Reklama

Jeszcze pół roku temu moje życie było uporządkowane i poukładane, ale strasznie nudne. Miałam dość codziennej rutyny zdominowanej przez obowiązki zawodowe i rodzinne. W końcu doszłam do wniosku, że przecież nie jestem stara i potrzebuję się trochę zabawić, a na męża w tej kwestii liczyć nie mogłam. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, ale teraz bardzo tego żałuję.

Reklama

Nigdy nie miałam lekko, zawsze tylko pod górkę. Co z tego, że mam męża, skoro na dobrą sprawę mogę liczyć wyłącznie na siebie? Rodzice nie chcą utrzymywać ze mną kontaktu. Są obrażeni, bo nie miałam zamiaru robić tego, co mi narzucali. Wyszłam za mąż za innego faceta, aniżeli sobie życzyli, nie zostałam matką oraz nie wkopałam się w kredyt hipoteczny na 30 lat. Jest to przykre i bolesne, ale przecież nikogo do niczego nie zmuszę. Jednak jak się mocno zestarzeją i staną niedołężni, niech nie liczą na moje wsparcie.

Wiem, że dla wielu osób to nie do pomyślenia. Wychodzę z założenia, że więzy krwi to zdecydowanie za mało. O relacje trzeba dbać i jest to praca obustronna. W każdym razie pracuję ciężko i po prostu zapragnęłam odpocząć. Z mężem nie układało mi się jakoś wybitnie. Prawdę powiedziawszy, coraz bardziej oddaliśmy się od siebie, a ja tęskniłam za bliskością. Przez to narobiłam tylko głupot, ale doigrałam się na własne życzenie.

Brakowało mi męskiej adoracji

Damian, Marek, Krzysiek – nie zamierzałam się ograniczać do spotkań tylko z jednym mężczyzną. Nie musiałam przecież szukać czegoś na stałe, w końcu miałam męża. Wstyd mi było przyznać się przed samą sobą, że nieco tęskniłam za uwagą ze strony mężczyzn. Adam, mój ślubny, mi tego nie dawał. Wydaje mi się, że my, kobiety, najzwyczajniej w świecie tego potrzebujemy – bez względu na to, jak wysokie jest nasze poczucie własnej wartości.

Mąż był do reszty zafiksowany na punkcie pracy i świata poza nią nie widział. Chyba zapomniał, że jest żonaty. Moje prośby o poświęcanie mi więcej czasu spełzały na niczym. Przypominały walenie grochem w ścianę. Rzuciłam się zatem w wir romansowania i co tu kryć, seksu sobie nie odmawiałam.

Damian był sporo młodszy ode mnie, ale jego pewność siebie podziałała na mnie niczym magnes. W łóżku w mig załapał, co sprawia mi przyjemność i dosłownie wyniósł mnie na wyżyny rozkoszy. Dla przeciwwagi Marek był starszy, mniej spontaniczny i oficjalnie w stałym związku. Igraszki z nim może nie były zbyt porywające, ale miały też plusy. Z kolei Krzysiek mieścił się gdzieś pośrodku między Damianem a Markiem. Tylko jemu zaczęło na serio na mnie zależeć, co niejednokrotnie podkreślał w rozmowach. Był wyjątkowo czuły i w przeciwieństwie do konkurentów, o których istnieniu nie wiedział, nie miał ciśnienia na seks. Chciał się spotykać po to, aby lepiej mnie poznać. Oczywiście słowem mu nie pisnęłam, że jestem mężatką.

Ostatnią rzeczą, jakiej w tym momencie pragnęłam, było zaangażowanie. Być może odcinałam się od swoich emocji, ale tak właśnie funkcjonowałam od dawna w swoim małżeństwie. Chyba bałam się poczuć coś więcej, aby uniknąć cierpienia. Póki co skakałam z kwiatka na kwiatek, nie zastanawiając się zbytnio nad konsekwencjami, jakie mogą z tego wyniknąć.

Zabawa miała inny finał, niż planowałam

– No nie wierzę – burknęłam pod nosem, wpatrując się w wynik testu ciążowego.

Dwie kreski. Dla mnie to jak wyrok, bo nigdy nie widziałam siebie w roli matki. Od jakiegoś czasu nie najlepiej się czułam. Byłam osłabiona, miałam zawroty głowy i mdłości. Od razu zapaliła się w mojej głowie czerwona lampka, aczkolwiek po cichu łudziłam się, że to przemęczenie. Test ciążowy rozwiał wszelkie wątpliwości.

Dodatkowo wizyta u ginekologa potwierdziła najgorsze obawy. Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, co ja teraz miałam zrobić. Nigdy wcześniej nie byłam do tego stopnia przerażona. Nie miałam nawet pojęcia, kto może być ojcem – Damian, Marek czy też Krzysiek? A może jednak Adam? W naszej sypialni nie panowała totalna posucha, ale fajerwerków i ekscytujących uniesień nie było. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mąż wypełnia swój obowiązek i tyle. Jedynie testy DNA potwierdziłyby, kto wygrał los na loterii, ale w mojej sytuacji było to zbyt ryzykowne. Jeżeli okazałoby się, że nie jest to dziecko Adama, zostałabym z niczym. Na bank puściłby mnie z torbami, ponieważ zdrady by nie wybaczył.

Zdecydowałam się żyć w kłamstwie

– Słuchaj, musimy pogadać – oznajmiłam mężowi, gdy wieczorową porą siedział przed telewizorem.

– Coś się stało? – zapytał, odkładając telefon, w którym właśnie coś przeglądał.

– Właściwie to tak – starannie unikałam jego świdrującego wzroku. – Jestem w ciąży.

Milczał przez dłuższą chwilę.

– To pewne? – czekałam, aż się wreszcie odezwie.

– Tak, byłam u lekarza.

Bez słowa wziął mnie w ramiona i mocno przytulił. Wyznał, że od dawna nic nie sprawiło mu takiej radości, autentycznie był szczęśliwy.

– Tak bardzo chciałem zostać tatą, dziękuję – nie krył wzruszenia.

Rozpłakałam się, a on zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Rozkleiłam się totalnie, bo było mi potwornie głupio. Nienawidziłam siebie i miałam ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. Mój Boże, byłam idiotką do kwadratu. Co mnie w ogóle opętało? Po kres moich dni będę pluła sobie w brodę, ale Adam w żadnym wypadku nie może poznać strasznej prawdy.

Z powodu ciąży miałam o sobie fatalne mniemanie. Układałam w głowie czarne scenariusze, a na domiar złego Krzysiek nie dawał mi spokoju. Ciągle wypisywał i wydzwaniał. Poinformowałam go, żeby dał mi spokój, bo nic z tego nie będzie, ale się nie poddawał. Zablokowałam więc jego numer, lecz nadal się obawiałam, że będę mieć przez niego kłopoty. Tymczasem Adam promieniał.

– Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem pod słońcem – często to powtarzał, co tylko pogłębiało moje kolosalne poczucie winy.

Kiedy wybraliśmy się na zakupy dla malucha, niewiele brakowało, a powiedziałabym mu wszystko niczym na spowiedzi. Wychowywanie dziecka w kłamstwie będzie nie lada wyzwaniem i nie jestem pewna, czy mu podołam.

Z całego serca chciałabym cofnąć czas i kierować się rozumem, a nie chęcią zaspokojenia przyziemnych potrzeb. Paradoksalnie, dzięki ciąży między mną i Adamem nawiązała się nić porozumienia, którego tak mocno mi brakowało. Jak to się potoczy, na próżno zgadywać – jeżeli poniosę karę za swoje występki, to przyjmę ją z pokorą.

Anita, 37 lat

Reklama

Czytaj także:
„Moje dzieci mają oczy po mężu, teściu i szwagrze. Na szczęście mężczyźni z tej rodziny są podobni jak krople wody”
„Mam 65 lat i dużo młodszego kochanka. Sąsiadki patrzą krzywo, ale to nie moja wina, że chłopcy lubią bogate emerytki”
„Miałam dość harowania w domu, więc zatrudniłam nianię. Zaopiekowała się nie tylko moją córką, ale też mężem”

Reklama
Reklama
Reklama