„Po 50-tce czuję się, jakbym wygrała na loterii. Chodzę na randki i salsę, a zdanie innych mam gdzieś”
„Tomasz, mój były mąż, nazwałby to kryzysem wieku średniego. Moja córka, Marta, wzdychała, patrząc na moje kolorowe sukienki. Ale pierwszy raz w życiu nie czułam potrzeby tłumaczenia się przed nikim. Wiedziałam, że nie mogłam odzyskać straconych lat. Ale mogłam zrobić coś innego – zacząć od nowa”.

- Redakcja
Siedziałam na tarasie i patrzyłam, jak słońce powoli chowa się za horyzontem. Miałam 52 lata. Byłam rozwódką. I po raz pierwszy od dawna czułam się naprawdę szczęśliwa. To było dla mnie samej zaskoczeniem, bo jeszcze kilka lat wcześniej sądziłam, że po pięćdziesiątce życie kobiety zaczyna zwijać się jak stary dywan – coraz mniej miejsca na marzenia, coraz więcej kompromisów i rezygnacji. Wydawało mi się, że teraz już powinnam zaakceptować swoje miejsce – spokojne, przewidywalne, gdzieś na uboczu prawdziwego życia.
Teraz chcę być sobą
A jednak los potoczył się inaczej. Po rozwodzie zrozumiałam, że przez lata byłam kimś, kogo sama nie rozpoznawałam. Żoną, matką, gospodynią, ale nigdy Anną – kobietą, która miała własne pragnienia. Z dnia na dzień przestałam dostosowywać się do oczekiwań innych. Zamiast tego zapisałam się na kurs tańca, zaczęłam podróżować, eksperymentować z wyglądem, a nawet umawiać się na randki.
Tomasz, mój były mąż, nazwałby to kryzysem wieku średniego. Moja córka, Marta, wzdychała, patrząc na moje kolorowe sukienki. Ale pierwszy raz w życiu nie czułam potrzeby tłumaczenia się przed nikim. Wiedziałam, że nie mogłam odzyskać straconych lat. Ale mogłam zrobić coś innego – zacząć od nowa.
Były mąż ze mnie kpił
Spotkanie z Tomaszem miało być formalnością. Chciał „porozmawiać”, co oznaczało, że zamierzał mi coś wytknąć. Nie byłam głupia – znałam ten ton. Widziałam jego minę, gdy zobaczył mnie w kawiarni. Byłam w rozkloszowanej sukience w kwiaty, z włosami upiętymi w luźny kok i lekkim makijażem. Nie tak powinna wyglądać jego była żona.
Usiadł naprzeciwko i zanim zdążyłam się przywitać, wypalił:
– Nie poznaję cię. Zawsze byłaś rozsądna. A teraz? Kolorowe sukienki, podróże, randki? Jakbyś przeżywała kryzys wieku średniego.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Wiedziałam, że to powie.
– A może po prostu wreszcie żyję tak, jak chcę?
Zmarszczył czoło. Tomasz nigdy nie rozumiał ironii, zwłaszcza gdy dotyczyła jego samego.
– Żyłaś dobrze. Mieliśmy stabilne życie, dom, rodzinę…
– Miałeś. – Poprawiłam go spokojnie. – Ja miałam obowiązki.
Nie tego się spodziewał. Zamilkł na moment, bawiąc się łyżeczką. Był z tych mężczyzn, którzy nie radzą sobie, gdy rozmowa wymyka się im spod kontroli.
– Nie chcę się kłócić – powiedział w końcu. – Po prostu martwię się o ciebie. Marta też.
Miał do mnie pretensje
Oczywiście. Jeśli argument o stabilnym życiu nie działał, zawsze mógł użyć naszej córki jako karty przetargowej.
– Marta ma 26 lat. Nie musi się o mnie martwić – odparłam, upijając łyk kawy. – Właściwie to nikt nie musi.
– Wiesz, jak to wygląda? – Nachylił się do mnie. – Spotykasz się z jakimiś młodszymi facetami, latasz po mieście jak nastolatka.
Poczułam, jak ściska mi się żołądek. Nie złością, nie smutkiem, tylko pewnym zmęczeniem.
– Wiem dokładnie, jak to wygląda. Wygląda tak, że wreszcie robię coś dla siebie. A jeśli ciebie to boli, Tomaszu, to wybacz, ale to już nie mój problem.
Tego się nie spodziewał. Może myślał, że zacznę się tłumaczyć, że powiem coś w rodzaju „przesadzasz” albo „przykro mi, że tak to widzisz”. Ale nie miałam już ochoty łagodzić cudzego dyskomfortu kosztem własnego życia.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko pokiwał głową.
– No cóż. Widzę, że nic do ciebie nie dotrze.
Wzruszyłam ramionami.
– Może to ty powinieneś w końcu coś zrozumieć.
Nie odpowiedział. Wstał, rzucił pieniądze na stolik i wyszedł. Patrzyłam za nim przez moment, ale nie czułam żalu. Nie było już między nami nic, co mogłoby mnie obchodzić. Zapłaciłam za swoją kawę i wyszłam na ulicę. Włożyłam okulary przeciwsłoneczne i z uśmiechem ruszyłam przed siebie.
Córka też mnie nie rozumiała
Marta przyszła do mnie wieczorem, nie zapowiadając się wcześniej. To już był znak, że coś się święci. Stała w drzwiach z założonymi rękami, z miną, którą dobrze znałam – marszczyła czoło i zaciskała usta, jakby musiała powstrzymywać się od wykładu.
– Możemy porozmawiać? – zapytała sucho, przechodząc obok mnie do salonu.
Usiadła na kanapie i spojrzała na mnie jak nauczycielka na ucznia, który właśnie spalił zeszyt z pracą domową.
– Słyszałam, że widziałaś się z tatą – zaczęła.
Westchnęłam, siadając naprzeciwko.
– I?
– I był w szoku.
– Och, biedny Tomasz. Jak on to przeżyje? – rzuciłam z lekką ironią.
Marta przewróciła oczami.
– Mamo, naprawdę? Możemy chociaż raz porozmawiać poważnie?
– Cały czas rozmawiam poważnie – odparłam spokojnie.
Przez chwilę milczała, jakby szukała właściwych słów.
– Nie poznaję cię – powiedziała w końcu. – Zachowujesz się... dziwnie. Jakbyś miała dwadzieścia lat i nagle zaczęła szaleć.
– Czyli tak wygląda życie, kiedy nie siedzi się w kuchni i nie czeka na męża?
– Mamo, nie o to chodzi! Po prostu... randki? Z jakimś Igorem, który jest trochę starszy ode mnie?
– A co w tym złego? – Uniosłam brwi.
Marta prychnęła.
– To jest trochę żenujące.
Byłam zła
Te słowa uderzyły mocniej, niż byłam gotowa przyznać.
– Żenujące? – powtórzyłam powoli.
– Tak. Ludzie w twoim wieku...
– Co? Powinni robić na drutach i czekać na wnuki?
– Nie, ale... nie wiem. Po prostu to nie jesteś ty.
Przez chwilę tylko patrzyłyśmy na siebie.
– A może po prostu nigdy nie znałaś prawdziwej mnie? – powiedziałam cicho.
Marta nic nie odpowiedziała. Wstała, rzuciła krótkie „dobranoc” i wyszła. Zostałam sama, czując, jak po raz pierwszy dopada mnie cień wątpliwości. Po wyjściu Marty w mieszkaniu zapadła cisza, ale w mojej głowie panował hałas. Jej słowa odbijały się echem: „To trochę żenujące”, „Ludzie w twoim wieku...”.
Przeszłam do sypialni, rzuciłam się na łóżko i wbiłam wzrok w sufit. Może rzeczywiście przesadzałam? Może wyglądałam śmiesznie, próbując żyć inaczej, niż przewidywał dla mnie schemat „poważnej” kobiety po pięćdziesiątce? Tomasz kręcił głową. Marta patrzyła z zażenowaniem. Wszyscy oczekiwali, że będę skromną, stateczną kobietą, która nosi stonowane kolory, chodzi na wizyty u lekarzy i czeka na wnuki. Może powinnam się dostosować?
Nie zamierzałam się wycofać
Podniosłam się z łóżka i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wciąż byłam tą samą Anną. Może odważniejszą, bardziej świadomą, może noszącą sukienki zamiast bezkształtnych swetrów, ale wciąż sobą.
Westchnęłam i sięgnęłam po telefon. Przez chwilę wahałam się, ale w końcu wybrałam numer.
– Halo? – Igor odebrał po dwóch sygnałach.
– Masz ochotę na kawę? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał beztrosko.
– Z tobą zawsze.
Uśmiechnęłam się lekko. Może Marta nie rozumiała, może Tomasz nie akceptował, ale to było moje życie. I nie zamierzałam już się cofać.
To mi dawało szczęście
W kawiarni Igor czekał już na mnie z dwoma filiżankami espresso. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył, jakby cieszył się na sam mój widok.
– Pięknie wyglądasz – powiedział, przesuwając krzesło, bym mogła usiąść.
– Dzięki. – Zdjęłam płaszcz, czując, jak napięcie powoli ze mnie opada.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Igor opowiadał mi o swojej pracy, o podróży do Włoch, którą planował, o nowych krokach tanecznych, które ćwiczył. Słuchałam go z uwagą, ale w głowie nadal miałam słowa Marty.
W końcu westchnęłam i spojrzałam mu w oczy.
– Powiedz mi szczerze... Czy nie wyglądam śmiesznie? – zapytałam nagle.
Zmarszczył brwi.
– Śmiesznie?
– No wiesz... Kobieta po pięćdziesiątce, która zamiast siedzieć w domu i robić na drutach, biega na salsę i umawia się na randki?
Igor roześmiał się, kręcąc głową.
– Masz w sobie coś, czego nie widzę u młodszych kobiet. Prawdziwą pasję.
– Większość ludzi mówi mi, że powinnam się uspokoić.
– A po co? Żeby inni czuli się lepiej?
Zamilkłam, patrząc na niego. W jego oczach nie było cienia wątpliwości. Moje własne zaczęły znikać. Może to właśnie był ten moment, w którym naprawdę zaczęłam wierzyć, że po pięćdziesiątce życie może się dopiero zaczynać.
Nikt mi tego nie zabroni
Rodzinna kolacja miała być spokojna, ale wiedziałam, że to tylko pozory. Tomasz siedział z zaciśniętymi ustami, Marta z niecierpliwością bawiła się widelcem. Czekali, aż powiem coś, co będą mogli skomentować, skrytykować, może nawet podważyć.
Odłożyłam kieliszek z winem i spojrzałam na nich.
– Jadę do Włoch – powiedziałam spokojnie.
Zatrzymali się w pół ruchu. Marta jako pierwsza zareagowała.
– Słucham?!
– Zawsze chciałam tam pojechać. Znalazłam świetną ofertę, lecę za dwa tygodnie.
Tomasz pokręcił głową, jakby usłyszał największą bzdurę świata.
– To chyba żart.
– Nie żartuję.
Marta uniosła ręce w geście bezradności.
– Mamo, błagam cię, to nieodpowiedzialne. Samotna kobieta, tak daleko?
Uśmiechnęłam się.
– Jestem dorosła. I właśnie dlatego mogę robić, co chcę.
Tomasz prychnął.
– Myślałem, że w końcu się opamiętasz.
– Nie mam zamiaru – odpowiedziałam lekko.
Wstałam, czując w sobie spokój, jakiego dawno nie czułam. Nie musiałam już nikomu niczego udowadniać. Po raz pierwszy od lat czułam, że naprawdę żyję.
To była dobra decyzja
Siedziałam na tarasie małej kawiarni w Rzymie. Słońce powoli zachodziło, malując niebo na odcienie różu i pomarańczy. W dłoni trzymałam kieliszek chłodnego prosecco i z uśmiechem wsłuchiwałam się w dźwięki ulicznych muzyków grających włoską balladę.
Nikt nie mówił mi, że powinnam być gdzie indziej. Nikt nie pytał, czy to odpowiedzialne. Byłam tylko ja, moje życie i świat, który czekał, by go odkrywać.
Telefon zawibrował w torbie. Marta. Otworzyłam wiadomość:
„Mamo, chyba zaczynam rozumieć. Żyj, jak chcesz. Kocham cię”.
Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Po pięćdziesiątce życie naprawdę mogło się zaczynać – jeśli tylko człowiek na to pozwolił. A ja pozwoliłam.
Anna, 52 lata
Czytaj także: „Nie po to przeszłam na emeryturę, żeby niańczyć cudze dzieci. Dodatkowa kasa kusi, ale chyba wolę święty spokój”
„Byłam dobrą matką i brałam kredyty, żeby pomóc dzieciom. Teraz mam nędzną emeryturę, a one nie chcą mi pomóc”
„Mąż kpił, że chcę zrobić prawo jazdy po 50-tce, bo nie nadaję się na kierowcę. Teraz będzie się prosił o podwózkę”