Czasami mąż rano pyta mnie, czemu w nocy płakałam. Odpowiadam, że pewnie ten nowy tusz do rzęs albo krem mnie uczula. Bo niby co mam mu powiedzieć? Że płaczę nad swoją głupotą?
Moja mama zawsze mówiła o sobie, że jest towarem najwyższej jakości i nie może żyć bez otaczającego ją luksusu. Ojciec zaharowywał się, żeby matka miała co miesiąc co najmniej dwa tysiące na „waciki”. Czasami było mi go żal, gdy po powrocie z pracy zmęczony padał na fotel i usypiał.
Gdyby jeszcze mógł sobie pospać…
– Henryczku, gdzie się podziały moje perfumy? – budził go zirytowany głos mojej mamy, która właśnie szykowała się na partyjkę kanasty do przyjaciółki.
I ojciec zaczynał szukać po domu perfum, a mama denerwowała się, że on jest niezdarą i nie potrafi znaleźć czegoś tak prostego jak flakon perfum. Nigdy natomiast nie zastanowiła się, dlaczego ona nie jest w stanie zapamiętać, gdzie odłożyła którąś ze swoich rzeczy.
Bransoletki, kolczyki, kluczyki do samochodu. Ta kobieta nie mogła zapamiętać, żeby rzeczy odkładać na miejsce, a próba zwrócenia jej na to uwagi przekształcała się niemal w trzecią wojnę światową.
Udawało jej się to wszystko tylko dlatego, że mój ojciec ją kochał. Totalnie, bezwarunkowo. Był oddany jak pies i napalony jak królik. Kiedy miał siły.
„A kobietę niewolnik nudzi” – twierdziła mama
I kiedy on biegał od kontrahenta do kontrahenta, matka jeździła taksówką od przyjaciółki do przyjaciółki, po drodze zahaczając o mieszkanie kochanka.
Ja – choć miałam jakieś 14 lat – o nim wiedziałam, ojciec nie. To, a także złośliwe, pogardliwe komentarze mamy, wyśmiewające fajtłapowatość ojca niespecjalnie przysłużyły się mojej do niego miłości. Co więcej, zdecydowanie go nie szanowałam.
Dlaczego matka to robiła? Nie wiem. Może przez to próbowała czuć się lepiej? A może po prostu była złą i samolubną kobietą, w której, na swoje nieszczęście, zakochał się mój tata.
Matka wpoiła mi brak szacunku do mężczyzn
Teraz wiem, że nie szanowała także i kobiet, siebie nie wyłączając, choć pewnie zdziwiłaby się, gdyby ktoś jej to powiedział. Od najmłodszych lat wbijała mi do głowy, że kobieta jest „towarem”, który należy jak najlepiej opakować i zadbać, żeby został wystawiony na jak najbardziej eksponowanym miejscu życiowej „sklepowej” półki.
– Jeśli na każde zawołanie dasz facetowi to, czego od ciebie chce, czyli seks – mówiła – nie będzie cię szanował. Nigdy nie szanuje się tego, co jest na wyciągnięcie ręki. Ale kiedy seks staje się nagrodą, wtedy mężczyzna zrobi wszystko, by na nią zasłużyć. Jesteś ładniejsza ode mnie, inteligentniejsza.
Na pewno uda ci się upolować kogoś lepszego niż twój tata. Tylko musisz myśleć strategicznie.
Lepszego, czyli bogatszego. W dorosłe życie weszłam więc jako klon mojej rodzicielki. Byłam absolutnie przekonana, że takie traktowanie stosunków damsko-męskich jest jedynie właściwe. Może gdybym miała inne przyjaciółki, albo przytrafiłaby się mi jakaś życiowa lekcja, która zmieniłaby moje spojrzenie, to może moja historia potoczyłaby się inaczej.
Jedyne, co odróżniało mnie od mamy, to przekonanie, że kobieta nie może być tylko lalką, którą mężczyzna ma pięknie ubierać. Że jej jedynym życiowym powołaniem jest upolować bogatego męża, dać mu dziecko lub dwoje, a potem już tylko leżeć i pachnieć.
Dzięki mamie znam mnóstwo takich kobiet
Ale we mnie tkwiła potrzeba, by zostać kimś. Coś ważnego w życiu robić. Nie, nie marzyłam o naprawianiu czy polepszaniu świata. Chciałam zwiększyć swoją wartość. Dlaczego? Taki zaślepiony miłością facet jak mój ojciec zdarzał się raz na tysiąc. Albo i milion.
Zanim dorosłam, nasłuchałam się opowieści psiapsiółek mamy, które zostały odstawione na boczny tor, bo mąż dostrzegł pierwsze zmarszczki, albo nie spodobał się mu efekt kolejnej operacji plastycznej – i sięgnął po naturalną młodość. Brak miłości i przywiązania najczęściej występuje po obu stronach.
A handel wymienny jest prosty – ty mi piękno i podnietę, ja ci luksus. Więc dlaczego mam ci dawać luksus, kiedy już nie możesz zapewnić mi piękna i rozkoszy odpowiedniej jakości?
Postanowiłam być sprytna i się zabezpieczyć. Chciałam, żeby mężczyźni mnie podziwiali, szanowali i byli gotowi wiele dla mnie poświęcić, żeby mnie zdobyć. I żeby nigdy nie mówili o mnie tak, jak czasami słyszałam, jak mówili o swoich pięknych żonach-lalkach. Z lekką pogardą i drwiną.
Po studiach pracowałam jak szalona
Wreszcie zdobyłam stanowisko dyrektora kreatywnego w jednej z dużych agencji reklamowych. Przyznaję – w osiągnięciu celu bardzo pomogli mi moi dwaj, strategicznie wybrani kochankowie. Bardzo pilnowałam, by te romanse nie wyszły na jaw.
Nie chciałam być uznana za dziwkę – wciąż moim naczelnym celem było bowiem zdobycie bogatego męża. Dlaczego? Być może po wielu latach ciężkiej pracy mogłabym zarabiać takie pieniądze, jakie by mnie zadowoliły, ale w ogóle nie miałabym czasu i siły na ich wydawanie.
A przecież o to w tym chodzi, prawda? To jest to szczęście, do którego dążymy. Dlatego nie angażowałam się w żaden związek. Kiedy dostałam stanowisko, pożegnałam się z ostatnim kochankiem i rozpoczęłam prawdziwe polowanie. Miałam już 31 lat i na rynku tak zwanych żon trofeów mogłam uchodzić za babcię. Ale ja byłam wyjątkowa.
Regularnie chodziłam na firmowe rauty i wyjeżdżałam na konferencje krajowe i zagraniczne. Wiedziałam, że w takim miejscu trafię wreszcie na tego wyśnionego, który otoczy mnie luksusem. Z grona kandydatów wykreśliłam młodych napaleńców, którzy w głowie mieli wielkie plany, a w kieszeni pustkę.
Ciągnęło ich do mnie – byłam ładna, seksowna, na stanowisku, mogłam nie tylko dać im rozkosz, ale i ułatwić start w pracy. Ale przecież nie o to mi chodziło, prawda? Ja chłodnym okiem drapieżnika szukałam swojej ofiary.
Życie bywa jednak okrutnie przewrotne
Niby to uśmiecha się do nas przyjaźnie, puszcza oko, żeby chwilę później roześmiać nam się w twarz z błazeńskim chichotem pełnym drwiny.
Nie wiem, jak to się stało, że się zakochałam. Maćka spotkałam na zawodowym raucie, gdzie bardziej chodziło o omówienie kolejnej kampanii reklamowej niż luzackie rozmowy i wypicie paru drinków. Maciek był wspólnikiem konkurencyjnej firmy, z którą razem mieliśmy przeprowadzić ogólnokrajową kampanię reklamową.
Roboty i uzgadniania wspólnych działań było co niemiara. Potem, jakby dla odświeżenia umysłu, oboje wylądowaliśmy w hotelowym łóżku. A nad ranem wracaliśmy do dyskusji o reklamowej strategii. I tak przez parę tygodni, aż nasze wspólne działanie zakończyło się sukcesem.
Tyle że biznesowe gadki po godzinach wypełnionych namiętnością nie uchroniły nas przed miłością. I zamiast pożegnać się i wrócić do swojego życia – ja do samotności myśliwego, on do żony – zaczęliśmy się coraz częściej spotykać. I skończyło się gadanie o pracy.
Czułam wyraźnie przyspieszone bicie serca na jego widok, tęsknotę, gdy go nie było obok mnie. Zapach jego doskonałych drogich perfum towarzyszył mi dniami i nocami. Chciałam go mieć dla siebie, na własność.
Był moim wymarzonym
Po czterech miesiącach – gdy jedliśmy kolację przy świecach w luksusowym hotelu pod miastem (miałam tego dnia urodziny) – spytałam Maćka o żonę.
– Tylko mi nie mów – zaśmiałam się – że ona cię nie rozumie, że nie sypiacie ze sobą od paru lat i w ogóle, że żyjecie ze sobą jak osoby, którym w hotelu przypadkowo dano ten sam klucz do jednego pokoju. Chcę znać prawdę.
– Na pewno? Całą prawdę?
Kiwnęłam zdecydowanie głową, że „tak”.
– No więc ona mnie kompletnie nie rozumie, nie sypiamy ze sobą od dwóch lat. Z drugiej strony łączy nas przyjaźń, zatem w swoim towarzystwie nie czujemy się jak dwoje przypadkowych hotelowych gości, którym dano ten sam klucz do jednego pokoju.
Nie pytałam dalej, gdyż Maciek wyjął z kieszeni kluczyki do sportowego mercedesa, który kupił mi w prezencie. Niemal się rozpłynęłam z radości.
Tak, chyba można powiedzieć, że oszalałam na punkcie Maćka. Kochaliśmy się, a w dodatku dzięki jego pieniądzom stać mnie było na wszystko. Bajka. Tylko że prawdziwe bajki nie zdarzają się w życiu.
Trzy miesiące później wzięłam sprawy w swoje ręce. Maciek jakoś nie mógł się zdecydować, by porozmawiać z żoną o rozwodzie. Nie mogłam dłużej czekać. Nie chciałam. Więc pewnego dnia zadzwoniłam do drzwi willi Maćka. Otworzyła mi elegancka kobieta około pięćdziesiątki. Myślałam, że to matka albo teściowa Maćka. Okazała się jego żoną.
W tym momencie poczułam, że dzieje się coś niedobrego. Ale skoro przyszłam, to powiedziałam po co.
– Więc mówi pani, że połączyła was wielka miłość? – kobieta spytała bez cienia złości w głosie i zaprosiła mnie do salonu na kawę.
Pokój był urządzony z przepychem i smakiem
Wiszące na ścianach obrazy z pewnością musiały być warte fortunę. Chętnie bym tu zamieszkała, ale… Pani Barbara przyniosła kawę w maleńkich porcelanowych cackach i usiadła w fotelu naprzeciwko mnie. Uśmiechnęła się łagodnie.
– Oczywiście nie chcę stawać na drodze wielkiej miłości – powiedziała. – Z przyjemnością dam Maćkowi rozwód, jeśli tego właśnie chce.
Przez chwilę w milczeniu patrzyłyśmy na siebie.
– To wszystko jest pani – powiedziałam.
– Absolutnie wszystko. I nie byłam tak zaślepiona, by nie spisać intercyzy. Mogę mu dać co najwyżej tego podrobionego Kossakam – wskazała ruchem głowy obraz ze szwoleżerem skaczącym na koniu przez płot. – Zdradzający mąż nie zasługuje na więcej. Pytanie tylko – uniosła filiżankę do ust – czy on będzie się chciał tego wszystkiego pozbawić dla miłości. Może jeśli jest ona prawdziwa… – niespodziewanie mrugnęła okiem.
W tym momencie zrozumiałam, że oto zajrzałam w całkiem inny i jednocześnie bliźniaczo podobny świat do tego, w którym się wychowałam. Tylko że tu kobiety pełnią rolę taką, jak w moim świecie mężczyźni.
Wróciłam do swojego mieszkania, i myślałam całą noc
Następnego dnia spotkałam się z Maćkiem i powiedziałam, co zrobiłam.
– Wiem – powiedział. – Barbara mi powiedziała.
Chwila milczenia. Czekałam.
– Zawsze chciałem mieć bogatą żonę. Jestem przystojny, dobry w łóżku, i nie lubię za bardzo harować. Praca tak, ale bez stresu, że jak mi się nie uda, to nie będę miał na rachunki, kredyty. Chciałem mieć wszystko najlepsze, i czas, by z tego skorzystać.
Pewnego dnia spotkałem Barbarę. Wdowa po przemysłowcu. Bez jej pieniędzy jestem goły – spojrzał na mnie smutnymi oczami. – Nie mam nic prócz swojej miłości do ciebie. Ale z tego, co się zorientowałem, ty szukasz bogatego męża.
Patrzyliśmy na siebie, jak w lustrze. Różniła nas tylko płeć. Kochaliśmy się, ale nasza miłość nie była wystarczająco mocna. Nigdy więcej się nie spotkaliśmy. Dwa lata później wyszłam za mąż za mężczyznę, którego pozazdrościła mi moja matka. A właściwie jego konta w banku i hojności. Urodziłam mu dwoje dzieci, lubię go i nawet jeszcze ani razu go nie zdradziłam.
A jednak co noc widzę oczy Maćka
Tęsknię za nim. Zastanawiam się, jakby to było, gdybyśmy byli razem. I że chyba podjęliśmy decyzję najgorszą z możliwych, chociaż los dał nam szansę. Bo tak naprawdę naszym celem jest być szczęśliwym, tylko… nie rozumieliśmy, co nam to szczęście da.
Że przecież oboje mieliśmy pracę, dobre pensje. Że może razem udałoby się nam wyjść z tego nienormalnego świata łowców i ich ofiar. Świata, gdzie właściwie każdy zwycięzca okazuje się w końcu przegranym.
Czytaj także:
„Zawsze wierzyłam w przyjaźń damsko–męską. Teraz wiem, że byłam naiwna i płacę za to wysoką cenę”
„Majątek był dla nich ważniejszy niż chora matka. Boleśnie przekonałam się, że na rodzinę prawie nigdy można liczyć”
„Bogatym bachorom nie chciało się uczyć, więc korzystałem z tego. Żyłem jak król dzięki tym obibokom”