„Poszłam do lasu na grzyby, a wróciłam z przystojnym leśniczym. Mogę powiedzieć, że zbiory były naprawdę owocne”

kobieta w lesie fot. Getty Images, Halfpoint Images
„Dopadła mnie potworna bezsilność i się rozpłakałam. W pewnym momencie dostrzegłam w oddali czyjąś sylwetkę i bezładnie wymachując rękoma, zaczęłam biec w jej stronę. Nie była to Ola, ale leśniczy. Chaotycznie poinformowałam go, że się zgubiłam i nie mogę znaleźć przyjaciółki”.
/ 01.09.2024 20:30
kobieta w lesie fot. Getty Images, Halfpoint Images

Gdy Ola zadzwoniła z propozycją wspólnego grzybobrania, lekko się skrzywiłam. Nie przepadałam za chodzeniem po lesie, ale się zgodziłam. Nie chciałam sprawić przykrości przyjaciółce, która już nieraz zapraszała mnie na tego typu wypad. Zawsze szukałam wymówek. Poza tym nie miałam niczego lepszego do roboty – żywot emerytki jest fajny, ale czasem nudny.

Dałam się jej namówić

Z Olą znamy się od wielu lat. Za każdym razem, kiedy się spotykamy, dopada mnie refleksja, że taka przyjaźń jest w dzisiejszych czasach na wagę złota. Ola jest kobietą niezwykle energiczną i pomimo tego, że podobnie jak ja jest na emeryturze, nieustannie szuka nowych wyzwań. Zaraża ludzi swoim optymizmem i chęcią do działania, a jej pokłady energii wydają się niespożyte.

Jest niesamowitą osobą, którą miałam u boku w najważniejszych momentach mego życia – zarówno tych radosnych, jak i tragicznych. Gdyby nie ona, to po śmierci ukochanego męża doszczętnie bym się załamała i wpadła w ciężką depresję. Staszek odszedł trzy lata temu po przegranej walce z chorobą nowotworową. Do dziś bardzo mi go brakuje. Ola uważa, że pięknie pielęgnuję pamięć o nim, ale na pewno by nie chciał, żebym była sama.

– Przecież nie jestem sama – uśmiechałam się, słysząc te słowa. – Mam ciebie, córcię i parę koleżanek, z którymi mogę poplotkować.

– Dobrze wiesz, co mam na myśli – puszczała mi wtedy łobuzerskie oko.

– Daj spokój, za stara jestem na takie historie.

– Bzdury opowiadasz. Człowiek ma dokładnie tyle lat, na ile się czuje.

Wiedziałam, że po części ma rację, ale szukanie miłości po sześćdziesiątce to lekka przesada. W tym wieku amory mi już nie w głowie.

Wycieczka na grzyby zaczęła się kiepsko

Zgadzając się na wyprawę na grzyby, wyobrażałam ją sobie w ten sposób, że po prostu wsiądziemy do samochodu, pojedziemy do lasu, połazimy parę godzin i wrócimy do domu. Zapomniałam jednak, iż organizatorką wyjazdu jest Ola, a ona uwielbia sprawiać innym niespodzianki. Zaplanowała weekendową wycieczkę.

Wynajęła domek niedaleko Warszawy – ucieszyłam się, że to rzut beretem, bo perspektywa zbierania grzybów gdzieś na drugim końcu Polski nieco mnie przerażała. Umówiłyśmy się, że wyjedziemy w piątek zaraz po obiedzie. Była bardzo podekscytowana i w pewnym momencie udzielił mi się jej entuzjazm.

– No patrz – westchnęła ciężko, jak pakowałyśmy torby do auta – miała być piękna pogoda, a tu coś podejrzanie się chmurzy.

– Może tam nie będzie padać.

– Oby!

Niestety, ledwo zdążyłyśmy wejść do domku, a rozpętała się burza z piorunami.

– Wspaniale nam się weekend zaczyna, nie ma co – sapnęłam rozzłoszczona.

– To przynajmniej odpoczniemy chwilę od cywilizacji – roześmiała się Ola.

W ogóle nie przejmowała się tym, co działo się na zewnątrz. Nie był to jednak koniec atrakcji na ten dzień. Okazało się, że nie ma prądu, więc świecąc sobie latarkami w telefonach, zaczęłyśmy gorączkowo szukać świeczek.

– Gdzieś powinny tu być – mamrotała pod nosem przyjaciółka.

– Jesteś pewna? – mój zapał zdążył już nieco ostygnąć.

– Oczywiście, nie jestem tu pierwszy raz.

Chwilę później znalazła świeczki.

– Uszy do góry – pocieszała mnie – wcale nie będzie źle.

Nie miałam innego wyjścia, jak po prostu uwierzyć jej na słowo.

Zgubić się w lesie – to tylko ja potrafię

Ola obudziła mnie wczesnym porankiem. Zaspana zerknęłam na zegarek. Dochodziła piąta.

– Czyś ty zgłupiała? To środek nocy – jęknęłam.

Nie marudź, tylko się rusz. Kawa ci stygnie na tarasie.

– Prąd jest?

– Tak. Mówiłam ci, że nie ma co panikować.

Ola była już przygotowana do wyjścia. Miała na sobie swój ulubiony dres i pikowany bezrękawnik. Ogarnięcie się zajęło mi jakieś pół godziny. Wypiłyśmy kawę i ruszyłyśmy do lasu.

– Ale się wypogodziło! – cieszyła się przyjaciółka. – Wiedziałam, że aura nas nie zawiedzie.

Nie mam bladego pojęcia, jak ona to robiła, ale po niespełna godzinie spacerowania po lesie miała pół koszyka grzybów. Ja ledwie znalazłam kilka, co w moim przypadku było i tak nie lada wyczynem. Cały czas starałam się mieć Olę na oku, ale kiedy trafiłam na niewielką polankę dosłownie usianą podgrzybkami, zupełnie straciłam poczucie czasu. Przy okazji towarzyszka zniknęła mi z pola widzenia.

– Ola! Ola! – zaczęłam krzyczeć, ale nikt nie odpowiadał.

Jak na złość, nie było zasięgu, więc nie mogłam do niej zadzwonić. Przestraszyłam się nie na żarty. Zaczęłam się przedzierać przez krzaki i paprocie, bezskutecznie nawołując przyjaciółkę. Dopadła mnie potworna bezsilność i się rozpłakałam. W pewnym momencie dostrzegłam w oddali czyjąś sylwetkę i bezładnie wymachując rękoma, zaczęłam biec w jej stronę. Nie była to Ola, ale leśniczy. Chaotycznie poinformowałam go, że się zgubiłam i nie mogę znaleźć przyjaciółki.

– Na litość boską, niech się pani uspokoi – miała bardzo przyjemny, radiowy głos.

– Staram się, naprawdę się staram – czułam, że walące niczym oszalałe serce powoli zwalnia.

– Niech pani powtórzy, co się stało – poprosił mężczyzna.

Wyjaśniłam mu pokrótce, co się wydarzyło, a on się tylko uśmiechnął.

– Coś zabawnego powiedziałam?

– Nie, skąd – nadal się uśmiechał. – To stary numer pani Oli, każdej koleżance, z którą tu przyjechała, go wycięła.

– To wy się znacie?

– Nie inaczej.

Dałam mu swój numer

Ruszyliśmy wolnym krokiem w kierunku domku, aczkolwiek ów żart obudził we mnie instynkt mordercy. Byłam wściekła na Olę! Zgodnie z przewidywaniami siedziała na ganku, racząc się herbatą i rycząc ze śmiechu. W jednej sekundzie wyobraziłam sobie, jak komicznie musiałam wyglądać, biegnąc spanikowana w kierunku leśniczego. Chociaż przyjaciółka ostro mnie wkurzyła, to i ja zaczęłam się śmiać.

Całe napięcie szybko zniknęło, a sobota upłynęła w niezwykle radosnym nastroju. Wieczorem Tadek, bo tak miał na imię leśniczy, zaprosił nas na ognisko, na co chętnie przystałyśmy.

– Wpadłaś mu w oko – Ola sprzedała mi kuksańca w bok.

– Weź się nie wydurniaj.

Nie był to pierwszy raz, kiedy Ola miała rację. Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że Tadek jest bardzo przystojnym mężczyzną. Podobało mi się, z jaką pasją opowiadał o swojej pracy. Okazało się, że mieliśmy sporo wspólnych tematów.

W niedzielę przyszedł się z nami pożegnać i poprosił mnie o numer telefonu. Aż sama się sobie dziwiłam, ale nie miałam żadnych obiekcji i bez problemu mu go dałam. Co więcej, byłam niezmiernie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Zdążyłam zapomnieć, jak to jest poczuć się kobieco, a rozmawiając z Tadkiem, tak właśnie się czułam. Zadzwonił następnego dnia i umówiliśmy się na kawę w Warszawie. Jak się potoczy nasza znajomość – czas pokaże.

Lucyna, 67 lat 

Czytaj także:
„Ponad 40 lat po ślubie dowiedziałam się, że mój mąż ma dziecko z inną. Nie mogę patrzeć na tego starego kłamcę”
„Przez chwilę myślałem inną częścią ciała niż głowa. Gdy wreszcie zrozumiałem swój błąd, nie było już czego zbierać”
„Zemsta za zdradę męża miała słodko-gorzki smak. Zniszczyłam mu życie, tak jak on mi duszę. Chciałam, by go bolało”

Redakcja poleca

REKLAMA