłem ją dla kochanki. Teraz błagam o wybaczenie”

Redakcja poleca

REKLAMA