„Po rozwodzie chciałam się bawić, ale koleżanki unikały mnie jak ognia. Uznały mnie za harpię polującą na ich mężów”

Zirytowana kobieta z telefonem fot. iStock by Getty Images, Milan Markovic
„Gdy w końcu rozstałam się z mężem, zapragnęłam zasmakować swobody, odnaleźć radość życia i spędzać czas z przyjaciółkami. Szybko przekonałam się jednak, że kobieta po rozwodzie nie jest zbyt pożądanym towarzystwem...”.
/ 15.09.2024 21:15
Zirytowana kobieta z telefonem fot. iStock by Getty Images, Milan Markovic

Po kilkuletnim małżeństwie marzyłam o swobodzie. Szybko jednak przekonałam się, że na drodze do niej czeka sporo przeszkód. Obecnie spędzam czas wolny głównie w czterech ścianach, samotności i zastanawiam się, co dalej począć ze swoim życiem. Gdzieś w głębi serca tli się jednak wiara, że już niedługo los się odwróci.

Gdy sześć lat temu stawałam na ślubnym kobiercu u boku Marka, w ogóle nie brałam pod uwagę tego, że nasza wspólna droga zakończy się w sądzie. Mimo że nasz związek przed przysięgą małżeńską nie trwał długo, miałam głębokie przekonanie, że jesteśmy sobie pisani. Dopiero gdy pierwsze zauroczenie przeminęło, dotarło do mnie, że mój mąż nie jest tak cudownym facetem, za jakiego go uważałam.

Nie mogę powiedzieć, że się obijał, nie przynosił pieniędzy do domu, nadużywał trunków czy romansował. Jednak ja pragnęłam relacji opartej na partnerstwie, a on wyobrażał sobie, że będzie panem i władcą mnie oraz naszego domu.

Chciał władzy i kontroli

Chodziło nie tylko o istotne kwestie, na przykład budżet domowy, ale również o to, w co się ubieram, z jakimi osobami utrzymuję kontakty czy kiedy wychodzimy. Zdarzało się wielokrotnie, że planowałam gdzieś wyjść, a Marek stwierdzał, że odczuwa zmęczenie i woli pooglądać telewizję. Cóż, musiałam wtedy dotrzymywać mu towarzystwa, ponieważ mój małżonek nie dopuszczał możliwości, żebym sama gdziekolwiek poszła wieczorową porą.

Doszło nawet do tego, że kiedy miałam ochotę spotkać się z koleżankami, to on za nic nie chciał się na to zgodzić! A kiedy w końcu jakoś udawało mi się wyjść z domu, wydzwaniał co piętnaście minut, dopytując o to, o której zamierzam być z powrotem. Zostałam wychowana przez rodziców tak, by być samodzielną i radzić sobie w życiu, więc z każdym kolejnym dniem coraz gorzej znosiłam to, jak mnie ograniczał. Czułam się, jakbym się dusiła w tej relacji, jakbym była osadzona w małej, dusznej celi pod ciągłym nadzorem klawiszy. Żyłam nadzieją, że Marek się opamięta, jednak sytuacja systematycznie się pogarszała.

Ostatecznie zdecydowaliśmy o zakończeniu naszego związku. Gdyby nie fakt, iż nie mieliśmy dzieci, sprawa byłaby bardziej skomplikowana. Sędzia orzekł rozwód już na pierwszym posiedzeniu. Z początkiem wakacji formalnie odzyskałam wolność.

Z radości chciałam tańczyć i krzyczeć

W głowie kłębiły mi się myśli, że nareszcie jestem wolna, a Marek przestanie mnie ograniczać i rozkazywać, jak mam żyć. Początki niezależności napawały mnie wielką uciechą. Układałam w głowie różne scenariusze, składałam sobie obietnice, że odrobię chwile stracone w niefortunnym związku małżeńskim. Na dobry start pojechałam sama na tygodniowe wczasy nad Bałtyk.

W pierwszy wieczór wybrałam się na dyskotekę. Nie miałam zamiaru poznawać nowych osób czy przeżywać przygód. Marzyłam jedynie o tym, by potańczyć i skosztować smacznego koktajlu. Ledwo jednak usiadłam przy barowym kontuarze, już dosiadł się do mnie jakiś gość przed pięćdziesiątką i zaczął się do mnie bezwstydnie przystawiać.

Starałam się go grzecznie odprawić z kwitkiem, ale nic do niego nie docierało. Co więcej, im głośniej apelowałam, by dał mi święty spokój, tym bardziej robił się namolny. Kiedy zaczął mnie obmacywać, puściły mi nerwy.

– Daj mi spokój, bo wezwę ochronę! – wyrwałam się z jego objęć.

– Nie udawaj, przecież wiadomo, z jakiego powodu się tu pojawiłaś! – ponownie chciał mnie przytulić.

– A niby z jakiego? – zrobiłam krok w tył.

– No wiesz… Żeby się rozerwać… I to nie tylko na sali… Jakbyś chciała, to jestem do usług – posłał mi obrzydliwy uśmieszek.

– Oszalałeś? Jestem tu tylko po to, żeby się pobawić! Daj mi spokój! – wykrzyczałam.

– Mówisz serio, czy nadal mnie podpuszczasz? – nie dawał za wygraną.

– Bardziej serio być nie może! Nie mam najmniejszej ochoty spędzać z tobą czasu!

– Dobrze, już znikam… Po prostu sądziłem, że potrzebujesz pomocy. Chciałem ci jej udzielić – niedbale wzruszył ramionami i sobie poszedł.

Duszkiem wypiłam resztę koktajlu i udałam się z powrotem do hotelu. Przez pozostały czas pobytu omijałam szerokim łukiem klub. Obawiałam się, że następny mężczyzna uzna mnie za kobietę, która nie ma nikogo i z rozpaczy pragnie jedynie przelotnego romansu. To przykre zdarzenie nie wpłynęło jednak w żaden sposób na mój zapał do odrabiania zaległości.

Liczyłam na przyjaciół

Za czasów, kiedy tworzyliśmy parę z Markiem, utrzymywaliśmy serdeczne stosunki z paroma innymi małżeństwami. Bywało, że kiedy mój ślubny nie padał z nóg po całym tygodniu, w weekendy spotykaliśmy się z nimi na mieście – razem bawiliśmy się na imprezach albo robiliśmy domówkę u kogoś.

Darzyłam ich wszystkich sympatią, a oni odwzajemniali to uczucie, dlatego wydawało mi się, że wciąż będziemy się świetnie bawić w swoim towarzystwie. Co więcej, myślałam, że nasze spotkania staną się jeszcze częstsze niż dotychczas, ponieważ mój były małżonek nie mógł już narzucać mi swojego „jestem wykończony, nigdzie nie idziemy”.

Niestety, myliłam się i to bardzo. Znajomi nagle zaczęli się inaczej do mnie odnosić. Unikali wspólnego spędzania czasu i wychodzenia gdzieś razem. Kiedy dzwoniłam do nich z pytaniem, czy mają w planach jakieś weekendowe wyjście, bo z chęcią bym się przyłączyła, w odpowiedzi słyszałam, że nikt nic nie planuje. Tłumaczyli się brakiem czasu, obawami przed wirusami czy też nieodpowiednim momentem na zabawę...

I może bym przyjmowała te tłumaczenia, gdyby faktycznie zostawali w domach. Ale gdzie tam! Później na social mediach widziałam posty, że balowali razem przy ognisku pół nocy lub szaleli w dyskotece. Z rozpaczy miałam ochotę wyć do księżyca. Jasne, że starałam się dociec, dlaczego mnie nie poinformowali o imprezie, ale słyszałam jedynie kiepskie wymówki. A to, że wypad był totalnie spontaniczny i zabrakło czasu, żeby mnie zaprosić, albo że próbowali do mnie dzwonić, ale nie mogli się dodzwonić… Jasne, akurat! Przecież gdyby ktoś usiłował nawiązać ze mną kontakt, to w telefonie byłby jakiś ślad.

Wykluczono mnie z kręgu znajomych

Kiedy taka sytuacja powtórzyła się po raz trzeci, miałam już tego dość. Postanowiłam w końcu dowiedzieć się, z jakiego powodu wszyscy odsunęli mnie na bok. Przecież to, że się rozwiodłam, nie oznacza, że stałam się kimś zupełnie innym. W środku nadal byłam dokładnie tą samą osobą – Magdą! Wskoczyłam więc za kółko i udałam się z wizytą do Kaśki i Bartka, żeby wyjaśnić tę dziwną i niezrozumiałą dla mnie sytuację.

Zdecydowałam się na nich z oczywistych powodów – uwielbiali rozmawiać o innych. Miałam więc nadzieję, że uda mi się dowiedzieć od nich, o co w tym wszystkim chodzi. Na początku trochę kręcili i starali się uciec od tematu, ale kiedy mocniej ich nacisnęłam, w końcu wyznali wszystko jak na spowiedzi.

–  No dobrze, Magda, powiem ci jak to jest. Otóż nie zapraszamy cię, bo nie chcemy sprawić ci przykrości – wypalił Bartek.

–  Niby z jakiego powodu? Dlaczego miałoby mi być przykro? – zrobiłam wielkie oczy.

– Wiesz, dookoła sami zakochani, a ty dopiero co się rozwiodłaś. To na pewno mało komfortowa sytuacja…

– Bzdura! Cieszę się, że Marka mam już z głowy. I wcale nie przeszkadzają mi inni w związkach. Serio, nie przejmujcie się, że będę się dziwnie czuła, przebywając z wami. Śmiało dzwońcie i zapraszajcie mnie na imprezy jak kiedyś!

Ale jest jeszcze jedna drobna kwestia – odezwała się Kaśka.

– Niby jaka?

– Sama nie mam pojęcia, jak ci o tym powiedzieć…

– Po prostu wyduś to z siebie. Przecież właśnie dlatego się tu zjawiłam, żeby tę kwestię w pełni wyjaśnić.

– Dobra, niech będzie. A więc posłuchaj, część dziewczyn postrzega cię jako zagrożenie.

– Zagrożenie?

– No właśnie. Boją się, że zaczniesz uwodzić ich facetów.

– Chyba im odbiło? Skąd taki pomysł wziął się w ich głowach? Przecież jesteśmy przyjaciółkami! W życiu nie zrobiłabym im czegoś tak okropnego! – wybuchłam oburzeniem.

– Niby tak, ale wiesz, jak to wygląda… Singielka z niedosytem bliskości, a jeszcze śliczna jak z okładki… Gdybyś była mniej atrakcyjna, to pewnie nikt by się nie przejmował. Ale ty zawsze prezentujesz się olśniewająco. Nic dziwnego, że mają obawy.

– A ty się nie obawiasz?

– Ja? Skądże znowu. Znam cię i wiem, że jesteś super. Poza tym mój Bartuś szaleje za mną i tylko mnie widzi. Ale niektóre dziewczyny nie mają takiej pewności co do swoich facetów – westchnęła.

– Rany, i co teraz? Mam chodzić od drzwi do drzwi i przekonywać wszystkich, że nie stanowię dla nich żadnego zagrożenia? – westchnęłam z rezygnacją.

– Niestety, obawiam się, że to na nic. Jest inne wyjście. Moim zdaniem powinnaś sobie znaleźć jakiegoś chłopaka. Kiedy się zakochasz, lęki odejdą w niepamięć i znów zaczniesz spotykać się z ludźmi – powiedziała z uśmiechem.

Te odwiedziny u Kasi i Bartka napełniły mnie tylko rozczarowaniem i złością.

Miałam nadzieję na nowe życie 

Po rozwodzie miałam nadzieję, że w końcu odzyskam wolność i poczuję się jak nowo narodzona. Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zamiast cieszyć się życiem, zostałam odizolowana od znajomych i uwięziona w swoim mieszkaniu. Jakby tego było mało, miałam świadomość, że jeśli nie posłucham sugestii mojej kumpeli, to nic się nie poprawi. Gdziekolwiek się nie pojawię, ludzie będą myśleć, że jestem zdesperowaną kobietą, która szuka mocnych wrażeń.

Mimo że perspektywa poznania nowych mężczyzn niespecjalnie mnie kusiła, zdecydowałam się założyć konto na serwisie randkowym dla osób stanu wolnego. Odwiedzałam tę stronę regularnie i jakieś cztery tygodnie temu natrafiłam na profil Karola. Chłopak robi wrażenie ciekawego człowieka, dlatego niedługo planuję umówić się z nim na żywo. Jeśli zaiskrzy między nami, natychmiast podzielę się tą nowiną z Bartkiem i Kaśką. Na pewno przekażą ją dalej naszej paczce znajomych.

Chciałbym, żeby znowu dzwonili do mnie przyjaciele i proponowali jakieś wyjścia albo zgadzali się na moje propozycje. Mocno na to czekam, bo szczerze mówiąc mam serdecznie dosyć ciągłego bycia w pojedynkę i spędzania każdego wieczoru w czterech ścianach mojego mieszkania.

Magdalena, 35 lat

Czytaj także:
„Od 20 lat żyłam jako lojalna żona, aż odezwał się dawny kochanek. Jeden telefon wystarczył, żebym rzuciła wszystko”
„Mąż traktował mnie jak sprzęt domowy. Na ławce w parku znalazłam pocieszyciela, który rozumiał troski zaniedbanej żony”
„Spotykam się z kobietami w wieku córki, bo nie mogę się opamiętać. Te młode ciała wodzą mnie na pokuszenie”

Redakcja poleca

REKLAMA